poniedziałek, 17 lipca 2017

Rozdział 21. - Planowanie

Kilka godzin przed zaginięciem Dantego, Szpital Fundacji Huntik, Manhattan, Nowy Jork
   Juliette Ray rozsiadła się beztrosko naprzeciw Dena. Chłopak nie reagował na jej obecność. Nie chciał robić scen. Nie chciał być jak ona.
  - Czy uważasz siebie za idiotę? - Zaczęła Shiro. Den spojrzał na nią z ukosu. Ignorowanie jej pytań również było robieniem scen. Musiał dać się jej wyżyć, cokolwiek by nie wymyśliła.
  - A powinienem?
  - A wiesz, że tak?
  - Ty naprawdę myślisz, że nazywanie mnie idiotą coś zdziała?
  - Stwierdzam fakty.
   Phils westchnął zdenerwowany. Zaraz potem do stolika podeszła kelnerka, która na kelnerkę by nie wyglądała, gdyby nie mały notesik w ręku.
  - Co podać?
  - Dla mnie stek z frytkami i colę. - Powiedział z Den.
  - A są jakieś kurczaki? - Podniosła rękę Shiro.
  - Em... Udka, ostre skrzydełka i pierś w ziołach.
  - Udka poproszę. Z ziemniakami.
   Kelnerka zapisała zamówienia i poszła. Juliette zakręciła kosmyk włosów na palcu.
  - Wiesz dlaczego stwierdziłam, że jesteś idiotą?
  - Znowu się zaczyna...
  - Bo nabrałeś się na oczywistą pułapkę Henrietty!
   Den pokręcił zirytowany głową, lecz po chwili jego wzrok się zmienił. Może była w tym jakaś racja?
  - Tak, Den! W końcu to rozumiesz! Co przyszło ci do głowy? Powiedzmy, że współpraca z Henriettą, albo spisek. To nie ma żadnego sensu. Po co miałabym spiskować i zmieniać wygląd, gdy, jak widzisz, spowodowało to tylko kłótnie i wyżywanie się na mnie? - Uniosła brew. Phils skrzyżował ręce.
  - Może po to, że gdy będziemy działać w twojej sprawie, Henrietta zaatakuje?
  - Jak, do cholery, miałabym by kogoś osłabić zmianą wyglądu?
  -  Nie wiem, ale wiem, że Lok i Sophie są teraz sami w Wenecji i coś może im się stać! - Krzyknął, bo dopiero teraz zorientował się, że jest szansa na złe zdarzenia.
  - Jesteś żałosny, Den... Henrietta manipuluje takimi, jak ty. Moja zmiana wyglądu zaszła tylko dlatego, że ona podejrzewała, że z kimś jestem. Skłócenie mnie i osób, które mi pomagają było jej priorytetem, i nie ma na to innego wytłumaczenia! - Walnęła pięścią w stół. - A jeśli wrócisz do Wenecji i zastaniesz tam martwego Loka i Sophie, to obiecuję, że wynoszę się z stamtąd jak najszybciej!
   Wzięła talerz od kelnerki, która akurat przyszła do stołu, i skierowała się w inne miejsce. Kobieta spojrzała na załamanego Dena z żalem.
  - Problemy z dziewczyną, co?
  - Ech... Daj mi po prostu ten stek...
Kelnerka podała mu danie, a Phils spojrzał na nie z wyrzutem, jakby było czemuś winne. Juliette siedziała daleko i niechętnie wcinała udka. Den nie chciał już więcej kłótni. Usiadł naprzeciw niej.
  - Okej. Wygrałaś.
  - Seeerio? - Uniosła brew.
  - Serio. Przekonałaś mnie, że kłócenie się nic nie da. I nie mamy żadnych dowodów, że zamierzacie coś złego.
   Juliette wzruszyła tylko ramionami. W głębi duszy była jednak bardzo uradowana.
  - To wyszło za szybko. - Stwierdziła. - Wasza drużyna dostała tyle zmian, że nie wytrzymaliście.
  - Racja... Poza tym Sophie to wszystko podsycała. Teraz, kiedy miała więcej czasu na sprawy prywatne, znowu dopadły ją obowiązki i zaczęła się martwić o Loka. Dlatego była taka zła.
  - Z natury Sophie i ty jesteście nerwowi. - Zerknęła na niego z nad talerza.
  - Nie pomagasz. - Odparł Den i zaraz potem zaśmiali się razem.

~~~

Następnego dnia, dom drużyny Loka Lamberta, Wenecja
   Lok otworzył im drzwi, a Den, Juliette i Tek prędko weszli do domu. Bowiem pierwszy raz od rozpoczęcia lata padało. Den chciał uściskać Lamberta na powitanie, ale on odsunął się. Sophie ukryła twarz w dłoniach.
   Den nie wiedział, dlaczego jego przyjaciele tak się zachowują.
  - O co chodzi...? - Zapytał niepewnie. Shiro i Tek spojrzeli wyczekująco na Loka.
  - Dante...
   Den złapał go za ramiona i potrząsnął nim.
  - Co z nim?
  - Nie ma go... - Odparł Lambert.
  - Nie żyje. - Powiedziała Casterwillówna.
  - Nie wierzę. Dante nie mógł zginąć. Dlaczego tak myślicie? - Phils puścił szkota.
  - Był z nami. - Ciągnęła Sophie. - Wraz z Zhalią przyleciał do Wenecji. Mieli pomóc nam w misji, ale tam... Tam był Kiel! - Krzyknęła przez łzy, które ukrywała pod dłońmi. Podleciał do niej Cherit, by dodać jej otuchy.
  - To nie może być prawda, Sophie. - Den próbował cokolwiek wymyślić. - Najlepszy łowca Fundacji miałby zginąć w starciu z nim? Ty go pokonałaś, Dante też musiał.
  - Jeżeli tak mówicie... - Po raz pierwszy odezwał się Tek. - Wierzę wam, że Dante jest silny, mimo że go nie znam, ale Kiel pewno nie jest gorszy. To najlepszy wojownik Henrietty. Zaraz po mnie i Juliette.
  - Więc go wyszkoliła... - Powiedziała Sophie. - To jeszcze gorzej. - I znów zaniosła się w szloch.
  - Weźcie się w garść!
   Sophie przestała płakać i uniosła głowę. Shiro kierowała palec w jej stronę z groźną... Groźno-słodką miną. Wkurzyła się.
  - Nie znam Dantego i nie jest mi tak trudno, jak wam, więc teraz ją przejmę pałeczkę! - Krzyknęła albinoska. - Zamiast siedzieć i płakać przydałoby się dokładnie przeszukać Wenecję.
  - Nie jesteśmy tacy głupi, Juliette. - Rzekł Lok. - Już szukaliśmy...
  - To zróbcie to jeszcze raz. To na pewno lepsze niż siedzenie tutaj i użalanie się nad sobą.
    Sophie westchnęła. Słowa białowłosej ją uspokoiły, bo nosiły w sobie rację. Czuła też, że albinoska wcale nie jest taka zła. Jako jedyna starała się opanować sytuację. Zawsze lepiej było coś robić, niż siedzieć bezczynnie.
  - Musimy coś ustalić. - Powiedział Lok, gdy zauważył lepszy stan Casterwillówny.
  - Co proponujesz? - Spytał Den. - To ty jesteś liderem.
  - Na początek... Den, pójdź do Zhalii. Ciągle siedzi w pokoju i płacze. Sądzę, że jest jeszcze jakiś inny powód, ale nie chce ze mną porozmawiać. Może tobie się uda.
   Den kiwnął głową i poszedł na górę.
  - A my... - Kontynuował Lok, ale nie mógł znaleźć odpowiednich słów. Ruszył w stronę kanapy, na której leżał niechlujnie zostawiony Holotom. - Holotomie, pokaż mapę Wenecji.
   Lambert skinął ręką do rodzeństwa, by podeszło.
  - Podzielimy się na trzy grupy. Ja z Cheritem pójdę do tej części, Sophie do tej, a wy z Denem skierujecie się tu. - Pokazywał poszczególne obszary. - Tak będzie najlepiej. Jeśli coś się stanie, w każdej chwili będziemy mogli się ze sobą skontaktować przez telefon.
  - Dobry pomysł, Lok. - Odezwała się Sophie. - Ale przydałoby się szukać w opuszczonych budynkach i ciemnych uliczkach. Dantego nie będzie w pierwszym lepszym miejscu. Jeżeli gdzieś jest, to pewnie nieprzytomny...
  - Mhm... Więc wszystko ustalone, poczekajmy na Dena.
  - Nieprawda. - Juliette przygryzła wargi. - Moje włosy. Co, jeśli gdzieś tu jest Kiel? Wcześniej byłam w Nowym Jorku, ale teraz, gdy mnie zobaczy, dostanie furii.
  - Ech... Nie będę narażać cię na niebezpieczeństwo. - Sophie nie była zadowolona, ponieważ odpadła jej osoba do poszukiwań.
  - I nie puszczę Teka beze mnie. Musicie iść we czwórkę.
  - Rozumiem... - Westchnął Lok. - Możecie popilnować domu. Boję się, że Zhalia się wymknie. Znając jej charakter, to dość prawdopodobne.
   Juliette i Tek przytaknęli.
   - Dlaczego przyjechaliście tak wcześnie? - Sophie zmieniła temat, uznając nowy za ciekawszy.. - Słyszałam od Dena, że rada chce was przetrzymać.
  - Naprawdę? - Shiro przeciągnęła końcówkę wyrazu. - W szpitalu nie było żadnych problemów, pewnie dlatego nas wypuścili. No i Den ich przekonał.
   Casterwillówna uniosła brew.
  - Pogodziliśmy się z nim. - Dodał Tek.
  - A raczej; wyjaśniłam mu, dlaczego jesteśmy godni zaufania. Porozmawiał z Metzem, a on zdecydował się nas odesłać. - Powiedziała Ray.
  - Wyjaśniłaś mu? Chętnie bym posłuchała.
   Jednak w tym momencie przyszedł Phils.
  - I jak? - Zapytał Lok gorączkowo.
  - Nie wpuściła mnie do pokoju, krzyknęła kilka niemiłych słów... Szkoda gadać. - Wykrzywił usta.
   Blondyn pokręcił głową, po czym wstał z kanapy. Wziął z komody swoją sakiewkę z Tytanami i poszedł do drzwi. Sophie i Den poszli za nim. Wszyscy byli już przygotowani.
  - Cherit, chciałbyś pójść z Denem do wschodniej części Wenecji? - Spytał się Lok.
   Stworek był trochę rozkojarzony, lecz po chwili zorientował się, że Lambertowi chodzi o bezpieczeństwo Dena i dyskretnie mrugnął do niego oczkiem.
   - Oczywiście. - I wleciał do niedużego plecaka bruneta.
   - Jeżeli nie wrócimy o siedemnastej, to znaczy, że coś nam się stało. Powiadomcie wtedy radę. - Lambert zwrócił się do rodzeństwa, po czym otworzył drzwi i z pozostałą trójką wyszedł.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jak ja siebie kocham... Mówiłam, że są małe szanse na rozdział w wakacje? Od razu wróciła mi wena i go napisałam. 
Może i miał się kończyć kilkaset słów dalej, ale myślę, że i to jest zadowalające, jak na taką przerwę.

sobota, 15 lipca 2017

Kilka zdjęć Shiro-Juliette

Żeby umilić Wam czekanie na rozdział, wstawiam kilka zdjęć Juliette w nowym wyglądzie. Nie zwracajcie uwagi na strój :v












piątek, 14 lipca 2017

Informacja

Wierzę, że są tu osoby, które nie komentują tylko dlatego, że nie mają rączek, a mimo to z uwagą czytają każdy rozdział. Więc...
Informuje wszystkich, że rozdział może się pojawić dopiero po wakacjach. Nie musi, ale może, ponieważ mam bardzo mało czasu.
A jeśli jakoś pojawi się przed wrześniem, to pewnie będzie to jedyny rozdział na okres wakacyjny.

sobota, 10 czerwca 2017

Rozdział 20. - Krokodyle w kanałach

Jedna z opuszczonych kamienic, Wenecja, Włochy
   Łowcy z Fundacji Huntik i ludzie Henrietty nadal walczyli. Dawni fanatycy powoli przegrywali. Miejsce, w którym nie mogli użyć większości Tytanów oraz zaklęć, trafiło w czuły punkt. Nie znali się na walce wręcz tak dobrze, jak ich przeciwnicy. Wygrana nie była dla nich pisana. 
   Kiedy Lok załatwił ostatniego z tych "lepszych", reszta postanowiła się poddać. Ktoś z nich krzyknął, że mają uciekać i wszyscy jak szczury zerwali się do biegu.
   Zwycięzcy mogli odsapnąć. Cherit sfrunął zmęczony na ziemię, a Lok wziął go w ramiona. Sophie oparła się o ścianę. Tylko Zhalia była niespokojna. 
   Sophie nie odpoczywała długo. Zaraz wzięła holotom do rąk i nakazała ponownie przeanalizować kamienicę.
  - Więc sądzisz, że problemem jest dziura? - Zapytała się Zhalii. Moon wyrwała się z zamyśleń.
  - Tak. Czy nie lepiej po prostu to sprawdzić? - I skierowała się w stronę schodów.
   Uszkodzenie było duże. Zhalia musiała mocno się schylić, żeby z odległości spojrzeć w głąb dziury. Nie miała pewności, że inne stopnie się nie zapadną. 
   Na dole widniała woda. Kanały. Moon przekręciła głowę, próbując zerknąć na boki kanałów. Ujrzała w cieniu złote światło połyskujące co sekundę. 
  - Jest. 
  - Ale co? - Lok podniósł się z zakurzonego fotela.
  - Jakieś światełko, sama nie wiem. Chyba... 
   Zhalia cofnęła się o krok i zakryła ręką usta. Momentalnie pobiegła do starego wiadra, stojącego w rogu pokoju. 
  - Zhalia?! Co się dzieje?! - Sophie potruchtała w jej stronę, jednak zaraz zdała sobie sprawę, że jej znajoma zwyczajnie wymiotuje. 
   - Nic mi... Nie jest. - Odparła ledwo kaszląc. Pooddychała trochę i zabrała się za kontynuowanie. - Chyba będziemy musieli tam zejść. Po bokach widziałam półki, na których można stanąć. 
   - Ale ty zostajesz, moja panno. - Cherit podleciał do Zhalii i łapką pokierował ją na fotel.
   - Cherit ma rację. My to sprawdzimy, a ty tu odpocznij. - Powiedział Lambert. 
   Zhalia powolutku przeszła na siedzenie. Została sama z Cheritem, reszta zniknęła pod schodami. Czarnowłosa przyłożyła rękę do brzucha w celu uśmierzenia bólu. Zaraz potem wyciągnęła z kieszeni telefon. Dantego nie było dłużej, niż sądziła. Nie mógł na środku Wenecji walczyć z Kielem przez tyle czasu. Skoro nie wracał, to na pewno coś się stało. Moon podniosła się z fotela.
  - Ej, nigdzie cię nie puszczę. - Cherit pojawił się przed nią jak widmo. 
  - Muszę znaleźć Dantego... 
   Jej głos był słaby, do tego ciągle potwornie bolał ją brzuch. Sama zdała sobie sprawę, że nie będzie potrafiła teraz go szukać. Zmarszczyła brwi. Nadal była nadzieja - jej wierny, maskujący się Tytan. 
  - Gareonie... 
   Gad pojawił się przed Zhalią. Zaskrzeczał uradowany tym, że jego pani go wezwała. 
  - Gareonie, znajdź Dantego. I nie daj się zauważyć.

~~~

W tym samym czasie u Loka i Sophie
  - Tu nic nie ma. - Burknęła Casterwillówna. - Żadnego światełka, jak mówiła Zhalia. 
  - Poszukajmy jeszcze, może je przeoczyliśmy. - Nad ręką Loka jaśniała burza błysków.
  - Tu są kraty, tam są kraty! W tak ciasnym miejscu trudno by było coś przeoczyć. 
  - Właśnie. Co to za kraty? - Lok wskazał palcami na dwie kraty skierowane na przeciwko siebie w odległości około piętnastu metrów. 
  - To jest stara ochrona zabezpieczająca Wenecję przed zalaniem. Widzisz tę belkę na dole?
  - Mhm. 
  - Gdy poziom wody w kanałach będzie za wysoki, przeleje się przez barierkę i wpłynie do zbiorników na dole. Czyli do miejsca, gdzie teraz jesteśmy. Powinieneś wiedzieć takie rzeczy. - Sophie uniosła brew.
  - Heh... Zbiorniczek jest nieźle wypełniony... Widzę, że to dość skuteczne. - Lok spojrzał pod nogi. Na półce, na której stał, widniał napis. - Sophie, to jest głębokie aż na sześć metrów!
  - Poziom wody ciągle rośnie. Nic na to nie poradzimy. - Odparła smutno.
  - Pójdźmy do drugiego końca. - Zmienił temat. - Tu jest strasznie ciemno, z tej odległości nic nie zobaczymy.
   Żwawo przeszli na drugi koniec części kanału. Lok zaczął wpatrywać się w wodę. Może właśnie z niej wydobywało się tajemnicze światło? Nie widział za wiele, musiał sobie pomóc.
  - Lok, na ścianie wisi amulet...
  - Burza błysków! - Chłopak wystrzelił zaklęcie w wodę. Coś wyłoniło się z głębi.
  - Lok! Idioto! - Sophie przeskoczyła przez kanał i odepchnęła chłopaka na bok.
   Z wody wynurzył się Tytan, a dokładniej wielki Ammit Pożeracz. Casterwillówna musiała zasłonić się stalową sferą. Tytan odbił się od niej, po czym wpłynął z powrotem do wody.
  - Jest tu za mało miejsca, żeby walczyć! - Powiedziała.
  - To tylko jeden Tytan, damy sobie radę.
  - Musimy wziąć amulet!
   Gdy krokodyl podpłynął do Loka, Sophie wykorzystała okazję i przeskoczyła na drugą stronę. Sophie wzięła naszyjnik zawieszony na gwoździu do ręki, ale nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Na końcu korytarza, na kratach wisiało kilkanaście amuletów. Żaden nie wydawał się mieć w sobie Tytana.
  - Jest ich więcej, Lok! - Krzyknęła do niego.
    W tym czasie Lambert zaatakowany przez stwora, obronił się ostrym mrozem. Sophie postanowiła wezwać Enfluxion, bo ta jako jedyna nadawała się do walki w kanałach.
    Lok pobiegł w stronę rudowłosej, by móc skryć się za Tytanką. Razem z Sophie zaczął zabierać amulety z krat, ale wtedy z wody wynurzyły się kolejne Ammity.
  - Przydałaby się Juliette i jej moc władania wodą.
  - Ta dziewczyna robi nam same problemy, nie chwal jej tak! - Skarciła Loka Sophie.
  - Nie mamy miejsca na walkę, tylko mówię, że ona by pomogła...
   Sophie zerwała ostatni amulet.
  - Okej, wyskakujemy stąd!
   Enfluxion na życzenie właścicielki odparła Ammity do tyłu. Wtedy Lok i Sophie wyskoczyli z kanałów przez schody.
   Na górze zastali źle wyglądającą Zhalię. Cherit też nie miał się lepiej.
  - Co się stało? - Spytała się Casterwillówna.
  - Dante nadal nie wrócił. Nawet Gareon nie mógł go znaleźć. - Kobieta szybko zebrała się do pionu. - Słyszałam, że nieźle tam szaleliście. I nadal słyszę...
   Ammity pływały zdenerwowane w kanałach. Zabranie amuletów nie sprawiło, że do nich powróciły.
  - Mamy kilkanaście amuletów Ammitów Pożeraczy. Widocznie ciążyło na nich jakieś zaklęcie, aby nie mogły powrócić do medalionów... Ale mniejsza z tym musimy poszukać Dantego. - Powiedziała Sophie.
  - Odprowadzimy cię do domu, nie możesz iść z nami w takim stanie. - Dodał Lok
  - Pff... Niech wam będzie. Jednak jeśli go nie znajdziecie, sama się tym zajmę.

~~~

Dwie godziny później, przed domem drużyny Loka Lamberta
  - I jak jej powiemy, że po Dantem ani śladu? - Lok przygryzł wargi.
  - Będzie trudno, ale musimy jej to uświadomić. Może jeszcze jutro go poszukamy, ale na pewno nie dziś...
   We dwójkę weszli do domu. Dochodziła już dwudziesta trzecia, a Dante nie się nie znalazł. Pierwszy raz coś takiego stało się z najlepszym łowcą Fundacji Huntik, więc drużyna obawiała się najgorszego. Do tego jutro mieli wrócić Juliette, Den i Tek. Jak mieliby zareagować na to, że nigdy już nie zobaczą Dantego? A Metz, który sam ma teraz masę problemów na głowie, miałby stracić swojego dawnego ucznia? Lokowi i Sophie nie mieściło to się w głowie.
   Na szczęście chociaż Zhalia spała. Cherit powiedział, że nie miała siły nawet czekać. Reszta również postanowiła pójść spać. Mimo że bardzo męczyła ich sprawa Dantego, po całym tym dniu szybko popadli w objęcia Morfeusza...

~~~

Nazajutrz rano, dom drużyny Loka Lamberta
   Zhalia obudziła się dość wcześnie przez nasilające się mdłości. Zerwała się z kanapy i pobiegła do toalety na parterze. Gdy tylko weszła do łazienki, uświadomiła sobie, że Dante nie wrócił. Że nie obudziła się przy nim. Wczoraj widocznie zasnęła, a młodsi nawet nie powiadomili jej o powrocie do domu. Była zła i smutna zarazem. 
   Męczyło ją też jedno pytanie. Wiedziała, że jest to możliwe, więc wyszła z domu i skierowała się do apteki. Weszła do sklepu i popatrzyła na sprzedawczynię. 
  - Poproszę jeden test...
  - Test? Jaki?
  - Test ciążowy...

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Zawałów ciąg dalszy i znów zmieniam jakąś nazwę. Nie będzie "dawnego domu Dantego", tylko "dom drużyny Loka Lamberta". Trochę adekwatne do rozdziału :v
I co do tej całej sprawy z Zhalią - planuję trochę takich spraw rodzinnych. Na następny ogień pójdzie Den i Harrison, potem robię love story XD Taki mały spoiler, mam nadzieję, że nie przeszkodzi w czytaniu, bo to przecież Huntik, a nie telenowela :v 
Tak czy siak, Tytani będą się teraz przeplatać przy tych wszystkich rodzinnych problemach. To już rozdział dwudziesty i sądzę, że historia będzie się zbliżać do końca przy 60 rozdziale... 
To chyba pierwszy rozdział, gdzie nie ma rodzeństwa. Gratulacje dla mnie :v 

piątek, 2 czerwca 2017

Rozdział 19. - Pogoń za wyjaśnieniami

Szpital Fundacji Huntik, Manhattan, Nowy Jork
  - In New York... Concrete jungle where dreams made of, theres nothing you can't do. Now you are in New York! - Podśpiewywała entuzjastycznie Shiro na przemian jedząc lody.
   Tek, Den i Metz szli za nią. Również objadali się słodyczami. Szpital był stosunkowo blisko, więc postanowili nie wzywać taksówki. Juliette, gdy dostała lody, zupełnie zapomniała o swoich badaniach, ale kiedy stanęła przed dużym, prostokątnym budynkiem nie było już odwrotu. Przełknęła ślinę i zaczekała na resztę grupy. Wcześniej szła szybciej niż inni, zostawiając ich w tyle.
   Juliette wydawało się, że minęło dużo czasu, zanim byli koło niej. To było tylko kilkanaście sekund. Wszystko to przez stres. Metz bez słów wszedł do szpitala, a Den pośpiesznie podążył za nim. Wyglądał na sztywnego, zupełnie nie cieszył lodami. Rodzeństwo wiedziało, że czuje się tak przez nich. Na razie nie było czasu na szczerą rozmowę, Shiro musiała zrobić badania czym prędzej.
   Metz został przywitany przez kobietę z biura informacji. Lekarzy Fundacji powiadomiono już o jego przebyciu, toteż kobieta wskazała palcem na jakiś korytarz i podała Metzowi urywek kartki. Mężczyzna pomachał do grupy zachęcająco.
   Pierwsze badania były badaniami wzroku i słuchu. Shiro weszła do sali sama, lekko się wahając. Na korytarzu powstała niezręczna cisza.
  - No więc... - Zaczął Metz - Jak poszła wam ostatnia misja? Nadal nie dostałem raportu.
   Den Phils dopiero po chwili zorientował się, że słowa skierowano do niego.
  - Powiadomię Loka, żeby jak najszybciej go wysłał. Było ciężko. - Zaśmiał się sztucznie. Nadal był spięty. Strasznie spięty. - Na początku poszukiwaliśmy celu, potem dołączył Montehue, Tersly i... Harrison. - Przypomniała mu się propozycja jego brata, o dołączeniu do drużyny Montehue.
   Tek zauważył, że Den bardziej posmutniał. Chciał się mu jakoś wynagrodzić ostatnie zdarzenia, więc kontynuował za niego:
  - A potem z Juliette sami znaleźliśmy osobę, która doprowadziła nas do celu! - Krzyknął fałszywie uradowany. - I na końcu walczyliśmy z fanatykami. Wygraliśmy, a Juliette dostała Tytana!
   Metz uśmiechnął się. Tek przypominał mu siebie w młodości - tak samo wygadany i rządny przygód.
   Łowcy poczekali sobie w milczeniu, aż badania się skończyły. Juliette wyszła z sali wraz z doktorem. Wcale nie była przestraszona. Ba! Wyglądała, jakby jej się spodobało.
  - No dobrze, to teraz badanie krwi, a potem rentgen. - Powiedział lekarz. Shiro od razu straciła dobry humor i przeszył ją dreszcz.

  Metz, Den, Juliette i Tek siedzieli na korytarzu. Albinoska skończyła badania. Przyciskała wacik do śladu po ukuciu. Wyniki badania wzroku i słuchu już ustalono: Juliette Ray posiada prawidłowy wzrok i doskonały, jak na człowieka słuch. O wynikach RTG miał ich ktoś zaraz poinformować.
  Wysoki doktor wyłonił się zza rogu. Truchtał powoli w stronę łowców. Gdy do nich dobiegł, potrzebował odsapnąć. W końcu rzekł, a raczej krzyknął:
  - Kości pneumatyczne!
  - Kości co? - Tek nie załapał, lecz doktor zignorował go i skierował głowę w stronę Metza.
  - Juliette posiada kości pneumatyczne, takie jak u ptaków. Może nie są one aż tak lekkie, jak u nich, ale fakt - nie mają wypełnienia. Masa jest bardziej zbita, niż w ludzkich kościach, żeby u Juliette się nie połamały. To znaczy, że są szkielet powinien być trochę lżejszy. - Wytłumaczył doktor.
  - Ciekawe. Chyba wiem, do czego może jej to służyć. - Metz podrapał się po brodzie. - Co z badaniem krwi?
  - Ach, tak... Będziecie musieli poczekać na nie co najmniej godzinę. Na dole jest bar, możecie się do niego przejść.
   Lider Fundacji pokiwał bez entuzjazmu głową, a lekarz poszedł badać krew białowłosej. Metz usiadł z powrotem na krześle. Den tymczasem wstał.
  - Ja pójdę coś przekąsić.
   Shiro, stojąca do tej pory pod ścianą, spojrzała na chłopaka ukradkiem.
  - Ja też pójdę. - Powiedziała, po czym ruszyła za nim. Tek chciał zrobić to samo, ale dziewczyna skarciła go wzrokiem. Zrozumiał, że chciała porozmawiać z Denem. Nie zamierzał jej przeszkadzać.

~~~

Jedna z opuszczonych kamienic, Wenecja, Włochy 
   Sophie nakazała holotomowi otworzyć model budynku. To był już dziesiąty raz, kiedy użyła tego sposobu, by wykryć jakieś niezgodności. Rudowłosa pracowała z Lokiem i Cheritem. Dante i Zhalia przeszukiwali inną część miasta. Obiecali młodszym, że jeśli szybko to skończą, to będą mieli czas wieczorem. Musieli się pośpieszyć, bo dochodziła dziewiętnasta.
  - Tu też nic nie ma. - Odparła zniechęcona i zamknęła holotom.
  - Co teraz? - Spytał się Lok.
  - Przecież ty masz listę.
  - Ano tak...
   Chłopak z uśmiechem na twarzy wyjął pogniecioną kartkę z kieszeni.
  - Patrz. - Podszedł do Sophie. - To ta sama kamienica, o której mówiła Shiro.
   Casterwillówna nie chciała słyszeć słowa o białowłosej. Zacisnęła wargi.
  - Po prostu tam chodźmy, - Włożyła holotom do torby. Lambert poprosił Cherita, aby schował się w jego sakiewce.
   Niestety, od razu po wyjściu z budynku, uświadomili sobie, że nie tylko oni mają misję. Przez ulicę przechadzała się grupka dawnych fanatyków. Sophie obserwowała ich zza framugi drzwi.
   Kiedy stracili ich z oczu, od razu wyjęła telefon.
  - Dante, tutaj są ludzie Henrietty. - Powiedziała cicho.
  - Zhalia już to zauważyła. Spotkajmy się przy jedenastym celu, tam najłatwiej będzie zaatakować. Powoli robi się ciemno.
  - Mhm. - Sophie rozłączyła się i pociągnęła Loka za rękę. Szybko przemknęli między mniejszymi uliczkami, ale cel jedenasty był po drugiej stronie Wenecji. Dotarcie do celu zajęłoby im trochę czasu.
   Księżyc tego wieczoru świecił wyjątkowo jasno. Lok i Sophie nie mieli szans podróżować na dachach domów. Gdy znaleźli się w najmniej odwiedzanej części miasta, użyli zaklęcia "Szybki Ogień".
   Do celu przybyli niezauważeni. Prędko wpadli do środka kamienicy. Sophie oparła ręce na kolanach, ciężko dysząc.
  - Mam nadzieję, że was nie śledzili. - Powiedziała Zhalia.
  - Raczej nie. - Odpowiedział Lok. - Będziemy tu czekać?
  - Nie. - Sophie otworzyła holotom. - Holotomie, sprawdź model tego budynku.
   Na urządzeniu wyświetliła się kamienica. Cherit też chciał ją zobaczyć, więc wyleciał z torby Loka.
  - Tu nic nie ma. - Rzekł stworek.
  - Niezupełnie. - Zhalia wskazała palcem na dziurę w schodach. - Wygląda na to, że ktoś przed czymś uciekał.
  - Skąd to wiesz? - Spojrzał na nią Lambert.
  - Nikt normalny nie biega po schodach w starym budynku. - Moon zerknęła na leżące w rogu butelki po piwie. - A pijaczyny raczej nie weszłyby nawet na pierwszy stopień. Do tego dziura wygląda, jakby coś po prostu spadło na schodek. Na przykład czyjaś noga...
   Zhalia nie mogła kontynuować. Do kamienicy wpadło pięciu fanatyków oraz... Kiel. Mężczyzna na widok ekipy wrednie się uśmiechnął.
  - No proszę, proszę. Dante Vale we własnej osobie i mała Sophie Casterwill.
   Rudowłosa na jego słowa przygotowała się w pozycji bojowej. Dante jako jedyny z całej piątki wydawał się spokojny.
  - Nie martwcie się. - Uśmiech nie schodził z twarzy Kiela. - Nie szukamy was. Chłopcy, niestety dzisiaj nie możecie się zabawić. - Zwrócił się do podwładnych. Chciał wyjść z budynku, ale zatrzymał go Dante.
  - Co nie znaczy, my tego nie chcemy.
  - Nie będę się z tobą użerał, Vale. Mam inne rzeczy na głowie. .
  - Nie pozwolimy ci odejść! - Krzyknął bojowo Cherit.
    Kiel popatrzył po wrogach. Ręka Loka świeciła już od burzy błysków. Czerwonowłosy warknął wściekły, po czym przecisnął się przez swoich ludzi.
  - Moi chłopcy was zatrzymają.
   Jak na rozkaz fanatycy rzucili się do walki. Po pomieszczeniu poleciały zaklęcia. Znikąd wyskoczyły dwa Arlekiny. Jedynie fanatycy byli na tyle głupi, żeby wzywać Tytanów w mieście. Mimo że była to prawie opuszczona dzielnica, zawsze mogli zostać zauważeni.
   Łowcy Fundacji Huntik zaprzestali czarów, gdy na podłogę spadła spróchniała belka. Zhalia wezwała Strix, skoro musiała przestać czarować. Te Tytany najbardziej pasowały do małej przestrzeni. Owady rzuciły się na Arlekinów, przebijając ich na wylot.
   Dante ruszył w pogoń za Kielem. Nie da mu wykonać swojego zadania, czymkolwiek by ono nie było. Nikt go nie zatrzymywał, jego sojusznicy zostali zablokowani przez fanatyków. Vale nie spuszczał wroga z oczu. Domyślał się, że chodzi mu o Juliette. Mimo że nigdy jej nie spotkał, była ostatnio najczęstszym tematem rozmów w radzie. Powiązania rodzeństwa z Henriettą i dawnymi fanatykami wskazywały na to, że Kiel chce ich złapać.
   Kiel skręcił w większą uliczkę, na której zdarzało się spotkać o tej porze pojedyncze osoby. Jego przeciwnik nie mógł użyć na nim zaklęć. Rozejrzał się wokół. Nikogo nie było.
  - Widzę, że tak łatwo się nie poddasz.
  - Z tobą nigdy. - Odpowiedział Dante.
  - To nie jest sprawa do Fundacji. Dlaczego więc tak bardzo ci na mnie zależy? Uwierz, natrafiliśmy na siebie przypadkiem. - Powiedział Kiel. Okazało się, że nie ma czasu nawet na pogaduszki.
  - Jakoś nie wierzę, że twoja sprawa nie wiąże się ze światem Huntika. Dlatego właśnie cię nie puszczę.
   Dante rzucił się na Kiela. Mężczyzna uniknął uderzenia pięścią, cofając się w stronę kanału. Kasztanowłosy nie przestawał atakować, zwabiając go jeszcze dalej. To był jego plan, Kiel musiał zostać szybko unieszkodliwiony.
   Kiedy Vale miał już zwycięstwo w kieszeni, coś uderzyło go w plecy. Przeszył go piekący ból, a przed oczami zrobiły mu się mroczki. Dostał kolejne uderzenie, tym razem od samego Kiela. Mężczyzna wepchnął go prosto do wody. Ostatnie co widział to swojego wroga i nieznanego Tytana...

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Czekałam na moment badań, aż będę mogła ustalić nową aparycję i wygląd Shiro. Przepraszam Cię, Ropuszko, za wszystkie zawały ;-;  Ale! Zmieniłam tę niepoprawną formę. Teraz jest Casterwillówna, chociaż szczerze mówiąc strasznie mi się ta poprawna forma nie podoba ;-;
Jakby ktoś nie zauważył, to na początku, w tekście piosenki, jest link do niej. 


niedziela, 7 maja 2017

Rozdział 18. - Winda, schody, Dante, rada i szpital - czyli mieszanina rzeczy ważnych i mniej ważnych.

Dom Dantego, Wenecja, Włochy
   Rodzeństwo usłyszało skrzypienie drzwi. Przyszli. Widzieli ich miny, ich samopoczucie.
   Sophie i Den byli kłótnią - stali sztywno, z grymasem na twarzy. Lok był pretensją - starał się nie kłócić z nikim, chciał dobrych relacji, ale nie mógł wyjść z tego bez złości. Cherit po prostu był - lekko posmutniał, miał opuszczoną głowę.
   Na marne szukać w nich przebaczenia.
  - Nic im nie wyjaśniałem. Zostawiłem to dla was. - Odezwał się Den.
  - Powiedzcie mi, co się stało. - Lok zdawał się spokojny.
    Tek wstał z łóżka, po czym wystąpił do przodu. Nikt, kto zna historię, nie chcę czytać jej kolejny raz, więc zatrzymajmy się na momencie, gdy chłopiec skończył wszystko tłumaczyć.
   Co najbardziej ciekawiło Teka? Nie, wybaczenia nadal brak.
   Jednakże zapadła decyzja, i to dość szybka. Zaproponowała to Sophie, którą tak męczyły sprawy z rodzeństwem, że postanowiła oddać je komuś innemu. Wypadło na to, że i tak miała coś do roboty. Na jej szczęście bez tej dwójki.

~~~

Pałac Henrietty, planeta Pinus
   Chociaż Henrietta miała salę tronową, nie często w niej przesiadywała. Ludzie się dziwili, bo w końcu była bardzo władcza, ale nikt nie znał powodu, dla którego woli swój pokój. To tam zawsze otwierała listy, rozmyślała, spędzała wolny czas i robiła masę innych ciekawych (według niej) rzeczy.
   I tym razem, kiedy Kiel zapukał do drzwi, leżała na łóżku w swojej komnacie.
  - Proszę. - Powiedziała leniwie.
   Mężczyzna wszedł do pokoju. Miał na szyi zawieszony naszyjnik z kryształowym amuletem. Pośpiesznie zamknął za sobą drzwi i zaczął mówić:
  - Oddział 3 nie wrócił z Polski, odział 9 nie wrócił z Wenecji. Do tego w Wenecji jest misja do załatwienia.
   Na tę wiadomość Henrietta podniosła się z łóżka. Ale wcale nie była zaintrygowana. Zrobiła to powoli opierając się na łokciach. Kiel przychodził do niej, bo nie miał prawa zrobić czegoś bez jej woli. Ale fakt, jej odpowiedź była eksplicytna.
  - Generalnie, przestałam zasilać już kryształy, więc Juliette i tak się znajdzie. Z drugiej strony mamy Teka, który na pewno jest z nią. Złapcie ich. Są w Polsce lub w Wenecji, to nie oczywiste? A jeżeli zgarniecie do mnie Teka, dziewczyna pójdzie za nim.
   Henrietta skończyła mówić. Kiel czekał na dalsze słowa, bo wydawało się, że ma coś jeszcze do powiedzenia, ale czerwonowłosa jedynie zacisnęła wściekła usta.
  - Coś się stało, moja pani? - Zapytał ostrożnie.
   Kiel był jednym z jej najbardziej zaufanych podwładnych, lecz nawet jemu nie wypadało mówić, że tęskni za Juliette. Nieważne, jak bardzo wykorzystywała Shiro, zawsze czuła do niej coś w rodzaju sympatii.
   Ech, nie potrafiła tego określić. Zadała sobie pytanie: jest królową, czy wrażliwą dziewczynką? Trzeba przełamywać każde lody w drodze do władzy.
  - Nie. Wyjdź.
   Nie musiała długo czekać. Kiel wyszedł, a po sekundzie Henrietta cisnęła głowę w poduszkę.

~~~

Główna baza Fundacji Huntik, Manhattan, Nowy Jork
   Juliette, Tek i Den, wskazany do pilnowania ich, stanęli przed drzwiami oszklonego wieżowca. Do Nowego Jorku dolecieli późnym popołudniem. Na samej górze czekała rada Fundacji Huntik. Żadnych osób pobocznych, tylko najwyżsi członkowie Fundacji. To oni będą oceniać Shiro.
   Wyglądało to niczym sąd ostateczny, ale białowłosa się nie przejmowała. Na razie jej podejście było takie: wyjdzie jak wyjdzie, byle by pokazać się z najlepszej strony.
   Wracając do Henrietty. Sophie swoją decyzją sprawiła, że nieumyślnie uratowała osoby, które tak bardzo jej nie pasowały. Kiedy Kiel wysłał do Wenecji (oraz Polski, co jest inną sprawą) bandę fanatyków, Juliette i Tek już lecieli do Nowego Jorku.
   W budynku znajdowały się schody, jednak każdy używał windy. Każdy prócz Dena.
   Rodzeństwo popędziło w stronę maszyny.
  - Które to piętro? - Spytał się Tek już z palcem na przycisku do otwierania drzwi.
  - Pójdziemy potem na lody? - Dodała Shiro.
  - Nie. Dziewiętnaste, ale idziemy schodami.
  - Co?! Niby dlaczego mamy się męczyć?
  - Mam uraz do jeżdżenia windą. - Odparł z niechęcią. Nigdy o tym nikomu nie mówił, bo nie chciał wyjść na słabego, jednak teraz było to przymuszone.
  - Ty pobiegniesz schodami, my pojedziemy windą. Jeśli będziemy drudzy na dziewiętnastym piętrze, to nie pójdziemy na lody i będziemy grzeczni przez całą drogę powrotną. Ale jeżeli będziemy pierwsi, to idziemy na lody i kropka. - Powiedział Tek.
   Den zaśmiał się ironicznie.
  - To jasne, że będziecie tam pierwsi.
  - Zatrzymamy windę co dwa piętra, ok?
  - Jak chcecie. - Brunet miał pewność, że wygra.
  - Yay! - Shiro uniosła ręce do góry. Pójście schodami było dla niej męczarnią.
    Tek nacisnął przycisk. Winda się otworzyła, a rodzeństwo weszło do środka. Juliette szybko nacisnęła wybrane guziki.
  - W sumie, jak teraz sobie myślę, to mogliśmy od razu jechać na dziewiętnaste piętro. - Odezwał się Tek. - Den by się nawet nie zorientował, że oszukiwaliśmy.
  - I co teraz?
  - Spokojnie. Obliczyłem, że będziemy tam pierwsi.
   Juliette była zadowolona i podśpiewywała sobie cicho autorską piosenkę "lody, lody, lody". Na siódmym piętrze wsiadły dwie osoby. Zapracowana, rudowłosa kobieta oraz mężczyzna o tuszy.
  - Hmm? - Ruda zdziwiła się, gdy podeszła do tabeli z przyciskami. Tek parsknął śmiechem. - Co tu się stało? - Spytała się rodzeństwa.
  - Emm.... Winda jest zepsuta. - Odparła Shiro.
   Nie minęło długo czasu, rudowłosa i mężczyzna wysiedli na dziesiątym poziomie. Juliette i Tek jechali dalej. Przy żadnym przystanku nie zobaczyli Dena.
   Na szesnastym piętrze do windy chciała wejść kolejna osoba, ale Tek uprzedził ją, że jest niby zepsuta, więc zrezygnowała.
  - Wy nie wysiadacie?
  - No bo...
  - My i tak jedziemy na dziewiętnastkę. - Powiedziała Juliette unosząc palec do góry.
   W końcu rodzeństwo dojechało do celu. Drzwi otworzyły się, a przed nimi... Den Phils we własnej osobie.
  - Co?! Widocznie źle obliczyłem.
  - No cóż, wystarczy, że dotrzymacie obietnicy. - Den oparł ręce na biodrach.
  - Ech, po prostu już chodźmy. - Odparła Shiro i pacnęła brata w głowę.
   Na dziewiętnastym piętrze była wielka sala, jedyna na tym poziomie. W środku ogromny, prostokątny stół, a przy nim członkowie Fundacji Huntik. Metz siedział na końcu.
   Juliette, Tek i Den weszli do środka. Den na przodzie, na powitanie, wyjął z kieszeni amulet Mroźnego Serca. Sophie, kiedy już wychodził dała mu go, aby naukowcy Fundacji sprawdzili, czy na pewno nie zmienia ludzi w Tytanów.
   Den przekazał Metzowi amulet.
  - To jest teraz Juliette? - Spytał się lider. Sophie rozmawiała z nim wcześniej na ten temat. Białowłosa spojrzała na niego z wyrzutem. Brzmiało to, jakby była brzydsza niż wcześniej.
  - Co chcecie zrobić? - Tek zamierzał przejść do sedna.
  - Na razie nie możemy puszczać was na żadne misje. Zostaniecie też pod naszą kontrolą w Nowym Jorku.
  - A ja już się cieszyłem, że wrócę szybko do Wenecji... - Dodał Den.
  - Uważam, że powinniśmy zbadać Juliette w naszym szpitalu. - Powiedziała jakaś kobieta. Albinoska spojrzała na nią.
  - Też jestem takiej myśli. - Odezwał się ktoś.
  - Juliette, opowiesz nam, co się stało w twojej wersji? Chcielibyśmy usłyszeć dokładne wyjaśnienia. - Rzekł Metz.
   Shiro i Tek na zmianę, bez sprzeciwu opowiadali swoje zdarzenia. Chłopiec mówił o kryształach, dziewczyna o całej reszcie. Rada słuchała uważnie, choć dało się w ich oczach dostrzec nutkę zmieszania.
  - Tak czy inaczej - czeka cię badanie. - Odpowiedział Metz do Shiro. - Musimy sprawdzić, czy wszystko jest z tobą dobrze.
  - A będą zastrzyki?
  - Raczej tak.
  - To nie chcę. - Skrzyżowała ręce.
  - Niestety będziesz musiała. Inaczej pożegnacie się z Fundacją. Jesteśmy teraz w punkcie bez wyjścia.
  - Proszę pana, ona tylko tak żartuje. - Tek pomachał mu przecząco. - Zrobisz te badania, prawda Shiro?
  - Może za lody... - Odwróciła głowę.
  - Deeen?
  - No dobra, dobra. Sam też mam ochotę na coś słodkiego.
  - Juuupi!

~~~

Dom Dantego, Wenecja, Włochy
  - Dobrze, że teraz możemy zająć się tą misją. - Powiedział Lok. Wraz z Sophie i Cheritem właśnie zbierał się do wyjścia. 
  - Stare kamienice, tak? - Zapytał się stworek. 
  - Tak. - Odparła Casterwill'ka. - Podobno są tam przejścia do kanałów, a w kanałach ma coś być. Tylko tyle wiemy. 
   Holotom w jej rękach otworzył mapę Wenecji  i pokazał wszystkie stare kamienice. 
  - Musimy je przeszukać. 
    Gdy Lok skończył pakować amulety, łowcy wyszli z domu. Skierowali się do najbliższego celu - dawnego salonu fryzjerskiego. Był on stosunkowo blisko, bo kilkadziesiąt kroków od ich mieszkania.
    Drzwi budynku były uchylone. 
  - Hmm, wygląda na to, że ktoś tu był. - Powiedziała Sophie, po czym przymknęła oczy. - Jednak nie wyczuwam żadnej magii. 
  - Tu niestety nic nie ma. Wychodzimy. - Drzwi otwarły się przed rudowłosą, aż odskoczyła, lecz znała ten głos. 
   Przed nią pojawiła się młoda, czarnowłosa kobieta. 
  - Zhalia? 
   Moon patrzyła na nią chwilę.
  - Zhalio, przesuń się. Chcę wyjść. - Ktoś przecisnął się pomiędzy kobietą a framugą drzwi.
  - Dante! - Krzyknął Lambert.
   Mentor uśmiechnął się do niego tym swoim znanym dziarskim uśmieszkiem.
  - Co tu robicie? - Dodała ucieszona Sophie.
  - Jesteśmy na misji, chyba tak samo jak wy. - Odpowiedział Vale. 
  - Jak to? Godzinę temu Gugenheim powiedział nam, że ta misja jest wolna.
  - Prawdę mówiąc, to Dantemu nie chciało się znowu siedzieć u rady Fundacji, więc wyjechaliśmy sobie na wczasy. Dostaliśmy tę misję przed wami. Widocznie Guggenheim chciał wam zrobić niespodziankę. - Zhalia skrzyżowała ręce z lekkim uśmiechem.
  - Przyjemne z pożytecznym. - Zaśmiał się Dante.
  - Czyli będziemy pracować razem? - Zapytał się Lok.
  - Na to wygląda.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Ropuszko, chciałaś rozdział, więc masz XD 
Proszę mnie nie winić za wszelkie błędy związane z działaniem windy. Naprawdę nie umiem obsługiwać tych urządzeń ;-;
Rozdział był troszkę szybko pisany (ogólnie często pisze w zeszycie na lekcji) i może się zdarzyć mała ilość powtórzeń. 
Świetna nazwa rozdziału, polecam. 

   


czwartek, 27 kwietnia 2017

Ważna sprawa - sprawa Juliette/Shiro.

Jest to dla mnie dość ważny temat, więc mam nadzieję, że większość osób przeczyta poniższe wypociny. 

Drodzy czytelnicy, czy nie ma wśród Was osoby, która czytając okolice 12 rozdziału nie powiedziała:
"JEZU JAKA GŁUPIA AUTORKA NAWET NA BOHATERKĘ NIE MOŻE SIĘ ZDECYDOWAĆ DUHIFDCSDF"?
Dlatego czas na wyjaśnianie, czemu zmieniłam główną bohaterkę. Podam wszystko w punkcikach, żeby ładniej wyglądało. 

1. Taki był plan od początku.
Kiedy zaczęłam pisać TO opowiadanie, wiedziałam, że mam 2 typy na główną bohaterkę. Typ numer dwa był strasznie dziwny i  nie chciałam go do końca używać, ale dobrze mi się kojarzył.
Pewnie niektórzy wiedzą, że pisałam w swoim życiu trochę opowiadań na temat Huntika.
Poniżej są wszystkie typy bohaterów, których używałam.

Mary Sue - ta, typowy raczek w moim pierwszym opowiadaniu. No cóż, młoda byłam, robiłam głupie rzeczy :v Moja Mary Sue miała wszystkie możliwe moce, przyjaciół, pieniądze, po prostu już nie wiedziałam, co mogę jej dodać. I teraz co? Ano mam bekę tej bohaterki. Te moje pomysły...
Upośledzona dziewczynka - Ooo tak. Uwielbiam takie postacie. Kiedy zaczęłam pisać drugie opowiadanie o Huntiku, miałam fazę na anime. Na ten styl bycia bohaterów, zachowanie itp.
Shiro to jest mój bóg. To jest moja upośledzona, słodka dziewczynka, która wszystkich strolluje i pozbawi wszelkich nadziei w ludzkość. 
Ała - Smutne coś. Czyli właśnie Juliette. Rodziców brak, z emocjami też jakoś słabo. W moim poprzednim opowiadaniu była Lily Raid. Ona również nie wykazywała jakiejkolwiek radości. I jej też nie lubiłam. Pluję, tfu!

Więc widzicie... Gdy z Juliette nie wychodziło, robiła niemiłą atmosferę, ja miałam przygotowaną Shiro.
Spróbowałam z tą pierwszą opcją. W rozdziałach z misją zadecydowałam o jej zmianie. Pisałam o tym, jak jej moce świrują, staje się inna, aby ostatecznie przemienić ją w Shiro.

2. Shiro każdy lubi.
Kto może nie lubić małego, uroczego stworzonka, które ciągle robi sobie żarty? Jeżeli jest inaczej, to mi napiszcie - dam Wam order.



3. Shiro to osoba, którą chciałabym być.
Lubimy pisać o naszych wzorach. Możemy się nimi chwalić, podziwiać. Shiro jest trochę takim moim wzorem. Pierwszy raz, gdy zobaczyłam ją w Deadman Wonderland, uznałam tę osobę za bardzo fajną postać.
Wystarczyło skopiować jej zachowanie oraz wygląd do opowiadań i od razu milej mi się opowiadało całość.  

4. Z Shiro łatwo coś zrobić. 
Akcje, misje i inne wypady będą z Shiro ciekawe. Jej wygłupy, zachowanie oraz żarty urozmaicają każdą przygodę. Popatrzcie:
można coś zepsuć - Shiro nie jest głupia, ale jest zakręcona. Jej działania są nieprzewidywalne, często mają konsekwencje. 
można zaskoczyć - Oprócz tego, że nasza albinoska sama w sobie jest zaskakująca, nie zawsze musi być słodką dziewczynką. Od czegoś chyba ma katany, prawda?
można rozśmieszyć - Jak? Po prostu SHIRO. 
wpędzić człowieka w dobry humor - Rozśmieszenie a rozweselenie to nie to samo. Shiro swoim charakterkiem dodaje czytelnikowi otuchy. To takie małe, urocze stworzonko. Poza tym kiedy ktoś jest zadowolony, to komentarze ładniej się piszą. Hehe.


Dodatkowo chciałam tu podkreślić, że w moim opowiadaniu Shiro:
-nie ma rękawiczek
-zmienił jej się głos
-nosi normalny strój (w anime tak się ubiera, więc nie mam innych obrazków)







poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Rozdział 17. - "I tak ci nie wybaczę"

Dom Dantego, Wenecja, Włochy
   Trzeba było nie wracać. Shiro musiała coś zrobić, bo inaczej Tek nie ruszy. Brat nadal uważał ją za osobę kompetentną i za pomocną starszą siostrę, jednak tak nie było, odkąd zmieniła się w... Shiro.
  - No, powiedz coś... - Popatrzyła na brata. Jej głos był zniekształcony. - Ja mam cukierka w buzi...
   Serce Teka zaczęło szybciej bić. No tak, ona przecież nie była już wyjaśnię-ci-wszystko Juliette. Chłopiec rozluźnił ramiona i stanął prosto, bo wcześniej miał nogi ugięte, gotowe do ucieczki. Chciał trochę zmieszać Dena, zanim on zagotuje się w środku. Gdyby mu teraz opowiedział okropnie smutną historię Shiro, Phils pobiegłby do reszty. A tego rodzeństwo nie chciało.
  - W ogóle po co przychodziłeś do naszego pokoju? - Rzekł chłopiec. Wykonywał swój plan. - Zostawiłeś tu coś, myślałeś, że zaraz się w nim pojawimy? - Zadał sarkastyczne pytanie. W pokoju rozległ się trzask. Shiro rozgniotła cukierka między zębami.
  - No własnie! - Grała dobrze swoją rolę. Wskazała na bruneta palcem ze swoją typowo słodko-groźną miną. - Odpowiedz!
   Tek przewrócił oczami. Te zachowania siostry były zabawne, ale nie w tej chwili. Mógł ciągnąć konwersacje albo czekać na zdanie Dena, bo widać było, że ma coś do powiedzenia, i to coś bardzo niemiłego.
   Grzywka Philsa opadała mu na opuchnięte od braku snu oczy. Usta były tak długo zaciśnięte, aż stały się sine. Chłopak nie zamierzał męczyć się z nimi kolejny raz. Zacisnął mocniej wargi. Spoglądając na Shiro, jego wzrok był pełen złości.
  - Jeśli zajdzie taka potrzeba, - Zaczął. - nie zawaham się użyć Tytanów przeciwko wam. A w szczególności przeciwko tobie. - Zwrócił się do albinoski i zrobił przerwę. Przełknął ślinę. - Jak mogłaś mnie tak wystawić? Udawałaś ofiarę, a ja ci pomogłem. Niezła podpucha, przyznaję.
   Nic na to nie wskazywało, ale Den walnął ręką w ścianę. Shiro zadrżała z zaskoczenia, jednak nie bała się Dena. Nie zrobiła mu krzywdy celowo.
   Problemem było, że nie umiała mu tego wytłumaczyć. Miała powiedzieć, że przeprasza, ale nagle zmieniła się w albinoskę i potrzebowała pomocy? No kurde, nikt by w to nie uwierzył, poza jej bratem.
  - Odpowiadaj. - Rzucił ostro Phils.
   Dziewczyna zerknęła na Teka. Młody się bał, nigdy nie widział Dena w takim stanie.
  - Mówiłam, że się zezłoszczą. - Powiedziała do Teka, aby go choć trochę uspokoić. Włożyła ręce w kieszenie swoich krótkich spodenek. - Den, ja nie chciałam. A ty zachowujesz się, jakbyś lepiej wiedział, co się stało.
   Albinoska mówiła prawdę. Den nic nie wiedział, ale jak to miało go uspokoić? Te słowa tylko podsycały jego złość. W końcu pomyślał, że skoro i tak będą mieli przerąbane u Fundacji, to czemu by się czegoś nie dowiedzieć?
  - Więc mówcie, słucham. Wyjaśnijcie mi, co tu się stało.
   Tek uznał, że lepiej będzie, jak on wszystko powie.
  - Juliette to Shiro. - Odparł prosto z mostu.
  - Łżesz.
  - Chciałeś tłumaczeń, to masz. - Skrzyżował ręce. - To wszystko przez Henriettę. Wiem, że nigdy jej nie widziałeś i nie wiesz, jaka jest potężna, ale ja nieraz miałem z nią do czynienia. Dlatego też wierzę, że Juliette to Shiro
  - Jak niby Henrietta miałaby zamienić... W sensie, spotkaliście ją, czy co?
  - Nie. Chodzi o kryształy. Zmieniły Juliette, gdy dostaliśmy moce. Henrietta znowu ich użyła, by przywrócić jej dawny wygląd. Tylko nie wiem, po co...
  - Jakie kryształy?
  - Fioletowe. - Prychnął. - Myślisz, że ja wiem skąd je miała? To dzięki nim dostaliśmy moce. Ja nie zmieniłem wyglądu, ale Juliette tak. Teraz jakimś cudem z powrotem jest albinoską.
   I Tek zaczął wszystko tłumaczyć. Den rozumiał, co się działo, choć nie brzmiało to zbytnio logiczne. Tylko że świecie pełnym Tytanów i magii nic nie brzmi logicznie.
    Opowiedział o tym, jakim sposobem dostali moce, o potężniejszej magii niż zwykle i o tym, dlaczego Juliette znienacka go porwała. A dziewczyna tylko stała z boku i znużona słuchała opowieści.
  - No tak... Co do waszych mocy, była sytuacja, gdy Juliette zmieniała temperaturę w pokoju. Obudziliśmy się wtedy z Sophie, bo u mnie było za gorąco, a nad jej łóżkiem unosiło się strasznie suche powietrze. Jednakże... - Powiedział na końcu Den. - Nawet jeśli to prawda, to i tak ci nie wybaczę. - Spojrzał na Shiro. Białowłosa wzruszyła ramionami, ale w środku ją bolało. Przecież nie chciała nikogo zranić, lecz ludzie nie rozumieli stano rzeczy, co było jej największym problemem.
  - Co teraz? - Wtrącił Tek, bowiem to go najbardziej ciekawiło.
  - Ja nie wiem. - Den zdawał się być nieprzejęty sprawą Juliette. - Musicie to wyjaśnić z innymi, potem zdecyduje o was Fundacja.
  - Czyli nie wierzysz? - Chłopiec miał resztki nadziei.
  - Nie wierzę. Widzę katany, widzę, że jest ci smutno, ale pomyśl, jak to wygląda. - Odwrócił się w stronę drzwi. Przyszedł czas na oznajmienie pozostałym, że Juliette i Tek wrócili.
   Więc każdy myślał, że to spisek. Cudownie. Teza o Henriecie się potwierdziła. Cały jej plan miał na celu skłócenie towarzyszy, z którymi rodzeństwo przebywało.
   Tek usiadł na krawędzi łóżka i czekał, aż Den wróci. Jego załamanie się powiększało. Już widział w nowej drużynie przyjaciół.
   Shiro też świtało w głowie, co się święci. Na pewno kłótnia oraz pretensje. Nadal chciała wszystkim tłumaczyć, że musiała tak postępować. Czy na marne? Wkrótce zostanie to ujawnione.
   Oboje nie spodziewali się wybaczenia.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Po egzaminach, pielęgnowaniu mojej plantacji poziomek i sprzątaniu domu, przybył rozdział. 
Jest króciutki, bo nie chciało mi się z nim zwlekać. W końcu powiedziałam, że będzie około 20 kwietnia, więc jest.
Jedna sprawa w moich opowiadaniach mnie od zawsze zastanawiała:
Czemu Henrieta, a nie Henrietta, skoro nawet nie umiem wymówić pierwszego wariantu jej imienia? 
Chłopak się mnie raz zapytał: 
Julita (:v) Henrieta czy Henrietta?
No... Henrietta (chodziło mi o jedno t)
To dlaczego jest w opowiadaniu Henrieta?
Ale mówię przecież, że Henrietta!
Mówisz to przez dwa "t"...
A no bo nie umiem inaczej XD W sumie... Jak tak myślę, to powinno być Henrietta, prawda? 
Mhm.
... ;-; 

I teraz Henrieta zmienia się w Henriettę! Ta zmiana to nic wielkiego, a brzmi ładniej, co nie? 

Ps. Co do nadrabiań z komentowaniem, to pewnie jutro, bo będę miała dzień wolny od szkoły.
^^
Ps2. Nowy wygląd Shiro niedługo. 

Zgłaszać błędy, zgłaszać, bo ze mnie osoba nieogarnięta. 

środa, 5 kwietnia 2017

Rozdział 16. - Powrót do drużyny

Wenecja, Włochy
   Juliette i Tek byli już niedaleko parku. Przy każdym zakręcie rozglądali się za łowcami. Shiro postanowiła, że nie chce jeszcze im się pokazywać. Zmiana jej wyglądu pozostawiłaby Fundację z rozsypce, a rodzeństwo straciłoby resztki zaufania.
   Musiała to przemyśleć. Po zabraniu katan, miała skierować się z Tekiem na obrzeża Wenecji i wszystko sobie poukładać.
   Doszli do parku. Na szczęście katany nadal leżały pod ławką schowane w pochwach. Ławeczki miały otwór pod siedzeniem tylko po bokach, więc trudno było zauważyć broń. Juliette wyjęła katany i założyła je na plecy. Ludzie patrzyli na nią dziwnie, ale dziewczyna tylko uśmiechała się, jakby uznano ją za superbohatera.
   Juliette i Tek skierowali się w mniej uczęszczane okolice. Kiedy byli już przy granicy Wenecji, Tek się odezwał.
  - Co teraz robimy? - Spytał. - Jest strasznie gorąco, nie chcę tu przesiedzieć całego popołudnia...
   Shiro nie odpowiedziała. Raczej sama nie wiedziała, co mają robić. Jej nie było tak gorąco jak bratu, bo miała na sobie zwiewną piżamę, ale nie różniła się ona od powierzchownych ubrań. Była to biała bluzka na ramiączka i krótkie, różowe spodnie. No i Shiro była boso. Tek nie pytał, wraz z kryształami przyszła mu cała wiedza o siostrze, więc pamiętał, że dziewczyna uwielbiała chodzić bez butów.
   Juliette wcale nie była tą Juliette, którą znał odkąd przybyli do Wenecji. Teraz się zmieniła, a raczej wróciło jej stare zachowanie. Śmianie się bez powodu, żartowanie, wydawanie dziwnych dźwięków w gestach radości było dla niej normą. To wszystko przez incydent ze śmiercią rodziców. Od tamtego czasu jest taka.
  - Jak wrócimy do drużyny, to co zrobimy? - Ciągnął chłopiec.
  - Ja tam się boję. - Shiro skrzyżowała ręce. Czyżby nie chciała wracać?
  - Ej, oni są naszą jedyną nadzieją! Nie mamy dokąd pójść.
  - Więc zostaniemy dzikusami. - Ruszyła przed siebie. Tek podążył za nią. Nadal musiała się uspokoić.
   Za miastem na wodzie znajdowały się pola i farmy. Rodzeństwo szło polną drogą obok jednego z gospodarstw. Teka aż bolało, gdy patrzył na stopy dziewczyny nadeptujące na żwir i kamyczki.
   Albinoska skręciła w prawo, do ogrodzenia, w celu pogłaskania gniadego konia. Tek w tym czasie zastanawiał się ciągle nad tym samym. Pokręcili się trochę i wrócili do głównej drogi.
  - Patrz, jabłoń! - Krzyknął Tek, po czym podbiegł do drzewka. Zerwał dwa owoce.
  - Wolę szokolatkę. Nie mam ochoty na jabłka.
  - Więcej dla mnie. - Odparł.
   We dwójkę przysiedli w trawie. Shiro bawiła się źdźbłem, a Tek zajadał się jabłkami. Przesiedzieli w miejscu kilkanaście minut.
  - Widziałem krokodyla w kanale. - Powiedział Tek, a Juliette zerknęła na niego. Leżała teraz na trawie bawiąc się włosami. - Kiedy wybiegaliśmy z kamienicy, zarwał się schodek. Na dole był krokodyl. Normalnie pływał sobie w kanałach. Był dziwny... W sensie, był dość duży jak na samego krokodyla. I gruby. I ogólnie był w Wenecji, co się nie zdarza.
  - Może to był krokodyl-ponton? Taki, wiesz, do pływania.
  - On był żywy. Poza tym po co komuś ponton w kanałach?
  - Może ktoś miał skrytą pasję, jaką jest pływanie w kanałach na krokodylach-pontonach?
   Cała Shiro. Niby głupio mówi, ale samo oświadczenie przez Teka, że widział krokodyla w kanałach, też nie było za mądre.
  - A co do krokodyli: masz przy sobie swoje Tytany? - Zmienił temat Tek.
  - Nie. Zostały w szafce, jeśli dobrze pamiętam. Ammiś pewnie tęskni.
  - To tak samo jak moje. - Chłopiec uśmiechnął się. Miał na myśli coś więcej. - No widzisz. Teraz wiesz, że i tak musielibyśmy do nich wrócić. Chyba nie zostawisz im własnych Tytanów? - Tek wstał i bez pozwolenia ruszył w stronę Wenecji. Shiro wydała z siebie cichy jęk i zrobiła to samo.
  - Jak będą krzyczeć na mnie, za to, że jakaś czerwonowłosa psycholka zmieniła mój wyglad, to obiecaj mi, że ich podpalisz.

~~~

Wenecja, Włochy
  - To tutaj spotkałem Shiro. - Den wskazał palcem na fontannę. Łowcy właśnie przeszukali większość miasta i mieli się spotkać w parku. Lok i Den byli już na miejscu. Czekali tylko na Sophie.
   Oni rozmawiali, a Sophie, jeszcze przez nich niezauważona, wkroczyła na teren parku. Casterwill'ka miała ciut inne metody na odnalezienie Shiro i Teka. Od początku poszukiwań pytała o nich miejscowych. Została jeszcze jedna osoba, zanim dojdzie do chłopaków. 
   Sophie podeszła do starszego mężczyzny karmiącego gołębie. Wydawał się typem człowieka, który spędził w tym miejscu już kilka godzin, toteż jeżeli Shiro i Tek tędy przechodzili - na pewno ich widział.
  - Dzień dobry.
  - Dzień dobry. - Odpowiedział staruszek. Jego głos był miły i spokojny.
  - Mam pytanie: widział pan dzisiaj niedużego, czarnowłosego chłopca i albinoskę?
  - Albinoskę...? Tak, byli tu niedawno przy fontannie.
  - Mhm. - Sophie ucieszyła się na te wieści, lecz nie na tyle, by dać to po sobie poznać. - Wiem, że to brzmi dziwnie, ale czy chłopiec się jej bał?
  - Słucham? Chyba nie. Wyglądali raczej jak dobrzy znajomi. Pamiętam tylko, że jeśli się nie mylę, to dziewczyna miała na plecach katany. No ale wie pani, katany co niecodzienność w Wenecji, a ja ze swoim starym umysłem...
  - To w zupełności wystarczy, dziękuję.
   Sophie pożegnała się i poszła do Loka i Dena, którzy byli tak pochłonięci rozmową, że jej nie dostrzegli, dopóki się przed nimi nie zjawiła. Głowa pulsowała jej od złości. Widocznie to zobaczyli, bo nie odważyli odezwać się pierwsi.
  - Ach! Oni wcale nie zostali porwani! - Ryknęła nagle.
  - O co chodzi? To co się z nimi stało? - Zapytał Den.
  - Jak to co? To mi wygląda na spisek! Spytałam się o nich tego staruszka, - Wskazała palcem na mężczyznę. - a on powiedział, że byli niedawno w parku. I wiecie co? Powiedział, że wyglądali jak przyjaciele. Do tego usłyszałam, że Shiro podobno wyjmowała jakieś katany z pod ławki. Może głupio by to brzmiało, gdyby katany nie wiązałby się z Juliette, ale się wiążą.
  - Co teraz robimy? - Lok popatrzył po wszystkich.
  - Nie mówcie mi, że nie macie pomysłów. - Była zdenerwowana na tyle, że Den i Lok nawet nie chcieli nic sugerować. - Nie wiem jak wy, ale ja wracam do domu. I zamierzam poinformować o tym wszystkim Fundację.
  - Skoro nie wiemy, o co dokładnie ci chodzi, to jakie mamy mieć pomysły? - Spytał się Phils, kiedy Sophie już od nich odchodziła.
  - Możemy się tylko domyślić, co jest grane. - Lok podążył za Casterwill'ką, a Den do nich dołączył. - Mówisz, że Tek i Shiro są w zgodzie?
  - Na to wygląda. - Odpowiedziała.
  - A co z Juliette? - Dodał Den.
  - Tego jeszcze nie wiem, ale skoro Shiro zabrała katany, to pewnie też z nimi trzyma. Tek raczej nie zdradziłby siostry. Może to była jakaś pułapka, żeby mogli spokojnie wszyscy uciec? Uch, nie teraz! Mam masę myśli na głowie, to strasznie męczące.
   Drużyna w końcu doszła do domu. Łowcy weszli do środka, a Lambert poinformował śpiącego na górze Cherita, że może już wyjść z pokoju i zaczął mu wszystko na szybko opowiadać.
    Planem Sophie było zadzwonienie do Guggenheima, ale to nie ona pierwsza się odezwała. Nagle z telewizora puścił się sygnał. Sophie odebrała.
  - Witam, tu Guggenheim. Mam dla was nową misję. Nie wiem, czy się cieszycie, ale nigdzie nie będziecie musieli wyjeżdżać, bo chodzi o Wenecję. - Zaczął szybko.
  - Raczej nic mnie już dzisiaj nie ucieszy. - Sophie rozmasowywała skronie. W salonie był już Lok i Cherit. Den siedział na kanapie.
  - Hmm? A jej co się stało?
  - Mamy mały problem. - Powiedział Lambert. Guggenheim spojrzał na niego pytającym wzrokiem. - Chodzi o Juliette i Teka... I Shiro. Ogólnie dużo się u nas działo.
  - Shiro? Kto to?
  - Sami nie wiemy do końca, kim ona jest. Den spotkał ją w nocy w parku i prawdę mówiąc nie chcę wiedzieć, co on tam robił, - Na to Phils zaśmiał się. - ale przyprowadził ją tutaj, bo potrzebowała pomocy. Mówiła, że nic nie pamięta i że nagle po prostu znalazła się w innym miejscu. Potem, gdy rano tak gadaliśmy, szedł Tek i powiedział, że Juliette zniknęła. Chcieliśmy pójść jej szukać, ale przed wyjściem okazało się, że Shiro widziała podejrzanych fanatyków w starej kamienicy. Jak tam dotarliśmy, to Shiro i Teka już nie było. Nie zdążyliśmy sprawdzić, czy miała rację, od razu zabraliśmy się za szukanie. Myśleliśmy, że to Shiro porwała Teka, jednak Sophie dowiedziała się, że ktoś widział ich niedawno w parku. Shiro zabierała stamtąd katany. Tek normalnie się zachowywał. Ba! Podobno wyglądali nawet jak dobrzy przyjaciele. - Lok w końcu zastopował i dał Guggenheimowi czas na przemyślenia. - Sophie właśnie miała do ciebie dzwonić, żeby to zgłosić.
  - Dla mnie to jest spisek i tyle. - Sophie usiadła obok Dena. - Nie wiem, jak to inaczej wytłumaczyć.
  - W każdym razie, Fundacja może być w niebezpieczeństwie. - Odparł Guggenheim. - Powiadomię o tym radę. Jeżeli czegoś się dowiecie - dzwońcie.
  - Ej, ale co mamy robić? - Wtrącił Lambert. - I co z tą misją, o której miałeś nam mówić?
  - Na razie nie działajcie na własną rękę. Czekajcie, aż oni sami dadzą jakieś znaki i wtedy nam o tym powiedzcie. A co do misji, to chodzi w niej o właśnie takie stare kamienice, więc nie chcę wam jej teraz powierzać. Dopóki nic się nie wyjaśni, jesteście uziemieni.
   Guggenheim rozłączył się. Lok westchnął.
  - No i przepadła nam misja...

~~~


Wenecja, Włochy
   Shiro i Tek stali pod domem. Okno w ich pokoju było otwarte na oścież, tak jak je zostawiła Juliette, kiedy uciekała. Wiatru nie było, więc ani trochę się nie zamknęło. 
   Oboje patrzyli w górę, po cichu zastanawiając się, co robić. Ustalili sobie, że muszą odzyskać Tytanów, ale Shiro na razie nie chciała pokazywać się drużynie. Nawet jak Lok i Den dobrze by zareagowali, to o Sophie nie mogła tego powiedzieć. Wiedziała, że Casterwill'ka posiada duże wkłady w Fundację i nie chciała czuć na sobie spojrzenia innych. 
  - Mogę się na początek pokazać, jeśli chcesz. - Tek przestał patrzeć na otwarte okno. - Wytłumaczę im większość, potem ty wejdziesz.
   Shiro zaplotła kosmyk włosów na palcu. 
  - Nieważne jak to zrobimy - i tak będą na mnie źli.
  - Nie mamy wyjścia, nigdzie indziej nie pójdziemy.
  - Mówiłam, że możemy zostać dzikusami! Odzyskajmy chociaż nasze Tytany...
   Albinoska rozejrzała się dookoła. Nikogo nie było, teraz wszyscy pracowali. Jednak nie mogła być pewna, że nikt nie zobaczy jej zdolności latania. To była jedyna opcja na zabranie Tytanów z góry. 
   Shiro spojrzała na swoje stopy. Były brudne od piasku. Właśnie! Piasek. Podłoże było zrobione z chodnika, który do najczystszych nie należał. Wystarczyło trochę mocy, żeby w okolicy zrobić zasłonę z piasku i kurzu. 
  - Tek, dostałbyś się szybko na górę? Chcę zrobić zasłonę i potem cię podsadzę. 
   Chłopiec pokiwał głową. Shiro bez wahania zaczęła. Na około nich zaczął się unosić piach, jednak był za słaby. Białowłosa musiała zrobić to na większą skalę, aby zasłona nie wyglądała podejrzanie.
   Tek użył magii ziemi rozdrabniając kamyki na jeszcze drobniejsze kawałki. Udało się, wiatr skupił się w bardziej widocznym miejscu przyciągając uwagę potencjalnych przechodniów. 
    W mgnieniu oka Shiro podrzuciła Teka do okna i sama prędko poleciała za nim. Wparowali jak najciszej do pokoju. Musieli niezauważeni odzyskać Tytany, później mogli działać bez stresu.
   Juliette wyjęła Ammita, Gareona i Mroźne Serce ze swojego plecaka. Zdążyła też zabrać z niego kilka cukierków i jednego włożyła sobie do buzi. 
   Tek też się śpieszył. Wyjmował swoje Tytany z szuflady obok łóżka, ale gdy chował do kieszeni Calibana, do pokoju wszedł Den. Rodzeństwo obróciło głowy w jego stronę. Tek cofnął o krok od drzwi, ale nie uciekał. Czekał na znak od siostry, jednak ona nie zamierzała się ruszyć.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział napisany szybko, bez problemów, ale jest sprawa:
Zbliżają się u mnie testy gimnazjalne. Z pisaniem na razie dam sobie spokój (chyba, że złapie mnie bardzo mocna wena). Następny rozdział może pojawi się tak po 20 kwietnia. 
Ps. Dante musi to zrobić, zrozum. Jeżeli usunę ten wątek, to fabuła się schrzani >.< 



poniedziałek, 3 kwietnia 2017

Dom Dantego

Jeżeli nikt jeszcze tego nie zauważył, to chciałam powiedzieć, że robię dom Dantego według swoich wyobrażeń. To znaczy, że nie wygląda w moim opowiadaniu tak, jak w kreskówce. Dlaczego? Szczerze mówiąc, to mało co pamiętam z niego, a sami twórcy nie ukazali go jakoś super dokładnie.
Jeśli komuś chciałoby się to czytać, to niżej podaję, jak według mnie wygląda:
Są dwa piętra. Na dolnym jest salon z dużą, beżową kanapą, do którego wchodzi się od razu przez drzwi wejściowe, kuchnia i łazienka. Kuchnia jest na prawo od salonu i nie przechodzi się do niej przez drzwi, zamiast tego jest łuk. Łazienka znajduje się obok schodów. Schody są nie widoczne od strony wejścia, bo zasłania je ściana. Na tej samej ścianie jest telewizor. W salonie jest dużo kwiatów. 
Na górnym piętrze są pokoje dla gości, Loka, Dena i Sophie oraz łazienka. Wszystko połączono szerokim korytarzem.
Dom Dantego ma też ogród, czego chyba nie było w kreskówce. Ogród jest nieduży, ma kilka krzewów, nie posiada drzew. 
To chyba tyle. Widzicie, że niektóre elementy są tu potrzebne do mojego opowiadania, tak jak na przykład ta ściana zasłaniająca schody.

czwartek, 30 marca 2017

Rozdział 15. - Niespodzianka dla Juliette i Teka

Stara kamienica, Wenecja, Włochy
   Cisza była przytłaczająca. Shiro i Tek nie odzywali się już od dobrych pięciu minut. Jednak kto w takiej sytuacji by się odezwał? Shiro nie chciała usłyszeć odzywek od brata, a on sam wiedział, że jego siostra nie zna odpowiedzi na temat swojej zmiany. Przez czas ciszy robił sobie retrospekcję ich wspólnego życia i szukał prawdziwego wyglądu Shiro.
   Pamiętał ją jako szczupłą dziewczynę z dwukolorowymi włosami i różowymi oczami. Potem przefarbowała swoje włosy na brązowy kolor, ale to nie było dla niego istotne. Juliette, białowłosą Shiro, jest dopiero od... No właśnie, od kiedy? Chciał ją o to spytać, lecz nadal się bał. Nie było wyjścia. Tek musiał zacząć rozmawiać.
  - Juliette? - Odezwał się cichym, przytłumionym głosem.
  - Hmm? Wolę Shiro. - Spojrzała gdzieś w bok.
  - Od kiedy jesteś albinoską?
  - Szczerze, to od kiedy pamiętam. - Podrapała się za uchem. - Ale! Nie, odkąd trafiliśmy do Fundacji... W sumie od kiedy uciekliśmy do Wenecji, to wyglądałam inaczej. Pamiętam resztę mojego życia i w każdej jej części miałam białe włosy i czerwone oczy...
   Dalej się nie odzywała. Czekała na jakieś wiadomości od Teka, bo wyjaśniając mu to, sądziła, że da jej odpowiedź. Z nudów zakręciła się kilka razy na pięcie.
  - Nie wiem, co robić... - Odparł skupiając na sobie uwagę siostry. Dziewczyna odchyliła głowę do tyłu, a jej włosy zsunęły się z ramion.
  - Naprawdę mi wierzysz? Że jestem Juliette?
  - Chyba tak...
  - Mhm... W sumie to byłaby dla mnie najlepsza opcja. - Tek zerknął na nią pytająco. - No bo chciałam ci wmówić, że w tej kamienicy przesiadują fanatycy i chcieli mnie porwać.
   Tek uśmiechnął się lekko. Juliette również. Zupełnie zapomnieli o tym, że mają coraz mniej czasu na swoje wytłumaczenia. Lok, Sophie i Den mogli w każdej chwili wrócić lub, co gorsza, zadzwonić do rady Fundacji i zgłosić (dzięki wnioskom z historyjki Shiro) porwanie przez ludzi Henrietty.
  - To przezwisko. - Kontynuował Tek. - Pamiętam coś. Czy Henrietta tak na ciebie nie mówiła?
  - Chyba masz rację, nie znam nikogo innego, kto by mnie tak nazywał... Właśnie! - Uniosła szybko do góry rękę.
  - Henrietta! - Załapał chłopiec. - Kto by mógł tak manipulować wyglądem, jak nie ona? Ale po co miała zmieniać ci wygląd? W każdej chwili możesz przefarbować włosy, tego na pewno nie pominęła. Nie jest głupia.
  - Musiała mieć jakiś plan.
  - Wiesz, że jej plany polegają wyłącznie na oszukiwaniu i pluciu jadem?
  - I używaniu iluzji! - Dodała głupio Shiro.
  - Może chciała cię tak skrzywdzić?
  - Ej! Nie żartuj sobie, ten wygląd mi się podoba! - Oparła ręce na biodrach. Tek przewrócił oczami. - Poza tym jak już, to zmieniłaby mnie w Juliette brązowo-różowo-włosą, a nie w Juliette białowłosą! Przecież mówię, że moim prawdziwym wyglądem jest bycie albinoską!
  - Zmieniła... - Tek doszedł do jedynego skutecznego wniosku. Wszystko wskazywało na to, że zmieniony wygląd Juliette to sprawa czerwonowłosej. Chłopiec wstał z fotela. - Kryształy!

~~~

Kilka lat wcześniej, pałac Henrietty, Pinus
   Przechadzałem się wzdłuż szerokich korytarzy. W ręku trzymałem nadgryzione jabłko. Spacer po mieście dobrze mi zrobił, teraz chciałem już tylko wrócić do pokoju i odpocząć sobie na łóżku.   
   Juliette znowu ćwiczyła. Miałem dość tego, że moja siostra niańczy tych żołnierzy, a ja nawet nie mogę popatrzeć. No ale cóż - Henrietta tak kazała, to tak musi być. Obiecała mi kiedyś, że też będę ich szkolić. Ale Juliette dostała katany, a ja na swoją broń musiałem poczekać. Mam wrażenie, że gdybym nie słuchał się Henrietty, to bez problemu by mnie zabiła. Taka z niej opiekunka. 
   Skręciłem. To tutaj, w tym korytarzu były drzwi do pokoju Henrietty. Nie zwróciłem na nie uwagi, bo powinno jej teraz w nim być, jednak usłyszałem kobiecy głos. Podszedłem bliżej nadsłuchując.
  - Przyjedzie jutro, przyjedzie jutro! - Czyżby Henrietta dostała nową zabawkę? Jej głos brzmiał tak radośnie, że aż przyprawił mnie o wymioty. - Nie ma co, będą zadowoleni. - Ściszyła się. - Kryształy czterech żywiołów... Jak to pięknie brzmi. Juliette dostanie powietrze i wodę, a Tek ogień i ziemię. Chyba taki podział pasuje? - Zrobiła się krótka przerwa, nikt nic nie mówił, choć wiedziałem, że w pokoju są dwie osoby. Henrietta nie gada do siebie. - Ani słowa, ucieszą się.
   Odszedłem od drzwi, bo miałem wrażenie, że czerwonowłosa niedługo wyjdzie. Więc dostaniemy jakieś moce? Super! Już wcześniej się przekonałem, że świat ma niezliczone ilości ukrytej magii. Źli Tytani, których trzeba zwalczać, inne planety, zaczarowane katany. Moce władania żywiołami to tylko cząstka tego, ale i tak mnie ucieszyły. Tylko czy mówić o tym Juliette? Nie warto, jeszcze będę miał karę, że podsłuchiwałem. Jutro będzie miała niespodziankę.

Następnego dnia, pałac Henrietty, Pinus
   Wieczór, a tu nic. No i gdzie są te wszystkie żywioły? Dochodziła dwudziesta pierwsza. 
   Juliette leżała na swoim łóżku kilka metrów ode mnie. Robiła jakieś fikołki, turlała się... Ona już taka była, nie przeszkadzało mi to, mimo tego, że słyszałem co chwila "Śśśsiuuuu" i "Wrrrahhh". Odkąd straciliśmy rodziców, strasznie się zmieniła, więc musiałem to akceptować. 
   Henrietta weszła do pokoju. W końcu! O pukaniu do drzwi mogłem sobie pomarzyć, ona nigdy tego nie robiła. Juliette podniosła się z łóżka i poprawiła swoje dwukolorowe włosy.
  - Hej Juliette, Hej Tek. Mam dla was niespodziankę! - Uśmiechnęła się. - Pewien czarownik dał nam coś, co pomoże w walce z Tytanami. A że jesteście moimi ulubionymi wojownikami i przyjaciółmi, to do was należy ten prezent. Chodźcie za mną, idziemy do podziemi.
  - Yuupii! - Krzyknęła Juliette. 
   Zeszliśmy na dół. Podziemia pałacu służyły Henriecie do szkolenia zabójców Tytanów i chyba do własnych przemyśleń. Mniejsza z tym, faktem jest, że spędzała tam dużo czasu. 
   Było w nich zimno i wilgotno. Korytarze były jeszcze szersze niż w pałacu. Doszliśmy do jakiegoś pomieszczenia z drewnianymi drzwiami. Rzadko się w podziemiach zdarzały drzwi. Przynajmniej w tych. 
   Widać było, że Juliette się cieszyła. Co chwila energicznie stawała na palcach. Henrietta też to zauważyła. 
  - Juliette. - Siostra spojrzała na czerwonowłosą. - Co powiesz na moc władania powietrzem i wodą? Kiedyś mi się chwaliłaś, że chciałabyś posługiwać się jakimś żywiołem. 
   Juliette podskoczyła. 
  - To nie są żarty? - Wyszczerzyła się. 
  - Jedyne żarty tutaj, to moja iluzja. - Henrietta pstryknęła jej palcem w nos. 
  - Yay! 
  - Tek, poczekaj na nas. Też dostaniesz moce - ziemi i ognia. 
  - Świetnie. - Odparłem trochę zniechęcony. Nie lubiłem, jak Henrietta faworyzowała siostrę. Same moce żywiołów były dobre, ale skoro usłyszałem "Poczekaj, zaraz dostaniesz", to brzmiało to dla mnie jak rozmowa z głodnym psem. 
   Tak czy siak Henrietta i Juliette weszły do pomieszczenia. Czekałem niedługo. Nic nie słyszałem. Żadnych krzyków siostry i oznak radości. Wszystko było szczelne i nie przepuszczało żadnych odgłosów. 
   Kiedy opierałem się o zimną ścianę, Henrietta krzyknęła. To akurat usłyszałem. Potem, zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, zza drzwi wybiegł ktoś nieznajomy. Dziewczyna miała białe włosy sięgające do pępka i czerwone oczy. 
  - Tek, spójrz! - Rzuciła do mnie, wystawiła ręce do przodu, a korytarz przeszył ciepły wiatr. Od razu lepiej, ale kim ona była?
   Zaraz po niej z pokoju wyszła Henrietta. Po Juliette ani śladu. 
  - Wow! Nie sądziłam, że kryształy ją tak zmienią, ale wygląda słodziutko! Ma brak pigmentu, więc jest albinoską. Tak samo jak wiatr jest niewidzialny, ona czegoś nie posiada. - Powiedziała do mnie. 
   Co? To miała być Juliette? 
  - Zmieniła wygląd? - Te moce były prawdziwe, to mi przed chwilą udowodniono, jednak nadal nie mogłem pojąć, że Juliette jest inna. 
  - Tak. Świetnie teraz wygląda. Jak Shiro. 
  - Shiro? 
  - To biały po japońsku. 
   Henrietta uczyła się wielu języków ziemskich. Generalnie na Pinus panował angielski i żaden inny. Nawet na pustynnych krajach był angielski. 
  - Od teraz będę cię nazywać Shiro! Podoba ci się?
   Shiro przytaknęła i wróciła do zabawy z powietrzem. 
  - Czy mi też zmieni się wygląd? - Spytałem po chwili.
  - Zobaczymy. - Odpowiedziała i kazała mi gestem dłoni wejść do pomieszczenia. 
   Przekroczyłem drzwi, a moim oczom ukazały się promieniujące, fioletowe kryształy. Wychodziły z ziemi, albo tak były ustawione. Nie mogłem tego ocenić. W śród nich było siedzenie - jakiś duży, czerwony fotel. Henrietta kazała mi na nim usiąść. Posłuchałem. 
  - Musisz wiedzieć, że chcesz mocy. Inaczej będzie boleć. 
  - Chcę. - Powiedziałem. Mogła mi tego nie mówić, trochę mnie przestraszyła. 
   Henrietta machnęła ręką w prawo. Jeden z kryształów wygiął się. Spojrzała na mnie bez wyrazu i poruszyła się ponownie. Kryształ uderzył w moje serce i zemdlałem.
   Obudziłem się zaraz potem. Nic nie bolało. Henrietta pomogła mi wstać z fotela. 
  - No. Wypróbuj coś. 
   Przeszedłem kilka kroków i zacisnąłem pięści. Zdeformowałem podłogę, robiąc z niej wzniesienie. Spróbowałem też wystrzelić płomieniem z ręki, ale się nie udało. 
  - Co z ogniem? 
  - Musisz go wytworzyć, żeby nim władać. Nie zmieniłeś wyglądu. - Dodała. Wiedziała, co mi chodzi po głowie. - Widocznie twoim przewodnim żywiołem jest ziemia. A masz ciemne włosy i brązowe oczy. To pasuje. 
   Osobiście wolałem ogień, jednak nie kłóciłem się z Henriettą. Wyszliśmy razem w pokoju. Zanim skierowaliśmy się do naszych pokoi, Henrietta powiedziała, że nasze moce będą rosnąć z czasem. 

Kilka miesięcy przed tym, kiedy rodzeństwo trafiło do Fundacji, Pinus
   Z Juliette opanowaliśmy moce bezbłędnie. Ona umiała latać, ja tworzyłem ogień z niczego, nawet umiałem robić magmę! 
   A teraz? Znów podsłuchiwałem. 
  - Kiedy zmniejszę moc kryształów, zdolności otrzymane od nich słabną. - Odezwała się czerwonowłosa. - Testowałam to z Shiro, bo dostałam wiadomość od tego całego Lemminga czy jak mu tam, aby spróbować obniżać ich działanie. Nie uwierzysz, co odkryłam! Wygląd też się zmienia. Shiro traci albinizm. - Tu mnie zaskoczyła, ale słuchałem dalej. - I chyba też na krótko pamięć, bo była jakaś niemrawa, jak skończyłyśmy...
   Więc jesteśmy ciągle pod kontrolą Henrietty? Co teraz z planem ucieczki? Nie było wyjścia, poszedłem do pokoju. 
  - Juliette, musimy pogadać.
  - Shiro! - Poprawiła mnie.
  - Shiro... Co zrobisz z wyglądem, gdy uciekniemy? 
  - O to się nie martw! - Pokazała mi język. - Po prostu przefarbuję włosy czy coś. I tak będę miała moje moce, poradzimy sobie. 
   Wstała i poklepała mnie po ramieniu. Ucieczka była blisko...


~~~

  - Wszystko sobie przypomniałem! To przez te durne kryształy! Henrietta chciała, żeby nasze moce nie były tak potężne, więc robiła coś z tymi kryształami! Ale teraz odpuściła... 
  - To dlatego teraz zmienił mi się wygląd... I dlatego mogłam latać bez problemu, a ty posługiwałeś się ogniem bez ognia w okół, prawda?
  - Bingo. - Pochwalił ją Tek, ale sam był zdenerwowany. - Ona to jest głupia! Przecież zawsze możesz przefarbować włosy. Jeszcze wzmocniła nasze umiejętności. Co, ona chce żebyśmy ją zabili?
  - Ja nie chcę farbować włosów... - Wtrąciła albinoska. - Tek, co teraz z drużyną? Będą źli. - Dodała smutna. 
  - Może o to jej chodziło? Wiedziała, że z kimś jesteśmy i chciała coś z tym zrobić. - Zapytał. - Nie przejmuj się, wyjaśnimy to im. 
   Juliette wywołała wilka z lasu. Lok, Sophie i Den wracali do kamienicy, a rodzeństwo musiało na razie uciekać. Nie mieli im jak tego teraz wytłumaczyć. Woleli poczekać i wszystko jeszcze przemyśleć.
  - Na górze są okna. Widziałam je z zewnątrz. - Powiedziała Shiro, bo łowcy byli już prawie przy drzwiach. - Użyję wiatru i zeskoczymy z nich bez problemu. 
   Skierowali się drewnianymi schodami wyżej. Kiedy Tek nastąpił na jeden stopień, on nagle zarwał się. Chłopiec uniknął upadku, jednak gdy spojrzał w dół, jego oczom ukazał się... Krokodyl? Daleko w dole, w kanałach płynął krokodyl, który patrzył na niego swoimi żółtymi ślepiami. 
   Tek nie miał czasu i dołączył do siostry. Musiał komuś później o tym powiedzieć. Spokojnie dobiegli na drugie piętro i wyskoczyli na zewnątrz z tyłu budynku. Nikomu nic się nie stało. 
  - Co teraz? - Spytał się Tek.
   Białowłosa podrapała się po brodzie. 
  - Po pierwsze... Przydałoby się znaleźć moje katany...

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ach, tak szybko wstawiam rozdział, no ale nie mogłam się powstrzymać :D Poza tym moja komentatorka chciała wyjaśnień ;3 Jakby coś jeszcze było niejasne, to wytłumaczę to w następnym rozdziale, wystarczy, że napiszesz. 
Pod koniec trochę szybko pisałam, więc może być jakiś błąd - wtedy powiedzcie.

środa, 29 marca 2017

Rozdział 14. - Zagadka Shiro

Wenecja, Włochy
Lok, Sophie i Den byli już przy opuszczonej kamienicy. Gdy tylko do niej doszli, skrzywili się na jej widok. Mogli ją spokojnie uznać za jedno z najohydniejszych miejsc w całej Wenecji. Pewnie jedynie mieszkające nieopodal pijaczyny oraz fanatycy, o których mówiła Shiro, uważały ten budynek za zdatny do użytku.
  - Okej... Tylko jak my tam wejdziemy? Drzwi są zabite deskami. - Sophie zwróciła się do Loka.
   Chłopak podszedł do wejścia. Drzwi faktycznie były zabite deskami, jednak jak się okazało, gwoździe nie trzymały i Lambert bez problemu je otworzył. Oczom łowców ukazało się zakurzone wnętrze udekorowane przez żuli kilkoma fotelami i stolikiem.
  - No tak... - Odparła zmieszana Sophie.
  - To co, wchodzimy? - Dodał Den. - Shiro, zostałabyś na tutaj?
   Nikt nie odpowiedział. Den odwrócił się, a Shiro i Teka za nim nie było. Lok i Sophie zrobili to samo. Na ich twarzach malowało się zaskoczenie, na twarzy Casterwill'ki również złość.
  - Na pewno za nami szli... - Powiedział Phils podchodząc do wejścia w wąską uliczkę.
   Rozglądał się przez chwilę, lecz potem bezzwłocznie, w trosce o zagubione osoby, zaczął iść drogą powrotną. Lok i Sophie dołączyli do niego. Wprawdzie mówiąc, gdyby nie Den też by tak postąpili. Przeszukując okolicę, nie wiedzieli, że już dawno minęli uliczkę, w którą Shiro zwiodła Teka.

~~~

   Shiro nadal szła za chłopcem. Okazało się, bo tego białowłosa nie wiedziała, że wąska uliczka, którą szli, prowadziła do centrum opuszczonych i zniszczonych budynków. Może tutaj ulice były dziwnie szerokie i każdy z łatwością mógł ich dostrzec, ale nie w tym miejscu nie było żywej duszy. Dzięki temu plan Shiro się ułatwił. Jednak Tek właśnie chciał zawracać.
  - A co z tym gościem? - Dopytywała. 
  - Zaraz się zgubimy. Znajdziemy resztę i go potem poszukamy... Poza tym głupio to wszystko brzmi. Tu mógł sobie chodzić każdy mężczyzna, a nie jakiś fanatyk! 
  - Fanaco? - Dziewczyna przekrzywiła głowę, przez co sprawiała wrażenie słodkiej idiotki. Sprawiała wrażenie, bo na pewno głupia nie była. No i znała pojęcie "fanatyk". 
   Tek jąkał coś i nie wiedział, jak odegrać swoje ostatnie słowa. Shiro, na szczęście, tylko uśmiechnęła się milutko, więc odpuścił, po czym, jak już planował, zawrócił, żeby znaleźć resztę drużyny.
   Shiro obróciła się na pięcie, jednak nie ruszyła do przodu. Zorientowała się, że prawie poszła za Tekiem, a nie tak miała postąpić. Wydawał jej się teraz dobrym przyjacielem. Ale jej plan, choć prosty i dość głupi, musiał zostać zrealizowany. Już miała pytać Teka swoją kwestią, aż nagle usłyszała głos Loka. To było coś w stylu "Chyba ktoś tam jest" albo "Chodźcie za mną", więc wiedziała, że została w jakimś stopniu zauważona. Dlatego musiała działać...
   Nim na tej szerokiej ulicy dało się zobaczyć sylwetkę Lamberta, Shiro poszybowała w górę z Tekiem, zaciągając go za kilka budynków.

~~~

   Shiro wylądowała. Ta sama zniszczona kamienica wydawała się idealną kryjówką. Była nieuczęszczana (Shiro przecież skłamała i żadnych fanatyków w niej nie było), ponura i odpychająca. A nawet jeżeli Lok, Sophie i Den wróciliby do niej, to białowłosa miała wystarczająco dużo czasu na wykonanie swojego planu.
   Tek się wyrywał. Ogólnie wyrywał się, gdy tylko wznieśli się nad ziemię. Ale Shiro, wbrew pozorom była silna i nie pozwalała mu uciec. Do tego zakryła mu ręką usta, co skutecznie go uciszyło. Typowa próba porwania, pomijając magiczne zdolności albinoski.
   Dziewczyna wparowała do kamienicy, przed wejściem oglądając się, czy nikt jej nie widział. Drzwi zostały zamknięte podmuchem wiatru. Shiro spojrzała na wnętrze pomieszczenia. Z trudem posadziła Teka na jednym z zakurzonych foteli, lecz nadal zakrywała mu usta.
  - Nie wierć się! - Jej głos nie był groźny. Dało się w nim usłyszeć pewien rodzaj smutku. Ten rodzaj, gdy musieliście zrobić coś niedobrego, bo nie było wyjścia. Shiro nie żałowałaby porwania jakiejś osoby dla swoich korzyści, jednak Tek nie był dla niej byle kimś
   Tek powoli przestawał. Tracił siły. Kiedy chłopiec już siedział, mogła zacząć mówić.
  - Chcę ci coś wytłumaczyć. Będziemy musieli rozmawiać, więc zdejmę ci rękę z ust. Ale nie krzycz, bo... Po prostu nie krzycz, to ważne.
  Wzrok Teka pozostał tak samo złowrogi jak wcześniej. Zgodził się, Shiro poznała to w jego oczach.
  - Nikt z tej drużyny, oprócz ciebie... No i może Dena, nie posłuchałby, co mam do powiedzenia. Nie złość się, że akurat ciebie porwałam, to ich wina, że nie można im zaufać... Generalnie Juliette nic nie jest. - Powiedziała to, żeby Tek się trochę uspokoił. Zadziałało. - W sensie: nic złego, bo w sumie bardzo dużo się z nią stało. - Shiro zdjęła w końcu Tekowi rękę z ust. - Nie wiem, od czego zacząć, a ty pewnie masz wiele pytań, więc proszę, mów.
  - Po pierwsze: kim jesteś. Po drugie: co z Juliette. I jak, do cholery, latałaś - Wyparował od razu.
  - Jak to jak? Naprawdę się nie domyśliłeś? A zawsze się przechwalałeś, że jesteś mądry... - Zacisnęła usta, jakby została mocno oszukana.
   Tek, na początku chciał powiedzieć, aby się z nim nie kłóciła, ale zaraz potem analizował jej słowa. Dopiero się poznali, ale rzeczywiście, on zawsze mówił dużo o swojej inteligencji. Czy ona mogłaby być...? Nie, to nie jest możliwe! Choć w sumie skoro Tytani, inne światy i moce żywiołów są realne, to czemu to miałoby nie być? Jednak Tek nie dawał za wygraną, może się mylił.
  - Po prostu powiedz. Skąd masz tę moc? To dla mnie bardzo ważne. I podaj też informacje o sobie, ja cię nie znam. Chcemy chyba do czegoś dojść. Tymi tekstami starasz wydawać się inna? Nie wyróżniaj się.
   Shiro wyraźnie się zadowoliła.
  - Spójrz na mnie. - Odparła pokazując palcami swoje włosy i oczy. - Trudno mi się nie wyróżniać z takim wyglądem.
  - Teraz mówimy o charakterze. Rozjaśnij mi coś w końcu, mieliśmy rozmawiać.
  - A czy to miała być rozmowa po twojemu?
  - Przecież... Przynajmniej niech dąży do jakiś wyjaśnień. Przedstaw się.
  - Shiro. - Mrugnęła oczkiem.
  - Argh... Nazwisko, wiek, cokolwiek!
  - Może jeszcze imię? Zdradzę ci sekret: Shiro to przezwisko. - "No domyślaj się, Tek, domyślaj. Podobno jesteś bardzo mądry" - w jej głowie latały te słowa, a ona była nimi bardzo rozbawiona.
  - Przezwisko? To podaj mi imię, a nie się droczysz!
  - Na J.
  - To nie są zgady...
   I tu się wszystko zatrzymało. Tek powolnie oparł się o fotel, a Shiro rozluźniła mięśnie. Chłopiec zadał ostatnie pytanie:
  - Jaka jest pierwsza litera twojego nazwiska?
  - R.
  - Tak... Juliette Ray.
  - Zgadłeś.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Rozdzialik krótki, ale no cóż, szpital.
Powiedzcie szczerze: ktoś się domyślił, kim jest Shiro?