środa, 5 kwietnia 2017

Rozdział 16. - Powrót do drużyny

Wenecja, Włochy
   Juliette i Tek byli już niedaleko parku. Przy każdym zakręcie rozglądali się za łowcami. Shiro postanowiła, że nie chce jeszcze im się pokazywać. Zmiana jej wyglądu pozostawiłaby Fundację z rozsypce, a rodzeństwo straciłoby resztki zaufania.
   Musiała to przemyśleć. Po zabraniu katan, miała skierować się z Tekiem na obrzeża Wenecji i wszystko sobie poukładać.
   Doszli do parku. Na szczęście katany nadal leżały pod ławką schowane w pochwach. Ławeczki miały otwór pod siedzeniem tylko po bokach, więc trudno było zauważyć broń. Juliette wyjęła katany i założyła je na plecy. Ludzie patrzyli na nią dziwnie, ale dziewczyna tylko uśmiechała się, jakby uznano ją za superbohatera.
   Juliette i Tek skierowali się w mniej uczęszczane okolice. Kiedy byli już przy granicy Wenecji, Tek się odezwał.
  - Co teraz robimy? - Spytał. - Jest strasznie gorąco, nie chcę tu przesiedzieć całego popołudnia...
   Shiro nie odpowiedziała. Raczej sama nie wiedziała, co mają robić. Jej nie było tak gorąco jak bratu, bo miała na sobie zwiewną piżamę, ale nie różniła się ona od powierzchownych ubrań. Była to biała bluzka na ramiączka i krótkie, różowe spodnie. No i Shiro była boso. Tek nie pytał, wraz z kryształami przyszła mu cała wiedza o siostrze, więc pamiętał, że dziewczyna uwielbiała chodzić bez butów.
   Juliette wcale nie była tą Juliette, którą znał odkąd przybyli do Wenecji. Teraz się zmieniła, a raczej wróciło jej stare zachowanie. Śmianie się bez powodu, żartowanie, wydawanie dziwnych dźwięków w gestach radości było dla niej normą. To wszystko przez incydent ze śmiercią rodziców. Od tamtego czasu jest taka.
  - Jak wrócimy do drużyny, to co zrobimy? - Ciągnął chłopiec.
  - Ja tam się boję. - Shiro skrzyżowała ręce. Czyżby nie chciała wracać?
  - Ej, oni są naszą jedyną nadzieją! Nie mamy dokąd pójść.
  - Więc zostaniemy dzikusami. - Ruszyła przed siebie. Tek podążył za nią. Nadal musiała się uspokoić.
   Za miastem na wodzie znajdowały się pola i farmy. Rodzeństwo szło polną drogą obok jednego z gospodarstw. Teka aż bolało, gdy patrzył na stopy dziewczyny nadeptujące na żwir i kamyczki.
   Albinoska skręciła w prawo, do ogrodzenia, w celu pogłaskania gniadego konia. Tek w tym czasie zastanawiał się ciągle nad tym samym. Pokręcili się trochę i wrócili do głównej drogi.
  - Patrz, jabłoń! - Krzyknął Tek, po czym podbiegł do drzewka. Zerwał dwa owoce.
  - Wolę szokolatkę. Nie mam ochoty na jabłka.
  - Więcej dla mnie. - Odparł.
   We dwójkę przysiedli w trawie. Shiro bawiła się źdźbłem, a Tek zajadał się jabłkami. Przesiedzieli w miejscu kilkanaście minut.
  - Widziałem krokodyla w kanale. - Powiedział Tek, a Juliette zerknęła na niego. Leżała teraz na trawie bawiąc się włosami. - Kiedy wybiegaliśmy z kamienicy, zarwał się schodek. Na dole był krokodyl. Normalnie pływał sobie w kanałach. Był dziwny... W sensie, był dość duży jak na samego krokodyla. I gruby. I ogólnie był w Wenecji, co się nie zdarza.
  - Może to był krokodyl-ponton? Taki, wiesz, do pływania.
  - On był żywy. Poza tym po co komuś ponton w kanałach?
  - Może ktoś miał skrytą pasję, jaką jest pływanie w kanałach na krokodylach-pontonach?
   Cała Shiro. Niby głupio mówi, ale samo oświadczenie przez Teka, że widział krokodyla w kanałach, też nie było za mądre.
  - A co do krokodyli: masz przy sobie swoje Tytany? - Zmienił temat Tek.
  - Nie. Zostały w szafce, jeśli dobrze pamiętam. Ammiś pewnie tęskni.
  - To tak samo jak moje. - Chłopiec uśmiechnął się. Miał na myśli coś więcej. - No widzisz. Teraz wiesz, że i tak musielibyśmy do nich wrócić. Chyba nie zostawisz im własnych Tytanów? - Tek wstał i bez pozwolenia ruszył w stronę Wenecji. Shiro wydała z siebie cichy jęk i zrobiła to samo.
  - Jak będą krzyczeć na mnie, za to, że jakaś czerwonowłosa psycholka zmieniła mój wyglad, to obiecaj mi, że ich podpalisz.

~~~

Wenecja, Włochy
  - To tutaj spotkałem Shiro. - Den wskazał palcem na fontannę. Łowcy właśnie przeszukali większość miasta i mieli się spotkać w parku. Lok i Den byli już na miejscu. Czekali tylko na Sophie.
   Oni rozmawiali, a Sophie, jeszcze przez nich niezauważona, wkroczyła na teren parku. Casterwill'ka miała ciut inne metody na odnalezienie Shiro i Teka. Od początku poszukiwań pytała o nich miejscowych. Została jeszcze jedna osoba, zanim dojdzie do chłopaków. 
   Sophie podeszła do starszego mężczyzny karmiącego gołębie. Wydawał się typem człowieka, który spędził w tym miejscu już kilka godzin, toteż jeżeli Shiro i Tek tędy przechodzili - na pewno ich widział.
  - Dzień dobry.
  - Dzień dobry. - Odpowiedział staruszek. Jego głos był miły i spokojny.
  - Mam pytanie: widział pan dzisiaj niedużego, czarnowłosego chłopca i albinoskę?
  - Albinoskę...? Tak, byli tu niedawno przy fontannie.
  - Mhm. - Sophie ucieszyła się na te wieści, lecz nie na tyle, by dać to po sobie poznać. - Wiem, że to brzmi dziwnie, ale czy chłopiec się jej bał?
  - Słucham? Chyba nie. Wyglądali raczej jak dobrzy znajomi. Pamiętam tylko, że jeśli się nie mylę, to dziewczyna miała na plecach katany. No ale wie pani, katany co niecodzienność w Wenecji, a ja ze swoim starym umysłem...
  - To w zupełności wystarczy, dziękuję.
   Sophie pożegnała się i poszła do Loka i Dena, którzy byli tak pochłonięci rozmową, że jej nie dostrzegli, dopóki się przed nimi nie zjawiła. Głowa pulsowała jej od złości. Widocznie to zobaczyli, bo nie odważyli odezwać się pierwsi.
  - Ach! Oni wcale nie zostali porwani! - Ryknęła nagle.
  - O co chodzi? To co się z nimi stało? - Zapytał Den.
  - Jak to co? To mi wygląda na spisek! Spytałam się o nich tego staruszka, - Wskazała palcem na mężczyznę. - a on powiedział, że byli niedawno w parku. I wiecie co? Powiedział, że wyglądali jak przyjaciele. Do tego usłyszałam, że Shiro podobno wyjmowała jakieś katany z pod ławki. Może głupio by to brzmiało, gdyby katany nie wiązałby się z Juliette, ale się wiążą.
  - Co teraz robimy? - Lok popatrzył po wszystkich.
  - Nie mówcie mi, że nie macie pomysłów. - Była zdenerwowana na tyle, że Den i Lok nawet nie chcieli nic sugerować. - Nie wiem jak wy, ale ja wracam do domu. I zamierzam poinformować o tym wszystkim Fundację.
  - Skoro nie wiemy, o co dokładnie ci chodzi, to jakie mamy mieć pomysły? - Spytał się Phils, kiedy Sophie już od nich odchodziła.
  - Możemy się tylko domyślić, co jest grane. - Lok podążył za Casterwill'ką, a Den do nich dołączył. - Mówisz, że Tek i Shiro są w zgodzie?
  - Na to wygląda. - Odpowiedziała.
  - A co z Juliette? - Dodał Den.
  - Tego jeszcze nie wiem, ale skoro Shiro zabrała katany, to pewnie też z nimi trzyma. Tek raczej nie zdradziłby siostry. Może to była jakaś pułapka, żeby mogli spokojnie wszyscy uciec? Uch, nie teraz! Mam masę myśli na głowie, to strasznie męczące.
   Drużyna w końcu doszła do domu. Łowcy weszli do środka, a Lambert poinformował śpiącego na górze Cherita, że może już wyjść z pokoju i zaczął mu wszystko na szybko opowiadać.
    Planem Sophie było zadzwonienie do Guggenheima, ale to nie ona pierwsza się odezwała. Nagle z telewizora puścił się sygnał. Sophie odebrała.
  - Witam, tu Guggenheim. Mam dla was nową misję. Nie wiem, czy się cieszycie, ale nigdzie nie będziecie musieli wyjeżdżać, bo chodzi o Wenecję. - Zaczął szybko.
  - Raczej nic mnie już dzisiaj nie ucieszy. - Sophie rozmasowywała skronie. W salonie był już Lok i Cherit. Den siedział na kanapie.
  - Hmm? A jej co się stało?
  - Mamy mały problem. - Powiedział Lambert. Guggenheim spojrzał na niego pytającym wzrokiem. - Chodzi o Juliette i Teka... I Shiro. Ogólnie dużo się u nas działo.
  - Shiro? Kto to?
  - Sami nie wiemy do końca, kim ona jest. Den spotkał ją w nocy w parku i prawdę mówiąc nie chcę wiedzieć, co on tam robił, - Na to Phils zaśmiał się. - ale przyprowadził ją tutaj, bo potrzebowała pomocy. Mówiła, że nic nie pamięta i że nagle po prostu znalazła się w innym miejscu. Potem, gdy rano tak gadaliśmy, szedł Tek i powiedział, że Juliette zniknęła. Chcieliśmy pójść jej szukać, ale przed wyjściem okazało się, że Shiro widziała podejrzanych fanatyków w starej kamienicy. Jak tam dotarliśmy, to Shiro i Teka już nie było. Nie zdążyliśmy sprawdzić, czy miała rację, od razu zabraliśmy się za szukanie. Myśleliśmy, że to Shiro porwała Teka, jednak Sophie dowiedziała się, że ktoś widział ich niedawno w parku. Shiro zabierała stamtąd katany. Tek normalnie się zachowywał. Ba! Podobno wyglądali nawet jak dobrzy przyjaciele. - Lok w końcu zastopował i dał Guggenheimowi czas na przemyślenia. - Sophie właśnie miała do ciebie dzwonić, żeby to zgłosić.
  - Dla mnie to jest spisek i tyle. - Sophie usiadła obok Dena. - Nie wiem, jak to inaczej wytłumaczyć.
  - W każdym razie, Fundacja może być w niebezpieczeństwie. - Odparł Guggenheim. - Powiadomię o tym radę. Jeżeli czegoś się dowiecie - dzwońcie.
  - Ej, ale co mamy robić? - Wtrącił Lambert. - I co z tą misją, o której miałeś nam mówić?
  - Na razie nie działajcie na własną rękę. Czekajcie, aż oni sami dadzą jakieś znaki i wtedy nam o tym powiedzcie. A co do misji, to chodzi w niej o właśnie takie stare kamienice, więc nie chcę wam jej teraz powierzać. Dopóki nic się nie wyjaśni, jesteście uziemieni.
   Guggenheim rozłączył się. Lok westchnął.
  - No i przepadła nam misja...

~~~


Wenecja, Włochy
   Shiro i Tek stali pod domem. Okno w ich pokoju było otwarte na oścież, tak jak je zostawiła Juliette, kiedy uciekała. Wiatru nie było, więc ani trochę się nie zamknęło. 
   Oboje patrzyli w górę, po cichu zastanawiając się, co robić. Ustalili sobie, że muszą odzyskać Tytanów, ale Shiro na razie nie chciała pokazywać się drużynie. Nawet jak Lok i Den dobrze by zareagowali, to o Sophie nie mogła tego powiedzieć. Wiedziała, że Casterwill'ka posiada duże wkłady w Fundację i nie chciała czuć na sobie spojrzenia innych. 
  - Mogę się na początek pokazać, jeśli chcesz. - Tek przestał patrzeć na otwarte okno. - Wytłumaczę im większość, potem ty wejdziesz.
   Shiro zaplotła kosmyk włosów na palcu. 
  - Nieważne jak to zrobimy - i tak będą na mnie źli.
  - Nie mamy wyjścia, nigdzie indziej nie pójdziemy.
  - Mówiłam, że możemy zostać dzikusami! Odzyskajmy chociaż nasze Tytany...
   Albinoska rozejrzała się dookoła. Nikogo nie było, teraz wszyscy pracowali. Jednak nie mogła być pewna, że nikt nie zobaczy jej zdolności latania. To była jedyna opcja na zabranie Tytanów z góry. 
   Shiro spojrzała na swoje stopy. Były brudne od piasku. Właśnie! Piasek. Podłoże było zrobione z chodnika, który do najczystszych nie należał. Wystarczyło trochę mocy, żeby w okolicy zrobić zasłonę z piasku i kurzu. 
  - Tek, dostałbyś się szybko na górę? Chcę zrobić zasłonę i potem cię podsadzę. 
   Chłopiec pokiwał głową. Shiro bez wahania zaczęła. Na około nich zaczął się unosić piach, jednak był za słaby. Białowłosa musiała zrobić to na większą skalę, aby zasłona nie wyglądała podejrzanie.
   Tek użył magii ziemi rozdrabniając kamyki na jeszcze drobniejsze kawałki. Udało się, wiatr skupił się w bardziej widocznym miejscu przyciągając uwagę potencjalnych przechodniów. 
    W mgnieniu oka Shiro podrzuciła Teka do okna i sama prędko poleciała za nim. Wparowali jak najciszej do pokoju. Musieli niezauważeni odzyskać Tytany, później mogli działać bez stresu.
   Juliette wyjęła Ammita, Gareona i Mroźne Serce ze swojego plecaka. Zdążyła też zabrać z niego kilka cukierków i jednego włożyła sobie do buzi. 
   Tek też się śpieszył. Wyjmował swoje Tytany z szuflady obok łóżka, ale gdy chował do kieszeni Calibana, do pokoju wszedł Den. Rodzeństwo obróciło głowy w jego stronę. Tek cofnął o krok od drzwi, ale nie uciekał. Czekał na znak od siostry, jednak ona nie zamierzała się ruszyć.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział napisany szybko, bez problemów, ale jest sprawa:
Zbliżają się u mnie testy gimnazjalne. Z pisaniem na razie dam sobie spokój (chyba, że złapie mnie bardzo mocna wena). Następny rozdział może pojawi się tak po 20 kwietnia. 
Ps. Dante musi to zrobić, zrozum. Jeżeli usunę ten wątek, to fabuła się schrzani >.< 



3 komentarze:

  1. Cholera jasna, kolejna Carter... ,,Zhalia musiała umrzeć, zrozum!" No nieważne... Zawsze mam jeszcze na pocieszenie połowę fanfiction.net, co nie? (na drugiej połowie wszyscy giną...)

    Co to za dzikie cliffhangery, hm?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro Cię wkurzają, to proszę...
      .
      .
      .
      .
      .
      .
      .
      .
      .
      Den wszystkich zabije, oprócz Dantego, bo on zginie w kanałach
      Hehe.

      Usuń
  2. To coraz bardziej wygląda mi na prank :> Ale pożyjemy, zobaczymy. (spoilery zakończenia pierwszego sezonu Danganronpy też wygladały jak prank, ale nim nie były)

    A u mnie, to tak w ogóle *chamska reklama alert piszczy niczym czysty talerz i wyje jak atencjuszki na wf* nowy rozdział się pojawił. Nic nie wnosi do fabuły.

    OdpowiedzUsuń