Juliette i Tek zostali sami. Zhalia siedziała sama na górze i nie była w nastroju do rozmowy. Po sytuacji z kanałami, nie przejmowali się ludźmi Henriety. Nimi powinna martwić się reszta drużyny, kiedy rodzeństwo siedzi sobie smacznie w domu.
Juliette z nudów włączyła telewizor. Tek siedział obok niej na kanapie. Przez kilka godzin musieli tak wytrzymać, chyba że Zhalia dałaby jakiś znak, ale na to nie liczyli. Już po jednym, nudnym serialu obyczajowym, Tek zaczął grać na telefonie a Juliette leżała z skrzywioną miną na bocznym oparciu kanapy.
~~~
Dom drużyny Loka Lamberta, Wenecja, WłochyZhalia wtuliła twarz w poduszkę. Nie wiedziała, czy ma być zła, czy smutna. Odkąd Den wparował do jej pokoju i rzuciła w niego poduszką, miała wyrzuty sumienia. Owszem, to nie było dojrzałe, ale nie miała siły na jego napierający charakter. Była pewna, że gdyby poprosiłaby go o spokój, nadal by naciskał.
Teraz wszystko ją drażniło — hałas telewizora dobiegający z dołu, hałas samochodów z ulicy i ten piekielny, pozytywny test ciążowy. Miała dość na dzisiaj, już nawet nie płakała. Powoli czuła, że staje się obojętna. Przełożyła poduszkę na suchą stronę i ponownie się w nią wtuliła, kiedy usłyszała, że rodzeństwo przełączyło nudny serial na kanał muzyczny. Warknęła z bezsilności i przykryła się cała kołdrą, dodatkowo zakrywając głowę poduszką.
~~~
Dom drużyny Loka Lamberta, Wenecja, Włochy
Kiedy rozpoczęła się jakaś skoczna piosenka, Shiro zakręciła się na kanapie, a Tek zaczął fałszować do rytmu. W takim momencie, dla większości osób, tańczenie do muzyki po stracie znajomej osoby nie byłoby odpowiednią rzeczą, ale Juliette i Tek mieli ku temu powody. Chcieli w końcu wywlec Zhalię z pokoju. Może i wkurzoną, może by na nich na krzyczała, jednak woleli, żeby nie siedziała sama. Od drużyny słyszeli, że woli działać na własną rękę. Stwierdzili więc, że w każdej chwili może uciec i powstaną kolejne problemy. Więc tańczyli i tańczyli, mając nadzieję, że za chwilę zastaną Zhalię na dole, całą zasmarkaną i zezłoszczoną.
~~~
Weneckie kanały
Słychać było szum wody i masę uderzeń. Coraz głośniejszych i bardziej drażniących dla uszu Dantego. Pamiętał, że zdążył jedynie wygrzebać się z wody. W miejscu, w którym się teraz znajdował, było ciemno i nic nie widział. By dowiedzieć się, co tak hałasuje, musiałby użyć Burzy Błysków, na którą nie miał siły. Jednak hałas narastał i wkrótce Vale usłyszał coś jak pęknięcie metalu. Spojrzał w tamtą stronę, ale niczego nie zobaczył. Za to Ammit z widzeniem w ciemnościach nie miał problemów. Szybko rzucił się w stronę Dantego, dobierając się wielką paszczą do jego ręki. Mężczyzna krzyknął z bólu i pod przypływem nagłej adrenaliny i woli walki, rzucił w Ammita bardzo słabym zaklęciem. Zaraz potem uskoczył na bok, szukając w ciemnościach jakiejkolwiek drogi ucieczki. Jest! Znalazł pręty, przypominające drabinę. Czym prędzej złapał się ich i wspiął się na górę, gdzie było wyjście. Zebrał siły i uderzył w płytę Smoczą pięścią, a ta wyleciała w powietrze ukazując mu błękitne niebo. Dante wygrzebał się na chodnik. Ostatnim co pamiętał, były znajome głosy...
Sophie i Lok od razu zebrali się do opatrzenia mentora. Rudowłosa zadzwoniła do Dena i Cherita, a ci mieli się jak najszybciej zjawić. Lambert zatamował krwawienie z ręki Dantego, urywając kawałek swojej koszulki. W tym czasie Sophie sprawdziła, czy Dante nie ma żadnych innych poważnych ran.
Kiedy skończyła, zjawił się Den z Cheritem. Chłopak musiał biec ile sił, bo dyszał ciężko.
— Co z nim? — Zapytał w końcu.
— Głowa jest cała, o tyle dobrze. — Powiedziała Sophie. — Za to ma straszną ranę na ręce.
— Jest nieprzytomny, musimy zabrać go do szpitala. — Dodał Lok.
— W takim razie dzwonię po pogotowie.
Dantego zabrała karetka, a reszta wezwała taksówkę i skierowała się za nią do weneckiego szpitala. Nie było czasu na wyjaśnienia, Sophie powiedziała jedynie, że został pogryziony przez zdziczałego psa i spadł ze schodów, jakkolwiek ta historia byłaby nieprawdziwa. Sama nie wiedziała, co mogło się stać z jej przyjacielem. W taksówce dodzwoniła do Juliette, a następnie do Guggenheima, informując ich o wszystkim, co się zdarzyło. Mężczyzna był zszokowany, ale pozwolił Sophie w spokoju dotrzeć do szpitala. Obiecał jej, że poinformuje radę o tym, co stało się z Dantem i o tym, jak niebezpieczny może być Kiel.
Kiedy ratownicy przenieśli Dantego na zszycie ran oraz badania, reszta usadowiła się w poczekalni, w tym Cherit w torbie Lamberta. Musieli znosić innych ludzi, w tym biegające dzieci i szpitalny hałas. Nie mieli na to najmniejszej ochoty. Marzyli w ciszy, by wrócić do domu ze zdrowym mentorem i nie odzywali się do siebie.
~~~
Szpital wenecki
— Lok Lambert, Sophie Casterwill i Den Phils proszeni są do gabinetu numer cztery — Odezwała się pielęgniarka przez głośnik. Cała czwórka prawie już spała i po szybkim wstaniu z krzeseł, poczuli niemiłe zawroty głowy.
Lok wszedł do gabinetu jako pierwszy, przyjmujący ich doktor od razu zaczął wyjaśniać stan pacjenta.
— Jest... Jakby to powiedzieć... Wasz przyjaciel wyliże się z tego, ale nie jest dobrze. Zszyliśmy mu ranę, ale pozostanie po niej spora blizna. Ma sporo siniaków i wstrząs mózgu oraz zwichnięty nadgarstek. Na szczęście USG nie wykryło uszkodzeń narządów. Czekamy jeszcze na wyniki badań krwi, by ustalić, czy pacjent ma wściekliznę. Podaliśmy mu kroplówkę i leki przeciwbólowe.
— Ile będzie musiał zostać w szpitalu? — Spytał Den.
— Jeśli nie wystąpią komplikacje, to maksymalnie tydzień. Obecnie nadal jest nieprzytomny, raczej szybko się nie wybudzi, najszybciej za kilka godzin. Możecie go jednak odwiedzić, jeśli chcecie.
Przyjaciele popatrzyli po sobie i widać było, że jedyne o czym marzą, to odpoczynek.
— Odwiedzimy go, gdy tylko odzyska przytomność. — Zdecydował Lok.
— Oczywiście. Damy wam znać.
Drużyna pożegnała się z lekarzem i czym prędzej wyszła z zatłoczonego szpitala. Znaleźli przy drodze najbliższą taksówkę i skierowali się do domu. Teraz pozostawało im tylko czekanie.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Patrzcie, wznowiłam opowiadanie. Ile trzeba było czekać na rozdział? Hmmm.... Tak z 10 miesięcy. NIENAWIDZĘ SIEBIE ZA TO XD Przez dziesięć miesięcy nie mogłam napisać cholernego rozdziału, mimo że wiedziałam, jak ma się potoczyć.
No ale uznajmy to wszystko za winę Dantego i tego, że topił się w kanałach przez dziesięć miesięcy i dopiero teraz mogłam go stamtąd wygrzebać.
Ps. Spokojnie, na następny rozdział nie będzie tyle czekania.