poniedziałek, 4 czerwca 2018

Rozdział 22. - Za dużo hałasu.

Dom drużyny Loka Lamberta, Wenecja, Włochy
   Juliette i Tek zostali sami. Zhalia siedziała sama na górze i nie była w nastroju do rozmowy. Po sytuacji z kanałami, nie przejmowali się ludźmi Henriety. Nimi powinna martwić się reszta drużyny, kiedy rodzeństwo siedzi sobie smacznie w domu.
   Juliette z nudów włączyła telewizor. Tek siedział obok niej na kanapie. Przez kilka godzin musieli tak wytrzymać, chyba że Zhalia dałaby jakiś znak, ale na to nie liczyli. Już po jednym, nudnym serialu obyczajowym, Tek zaczął grać na telefonie a Juliette leżała z skrzywioną miną na bocznym oparciu kanapy.
~~~

Dom drużyny Loka Lamberta, Wenecja, Włochy
   Zhalia wtuliła twarz w poduszkę. Nie wiedziała, czy ma być zła, czy smutna. Odkąd Den wparował do jej pokoju i rzuciła w niego poduszką, miała wyrzuty sumienia. Owszem, to nie było dojrzałe, ale nie miała siły na jego napierający charakter. Była pewna, że gdyby poprosiłaby go o spokój, nadal by naciskał.
   Teraz wszystko ją drażniło  hałas telewizora dobiegający z dołu, hałas samochodów z ulicy i ten piekielny, pozytywny test ciążowy. Miała dość na dzisiaj, już nawet nie płakała. Powoli czuła, że staje się obojętna. Przełożyła poduszkę na suchą stronę i ponownie się w nią wtuliła, kiedy usłyszała, że rodzeństwo przełączyło nudny serial na kanał muzyczny. Warknęła z bezsilności i przykryła się cała kołdrą, dodatkowo zakrywając głowę poduszką.

~~~


Dom drużyny Loka Lamberta, Wenecja, Włochy
   Kiedy rozpoczęła się jakaś skoczna piosenka, Shiro zakręciła się na kanapie, a Tek zaczął fałszować do rytmu. W takim momencie, dla większości osób, tańczenie do muzyki po stracie znajomej osoby nie byłoby odpowiednią rzeczą, ale Juliette i Tek mieli ku temu powody. Chcieli w końcu wywlec Zhalię z pokoju. Może i wkurzoną, może by na nich na krzyczała, jednak woleli, żeby nie siedziała sama. Od drużyny słyszeli, że woli działać na własną rękę. Stwierdzili więc, że w każdej chwili może uciec i powstaną kolejne problemy. Więc tańczyli i tańczyli, mając nadzieję, że za chwilę zastaną Zhalię na dole, całą zasmarkaną i zezłoszczoną.

~~~

Weneckie kanały
   Słychać było szum wody i masę uderzeń. Coraz głośniejszych i bardziej drażniących dla uszu Dantego. Pamiętał, że zdążył jedynie wygrzebać się z wody. W miejscu, w którym się teraz znajdował, było ciemno i nic nie widział. By dowiedzieć się, co tak hałasuje, musiałby użyć Burzy Błysków, na którą nie miał siły. Jednak hałas narastał i wkrótce Vale usłyszał coś jak pęknięcie metalu. Spojrzał w tamtą stronę, ale niczego nie zobaczył. Za to Ammit z widzeniem w ciemnościach nie miał problemów. Szybko rzucił się w stronę Dantego, dobierając się wielką paszczą do jego ręki. Mężczyzna krzyknął z bólu i pod przypływem nagłej adrenaliny i woli walki, rzucił w Ammita bardzo słabym zaklęciem. Zaraz potem uskoczył na bok, szukając w ciemnościach jakiejkolwiek drogi ucieczki. Jest! Znalazł pręty, przypominające drabinę. Czym prędzej złapał się ich i wspiął się na górę, gdzie było wyjście. Zebrał siły i uderzył w płytę Smoczą pięścią, a ta wyleciała w powietrze ukazując mu błękitne niebo. Dante wygrzebał się na chodnik. Ostatnim co pamiętał, były znajome głosy...
   Sophie i Lok od razu zebrali się do opatrzenia mentora. Rudowłosa zadzwoniła do Dena i Cherita, a ci mieli się jak najszybciej zjawić. Lambert zatamował krwawienie z ręki Dantego, urywając kawałek swojej koszulki. W tym czasie Sophie sprawdziła, czy Dante nie ma żadnych innych poważnych ran. 
Kiedy skończyła, zjawił się Den z Cheritem. Chłopak musiał biec ile sił, bo dyszał ciężko.
 Co z nim?  Zapytał w końcu.
 Głowa jest cała, o tyle dobrze.  Powiedziała Sophie.  Za to ma straszną ranę na ręce.
 Jest nieprzytomny, musimy zabrać go do szpitala. Dodał Lok. 
 W takim razie dzwonię po pogotowie.
   Dantego zabrała karetka, a reszta wezwała taksówkę i skierowała się za nią do weneckiego szpitala. Nie było czasu na wyjaśnienia, Sophie powiedziała jedynie, że został pogryziony przez zdziczałego psa i spadł ze schodów, jakkolwiek ta historia byłaby nieprawdziwa. Sama nie wiedziała, co mogło się stać z jej przyjacielem. W taksówce dodzwoniła do Juliette, a następnie do Guggenheima, informując ich o wszystkim, co się zdarzyło. Mężczyzna był zszokowany, ale pozwolił Sophie w spokoju dotrzeć do szpitala. Obiecał jej, że poinformuje radę o tym, co stało się z Dantem i o tym, jak niebezpieczny może być Kiel.  
   Kiedy ratownicy przenieśli Dantego na zszycie ran oraz badania, reszta usadowiła się w poczekalni, w tym Cherit w torbie Lamberta. Musieli znosić innych ludzi, w tym biegające dzieci i szpitalny hałas. Nie mieli na to najmniejszej ochoty. Marzyli w ciszy, by wrócić do domu ze zdrowym mentorem i nie odzywali się do siebie. 

~~~

Szpital wenecki
 Lok Lambert, Sophie Casterwill i Den Phils proszeni są do gabinetu numer cztery  Odezwała się pielęgniarka przez głośnik. Cała czwórka prawie już spała i po szybkim wstaniu z krzeseł, poczuli niemiłe zawroty głowy. 
   Lok wszedł do gabinetu jako pierwszy, przyjmujący ich doktor od razu zaczął wyjaśniać stan pacjenta.
 Jest... Jakby to powiedzieć... Wasz przyjaciel wyliże się z tego, ale nie jest dobrze. Zszyliśmy mu ranę, ale pozostanie po niej spora blizna. Ma sporo siniaków i wstrząs mózgu oraz zwichnięty nadgarstek. Na szczęście USG nie wykryło uszkodzeń narządów. Czekamy jeszcze na wyniki badań krwi, by ustalić, czy pacjent ma wściekliznę. Podaliśmy mu kroplówkę i leki przeciwbólowe. 
 Ile będzie musiał zostać w szpitalu?  Spytał Den.
 Jeśli nie wystąpią komplikacje, to maksymalnie tydzień. Obecnie nadal jest nieprzytomny, raczej szybko się nie wybudzi, najszybciej za kilka godzin. Możecie go jednak odwiedzić, jeśli chcecie.
   Przyjaciele popatrzyli po sobie i widać było, że jedyne o czym marzą, to odpoczynek.
 Odwiedzimy go, gdy tylko odzyska przytomność.  Zdecydował Lok.
 Oczywiście. Damy wam znać.
   Drużyna pożegnała się z lekarzem i czym prędzej wyszła z zatłoczonego szpitala. Znaleźli przy drodze najbliższą taksówkę i skierowali się do domu. Teraz pozostawało im tylko czekanie. 

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Patrzcie, wznowiłam opowiadanie. Ile trzeba było czekać na rozdział? Hmmm.... Tak z 10 miesięcy. NIENAWIDZĘ SIEBIE ZA TO XD Przez dziesięć miesięcy nie mogłam napisać cholernego rozdziału, mimo że wiedziałam, jak ma się potoczyć.
No ale uznajmy to wszystko za winę Dantego i tego, że topił się w kanałach przez dziesięć miesięcy i dopiero teraz mogłam go stamtąd wygrzebać. 
Ps. Spokojnie, na następny rozdział nie będzie tyle czekania.

sobota, 6 stycznia 2018

Jeśli ktoś chce słuchać.

Cześć.
Od pół roku nie było postów. Nie wiem, czy ktoś prócz mojej Ropuchy to czyta, ale jeśli, to już podaję tłumaczenie:
Nie miałam weny. Naprawdę. Przez pół roku nie miałam jakiejkolwiek weny, by napisać cały rozdział. Napisałam połowę, ale nie dokończyłam. Chcę go skończyć jak najszybciej, jednak nie chcę, by był naciągany.
Nie, na pewno nie kończę z Naznaczoną. Generalnie też zaczęłam nowe opowiadanie i się na nim bardziej skupiłam. Oba będą kontynuowane.
Rozdział tutaj będzie w najbliższym miesiącu, aczkolwiek nie chcę Was wprowadzać w błąd.

poniedziałek, 17 lipca 2017

Rozdział 21. - Planowanie

Kilka godzin przed zaginięciem Dantego, Szpital Fundacji Huntik, Manhattan, Nowy Jork
   Juliette Ray rozsiadła się beztrosko naprzeciw Dena. Chłopak nie reagował na jej obecność. Nie chciał robić scen. Nie chciał być jak ona.
  - Czy uważasz siebie za idiotę? - Zaczęła Shiro. Den spojrzał na nią z ukosu. Ignorowanie jej pytań również było robieniem scen. Musiał dać się jej wyżyć, cokolwiek by nie wymyśliła.
  - A powinienem?
  - A wiesz, że tak?
  - Ty naprawdę myślisz, że nazywanie mnie idiotą coś zdziała?
  - Stwierdzam fakty.
   Phils westchnął zdenerwowany. Zaraz potem do stolika podeszła kelnerka, która na kelnerkę by nie wyglądała, gdyby nie mały notesik w ręku.
  - Co podać?
  - Dla mnie stek z frytkami i colę. - Powiedział z Den.
  - A są jakieś kurczaki? - Podniosła rękę Shiro.
  - Em... Udka, ostre skrzydełka i pierś w ziołach.
  - Udka poproszę. Z ziemniakami.
   Kelnerka zapisała zamówienia i poszła. Juliette zakręciła kosmyk włosów na palcu.
  - Wiesz dlaczego stwierdziłam, że jesteś idiotą?
  - Znowu się zaczyna...
  - Bo nabrałeś się na oczywistą pułapkę Henrietty!
   Den pokręcił zirytowany głową, lecz po chwili jego wzrok się zmienił. Może była w tym jakaś racja?
  - Tak, Den! W końcu to rozumiesz! Co przyszło ci do głowy? Powiedzmy, że współpraca z Henriettą, albo spisek. To nie ma żadnego sensu. Po co miałabym spiskować i zmieniać wygląd, gdy, jak widzisz, spowodowało to tylko kłótnie i wyżywanie się na mnie? - Uniosła brew. Phils skrzyżował ręce.
  - Może po to, że gdy będziemy działać w twojej sprawie, Henrietta zaatakuje?
  - Jak, do cholery, miałabym by kogoś osłabić zmianą wyglądu?
  -  Nie wiem, ale wiem, że Lok i Sophie są teraz sami w Wenecji i coś może im się stać! - Krzyknął, bo dopiero teraz zorientował się, że jest szansa na złe zdarzenia.
  - Jesteś żałosny, Den... Henrietta manipuluje takimi, jak ty. Moja zmiana wyglądu zaszła tylko dlatego, że ona podejrzewała, że z kimś jestem. Skłócenie mnie i osób, które mi pomagają było jej priorytetem, i nie ma na to innego wytłumaczenia! - Walnęła pięścią w stół. - A jeśli wrócisz do Wenecji i zastaniesz tam martwego Loka i Sophie, to obiecuję, że wynoszę się z stamtąd jak najszybciej!
   Wzięła talerz od kelnerki, która akurat przyszła do stołu, i skierowała się w inne miejsce. Kobieta spojrzała na załamanego Dena z żalem.
  - Problemy z dziewczyną, co?
  - Ech... Daj mi po prostu ten stek...
Kelnerka podała mu danie, a Phils spojrzał na nie z wyrzutem, jakby było czemuś winne. Juliette siedziała daleko i niechętnie wcinała udka. Den nie chciał już więcej kłótni. Usiadł naprzeciw niej.
  - Okej. Wygrałaś.
  - Seeerio? - Uniosła brew.
  - Serio. Przekonałaś mnie, że kłócenie się nic nie da. I nie mamy żadnych dowodów, że zamierzacie coś złego.
   Juliette wzruszyła tylko ramionami. W głębi duszy była jednak bardzo uradowana.
  - To wyszło za szybko. - Stwierdziła. - Wasza drużyna dostała tyle zmian, że nie wytrzymaliście.
  - Racja... Poza tym Sophie to wszystko podsycała. Teraz, kiedy miała więcej czasu na sprawy prywatne, znowu dopadły ją obowiązki i zaczęła się martwić o Loka. Dlatego była taka zła.
  - Z natury Sophie i ty jesteście nerwowi. - Zerknęła na niego z nad talerza.
  - Nie pomagasz. - Odparł Den i zaraz potem zaśmiali się razem.

~~~

Następnego dnia, dom drużyny Loka Lamberta, Wenecja
   Lok otworzył im drzwi, a Den, Juliette i Tek prędko weszli do domu. Bowiem pierwszy raz od rozpoczęcia lata padało. Den chciał uściskać Lamberta na powitanie, ale on odsunął się. Sophie ukryła twarz w dłoniach.
   Den nie wiedział, dlaczego jego przyjaciele tak się zachowują.
  - O co chodzi...? - Zapytał niepewnie. Shiro i Tek spojrzeli wyczekująco na Loka.
  - Dante...
   Den złapał go za ramiona i potrząsnął nim.
  - Co z nim?
  - Nie ma go... - Odparł Lambert.
  - Nie żyje. - Powiedziała Casterwillówna.
  - Nie wierzę. Dante nie mógł zginąć. Dlaczego tak myślicie? - Phils puścił szkota.
  - Był z nami. - Ciągnęła Sophie. - Wraz z Zhalią przyleciał do Wenecji. Mieli pomóc nam w misji, ale tam... Tam był Kiel! - Krzyknęła przez łzy, które ukrywała pod dłońmi. Podleciał do niej Cherit, by dodać jej otuchy.
  - To nie może być prawda, Sophie. - Den próbował cokolwiek wymyślić. - Najlepszy łowca Fundacji miałby zginąć w starciu z nim? Ty go pokonałaś, Dante też musiał.
  - Jeżeli tak mówicie... - Po raz pierwszy odezwał się Tek. - Wierzę wam, że Dante jest silny, mimo że go nie znam, ale Kiel pewno nie jest gorszy. To najlepszy wojownik Henrietty. Zaraz po mnie i Juliette.
  - Więc go wyszkoliła... - Powiedziała Sophie. - To jeszcze gorzej. - I znów zaniosła się w szloch.
  - Weźcie się w garść!
   Sophie przestała płakać i uniosła głowę. Shiro kierowała palec w jej stronę z groźną... Groźno-słodką miną. Wkurzyła się.
  - Nie znam Dantego i nie jest mi tak trudno, jak wam, więc teraz ją przejmę pałeczkę! - Krzyknęła albinoska. - Zamiast siedzieć i płakać przydałoby się dokładnie przeszukać Wenecję.
  - Nie jesteśmy tacy głupi, Juliette. - Rzekł Lok. - Już szukaliśmy...
  - To zróbcie to jeszcze raz. To na pewno lepsze niż siedzenie tutaj i użalanie się nad sobą.
    Sophie westchnęła. Słowa białowłosej ją uspokoiły, bo nosiły w sobie rację. Czuła też, że albinoska wcale nie jest taka zła. Jako jedyna starała się opanować sytuację. Zawsze lepiej było coś robić, niż siedzieć bezczynnie.
  - Musimy coś ustalić. - Powiedział Lok, gdy zauważył lepszy stan Casterwillówny.
  - Co proponujesz? - Spytał Den. - To ty jesteś liderem.
  - Na początek... Den, pójdź do Zhalii. Ciągle siedzi w pokoju i płacze. Sądzę, że jest jeszcze jakiś inny powód, ale nie chce ze mną porozmawiać. Może tobie się uda.
   Den kiwnął głową i poszedł na górę.
  - A my... - Kontynuował Lok, ale nie mógł znaleźć odpowiednich słów. Ruszył w stronę kanapy, na której leżał niechlujnie zostawiony Holotom. - Holotomie, pokaż mapę Wenecji.
   Lambert skinął ręką do rodzeństwa, by podeszło.
  - Podzielimy się na trzy grupy. Ja z Cheritem pójdę do tej części, Sophie do tej, a wy z Denem skierujecie się tu. - Pokazywał poszczególne obszary. - Tak będzie najlepiej. Jeśli coś się stanie, w każdej chwili będziemy mogli się ze sobą skontaktować przez telefon.
  - Dobry pomysł, Lok. - Odezwała się Sophie. - Ale przydałoby się szukać w opuszczonych budynkach i ciemnych uliczkach. Dantego nie będzie w pierwszym lepszym miejscu. Jeżeli gdzieś jest, to pewnie nieprzytomny...
  - Mhm... Więc wszystko ustalone, poczekajmy na Dena.
  - Nieprawda. - Juliette przygryzła wargi. - Moje włosy. Co, jeśli gdzieś tu jest Kiel? Wcześniej byłam w Nowym Jorku, ale teraz, gdy mnie zobaczy, dostanie furii.
  - Ech... Nie będę narażać cię na niebezpieczeństwo. - Sophie nie była zadowolona, ponieważ odpadła jej osoba do poszukiwań.
  - I nie puszczę Teka beze mnie. Musicie iść we czwórkę.
  - Rozumiem... - Westchnął Lok. - Możecie popilnować domu. Boję się, że Zhalia się wymknie. Znając jej charakter, to dość prawdopodobne.
   Juliette i Tek przytaknęli.
   - Dlaczego przyjechaliście tak wcześnie? - Sophie zmieniła temat, uznając nowy za ciekawszy.. - Słyszałam od Dena, że rada chce was przetrzymać.
  - Naprawdę? - Shiro przeciągnęła końcówkę wyrazu. - W szpitalu nie było żadnych problemów, pewnie dlatego nas wypuścili. No i Den ich przekonał.
   Casterwillówna uniosła brew.
  - Pogodziliśmy się z nim. - Dodał Tek.
  - A raczej; wyjaśniłam mu, dlaczego jesteśmy godni zaufania. Porozmawiał z Metzem, a on zdecydował się nas odesłać. - Powiedziała Ray.
  - Wyjaśniłaś mu? Chętnie bym posłuchała.
   Jednak w tym momencie przyszedł Phils.
  - I jak? - Zapytał Lok gorączkowo.
  - Nie wpuściła mnie do pokoju, krzyknęła kilka niemiłych słów... Szkoda gadać. - Wykrzywił usta.
   Blondyn pokręcił głową, po czym wstał z kanapy. Wziął z komody swoją sakiewkę z Tytanami i poszedł do drzwi. Sophie i Den poszli za nim. Wszyscy byli już przygotowani.
  - Cherit, chciałbyś pójść z Denem do wschodniej części Wenecji? - Spytał się Lok.
   Stworek był trochę rozkojarzony, lecz po chwili zorientował się, że Lambertowi chodzi o bezpieczeństwo Dena i dyskretnie mrugnął do niego oczkiem.
   - Oczywiście. - I wleciał do niedużego plecaka bruneta.
   - Jeżeli nie wrócimy o siedemnastej, to znaczy, że coś nam się stało. Powiadomcie wtedy radę. - Lambert zwrócił się do rodzeństwa, po czym otworzył drzwi i z pozostałą trójką wyszedł.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jak ja siebie kocham... Mówiłam, że są małe szanse na rozdział w wakacje? Od razu wróciła mi wena i go napisałam. 
Może i miał się kończyć kilkaset słów dalej, ale myślę, że i to jest zadowalające, jak na taką przerwę.

sobota, 15 lipca 2017

Kilka zdjęć Shiro-Juliette

Żeby umilić Wam czekanie na rozdział, wstawiam kilka zdjęć Juliette w nowym wyglądzie. Nie zwracajcie uwagi na strój :v












piątek, 14 lipca 2017

Informacja

Wierzę, że są tu osoby, które nie komentują tylko dlatego, że nie mają rączek, a mimo to z uwagą czytają każdy rozdział. Więc...
Informuje wszystkich, że rozdział może się pojawić dopiero po wakacjach. Nie musi, ale może, ponieważ mam bardzo mało czasu.
A jeśli jakoś pojawi się przed wrześniem, to pewnie będzie to jedyny rozdział na okres wakacyjny.

sobota, 10 czerwca 2017

Rozdział 20. - Krokodyle w kanałach

Jedna z opuszczonych kamienic, Wenecja, Włochy
   Łowcy z Fundacji Huntik i ludzie Henrietty nadal walczyli. Dawni fanatycy powoli przegrywali. Miejsce, w którym nie mogli użyć większości Tytanów oraz zaklęć, trafiło w czuły punkt. Nie znali się na walce wręcz tak dobrze, jak ich przeciwnicy. Wygrana nie była dla nich pisana. 
   Kiedy Lok załatwił ostatniego z tych "lepszych", reszta postanowiła się poddać. Ktoś z nich krzyknął, że mają uciekać i wszyscy jak szczury zerwali się do biegu.
   Zwycięzcy mogli odsapnąć. Cherit sfrunął zmęczony na ziemię, a Lok wziął go w ramiona. Sophie oparła się o ścianę. Tylko Zhalia była niespokojna. 
   Sophie nie odpoczywała długo. Zaraz wzięła holotom do rąk i nakazała ponownie przeanalizować kamienicę.
  - Więc sądzisz, że problemem jest dziura? - Zapytała się Zhalii. Moon wyrwała się z zamyśleń.
  - Tak. Czy nie lepiej po prostu to sprawdzić? - I skierowała się w stronę schodów.
   Uszkodzenie było duże. Zhalia musiała mocno się schylić, żeby z odległości spojrzeć w głąb dziury. Nie miała pewności, że inne stopnie się nie zapadną. 
   Na dole widniała woda. Kanały. Moon przekręciła głowę, próbując zerknąć na boki kanałów. Ujrzała w cieniu złote światło połyskujące co sekundę. 
  - Jest. 
  - Ale co? - Lok podniósł się z zakurzonego fotela.
  - Jakieś światełko, sama nie wiem. Chyba... 
   Zhalia cofnęła się o krok i zakryła ręką usta. Momentalnie pobiegła do starego wiadra, stojącego w rogu pokoju. 
  - Zhalia?! Co się dzieje?! - Sophie potruchtała w jej stronę, jednak zaraz zdała sobie sprawę, że jej znajoma zwyczajnie wymiotuje. 
   - Nic mi... Nie jest. - Odparła ledwo kaszląc. Pooddychała trochę i zabrała się za kontynuowanie. - Chyba będziemy musieli tam zejść. Po bokach widziałam półki, na których można stanąć. 
   - Ale ty zostajesz, moja panno. - Cherit podleciał do Zhalii i łapką pokierował ją na fotel.
   - Cherit ma rację. My to sprawdzimy, a ty tu odpocznij. - Powiedział Lambert. 
   Zhalia powolutku przeszła na siedzenie. Została sama z Cheritem, reszta zniknęła pod schodami. Czarnowłosa przyłożyła rękę do brzucha w celu uśmierzenia bólu. Zaraz potem wyciągnęła z kieszeni telefon. Dantego nie było dłużej, niż sądziła. Nie mógł na środku Wenecji walczyć z Kielem przez tyle czasu. Skoro nie wracał, to na pewno coś się stało. Moon podniosła się z fotela.
  - Ej, nigdzie cię nie puszczę. - Cherit pojawił się przed nią jak widmo. 
  - Muszę znaleźć Dantego... 
   Jej głos był słaby, do tego ciągle potwornie bolał ją brzuch. Sama zdała sobie sprawę, że nie będzie potrafiła teraz go szukać. Zmarszczyła brwi. Nadal była nadzieja - jej wierny, maskujący się Tytan. 
  - Gareonie... 
   Gad pojawił się przed Zhalią. Zaskrzeczał uradowany tym, że jego pani go wezwała. 
  - Gareonie, znajdź Dantego. I nie daj się zauważyć.

~~~

W tym samym czasie u Loka i Sophie
  - Tu nic nie ma. - Burknęła Casterwillówna. - Żadnego światełka, jak mówiła Zhalia. 
  - Poszukajmy jeszcze, może je przeoczyliśmy. - Nad ręką Loka jaśniała burza błysków.
  - Tu są kraty, tam są kraty! W tak ciasnym miejscu trudno by było coś przeoczyć. 
  - Właśnie. Co to za kraty? - Lok wskazał palcami na dwie kraty skierowane na przeciwko siebie w odległości około piętnastu metrów. 
  - To jest stara ochrona zabezpieczająca Wenecję przed zalaniem. Widzisz tę belkę na dole?
  - Mhm. 
  - Gdy poziom wody w kanałach będzie za wysoki, przeleje się przez barierkę i wpłynie do zbiorników na dole. Czyli do miejsca, gdzie teraz jesteśmy. Powinieneś wiedzieć takie rzeczy. - Sophie uniosła brew.
  - Heh... Zbiorniczek jest nieźle wypełniony... Widzę, że to dość skuteczne. - Lok spojrzał pod nogi. Na półce, na której stał, widniał napis. - Sophie, to jest głębokie aż na sześć metrów!
  - Poziom wody ciągle rośnie. Nic na to nie poradzimy. - Odparła smutno.
  - Pójdźmy do drugiego końca. - Zmienił temat. - Tu jest strasznie ciemno, z tej odległości nic nie zobaczymy.
   Żwawo przeszli na drugi koniec części kanału. Lok zaczął wpatrywać się w wodę. Może właśnie z niej wydobywało się tajemnicze światło? Nie widział za wiele, musiał sobie pomóc.
  - Lok, na ścianie wisi amulet...
  - Burza błysków! - Chłopak wystrzelił zaklęcie w wodę. Coś wyłoniło się z głębi.
  - Lok! Idioto! - Sophie przeskoczyła przez kanał i odepchnęła chłopaka na bok.
   Z wody wynurzył się Tytan, a dokładniej wielki Ammit Pożeracz. Casterwillówna musiała zasłonić się stalową sferą. Tytan odbił się od niej, po czym wpłynął z powrotem do wody.
  - Jest tu za mało miejsca, żeby walczyć! - Powiedziała.
  - To tylko jeden Tytan, damy sobie radę.
  - Musimy wziąć amulet!
   Gdy krokodyl podpłynął do Loka, Sophie wykorzystała okazję i przeskoczyła na drugą stronę. Sophie wzięła naszyjnik zawieszony na gwoździu do ręki, ale nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Na końcu korytarza, na kratach wisiało kilkanaście amuletów. Żaden nie wydawał się mieć w sobie Tytana.
  - Jest ich więcej, Lok! - Krzyknęła do niego.
    W tym czasie Lambert zaatakowany przez stwora, obronił się ostrym mrozem. Sophie postanowiła wezwać Enfluxion, bo ta jako jedyna nadawała się do walki w kanałach.
    Lok pobiegł w stronę rudowłosej, by móc skryć się za Tytanką. Razem z Sophie zaczął zabierać amulety z krat, ale wtedy z wody wynurzyły się kolejne Ammity.
  - Przydałaby się Juliette i jej moc władania wodą.
  - Ta dziewczyna robi nam same problemy, nie chwal jej tak! - Skarciła Loka Sophie.
  - Nie mamy miejsca na walkę, tylko mówię, że ona by pomogła...
   Sophie zerwała ostatni amulet.
  - Okej, wyskakujemy stąd!
   Enfluxion na życzenie właścicielki odparła Ammity do tyłu. Wtedy Lok i Sophie wyskoczyli z kanałów przez schody.
   Na górze zastali źle wyglądającą Zhalię. Cherit też nie miał się lepiej.
  - Co się stało? - Spytała się Casterwillówna.
  - Dante nadal nie wrócił. Nawet Gareon nie mógł go znaleźć. - Kobieta szybko zebrała się do pionu. - Słyszałam, że nieźle tam szaleliście. I nadal słyszę...
   Ammity pływały zdenerwowane w kanałach. Zabranie amuletów nie sprawiło, że do nich powróciły.
  - Mamy kilkanaście amuletów Ammitów Pożeraczy. Widocznie ciążyło na nich jakieś zaklęcie, aby nie mogły powrócić do medalionów... Ale mniejsza z tym musimy poszukać Dantego. - Powiedziała Sophie.
  - Odprowadzimy cię do domu, nie możesz iść z nami w takim stanie. - Dodał Lok
  - Pff... Niech wam będzie. Jednak jeśli go nie znajdziecie, sama się tym zajmę.

~~~

Dwie godziny później, przed domem drużyny Loka Lamberta
  - I jak jej powiemy, że po Dantem ani śladu? - Lok przygryzł wargi.
  - Będzie trudno, ale musimy jej to uświadomić. Może jeszcze jutro go poszukamy, ale na pewno nie dziś...
   We dwójkę weszli do domu. Dochodziła już dwudziesta trzecia, a Dante nie się nie znalazł. Pierwszy raz coś takiego stało się z najlepszym łowcą Fundacji Huntik, więc drużyna obawiała się najgorszego. Do tego jutro mieli wrócić Juliette, Den i Tek. Jak mieliby zareagować na to, że nigdy już nie zobaczą Dantego? A Metz, który sam ma teraz masę problemów na głowie, miałby stracić swojego dawnego ucznia? Lokowi i Sophie nie mieściło to się w głowie.
   Na szczęście chociaż Zhalia spała. Cherit powiedział, że nie miała siły nawet czekać. Reszta również postanowiła pójść spać. Mimo że bardzo męczyła ich sprawa Dantego, po całym tym dniu szybko popadli w objęcia Morfeusza...

~~~

Nazajutrz rano, dom drużyny Loka Lamberta
   Zhalia obudziła się dość wcześnie przez nasilające się mdłości. Zerwała się z kanapy i pobiegła do toalety na parterze. Gdy tylko weszła do łazienki, uświadomiła sobie, że Dante nie wrócił. Że nie obudziła się przy nim. Wczoraj widocznie zasnęła, a młodsi nawet nie powiadomili jej o powrocie do domu. Była zła i smutna zarazem. 
   Męczyło ją też jedno pytanie. Wiedziała, że jest to możliwe, więc wyszła z domu i skierowała się do apteki. Weszła do sklepu i popatrzyła na sprzedawczynię. 
  - Poproszę jeden test...
  - Test? Jaki?
  - Test ciążowy...

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Zawałów ciąg dalszy i znów zmieniam jakąś nazwę. Nie będzie "dawnego domu Dantego", tylko "dom drużyny Loka Lamberta". Trochę adekwatne do rozdziału :v
I co do tej całej sprawy z Zhalią - planuję trochę takich spraw rodzinnych. Na następny ogień pójdzie Den i Harrison, potem robię love story XD Taki mały spoiler, mam nadzieję, że nie przeszkodzi w czytaniu, bo to przecież Huntik, a nie telenowela :v 
Tak czy siak, Tytani będą się teraz przeplatać przy tych wszystkich rodzinnych problemach. To już rozdział dwudziesty i sądzę, że historia będzie się zbliżać do końca przy 60 rozdziale... 
To chyba pierwszy rozdział, gdzie nie ma rodzeństwa. Gratulacje dla mnie :v 

piątek, 2 czerwca 2017

Rozdział 19. - Pogoń za wyjaśnieniami

Szpital Fundacji Huntik, Manhattan, Nowy Jork
  - In New York... Concrete jungle where dreams made of, theres nothing you can't do. Now you are in New York! - Podśpiewywała entuzjastycznie Shiro na przemian jedząc lody.
   Tek, Den i Metz szli za nią. Również objadali się słodyczami. Szpital był stosunkowo blisko, więc postanowili nie wzywać taksówki. Juliette, gdy dostała lody, zupełnie zapomniała o swoich badaniach, ale kiedy stanęła przed dużym, prostokątnym budynkiem nie było już odwrotu. Przełknęła ślinę i zaczekała na resztę grupy. Wcześniej szła szybciej niż inni, zostawiając ich w tyle.
   Juliette wydawało się, że minęło dużo czasu, zanim byli koło niej. To było tylko kilkanaście sekund. Wszystko to przez stres. Metz bez słów wszedł do szpitala, a Den pośpiesznie podążył za nim. Wyglądał na sztywnego, zupełnie nie cieszył lodami. Rodzeństwo wiedziało, że czuje się tak przez nich. Na razie nie było czasu na szczerą rozmowę, Shiro musiała zrobić badania czym prędzej.
   Metz został przywitany przez kobietę z biura informacji. Lekarzy Fundacji powiadomiono już o jego przebyciu, toteż kobieta wskazała palcem na jakiś korytarz i podała Metzowi urywek kartki. Mężczyzna pomachał do grupy zachęcająco.
   Pierwsze badania były badaniami wzroku i słuchu. Shiro weszła do sali sama, lekko się wahając. Na korytarzu powstała niezręczna cisza.
  - No więc... - Zaczął Metz - Jak poszła wam ostatnia misja? Nadal nie dostałem raportu.
   Den Phils dopiero po chwili zorientował się, że słowa skierowano do niego.
  - Powiadomię Loka, żeby jak najszybciej go wysłał. Było ciężko. - Zaśmiał się sztucznie. Nadal był spięty. Strasznie spięty. - Na początku poszukiwaliśmy celu, potem dołączył Montehue, Tersly i... Harrison. - Przypomniała mu się propozycja jego brata, o dołączeniu do drużyny Montehue.
   Tek zauważył, że Den bardziej posmutniał. Chciał się mu jakoś wynagrodzić ostatnie zdarzenia, więc kontynuował za niego:
  - A potem z Juliette sami znaleźliśmy osobę, która doprowadziła nas do celu! - Krzyknął fałszywie uradowany. - I na końcu walczyliśmy z fanatykami. Wygraliśmy, a Juliette dostała Tytana!
   Metz uśmiechnął się. Tek przypominał mu siebie w młodości - tak samo wygadany i rządny przygód.
   Łowcy poczekali sobie w milczeniu, aż badania się skończyły. Juliette wyszła z sali wraz z doktorem. Wcale nie była przestraszona. Ba! Wyglądała, jakby jej się spodobało.
  - No dobrze, to teraz badanie krwi, a potem rentgen. - Powiedział lekarz. Shiro od razu straciła dobry humor i przeszył ją dreszcz.

  Metz, Den, Juliette i Tek siedzieli na korytarzu. Albinoska skończyła badania. Przyciskała wacik do śladu po ukuciu. Wyniki badania wzroku i słuchu już ustalono: Juliette Ray posiada prawidłowy wzrok i doskonały, jak na człowieka słuch. O wynikach RTG miał ich ktoś zaraz poinformować.
  Wysoki doktor wyłonił się zza rogu. Truchtał powoli w stronę łowców. Gdy do nich dobiegł, potrzebował odsapnąć. W końcu rzekł, a raczej krzyknął:
  - Kości pneumatyczne!
  - Kości co? - Tek nie załapał, lecz doktor zignorował go i skierował głowę w stronę Metza.
  - Juliette posiada kości pneumatyczne, takie jak u ptaków. Może nie są one aż tak lekkie, jak u nich, ale fakt - nie mają wypełnienia. Masa jest bardziej zbita, niż w ludzkich kościach, żeby u Juliette się nie połamały. To znaczy, że są szkielet powinien być trochę lżejszy. - Wytłumaczył doktor.
  - Ciekawe. Chyba wiem, do czego może jej to służyć. - Metz podrapał się po brodzie. - Co z badaniem krwi?
  - Ach, tak... Będziecie musieli poczekać na nie co najmniej godzinę. Na dole jest bar, możecie się do niego przejść.
   Lider Fundacji pokiwał bez entuzjazmu głową, a lekarz poszedł badać krew białowłosej. Metz usiadł z powrotem na krześle. Den tymczasem wstał.
  - Ja pójdę coś przekąsić.
   Shiro, stojąca do tej pory pod ścianą, spojrzała na chłopaka ukradkiem.
  - Ja też pójdę. - Powiedziała, po czym ruszyła za nim. Tek chciał zrobić to samo, ale dziewczyna skarciła go wzrokiem. Zrozumiał, że chciała porozmawiać z Denem. Nie zamierzał jej przeszkadzać.

~~~

Jedna z opuszczonych kamienic, Wenecja, Włochy 
   Sophie nakazała holotomowi otworzyć model budynku. To był już dziesiąty raz, kiedy użyła tego sposobu, by wykryć jakieś niezgodności. Rudowłosa pracowała z Lokiem i Cheritem. Dante i Zhalia przeszukiwali inną część miasta. Obiecali młodszym, że jeśli szybko to skończą, to będą mieli czas wieczorem. Musieli się pośpieszyć, bo dochodziła dziewiętnasta.
  - Tu też nic nie ma. - Odparła zniechęcona i zamknęła holotom.
  - Co teraz? - Spytał się Lok.
  - Przecież ty masz listę.
  - Ano tak...
   Chłopak z uśmiechem na twarzy wyjął pogniecioną kartkę z kieszeni.
  - Patrz. - Podszedł do Sophie. - To ta sama kamienica, o której mówiła Shiro.
   Casterwillówna nie chciała słyszeć słowa o białowłosej. Zacisnęła wargi.
  - Po prostu tam chodźmy, - Włożyła holotom do torby. Lambert poprosił Cherita, aby schował się w jego sakiewce.
   Niestety, od razu po wyjściu z budynku, uświadomili sobie, że nie tylko oni mają misję. Przez ulicę przechadzała się grupka dawnych fanatyków. Sophie obserwowała ich zza framugi drzwi.
   Kiedy stracili ich z oczu, od razu wyjęła telefon.
  - Dante, tutaj są ludzie Henrietty. - Powiedziała cicho.
  - Zhalia już to zauważyła. Spotkajmy się przy jedenastym celu, tam najłatwiej będzie zaatakować. Powoli robi się ciemno.
  - Mhm. - Sophie rozłączyła się i pociągnęła Loka za rękę. Szybko przemknęli między mniejszymi uliczkami, ale cel jedenasty był po drugiej stronie Wenecji. Dotarcie do celu zajęłoby im trochę czasu.
   Księżyc tego wieczoru świecił wyjątkowo jasno. Lok i Sophie nie mieli szans podróżować na dachach domów. Gdy znaleźli się w najmniej odwiedzanej części miasta, użyli zaklęcia "Szybki Ogień".
   Do celu przybyli niezauważeni. Prędko wpadli do środka kamienicy. Sophie oparła ręce na kolanach, ciężko dysząc.
  - Mam nadzieję, że was nie śledzili. - Powiedziała Zhalia.
  - Raczej nie. - Odpowiedział Lok. - Będziemy tu czekać?
  - Nie. - Sophie otworzyła holotom. - Holotomie, sprawdź model tego budynku.
   Na urządzeniu wyświetliła się kamienica. Cherit też chciał ją zobaczyć, więc wyleciał z torby Loka.
  - Tu nic nie ma. - Rzekł stworek.
  - Niezupełnie. - Zhalia wskazała palcem na dziurę w schodach. - Wygląda na to, że ktoś przed czymś uciekał.
  - Skąd to wiesz? - Spojrzał na nią Lambert.
  - Nikt normalny nie biega po schodach w starym budynku. - Moon zerknęła na leżące w rogu butelki po piwie. - A pijaczyny raczej nie weszłyby nawet na pierwszy stopień. Do tego dziura wygląda, jakby coś po prostu spadło na schodek. Na przykład czyjaś noga...
   Zhalia nie mogła kontynuować. Do kamienicy wpadło pięciu fanatyków oraz... Kiel. Mężczyzna na widok ekipy wrednie się uśmiechnął.
  - No proszę, proszę. Dante Vale we własnej osobie i mała Sophie Casterwill.
   Rudowłosa na jego słowa przygotowała się w pozycji bojowej. Dante jako jedyny z całej piątki wydawał się spokojny.
  - Nie martwcie się. - Uśmiech nie schodził z twarzy Kiela. - Nie szukamy was. Chłopcy, niestety dzisiaj nie możecie się zabawić. - Zwrócił się do podwładnych. Chciał wyjść z budynku, ale zatrzymał go Dante.
  - Co nie znaczy, my tego nie chcemy.
  - Nie będę się z tobą użerał, Vale. Mam inne rzeczy na głowie. .
  - Nie pozwolimy ci odejść! - Krzyknął bojowo Cherit.
    Kiel popatrzył po wrogach. Ręka Loka świeciła już od burzy błysków. Czerwonowłosy warknął wściekły, po czym przecisnął się przez swoich ludzi.
  - Moi chłopcy was zatrzymają.
   Jak na rozkaz fanatycy rzucili się do walki. Po pomieszczeniu poleciały zaklęcia. Znikąd wyskoczyły dwa Arlekiny. Jedynie fanatycy byli na tyle głupi, żeby wzywać Tytanów w mieście. Mimo że była to prawie opuszczona dzielnica, zawsze mogli zostać zauważeni.
   Łowcy Fundacji Huntik zaprzestali czarów, gdy na podłogę spadła spróchniała belka. Zhalia wezwała Strix, skoro musiała przestać czarować. Te Tytany najbardziej pasowały do małej przestrzeni. Owady rzuciły się na Arlekinów, przebijając ich na wylot.
   Dante ruszył w pogoń za Kielem. Nie da mu wykonać swojego zadania, czymkolwiek by ono nie było. Nikt go nie zatrzymywał, jego sojusznicy zostali zablokowani przez fanatyków. Vale nie spuszczał wroga z oczu. Domyślał się, że chodzi mu o Juliette. Mimo że nigdy jej nie spotkał, była ostatnio najczęstszym tematem rozmów w radzie. Powiązania rodzeństwa z Henriettą i dawnymi fanatykami wskazywały na to, że Kiel chce ich złapać.
   Kiel skręcił w większą uliczkę, na której zdarzało się spotkać o tej porze pojedyncze osoby. Jego przeciwnik nie mógł użyć na nim zaklęć. Rozejrzał się wokół. Nikogo nie było.
  - Widzę, że tak łatwo się nie poddasz.
  - Z tobą nigdy. - Odpowiedział Dante.
  - To nie jest sprawa do Fundacji. Dlaczego więc tak bardzo ci na mnie zależy? Uwierz, natrafiliśmy na siebie przypadkiem. - Powiedział Kiel. Okazało się, że nie ma czasu nawet na pogaduszki.
  - Jakoś nie wierzę, że twoja sprawa nie wiąże się ze światem Huntika. Dlatego właśnie cię nie puszczę.
   Dante rzucił się na Kiela. Mężczyzna uniknął uderzenia pięścią, cofając się w stronę kanału. Kasztanowłosy nie przestawał atakować, zwabiając go jeszcze dalej. To był jego plan, Kiel musiał zostać szybko unieszkodliwiony.
   Kiedy Vale miał już zwycięstwo w kieszeni, coś uderzyło go w plecy. Przeszył go piekący ból, a przed oczami zrobiły mu się mroczki. Dostał kolejne uderzenie, tym razem od samego Kiela. Mężczyzna wepchnął go prosto do wody. Ostatnie co widział to swojego wroga i nieznanego Tytana...

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Czekałam na moment badań, aż będę mogła ustalić nową aparycję i wygląd Shiro. Przepraszam Cię, Ropuszko, za wszystkie zawały ;-;  Ale! Zmieniłam tę niepoprawną formę. Teraz jest Casterwillówna, chociaż szczerze mówiąc strasznie mi się ta poprawna forma nie podoba ;-;
Jakby ktoś nie zauważył, to na początku, w tekście piosenki, jest link do niej. 


niedziela, 7 maja 2017

Rozdział 18. - Winda, schody, Dante, rada i szpital - czyli mieszanina rzeczy ważnych i mniej ważnych.

Dom Dantego, Wenecja, Włochy
   Rodzeństwo usłyszało skrzypienie drzwi. Przyszli. Widzieli ich miny, ich samopoczucie.
   Sophie i Den byli kłótnią - stali sztywno, z grymasem na twarzy. Lok był pretensją - starał się nie kłócić z nikim, chciał dobrych relacji, ale nie mógł wyjść z tego bez złości. Cherit po prostu był - lekko posmutniał, miał opuszczoną głowę.
   Na marne szukać w nich przebaczenia.
  - Nic im nie wyjaśniałem. Zostawiłem to dla was. - Odezwał się Den.
  - Powiedzcie mi, co się stało. - Lok zdawał się spokojny.
    Tek wstał z łóżka, po czym wystąpił do przodu. Nikt, kto zna historię, nie chcę czytać jej kolejny raz, więc zatrzymajmy się na momencie, gdy chłopiec skończył wszystko tłumaczyć.
   Co najbardziej ciekawiło Teka? Nie, wybaczenia nadal brak.
   Jednakże zapadła decyzja, i to dość szybka. Zaproponowała to Sophie, którą tak męczyły sprawy z rodzeństwem, że postanowiła oddać je komuś innemu. Wypadło na to, że i tak miała coś do roboty. Na jej szczęście bez tej dwójki.

~~~

Pałac Henrietty, planeta Pinus
   Chociaż Henrietta miała salę tronową, nie często w niej przesiadywała. Ludzie się dziwili, bo w końcu była bardzo władcza, ale nikt nie znał powodu, dla którego woli swój pokój. To tam zawsze otwierała listy, rozmyślała, spędzała wolny czas i robiła masę innych ciekawych (według niej) rzeczy.
   I tym razem, kiedy Kiel zapukał do drzwi, leżała na łóżku w swojej komnacie.
  - Proszę. - Powiedziała leniwie.
   Mężczyzna wszedł do pokoju. Miał na szyi zawieszony naszyjnik z kryształowym amuletem. Pośpiesznie zamknął za sobą drzwi i zaczął mówić:
  - Oddział 3 nie wrócił z Polski, odział 9 nie wrócił z Wenecji. Do tego w Wenecji jest misja do załatwienia.
   Na tę wiadomość Henrietta podniosła się z łóżka. Ale wcale nie była zaintrygowana. Zrobiła to powoli opierając się na łokciach. Kiel przychodził do niej, bo nie miał prawa zrobić czegoś bez jej woli. Ale fakt, jej odpowiedź była eksplicytna.
  - Generalnie, przestałam zasilać już kryształy, więc Juliette i tak się znajdzie. Z drugiej strony mamy Teka, który na pewno jest z nią. Złapcie ich. Są w Polsce lub w Wenecji, to nie oczywiste? A jeżeli zgarniecie do mnie Teka, dziewczyna pójdzie za nim.
   Henrietta skończyła mówić. Kiel czekał na dalsze słowa, bo wydawało się, że ma coś jeszcze do powiedzenia, ale czerwonowłosa jedynie zacisnęła wściekła usta.
  - Coś się stało, moja pani? - Zapytał ostrożnie.
   Kiel był jednym z jej najbardziej zaufanych podwładnych, lecz nawet jemu nie wypadało mówić, że tęskni za Juliette. Nieważne, jak bardzo wykorzystywała Shiro, zawsze czuła do niej coś w rodzaju sympatii.
   Ech, nie potrafiła tego określić. Zadała sobie pytanie: jest królową, czy wrażliwą dziewczynką? Trzeba przełamywać każde lody w drodze do władzy.
  - Nie. Wyjdź.
   Nie musiała długo czekać. Kiel wyszedł, a po sekundzie Henrietta cisnęła głowę w poduszkę.

~~~

Główna baza Fundacji Huntik, Manhattan, Nowy Jork
   Juliette, Tek i Den, wskazany do pilnowania ich, stanęli przed drzwiami oszklonego wieżowca. Do Nowego Jorku dolecieli późnym popołudniem. Na samej górze czekała rada Fundacji Huntik. Żadnych osób pobocznych, tylko najwyżsi członkowie Fundacji. To oni będą oceniać Shiro.
   Wyglądało to niczym sąd ostateczny, ale białowłosa się nie przejmowała. Na razie jej podejście było takie: wyjdzie jak wyjdzie, byle by pokazać się z najlepszej strony.
   Wracając do Henrietty. Sophie swoją decyzją sprawiła, że nieumyślnie uratowała osoby, które tak bardzo jej nie pasowały. Kiedy Kiel wysłał do Wenecji (oraz Polski, co jest inną sprawą) bandę fanatyków, Juliette i Tek już lecieli do Nowego Jorku.
   W budynku znajdowały się schody, jednak każdy używał windy. Każdy prócz Dena.
   Rodzeństwo popędziło w stronę maszyny.
  - Które to piętro? - Spytał się Tek już z palcem na przycisku do otwierania drzwi.
  - Pójdziemy potem na lody? - Dodała Shiro.
  - Nie. Dziewiętnaste, ale idziemy schodami.
  - Co?! Niby dlaczego mamy się męczyć?
  - Mam uraz do jeżdżenia windą. - Odparł z niechęcią. Nigdy o tym nikomu nie mówił, bo nie chciał wyjść na słabego, jednak teraz było to przymuszone.
  - Ty pobiegniesz schodami, my pojedziemy windą. Jeśli będziemy drudzy na dziewiętnastym piętrze, to nie pójdziemy na lody i będziemy grzeczni przez całą drogę powrotną. Ale jeżeli będziemy pierwsi, to idziemy na lody i kropka. - Powiedział Tek.
   Den zaśmiał się ironicznie.
  - To jasne, że będziecie tam pierwsi.
  - Zatrzymamy windę co dwa piętra, ok?
  - Jak chcecie. - Brunet miał pewność, że wygra.
  - Yay! - Shiro uniosła ręce do góry. Pójście schodami było dla niej męczarnią.
    Tek nacisnął przycisk. Winda się otworzyła, a rodzeństwo weszło do środka. Juliette szybko nacisnęła wybrane guziki.
  - W sumie, jak teraz sobie myślę, to mogliśmy od razu jechać na dziewiętnaste piętro. - Odezwał się Tek. - Den by się nawet nie zorientował, że oszukiwaliśmy.
  - I co teraz?
  - Spokojnie. Obliczyłem, że będziemy tam pierwsi.
   Juliette była zadowolona i podśpiewywała sobie cicho autorską piosenkę "lody, lody, lody". Na siódmym piętrze wsiadły dwie osoby. Zapracowana, rudowłosa kobieta oraz mężczyzna o tuszy.
  - Hmm? - Ruda zdziwiła się, gdy podeszła do tabeli z przyciskami. Tek parsknął śmiechem. - Co tu się stało? - Spytała się rodzeństwa.
  - Emm.... Winda jest zepsuta. - Odparła Shiro.
   Nie minęło długo czasu, rudowłosa i mężczyzna wysiedli na dziesiątym poziomie. Juliette i Tek jechali dalej. Przy żadnym przystanku nie zobaczyli Dena.
   Na szesnastym piętrze do windy chciała wejść kolejna osoba, ale Tek uprzedził ją, że jest niby zepsuta, więc zrezygnowała.
  - Wy nie wysiadacie?
  - No bo...
  - My i tak jedziemy na dziewiętnastkę. - Powiedziała Juliette unosząc palec do góry.
   W końcu rodzeństwo dojechało do celu. Drzwi otworzyły się, a przed nimi... Den Phils we własnej osobie.
  - Co?! Widocznie źle obliczyłem.
  - No cóż, wystarczy, że dotrzymacie obietnicy. - Den oparł ręce na biodrach.
  - Ech, po prostu już chodźmy. - Odparła Shiro i pacnęła brata w głowę.
   Na dziewiętnastym piętrze była wielka sala, jedyna na tym poziomie. W środku ogromny, prostokątny stół, a przy nim członkowie Fundacji Huntik. Metz siedział na końcu.
   Juliette, Tek i Den weszli do środka. Den na przodzie, na powitanie, wyjął z kieszeni amulet Mroźnego Serca. Sophie, kiedy już wychodził dała mu go, aby naukowcy Fundacji sprawdzili, czy na pewno nie zmienia ludzi w Tytanów.
   Den przekazał Metzowi amulet.
  - To jest teraz Juliette? - Spytał się lider. Sophie rozmawiała z nim wcześniej na ten temat. Białowłosa spojrzała na niego z wyrzutem. Brzmiało to, jakby była brzydsza niż wcześniej.
  - Co chcecie zrobić? - Tek zamierzał przejść do sedna.
  - Na razie nie możemy puszczać was na żadne misje. Zostaniecie też pod naszą kontrolą w Nowym Jorku.
  - A ja już się cieszyłem, że wrócę szybko do Wenecji... - Dodał Den.
  - Uważam, że powinniśmy zbadać Juliette w naszym szpitalu. - Powiedziała jakaś kobieta. Albinoska spojrzała na nią.
  - Też jestem takiej myśli. - Odezwał się ktoś.
  - Juliette, opowiesz nam, co się stało w twojej wersji? Chcielibyśmy usłyszeć dokładne wyjaśnienia. - Rzekł Metz.
   Shiro i Tek na zmianę, bez sprzeciwu opowiadali swoje zdarzenia. Chłopiec mówił o kryształach, dziewczyna o całej reszcie. Rada słuchała uważnie, choć dało się w ich oczach dostrzec nutkę zmieszania.
  - Tak czy inaczej - czeka cię badanie. - Odpowiedział Metz do Shiro. - Musimy sprawdzić, czy wszystko jest z tobą dobrze.
  - A będą zastrzyki?
  - Raczej tak.
  - To nie chcę. - Skrzyżowała ręce.
  - Niestety będziesz musiała. Inaczej pożegnacie się z Fundacją. Jesteśmy teraz w punkcie bez wyjścia.
  - Proszę pana, ona tylko tak żartuje. - Tek pomachał mu przecząco. - Zrobisz te badania, prawda Shiro?
  - Może za lody... - Odwróciła głowę.
  - Deeen?
  - No dobra, dobra. Sam też mam ochotę na coś słodkiego.
  - Juuupi!

~~~

Dom Dantego, Wenecja, Włochy
  - Dobrze, że teraz możemy zająć się tą misją. - Powiedział Lok. Wraz z Sophie i Cheritem właśnie zbierał się do wyjścia. 
  - Stare kamienice, tak? - Zapytał się stworek. 
  - Tak. - Odparła Casterwill'ka. - Podobno są tam przejścia do kanałów, a w kanałach ma coś być. Tylko tyle wiemy. 
   Holotom w jej rękach otworzył mapę Wenecji  i pokazał wszystkie stare kamienice. 
  - Musimy je przeszukać. 
    Gdy Lok skończył pakować amulety, łowcy wyszli z domu. Skierowali się do najbliższego celu - dawnego salonu fryzjerskiego. Był on stosunkowo blisko, bo kilkadziesiąt kroków od ich mieszkania.
    Drzwi budynku były uchylone. 
  - Hmm, wygląda na to, że ktoś tu był. - Powiedziała Sophie, po czym przymknęła oczy. - Jednak nie wyczuwam żadnej magii. 
  - Tu niestety nic nie ma. Wychodzimy. - Drzwi otwarły się przed rudowłosą, aż odskoczyła, lecz znała ten głos. 
   Przed nią pojawiła się młoda, czarnowłosa kobieta. 
  - Zhalia? 
   Moon patrzyła na nią chwilę.
  - Zhalio, przesuń się. Chcę wyjść. - Ktoś przecisnął się pomiędzy kobietą a framugą drzwi.
  - Dante! - Krzyknął Lambert.
   Mentor uśmiechnął się do niego tym swoim znanym dziarskim uśmieszkiem.
  - Co tu robicie? - Dodała ucieszona Sophie.
  - Jesteśmy na misji, chyba tak samo jak wy. - Odpowiedział Vale. 
  - Jak to? Godzinę temu Gugenheim powiedział nam, że ta misja jest wolna.
  - Prawdę mówiąc, to Dantemu nie chciało się znowu siedzieć u rady Fundacji, więc wyjechaliśmy sobie na wczasy. Dostaliśmy tę misję przed wami. Widocznie Guggenheim chciał wam zrobić niespodziankę. - Zhalia skrzyżowała ręce z lekkim uśmiechem.
  - Przyjemne z pożytecznym. - Zaśmiał się Dante.
  - Czyli będziemy pracować razem? - Zapytał się Lok.
  - Na to wygląda.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Ropuszko, chciałaś rozdział, więc masz XD 
Proszę mnie nie winić za wszelkie błędy związane z działaniem windy. Naprawdę nie umiem obsługiwać tych urządzeń ;-;
Rozdział był troszkę szybko pisany (ogólnie często pisze w zeszycie na lekcji) i może się zdarzyć mała ilość powtórzeń. 
Świetna nazwa rozdziału, polecam. 

   


czwartek, 27 kwietnia 2017

Ważna sprawa - sprawa Juliette/Shiro.

Jest to dla mnie dość ważny temat, więc mam nadzieję, że większość osób przeczyta poniższe wypociny. 

Drodzy czytelnicy, czy nie ma wśród Was osoby, która czytając okolice 12 rozdziału nie powiedziała:
"JEZU JAKA GŁUPIA AUTORKA NAWET NA BOHATERKĘ NIE MOŻE SIĘ ZDECYDOWAĆ DUHIFDCSDF"?
Dlatego czas na wyjaśnianie, czemu zmieniłam główną bohaterkę. Podam wszystko w punkcikach, żeby ładniej wyglądało. 

1. Taki był plan od początku.
Kiedy zaczęłam pisać TO opowiadanie, wiedziałam, że mam 2 typy na główną bohaterkę. Typ numer dwa był strasznie dziwny i  nie chciałam go do końca używać, ale dobrze mi się kojarzył.
Pewnie niektórzy wiedzą, że pisałam w swoim życiu trochę opowiadań na temat Huntika.
Poniżej są wszystkie typy bohaterów, których używałam.

Mary Sue - ta, typowy raczek w moim pierwszym opowiadaniu. No cóż, młoda byłam, robiłam głupie rzeczy :v Moja Mary Sue miała wszystkie możliwe moce, przyjaciół, pieniądze, po prostu już nie wiedziałam, co mogę jej dodać. I teraz co? Ano mam bekę tej bohaterki. Te moje pomysły...
Upośledzona dziewczynka - Ooo tak. Uwielbiam takie postacie. Kiedy zaczęłam pisać drugie opowiadanie o Huntiku, miałam fazę na anime. Na ten styl bycia bohaterów, zachowanie itp.
Shiro to jest mój bóg. To jest moja upośledzona, słodka dziewczynka, która wszystkich strolluje i pozbawi wszelkich nadziei w ludzkość. 
Ała - Smutne coś. Czyli właśnie Juliette. Rodziców brak, z emocjami też jakoś słabo. W moim poprzednim opowiadaniu była Lily Raid. Ona również nie wykazywała jakiejkolwiek radości. I jej też nie lubiłam. Pluję, tfu!

Więc widzicie... Gdy z Juliette nie wychodziło, robiła niemiłą atmosferę, ja miałam przygotowaną Shiro.
Spróbowałam z tą pierwszą opcją. W rozdziałach z misją zadecydowałam o jej zmianie. Pisałam o tym, jak jej moce świrują, staje się inna, aby ostatecznie przemienić ją w Shiro.

2. Shiro każdy lubi.
Kto może nie lubić małego, uroczego stworzonka, które ciągle robi sobie żarty? Jeżeli jest inaczej, to mi napiszcie - dam Wam order.



3. Shiro to osoba, którą chciałabym być.
Lubimy pisać o naszych wzorach. Możemy się nimi chwalić, podziwiać. Shiro jest trochę takim moim wzorem. Pierwszy raz, gdy zobaczyłam ją w Deadman Wonderland, uznałam tę osobę za bardzo fajną postać.
Wystarczyło skopiować jej zachowanie oraz wygląd do opowiadań i od razu milej mi się opowiadało całość.  

4. Z Shiro łatwo coś zrobić. 
Akcje, misje i inne wypady będą z Shiro ciekawe. Jej wygłupy, zachowanie oraz żarty urozmaicają każdą przygodę. Popatrzcie:
można coś zepsuć - Shiro nie jest głupia, ale jest zakręcona. Jej działania są nieprzewidywalne, często mają konsekwencje. 
można zaskoczyć - Oprócz tego, że nasza albinoska sama w sobie jest zaskakująca, nie zawsze musi być słodką dziewczynką. Od czegoś chyba ma katany, prawda?
można rozśmieszyć - Jak? Po prostu SHIRO. 
wpędzić człowieka w dobry humor - Rozśmieszenie a rozweselenie to nie to samo. Shiro swoim charakterkiem dodaje czytelnikowi otuchy. To takie małe, urocze stworzonko. Poza tym kiedy ktoś jest zadowolony, to komentarze ładniej się piszą. Hehe.


Dodatkowo chciałam tu podkreślić, że w moim opowiadaniu Shiro:
-nie ma rękawiczek
-zmienił jej się głos
-nosi normalny strój (w anime tak się ubiera, więc nie mam innych obrazków)







poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Rozdział 17. - "I tak ci nie wybaczę"

Dom Dantego, Wenecja, Włochy
   Trzeba było nie wracać. Shiro musiała coś zrobić, bo inaczej Tek nie ruszy. Brat nadal uważał ją za osobę kompetentną i za pomocną starszą siostrę, jednak tak nie było, odkąd zmieniła się w... Shiro.
  - No, powiedz coś... - Popatrzyła na brata. Jej głos był zniekształcony. - Ja mam cukierka w buzi...
   Serce Teka zaczęło szybciej bić. No tak, ona przecież nie była już wyjaśnię-ci-wszystko Juliette. Chłopiec rozluźnił ramiona i stanął prosto, bo wcześniej miał nogi ugięte, gotowe do ucieczki. Chciał trochę zmieszać Dena, zanim on zagotuje się w środku. Gdyby mu teraz opowiedział okropnie smutną historię Shiro, Phils pobiegłby do reszty. A tego rodzeństwo nie chciało.
  - W ogóle po co przychodziłeś do naszego pokoju? - Rzekł chłopiec. Wykonywał swój plan. - Zostawiłeś tu coś, myślałeś, że zaraz się w nim pojawimy? - Zadał sarkastyczne pytanie. W pokoju rozległ się trzask. Shiro rozgniotła cukierka między zębami.
  - No własnie! - Grała dobrze swoją rolę. Wskazała na bruneta palcem ze swoją typowo słodko-groźną miną. - Odpowiedz!
   Tek przewrócił oczami. Te zachowania siostry były zabawne, ale nie w tej chwili. Mógł ciągnąć konwersacje albo czekać na zdanie Dena, bo widać było, że ma coś do powiedzenia, i to coś bardzo niemiłego.
   Grzywka Philsa opadała mu na opuchnięte od braku snu oczy. Usta były tak długo zaciśnięte, aż stały się sine. Chłopak nie zamierzał męczyć się z nimi kolejny raz. Zacisnął mocniej wargi. Spoglądając na Shiro, jego wzrok był pełen złości.
  - Jeśli zajdzie taka potrzeba, - Zaczął. - nie zawaham się użyć Tytanów przeciwko wam. A w szczególności przeciwko tobie. - Zwrócił się do albinoski i zrobił przerwę. Przełknął ślinę. - Jak mogłaś mnie tak wystawić? Udawałaś ofiarę, a ja ci pomogłem. Niezła podpucha, przyznaję.
   Nic na to nie wskazywało, ale Den walnął ręką w ścianę. Shiro zadrżała z zaskoczenia, jednak nie bała się Dena. Nie zrobiła mu krzywdy celowo.
   Problemem było, że nie umiała mu tego wytłumaczyć. Miała powiedzieć, że przeprasza, ale nagle zmieniła się w albinoskę i potrzebowała pomocy? No kurde, nikt by w to nie uwierzył, poza jej bratem.
  - Odpowiadaj. - Rzucił ostro Phils.
   Dziewczyna zerknęła na Teka. Młody się bał, nigdy nie widział Dena w takim stanie.
  - Mówiłam, że się zezłoszczą. - Powiedziała do Teka, aby go choć trochę uspokoić. Włożyła ręce w kieszenie swoich krótkich spodenek. - Den, ja nie chciałam. A ty zachowujesz się, jakbyś lepiej wiedział, co się stało.
   Albinoska mówiła prawdę. Den nic nie wiedział, ale jak to miało go uspokoić? Te słowa tylko podsycały jego złość. W końcu pomyślał, że skoro i tak będą mieli przerąbane u Fundacji, to czemu by się czegoś nie dowiedzieć?
  - Więc mówcie, słucham. Wyjaśnijcie mi, co tu się stało.
   Tek uznał, że lepiej będzie, jak on wszystko powie.
  - Juliette to Shiro. - Odparł prosto z mostu.
  - Łżesz.
  - Chciałeś tłumaczeń, to masz. - Skrzyżował ręce. - To wszystko przez Henriettę. Wiem, że nigdy jej nie widziałeś i nie wiesz, jaka jest potężna, ale ja nieraz miałem z nią do czynienia. Dlatego też wierzę, że Juliette to Shiro
  - Jak niby Henrietta miałaby zamienić... W sensie, spotkaliście ją, czy co?
  - Nie. Chodzi o kryształy. Zmieniły Juliette, gdy dostaliśmy moce. Henrietta znowu ich użyła, by przywrócić jej dawny wygląd. Tylko nie wiem, po co...
  - Jakie kryształy?
  - Fioletowe. - Prychnął. - Myślisz, że ja wiem skąd je miała? To dzięki nim dostaliśmy moce. Ja nie zmieniłem wyglądu, ale Juliette tak. Teraz jakimś cudem z powrotem jest albinoską.
   I Tek zaczął wszystko tłumaczyć. Den rozumiał, co się działo, choć nie brzmiało to zbytnio logiczne. Tylko że świecie pełnym Tytanów i magii nic nie brzmi logicznie.
    Opowiedział o tym, jakim sposobem dostali moce, o potężniejszej magii niż zwykle i o tym, dlaczego Juliette znienacka go porwała. A dziewczyna tylko stała z boku i znużona słuchała opowieści.
  - No tak... Co do waszych mocy, była sytuacja, gdy Juliette zmieniała temperaturę w pokoju. Obudziliśmy się wtedy z Sophie, bo u mnie było za gorąco, a nad jej łóżkiem unosiło się strasznie suche powietrze. Jednakże... - Powiedział na końcu Den. - Nawet jeśli to prawda, to i tak ci nie wybaczę. - Spojrzał na Shiro. Białowłosa wzruszyła ramionami, ale w środku ją bolało. Przecież nie chciała nikogo zranić, lecz ludzie nie rozumieli stano rzeczy, co było jej największym problemem.
  - Co teraz? - Wtrącił Tek, bowiem to go najbardziej ciekawiło.
  - Ja nie wiem. - Den zdawał się być nieprzejęty sprawą Juliette. - Musicie to wyjaśnić z innymi, potem zdecyduje o was Fundacja.
  - Czyli nie wierzysz? - Chłopiec miał resztki nadziei.
  - Nie wierzę. Widzę katany, widzę, że jest ci smutno, ale pomyśl, jak to wygląda. - Odwrócił się w stronę drzwi. Przyszedł czas na oznajmienie pozostałym, że Juliette i Tek wrócili.
   Więc każdy myślał, że to spisek. Cudownie. Teza o Henriecie się potwierdziła. Cały jej plan miał na celu skłócenie towarzyszy, z którymi rodzeństwo przebywało.
   Tek usiadł na krawędzi łóżka i czekał, aż Den wróci. Jego załamanie się powiększało. Już widział w nowej drużynie przyjaciół.
   Shiro też świtało w głowie, co się święci. Na pewno kłótnia oraz pretensje. Nadal chciała wszystkim tłumaczyć, że musiała tak postępować. Czy na marne? Wkrótce zostanie to ujawnione.
   Oboje nie spodziewali się wybaczenia.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Po egzaminach, pielęgnowaniu mojej plantacji poziomek i sprzątaniu domu, przybył rozdział. 
Jest króciutki, bo nie chciało mi się z nim zwlekać. W końcu powiedziałam, że będzie około 20 kwietnia, więc jest.
Jedna sprawa w moich opowiadaniach mnie od zawsze zastanawiała:
Czemu Henrieta, a nie Henrietta, skoro nawet nie umiem wymówić pierwszego wariantu jej imienia? 
Chłopak się mnie raz zapytał: 
Julita (:v) Henrieta czy Henrietta?
No... Henrietta (chodziło mi o jedno t)
To dlaczego jest w opowiadaniu Henrieta?
Ale mówię przecież, że Henrietta!
Mówisz to przez dwa "t"...
A no bo nie umiem inaczej XD W sumie... Jak tak myślę, to powinno być Henrietta, prawda? 
Mhm.
... ;-; 

I teraz Henrieta zmienia się w Henriettę! Ta zmiana to nic wielkiego, a brzmi ładniej, co nie? 

Ps. Co do nadrabiań z komentowaniem, to pewnie jutro, bo będę miała dzień wolny od szkoły.
^^
Ps2. Nowy wygląd Shiro niedługo. 

Zgłaszać błędy, zgłaszać, bo ze mnie osoba nieogarnięta.