Juliette Ray rozsiadła się beztrosko naprzeciw Dena. Chłopak nie reagował na jej obecność. Nie chciał robić scen. Nie chciał być jak ona.
- Czy uważasz siebie za idiotę? - Zaczęła Shiro. Den spojrzał na nią z ukosu. Ignorowanie jej pytań również było robieniem scen. Musiał dać się jej wyżyć, cokolwiek by nie wymyśliła.
- A powinienem?
- A wiesz, że tak?
- Ty naprawdę myślisz, że nazywanie mnie idiotą coś zdziała?
- Stwierdzam fakty.
Phils westchnął zdenerwowany. Zaraz potem do stolika podeszła kelnerka, która na kelnerkę by nie wyglądała, gdyby nie mały notesik w ręku.
- Co podać?
- Dla mnie stek z frytkami i colę. - Powiedział z Den.
- A są jakieś kurczaki? - Podniosła rękę Shiro.
- Em... Udka, ostre skrzydełka i pierś w ziołach.
- Udka poproszę. Z ziemniakami.
Kelnerka zapisała zamówienia i poszła. Juliette zakręciła kosmyk włosów na palcu.
- Wiesz dlaczego stwierdziłam, że jesteś idiotą?
- Znowu się zaczyna...
- Bo nabrałeś się na oczywistą pułapkę Henrietty!
Den pokręcił zirytowany głową, lecz po chwili jego wzrok się zmienił. Może była w tym jakaś racja?
- Tak, Den! W końcu to rozumiesz! Co przyszło ci do głowy? Powiedzmy, że współpraca z Henriettą, albo spisek. To nie ma żadnego sensu. Po co miałabym spiskować i zmieniać wygląd, gdy, jak widzisz, spowodowało to tylko kłótnie i wyżywanie się na mnie? - Uniosła brew. Phils skrzyżował ręce.
- Może po to, że gdy będziemy działać w twojej sprawie, Henrietta zaatakuje?
- Jak, do cholery, miałabym by kogoś osłabić zmianą wyglądu?
- Nie wiem, ale wiem, że Lok i Sophie są teraz sami w Wenecji i coś może im się stać! - Krzyknął, bo dopiero teraz zorientował się, że jest szansa na złe zdarzenia.
- Jesteś żałosny, Den... Henrietta manipuluje takimi, jak ty. Moja zmiana wyglądu zaszła tylko dlatego, że ona podejrzewała, że z kimś jestem. Skłócenie mnie i osób, które mi pomagają było jej priorytetem, i nie ma na to innego wytłumaczenia! - Walnęła pięścią w stół. - A jeśli wrócisz do Wenecji i zastaniesz tam martwego Loka i Sophie, to obiecuję, że wynoszę się z stamtąd jak najszybciej!
Wzięła talerz od kelnerki, która akurat przyszła do stołu, i skierowała się w inne miejsce. Kobieta spojrzała na załamanego Dena z żalem.
- Problemy z dziewczyną, co?
- Ech... Daj mi po prostu ten stek...
Kelnerka podała mu danie, a Phils spojrzał na nie z wyrzutem, jakby było czemuś winne. Juliette siedziała daleko i niechętnie wcinała udka. Den nie chciał już więcej kłótni. Usiadł naprzeciw niej.
- Okej. Wygrałaś.
- Seeerio? - Uniosła brew.
- Serio. Przekonałaś mnie, że kłócenie się nic nie da. I nie mamy żadnych dowodów, że zamierzacie coś złego.
Juliette wzruszyła tylko ramionami. W głębi duszy była jednak bardzo uradowana.
- To wyszło za szybko. - Stwierdziła. - Wasza drużyna dostała tyle zmian, że nie wytrzymaliście.
- Racja... Poza tym Sophie to wszystko podsycała. Teraz, kiedy miała więcej czasu na sprawy prywatne, znowu dopadły ją obowiązki i zaczęła się martwić o Loka. Dlatego była taka zła.
- Z natury Sophie i ty jesteście nerwowi. - Zerknęła na niego z nad talerza.
- Nie pomagasz. - Odparł Den i zaraz potem zaśmiali się razem.
~~~
Następnego dnia, dom drużyny Loka Lamberta, Wenecja
Lok otworzył im drzwi, a Den, Juliette i Tek prędko weszli do domu. Bowiem pierwszy raz od rozpoczęcia lata padało. Den chciał uściskać Lamberta na powitanie, ale on odsunął się. Sophie ukryła twarz w dłoniach.
Den nie wiedział, dlaczego jego przyjaciele tak się zachowują.
- O co chodzi...? - Zapytał niepewnie. Shiro i Tek spojrzeli wyczekująco na Loka.
- Dante...
Den złapał go za ramiona i potrząsnął nim.
- Co z nim?
- Nie ma go... - Odparł Lambert.
- Nie żyje. - Powiedziała Casterwillówna.
- Nie wierzę. Dante nie mógł zginąć. Dlaczego tak myślicie? - Phils puścił szkota.
- Był z nami. - Ciągnęła Sophie. - Wraz z Zhalią przyleciał do Wenecji. Mieli pomóc nam w misji, ale tam... Tam był Kiel! - Krzyknęła przez łzy, które ukrywała pod dłońmi. Podleciał do niej Cherit, by dodać jej otuchy.
- To nie może być prawda, Sophie. - Den próbował cokolwiek wymyślić. - Najlepszy łowca Fundacji miałby zginąć w starciu z nim? Ty go pokonałaś, Dante też musiał.
- Jeżeli tak mówicie... - Po raz pierwszy odezwał się Tek. - Wierzę wam, że Dante jest silny, mimo że go nie znam, ale Kiel pewno nie jest gorszy. To najlepszy wojownik Henrietty. Zaraz po mnie i Juliette.
- Więc go wyszkoliła... - Powiedziała Sophie. - To jeszcze gorzej. - I znów zaniosła się w szloch.
- Weźcie się w garść!
Sophie przestała płakać i uniosła głowę. Shiro kierowała palec w jej stronę z groźną... Groźno-słodką miną. Wkurzyła się.
- Nie znam Dantego i nie jest mi tak trudno, jak wam, więc teraz ją przejmę pałeczkę! - Krzyknęła albinoska. - Zamiast siedzieć i płakać przydałoby się dokładnie przeszukać Wenecję.
- Nie jesteśmy tacy głupi, Juliette. - Rzekł Lok. - Już szukaliśmy...
- To zróbcie to jeszcze raz. To na pewno lepsze niż siedzenie tutaj i użalanie się nad sobą.
Sophie westchnęła. Słowa białowłosej ją uspokoiły, bo nosiły w sobie rację. Czuła też, że albinoska wcale nie jest taka zła. Jako jedyna starała się opanować sytuację. Zawsze lepiej było coś robić, niż siedzieć bezczynnie.
- Musimy coś ustalić. - Powiedział Lok, gdy zauważył lepszy stan Casterwillówny.
- Co proponujesz? - Spytał Den. - To ty jesteś liderem.
- Na początek... Den, pójdź do Zhalii. Ciągle siedzi w pokoju i płacze. Sądzę, że jest jeszcze jakiś inny powód, ale nie chce ze mną porozmawiać. Może tobie się uda.
Den kiwnął głową i poszedł na górę.
- A my... - Kontynuował Lok, ale nie mógł znaleźć odpowiednich słów. Ruszył w stronę kanapy, na której leżał niechlujnie zostawiony Holotom. - Holotomie, pokaż mapę Wenecji.
Lambert skinął ręką do rodzeństwa, by podeszło.
- Podzielimy się na trzy grupy. Ja z Cheritem pójdę do tej części, Sophie do tej, a wy z Denem skierujecie się tu. - Pokazywał poszczególne obszary. - Tak będzie najlepiej. Jeśli coś się stanie, w każdej chwili będziemy mogli się ze sobą skontaktować przez telefon.
- Dobry pomysł, Lok. - Odezwała się Sophie. - Ale przydałoby się szukać w opuszczonych budynkach i ciemnych uliczkach. Dantego nie będzie w pierwszym lepszym miejscu. Jeżeli gdzieś jest, to pewnie nieprzytomny...
- Mhm... Więc wszystko ustalone, poczekajmy na Dena.
- Nieprawda. - Juliette przygryzła wargi. - Moje włosy. Co, jeśli gdzieś tu jest Kiel? Wcześniej byłam w Nowym Jorku, ale teraz, gdy mnie zobaczy, dostanie furii.
- Ech... Nie będę narażać cię na niebezpieczeństwo. - Sophie nie była zadowolona, ponieważ odpadła jej osoba do poszukiwań.
- I nie puszczę Teka beze mnie. Musicie iść we czwórkę.
- Rozumiem... - Westchnął Lok. - Możecie popilnować domu. Boję się, że Zhalia się wymknie. Znając jej charakter, to dość prawdopodobne.
Juliette i Tek przytaknęli.
- Dlaczego przyjechaliście tak wcześnie? - Sophie zmieniła temat, uznając nowy za ciekawszy.. - Słyszałam od Dena, że rada chce was przetrzymać.
- Naprawdę? - Shiro przeciągnęła końcówkę wyrazu. - W szpitalu nie było żadnych problemów, pewnie dlatego nas wypuścili. No i Den ich przekonał.
Casterwillówna uniosła brew.
- Pogodziliśmy się z nim. - Dodał Tek.
- A raczej; wyjaśniłam mu, dlaczego jesteśmy godni zaufania. Porozmawiał z Metzem, a on zdecydował się nas odesłać. - Powiedziała Ray.
- Wyjaśniłaś mu? Chętnie bym posłuchała.
Jednak w tym momencie przyszedł Phils.
- I jak? - Zapytał Lok gorączkowo.
- Nie wpuściła mnie do pokoju, krzyknęła kilka niemiłych słów... Szkoda gadać. - Wykrzywił usta.
Blondyn pokręcił głową, po czym wstał z kanapy. Wziął z komody swoją sakiewkę z Tytanami i poszedł do drzwi. Sophie i Den poszli za nim. Wszyscy byli już przygotowani.
- Cherit, chciałbyś pójść z Denem do wschodniej części Wenecji? - Spytał się Lok.
Stworek był trochę rozkojarzony, lecz po chwili zorientował się, że Lambertowi chodzi o bezpieczeństwo Dena i dyskretnie mrugnął do niego oczkiem.
- Oczywiście. - I wleciał do niedużego plecaka bruneta.
- Jeżeli nie wrócimy o siedemnastej, to znaczy, że coś nam się stało. Powiadomcie wtedy radę. - Lambert zwrócił się do rodzeństwa, po czym otworzył drzwi i z pozostałą trójką wyszedł.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jak ja siebie kocham... Mówiłam, że są małe szanse na rozdział w wakacje? Od razu wróciła mi wena i go napisałam.
Może i miał się kończyć kilkaset słów dalej, ale myślę, że i to jest zadowalające, jak na taką przerwę.
Den nie wiedział, dlaczego jego przyjaciele tak się zachowują.
- O co chodzi...? - Zapytał niepewnie. Shiro i Tek spojrzeli wyczekująco na Loka.
- Dante...
Den złapał go za ramiona i potrząsnął nim.
- Co z nim?
- Nie ma go... - Odparł Lambert.
- Nie żyje. - Powiedziała Casterwillówna.
- Nie wierzę. Dante nie mógł zginąć. Dlaczego tak myślicie? - Phils puścił szkota.
- Był z nami. - Ciągnęła Sophie. - Wraz z Zhalią przyleciał do Wenecji. Mieli pomóc nam w misji, ale tam... Tam był Kiel! - Krzyknęła przez łzy, które ukrywała pod dłońmi. Podleciał do niej Cherit, by dodać jej otuchy.
- To nie może być prawda, Sophie. - Den próbował cokolwiek wymyślić. - Najlepszy łowca Fundacji miałby zginąć w starciu z nim? Ty go pokonałaś, Dante też musiał.
- Jeżeli tak mówicie... - Po raz pierwszy odezwał się Tek. - Wierzę wam, że Dante jest silny, mimo że go nie znam, ale Kiel pewno nie jest gorszy. To najlepszy wojownik Henrietty. Zaraz po mnie i Juliette.
- Więc go wyszkoliła... - Powiedziała Sophie. - To jeszcze gorzej. - I znów zaniosła się w szloch.
- Weźcie się w garść!
Sophie przestała płakać i uniosła głowę. Shiro kierowała palec w jej stronę z groźną... Groźno-słodką miną. Wkurzyła się.
- Nie znam Dantego i nie jest mi tak trudno, jak wam, więc teraz ją przejmę pałeczkę! - Krzyknęła albinoska. - Zamiast siedzieć i płakać przydałoby się dokładnie przeszukać Wenecję.
- Nie jesteśmy tacy głupi, Juliette. - Rzekł Lok. - Już szukaliśmy...
- To zróbcie to jeszcze raz. To na pewno lepsze niż siedzenie tutaj i użalanie się nad sobą.
Sophie westchnęła. Słowa białowłosej ją uspokoiły, bo nosiły w sobie rację. Czuła też, że albinoska wcale nie jest taka zła. Jako jedyna starała się opanować sytuację. Zawsze lepiej było coś robić, niż siedzieć bezczynnie.
- Musimy coś ustalić. - Powiedział Lok, gdy zauważył lepszy stan Casterwillówny.
- Co proponujesz? - Spytał Den. - To ty jesteś liderem.
- Na początek... Den, pójdź do Zhalii. Ciągle siedzi w pokoju i płacze. Sądzę, że jest jeszcze jakiś inny powód, ale nie chce ze mną porozmawiać. Może tobie się uda.
Den kiwnął głową i poszedł na górę.
- A my... - Kontynuował Lok, ale nie mógł znaleźć odpowiednich słów. Ruszył w stronę kanapy, na której leżał niechlujnie zostawiony Holotom. - Holotomie, pokaż mapę Wenecji.
Lambert skinął ręką do rodzeństwa, by podeszło.
- Podzielimy się na trzy grupy. Ja z Cheritem pójdę do tej części, Sophie do tej, a wy z Denem skierujecie się tu. - Pokazywał poszczególne obszary. - Tak będzie najlepiej. Jeśli coś się stanie, w każdej chwili będziemy mogli się ze sobą skontaktować przez telefon.
- Dobry pomysł, Lok. - Odezwała się Sophie. - Ale przydałoby się szukać w opuszczonych budynkach i ciemnych uliczkach. Dantego nie będzie w pierwszym lepszym miejscu. Jeżeli gdzieś jest, to pewnie nieprzytomny...
- Mhm... Więc wszystko ustalone, poczekajmy na Dena.
- Nieprawda. - Juliette przygryzła wargi. - Moje włosy. Co, jeśli gdzieś tu jest Kiel? Wcześniej byłam w Nowym Jorku, ale teraz, gdy mnie zobaczy, dostanie furii.
- Ech... Nie będę narażać cię na niebezpieczeństwo. - Sophie nie była zadowolona, ponieważ odpadła jej osoba do poszukiwań.
- I nie puszczę Teka beze mnie. Musicie iść we czwórkę.
- Rozumiem... - Westchnął Lok. - Możecie popilnować domu. Boję się, że Zhalia się wymknie. Znając jej charakter, to dość prawdopodobne.
Juliette i Tek przytaknęli.
- Dlaczego przyjechaliście tak wcześnie? - Sophie zmieniła temat, uznając nowy za ciekawszy.. - Słyszałam od Dena, że rada chce was przetrzymać.
- Naprawdę? - Shiro przeciągnęła końcówkę wyrazu. - W szpitalu nie było żadnych problemów, pewnie dlatego nas wypuścili. No i Den ich przekonał.
Casterwillówna uniosła brew.
- Pogodziliśmy się z nim. - Dodał Tek.
- A raczej; wyjaśniłam mu, dlaczego jesteśmy godni zaufania. Porozmawiał z Metzem, a on zdecydował się nas odesłać. - Powiedziała Ray.
- Wyjaśniłaś mu? Chętnie bym posłuchała.
Jednak w tym momencie przyszedł Phils.
- I jak? - Zapytał Lok gorączkowo.
- Nie wpuściła mnie do pokoju, krzyknęła kilka niemiłych słów... Szkoda gadać. - Wykrzywił usta.
Blondyn pokręcił głową, po czym wstał z kanapy. Wziął z komody swoją sakiewkę z Tytanami i poszedł do drzwi. Sophie i Den poszli za nim. Wszyscy byli już przygotowani.
- Cherit, chciałbyś pójść z Denem do wschodniej części Wenecji? - Spytał się Lok.
Stworek był trochę rozkojarzony, lecz po chwili zorientował się, że Lambertowi chodzi o bezpieczeństwo Dena i dyskretnie mrugnął do niego oczkiem.
- Oczywiście. - I wleciał do niedużego plecaka bruneta.
- Jeżeli nie wrócimy o siedemnastej, to znaczy, że coś nam się stało. Powiadomcie wtedy radę. - Lambert zwrócił się do rodzeństwa, po czym otworzył drzwi i z pozostałą trójką wyszedł.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jak ja siebie kocham... Mówiłam, że są małe szanse na rozdział w wakacje? Od razu wróciła mi wena i go napisałam.
Może i miał się kończyć kilkaset słów dalej, ale myślę, że i to jest zadowalające, jak na taką przerwę.
Jeśli chodzi o Dantego, to się zgubiłam. I to tak konkretnie. Nie wiem, czy mnie cały czas trollowalas i on jednak żyje, czy za bardzo w niego wierzą. Zobaczymy. Oby szybko.
OdpowiedzUsuńGeneralnie rozdział jest dobry. Czytałam go jednak wczoraj po karaoke, więc nie szukałam błędów, to o nich nic nie powiem (może nie ma).
Przez to, co teraz tworzę, zachowanie Zhalii bardzo mi się nie podoba (w sensie, u mnie coś niefajnego odwali, ale one-shicie, nie głównym), ale no. To kwestia skojarzeń.
W sumie, nie mam pomysłu, co jeszcze napisać. Także, jak to robią wattpadowe raczki takie jak ja CZEKAM NA NEXT <3<3<3 xD
Nie dziwię się, że zachowanie Zhalii Ci się nie podoba, bo osobiście trudno mi pisać o tej postaci .-. Tak jak każdy kocha Zhante, ja mam ten paring gdzieś, tak samo jak i bohaterów. Dante jest memiczny i chyba dlatego choć trochę go lubię, ale Zhalia...
OdpowiedzUsuńPs. Szkoda, że mnie nie sprawdziłaś, bo też byłam wczoraj niezbyt ogarnięta i pewnie coś się znajdzie ;-;