Montehue popijał spokojnie poranną kawę. Nie ma to jak samoloty o 6 rano. Mężczyzna nienawidził wczesnego wstawania, mimo że nie sprawiało mu ono większych problemów. Jego przeciwieństwem był Harrison, który prawie zasnął na swojej walizce robiącej za poduszkę. Montehue nie przejmował się nim, jeżeli chłopak miał wszystko przygotowane do odlotu. Z łazienki wyszedł Tersly i usiadł koło przyjaciela.
-Tersly...
-Słucham?
-Zastanawiałem się nad tym i uważam, że powinniśmy się zemścić. - Zaczął temat, bo po prostu mu się nudziło. Albo nie miał obecnie nic do roboty.
-Niby na kim?
-Na tych całych łowcach Tytanów, którzy tak upokorzyli nas i mojego Fenrisa. - Upił łyk kawy. - A teraz? Nawet nie przyszli się bić, tylko wysłali jakiś amatorów.
-Och, ty i ten twój charakterek. Nie sądzisz, że to nie ma sensu? Teraz ich nigdzie nie znajdziemy. Poza tym już raz nas pokonali i pewnie zrobią to znowu. - Zaśmiał się nerwowo, kiedy Montehue zrzedła mina.
-Tak... Dlatego też będziemy się szkolić w walce wręcz, a ty, mój przyjacielu, dostaniesz podwójny trening. - Uśmiechnął się rozbawiony swoimi słowami.
~~~
Lotnisko w Quebecu, Quebec, Kanada
Den przytulił brata. Tak się złożyło, że obie drużyny miały odprawę o podobnych godzinach. Bracia wiedzieli, że prawdopodobnie nie spotkają się przez następne miesiące.
-Den, chodź już! - Krzyknął Lok unikając spojrzeń ludzi. Miał na głowie bandaż po wczorajszym wypadu i nie wyglądał za dobrze. Sophie, Juliette i Tek wyglądali jak młodzi porywacze, którzy nabili mu tego guza.
Chłopak przybił bratu żółwika i odszedł w stronę swojej drużyny. W głowie ciągle grały mu słowa Harrisona. "Może dołączyłbyś do nas?". Den powiedział, że się zastanowi. Z jednej strony chciał być z bratem, ale przywiązał się już do Loka, Sophie, Cherita i rodzeństwa. Poza tym jeszcze coś nie pozwalało mu odejść. Tylko co?
Gdy samolot wystartował, Den zupełnie przestał o tym myśleć. Pogrążył się w objęcia Morfeusza...
Dwie dorosłe osoby szły wzdłuż ciemnego korytarza. Służka, która ich zauważyła, od razu wzięła się do szybszego sprzątania. Weszli do kuchni, aby w spokoju zjeść śniadanie. Jajka na twardo i chleb z masłem. Zwykłe śniadanie... Potem poszli na spacer po ogrodzie. Ich ogród był piękny, ale monotonny. Krzewy poprzycinano tylko na jednej wysokości. Nigdzie nie było widać kwiatów, a w rzeczce nie było ryb. Na wieczór wrócili do domu poczytać książki. Czytali tylko jeden gatunek - książki historyczne.
Dokładnie o 22:22 poszli spać, a ich ponure twarze pozbyły się blizn. Aż do 5:55...
Den obudził się.
~~~
Dom Dantego, Wenecja, Włochy
Lok, Sophie, Den, Juliette, Tek i Cherit weszli do domu. Lambert od razu poszedł do pokoju spać. Spał już w sumie w samolocie oraz w taksówce, ale położył się przez bolącą głowę. Sophie wyszła na ogród. Mimo że była w humorze, kupiła na lotnisku jakąś tanią książkę i zamierzała ją czytać przez następny czas odcinając się od ludzi.
Den podszedł do Juliette i Teka, którzy grali w kamień, papier, nożyce na kanapie. Przez swój sen nie był specjalnie wesoły, dlatego też nie chciał się bardziej dołować i postanowił pogadać z rodzeństwem. Dwójka spojrzała na niego z dołu. Phils usiadł koło nich zmieszany.
-Jak wam się podobała pierwsza misja?
Rodzeństwo popatrzyło po sobie.
-Rozwaliliśmy ich! - Krzyknęła niespodziewanie Juliette. - Poszukiwania może i były nudne, ale walka była super! I dostałam nowego Tytana.
-Pokażesz jeszcze raz jego amulet? - Den spojrzał w sufit. Przyzwyczaił się już do zachowań Juliette i były nawet słodkie. Chciał się cieszyć z dziewczyną, jednak jego sen nie dawał mu spokoju. Ludzie, którzy w nim występowali, wydawali mu się dziwnie znajomi. Przerażająco znajomi. Po chwili Ray podała mu amulet już zawieszony na jakimś sznurku. Den obrócił go w dłoni.
-Jest strasznie zimny. - Odparł.
-Bo to Mroźne Serce. - Powiedział Tek jak zwykle przemądrzałym, ale miłym głosem. - Juliette już mówiła mi, że musiała ochłodzić rękę, żeby go przyzwać.
-Ta. Wybredny okaz, nie? - Zaśmiała się brunetka.
Nastała cisza. We troje siedzieli w milczeniu. Den próbował znaleźć temat do rozmowy, ale nie umiał. W końcu rodzeństwo uznało, że on sam nie chce już gadać i wróciło do zabawy. Chłopak odłożył amulet na stół, po czym poszedł na górę pograć w gry, bo to wydawało mu się najciekawszym dostępnym zajęciem. Rodzeństwo zostało same.
Nagle Tek przestał grać.
Nagle Tek przestał grać.
-Juliette, czyżbyś coś brała? - Spytał się żartobliwie Tek.
-Nie żartuj sobie, fireman.
-Masz czerwone oczy.
Dziewczyna natychmiast wstała i podeszła do lustra w salonie. Obok niego stały walizki drużyny. Rzeczywiście miała czerwone oczy. Wydawało jej się, że ma czerwone nie tylko białka, ale też tęczówki. Mrugnęła kilka razy. Na szczęście myliła się.
-Chyba się położę... - Powiedziała zdezorientowana. Nie wiedziała co się dzieje, przecież dobrze się wyspała.
Tek puścił ją bez słowa i został sam w salonie. Nie długo musiał czekać na Loka, który przyszedł wraz z Cheritem. Okazało się, że nie pospał przez upał. Fakt - było strasznie gorąco nawet jak na lato. Blondyn usiadł koło Teka.
-Jak się czujesz po pierwszej misji? - Zapytał. - Ja nie za dobrze się spisałem. - Ton Loka zmienił się na mniej wesoły.
-W którym momencie niby?
-Podczas walki od razu odpadłem. Co za przywódca traci przytomność już na początku bitwy?
-Mówisz, że zemdlałeś. Pierwszy raz?
-Nie... W sumie to nawet nie drugi, ale co to ma do tego, skoro wtedy jeszcze nie byłem liderem?
-To, że wtedy inni też sobie bez ciebie poradzili. Chyba. - To miało zabrzmieć jak pocieszenie, ale jeszcze bardziej dobiło Lamberta. Tek zorientował się, co powiedział, dopiero po dłuższej chwili. - Znaczy... Jesteś dobrym liderem, Lok. Nikt cię nie usunie tylko przez to, że nie byłeś zdolny do walki. Jesteśmy twoimi przyjaciółmi, a nie podwładnymi. Nikt nie chce przejąc twojego stanowiska, tak jakby to była wpływowa firma.
Lok westchnął głęboko.
-To wiem. Po prostu...
-Po prostu świrujesz. - Do salonu wszedł Den. Ręce trzymał w kieszeniach swoich szarych spodni. Usiadł koło Loka, Teka i Cherita. - Młody ma rację. Szczerze? Chyba tylko ty masz pretensje, że zemdlałeś.
Blondyn uśmiechnął się niezręcznie. Po słowach Dena złe myśli minęły. Kiedy Phils przestał mówić z jednej z walizek zapiszczał dzwonek.
-Co to? - Spytał się zaciekawiony Cherit.
-Holotom. - Odpowiedział Lok i wstał wyjąć urządzenie z walizki. Usiadł z powrotem na kanapie i otworzył Holotom. Tek przysunął się. Zawsze uwielbiał taką technologię.
-Uwaga łowcy z Fundacji Huntik. - Powiedział robotyczny głos. - Wasz lider Metz oraz naukowcy z fundacji opracowali nową aplikacje, która pozwala dowiedzieć się więcej o Tytanach. Wystarczy wgrać plik z ekranu, a aplikacja pobierze się. Samouczek wszystko wyjaśni. Proszę o jak najszybsze pobranie aplikacji.
-Pobierz to, błagam. - Powiedział Tek z błyszczącymi oczami.
Lok kliknął na plik do pobrania. W milczeniu czekali kilka minut. Kiedy aplikacja już się pobrała, usłyszeli piknięcie. Chłopiec miał chęć wyrwania urządzenia Lambertowi z rąk, lecz na szczęście się powstrzymał. Lok otworzył plik, a samouczek włączył się automatycznie.
-Witaj w Katalogu Tytanów. Żeby rozpocząć, kliknij na zakładkę "Draco-Tytany". - Lok wykonał polecenie. - Gratulacje. Tutaj znajdziesz wszystkie znane Draco-Tytany. Są ułożone alfabetycznie. Proszę, kliknij na jakiegoś Tytana.
-Którego chcesz? - Spytał się Lok podekscytowanego Teka.
-Weź Albiona! - Tek bez pytania kliknął na ikonkę Tytana, a Lok zaśmiał się. Czuł się prawie tak samo jak chłopiec.
Na ekranie pojawiły się zdjęcia Albiona i takie same statystyki jak w Holotomie. Jednak zostały też podane inne informacje, takie jak: ilość Albionów w przybliżeniu, dokładny opis wyglądu, przykłady lojalności Tytana, takie jak brak kontroli przez Araknosa, waga, wzrost i znani właściciele Albiona.
-Ciekawe, czy ja też tu jestem. - Cherit przyłożył palec do pyszczka.
-Możemy sprawdzić. Tu chyba jest wyszukiwarka. - Den wpisał nazwę Tytana.
-Atak: 2. Obrona: 2. Typ: Yama-Tytan. Rozmiar: Mały. Waga: 3 kilogramy. Wysokość: Około 40 centymetrów. Umiejętności: Latanie, atakowanie poprzez energię, zdolność mowy. Do tej pory znany jest jeden Cherit, którego właścicielem jest drużyna Loka Lamberta.
-To jest super! - Krzyknął Cherit robiąc obrót w powietrzu.
-Chodźmy to pokazać Sophie. - Powiedział Lok i wstał powoli uważając na ból głowy.
Wyszli na ogród, gdzie Sophie leżała na leżaku w okularach słonecznych. Nie zwróciła zbytniej uwagi, kiedy przyjaciele podeszli do niej z holotomem, jednak zaciekawiła ją nowa aplikacja i później sama sprawdzała wszystkie Tytany, a książka poszła w kąt...
-W którym momencie niby?
-Podczas walki od razu odpadłem. Co za przywódca traci przytomność już na początku bitwy?
-Mówisz, że zemdlałeś. Pierwszy raz?
-Nie... W sumie to nawet nie drugi, ale co to ma do tego, skoro wtedy jeszcze nie byłem liderem?
-To, że wtedy inni też sobie bez ciebie poradzili. Chyba. - To miało zabrzmieć jak pocieszenie, ale jeszcze bardziej dobiło Lamberta. Tek zorientował się, co powiedział, dopiero po dłuższej chwili. - Znaczy... Jesteś dobrym liderem, Lok. Nikt cię nie usunie tylko przez to, że nie byłeś zdolny do walki. Jesteśmy twoimi przyjaciółmi, a nie podwładnymi. Nikt nie chce przejąc twojego stanowiska, tak jakby to była wpływowa firma.
Lok westchnął głęboko.
-To wiem. Po prostu...
-Po prostu świrujesz. - Do salonu wszedł Den. Ręce trzymał w kieszeniach swoich szarych spodni. Usiadł koło Loka, Teka i Cherita. - Młody ma rację. Szczerze? Chyba tylko ty masz pretensje, że zemdlałeś.
Blondyn uśmiechnął się niezręcznie. Po słowach Dena złe myśli minęły. Kiedy Phils przestał mówić z jednej z walizek zapiszczał dzwonek.
-Co to? - Spytał się zaciekawiony Cherit.
-Holotom. - Odpowiedział Lok i wstał wyjąć urządzenie z walizki. Usiadł z powrotem na kanapie i otworzył Holotom. Tek przysunął się. Zawsze uwielbiał taką technologię.
-Uwaga łowcy z Fundacji Huntik. - Powiedział robotyczny głos. - Wasz lider Metz oraz naukowcy z fundacji opracowali nową aplikacje, która pozwala dowiedzieć się więcej o Tytanach. Wystarczy wgrać plik z ekranu, a aplikacja pobierze się. Samouczek wszystko wyjaśni. Proszę o jak najszybsze pobranie aplikacji.
-Pobierz to, błagam. - Powiedział Tek z błyszczącymi oczami.
Lok kliknął na plik do pobrania. W milczeniu czekali kilka minut. Kiedy aplikacja już się pobrała, usłyszeli piknięcie. Chłopiec miał chęć wyrwania urządzenia Lambertowi z rąk, lecz na szczęście się powstrzymał. Lok otworzył plik, a samouczek włączył się automatycznie.
-Witaj w Katalogu Tytanów. Żeby rozpocząć, kliknij na zakładkę "Draco-Tytany". - Lok wykonał polecenie. - Gratulacje. Tutaj znajdziesz wszystkie znane Draco-Tytany. Są ułożone alfabetycznie. Proszę, kliknij na jakiegoś Tytana.
-Którego chcesz? - Spytał się Lok podekscytowanego Teka.
-Weź Albiona! - Tek bez pytania kliknął na ikonkę Tytana, a Lok zaśmiał się. Czuł się prawie tak samo jak chłopiec.
Na ekranie pojawiły się zdjęcia Albiona i takie same statystyki jak w Holotomie. Jednak zostały też podane inne informacje, takie jak: ilość Albionów w przybliżeniu, dokładny opis wyglądu, przykłady lojalności Tytana, takie jak brak kontroli przez Araknosa, waga, wzrost i znani właściciele Albiona.
-Ciekawe, czy ja też tu jestem. - Cherit przyłożył palec do pyszczka.
-Możemy sprawdzić. Tu chyba jest wyszukiwarka. - Den wpisał nazwę Tytana.
-Atak: 2. Obrona: 2. Typ: Yama-Tytan. Rozmiar: Mały. Waga: 3 kilogramy. Wysokość: Około 40 centymetrów. Umiejętności: Latanie, atakowanie poprzez energię, zdolność mowy. Do tej pory znany jest jeden Cherit, którego właścicielem jest drużyna Loka Lamberta.
-To jest super! - Krzyknął Cherit robiąc obrót w powietrzu.
-Chodźmy to pokazać Sophie. - Powiedział Lok i wstał powoli uważając na ból głowy.
Wyszli na ogród, gdzie Sophie leżała na leżaku w okularach słonecznych. Nie zwróciła zbytniej uwagi, kiedy przyjaciele podeszli do niej z holotomem, jednak zaciekawiła ją nowa aplikacja i później sama sprawdzała wszystkie Tytany, a książka poszła w kąt...
~~~
Dom Dantego, Wenecja, Włochy
Juliette nie spała. Chociaż jej brat, który niedawno wszedł do pokoju, tak myślał, ona leżała z otwartymi oczami pod kołdrą. Miała uczucie, jakby nie zgasiła światła albo jakby nie wyłączyła komputera. Nie obudził ją Tek. Nie spała już dobre kilka godzin. Mimo tego, że próbowała wstać, czuła, że coś przyciąga ją do materaca. Już wiele razy chciała się podnieść. Za każdym witał ją piekący ból głowy.
Dopiero, gdy Tek zasnął, potrafiła wstać z łóżka. Jednak, kiedy tak się stało, poczuła się jak ofiara uciekająca przed drapieżnikiem. Nie wiedziała, gdzie jest, ale wiedziała, że wiedziała, gdzie jest jeszcze kilka sekund temu. Jej obecne uczucia były trudne to wytłumaczenia nawet dla niej samej. Rozejrzała się po pokoju i zauważyła swoje katany oparte o ścianę. Wiedziała już co robić.
~~~
Dom Dantego, Wenecja, Włochy
Den już się położył. Był późny wieczór, około 23, a w domu było całkowicie cicho. On tylko przekręcał się co chwilę z boku na bok. Nie chciał znowu zasnąć, jeżeli miałby mieć ponownie ten sam sen. Ale co w nim strasznego? Chłopak sam nie wiedział. Bał się go z niewiadomych powodów. Rozzłoszczony niewygodnym łóżkiem, postanowił leżeć bezczynnie, aż nie zaśnie. W końcu mu się udało...
Ten sam dom. Nic się nie zmieniło, ale kiedy ukazało się jego wnętrze, Den ujrzał bogaty wystrój. Wcześniej to tak nie wyglądało. Na ścianach było powieszonych wiele ślicznych obrazów. Podłoga i meble nie miały ani odrobiny kurzu. W kuchni była masa składników, przypraw i bóg wie czego. Dało by się tym wykarmić całą armię. Na regałach w bibliotece znajdowały się wszystkie gatunki książek. Od dennych romansideł po stare spiski.
Tym razem ogród na tyłach nie był monotonny. Kwiaty mieniły się w kolorach tęczy, a w rzeczce pływały karpie koi. Krzewy układały się w przeróżne wzory.
Nagle Den usłyszał trzask. Brama zamknęła się, kiedy przeszli przez nią jacyś ludzie. Troje normalnie ubranych osób, w tym dorośli z poprzedniego snu. Za nimi szli fanatycy. Ostatni z nich postawił przy murach domu tabliczkę z napisem "Na sprzedaż".
Akurat w tym momencie, kiedy Phils chciał wiedzieć więcej na temat snu, obudził go śpiew. Den przetarł oczy i usiadł na skraju łóżka. Dzięki tej piosence zapominał o swoich wszystkich problemach. Była pierwsza w nocy, a on chciał się natychmiast dowiedzieć, kto ją śpiewa...
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ten sam dom. Nic się nie zmieniło, ale kiedy ukazało się jego wnętrze, Den ujrzał bogaty wystrój. Wcześniej to tak nie wyglądało. Na ścianach było powieszonych wiele ślicznych obrazów. Podłoga i meble nie miały ani odrobiny kurzu. W kuchni była masa składników, przypraw i bóg wie czego. Dało by się tym wykarmić całą armię. Na regałach w bibliotece znajdowały się wszystkie gatunki książek. Od dennych romansideł po stare spiski.
Tym razem ogród na tyłach nie był monotonny. Kwiaty mieniły się w kolorach tęczy, a w rzeczce pływały karpie koi. Krzewy układały się w przeróżne wzory.
Nagle Den usłyszał trzask. Brama zamknęła się, kiedy przeszli przez nią jacyś ludzie. Troje normalnie ubranych osób, w tym dorośli z poprzedniego snu. Za nimi szli fanatycy. Ostatni z nich postawił przy murach domu tabliczkę z napisem "Na sprzedaż".
Akurat w tym momencie, kiedy Phils chciał wiedzieć więcej na temat snu, obudził go śpiew. Den przetarł oczy i usiadł na skraju łóżka. Dzięki tej piosence zapominał o swoich wszystkich problemach. Była pierwsza w nocy, a on chciał się natychmiast dowiedzieć, kto ją śpiewa...
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mówiłam wam o zmianach i właśnie się zaczynają c: Rozdział luźniejszy po misji. Sprawdzałam go kilka razy, więc jeśli teraz moja pewna komentatorka zacznie mnie poprawiać, to usunę bloga i powieszę się na sznurku do prania .-.
O nie, czy ja naprawdę jestem aż tak czepliwa?
OdpowiedzUsuńA tak wgl, fajny rozdział. Mam już pewne teorie do tego snu Dena, ale zobaczymy.
U mnie szykuje się długi rozdział (pewnie dwa razy taki, jak normalne)
A taka ostatnia sprawa. Wiem, że po moim fanfiku już tym pewnie rzygasz, ale dałabyś radę wkitrać tu troszeńkę Zhante? Tylko troszkę *oczy kota ze Shreka*
Nic się nie martw. Dante i Zhalia pojawią się za kilka rozdziałów :3 Ja osobiście nie umiem pisać romansó, więc ograniczam Zhante.
UsuńA myślisz, że ja umiem? Mój fanfik nie miał być romansidłem, wyszedł przypadkiem. A ja nienawidzę romansideł, z tego powodu ich nie czytam, to i napisać porządnie nie potrafię. W ogóle przechodzę kryzys autorski, wszystko dzieje się u mnie za szybko, kiedy wracam, żeby potłumaczyć, to mnie mój styl pisania boli. Na szczęście zbliżam się do rozdziałów, gdzie bardziej rozwijam Christiannę, a jakoś tak wyszło, że ją uwielbiam i w sumie lubie o niej pisać.
Usuńsuper rozdział, ciekawią mnie te sny Dena i dziwne zachowanie Juliette, myślę że to sprawka Henrietty. Weny.
OdpowiedzUsuń