Wieczór, Las Quebecu, Quebec, Kanada
Łowcy ruszyli w stronę lasu. Wszyscy szli tam podekscytowani. Nawet Sophie nie przejmowała się niczym po ostatnich wydarzeniach. Przy granicy drzew drużyny zatrzymały się. Lok zerknął pytająco na Juliette, która patrzyła w głąb lasu skoncentrowana.
-Juliette. - Powiedział, a dziewczyna zwróciła wzrok na niego. - Gdzie mamy iść?
Ray zacisnęła pięści i zamknęła oczy skupiając moc.
-Prowadź nas, wietrze. - Odparła w stronę lasu. Wiatr zaczął wiać w jednym kierunku ujawniając drogę.
-Niesamowite... - Tersly poprawił okulary. - Jak działają twoje moce?
-Nie czas na tłumaczenie. - Montehue klepnął w bark swojego przyjaciela. - Chodźmy tam, zanim ta cała konkurencja nas prześcignie.
Weszli w las za wiatrem. Juliette szła pierwsza, by móc ich prowadzić. Den trzymał się zaraz za nią w trosce o jej bezpieczeństwo. Na szczęście dziewczyna tego nie zauważyła i Phils nie wyszedł na adoratora.
W lesie było cicho. Za cicho. Dało się usłyszeć jedynie szum powietrza. Drogę oświetlała tylko pełnia księżyca. Każdy z grupy mógłby przestraszyć się choćby trzasku gałązki. Rodzeństwo nie mogło używać też swoich mocy. Jedynie mogli wezwać Tytanów i posłużyć się zaklęciami łowców, ale to nie było przez nich wyćwiczone. Wiedzieli jednak, że przyjaciele z drużyny ich obronią, więc strach stawał się mniejszy. Nagle wiatr ucichł, a Juliette i reszta zatrzymała się. Łowcy usłyszeli głosy niedaleko. Sophie przygryzła wargę. Fanatycy, a kto inny? Juliette odwróciła się do brata.
-Tek. - Powiedziała szeptem i wskazała gdzieś palcem. - Krzaki przed nami.
Chłopiec od razu wiedział, co ma zrobić. Machnął rękoma przed krzewami, a one wydłużyły swoje gałązki i wypuściły liście zasłaniając bardziej łowców.
-Nie wiedziałem, że twoja moc działa też na rośliny. - Lok odruchowo ukucnął, bo krzewy nie zasłaniały ich całych. Inne osoby poszły w jego ślady.
Kroki były coraz głośniejsze. Nieznajomi zatrzymali się, kiedy byli dosłownie kilkanaście metrów od łowców.
-Ej, tam chyba coś jest! - Krzyknął jeden z nich.
Tersly cofnął się ze strachu, a Lok już wyjął jeden z amuletów. Juliette otworzyła usta i powiedziała bezgłośne "nie" do Lamberta. Sama wyciągnęła ręce na przód. Przed nimi powiał mocny wiatr łamiąc mniejsze gałązki i poruszając większymi. Ray zobaczyła, że sylwetka wycofuje się. Szum zagłuszał przekleństwa, które powiedział nieznajomy gość.
-Uratowałaś nas. Dziękuję. - Sophie odetchnęła z ulgą. Jej zaufanie z każdą chwilą wzrastało.
-Co teraz? - Spytał się Harrison.
-Pójdziemy inną drogą. - Odparł Lok otrzepując nogi z piachu. - Jeśli się da. Juliette?
-Już się robi. - Wyszczerzyła się.
Tym razem nic nie powiedziała. Wystarczyło zamknięcie oczu, a wiatr zaczął wiać po łuku omijając nieznajome osoby. Łowcy ruszyli truchtem czym prędzej, aby zdążyć przed fanatykami.
Montehue chronił tyły. W rękach trzymał Młot Thora w każdej chwili gotów zaatakować. Co kilka sekund odwracał się szukając wrogów. Nagle coś przeleciało mu przed oczami. Mężczyzna ścisnął mocniej młot, po czym podbiegł do Loka na przodach.
-Mamy towarzystwo.
-Kogo? - Spytał nie przestając biec.
-Nie mogę określić. Widziałem to tylko na moment.
-Naszym głównym celem jest dotarciem do Wendigo przed fanatykami. Tego się trzymajmy.
Montehue kiwnął głową i wrócił na tyły.
Wiatr powoli stawał się coraz słabszy, aż Juliette ujrzała przed sobą niedużą polanę. Wtedy powietrze od razu przestało wiać.
Polana miała kształt koła, a na jej środku znajdowała się budowla z kamieni przypominająca ołtarz. Juliette zatrzymała innych gestem ręki. Łowcy zaczęli nasłuchiwać. Na szczęście nie było słychać ich konkurencji, ale i tak mieli mało czasu.
-Bądźcie w gotowości. - Powiedział głośniej Montehue. - W każdej chwili może wyskoczyć Wendigo lub fanatycy.
Sophie podeszła do granicy polany. Wszystkie drzewa naokoło pola były sosnami.
-Wyczuwam dużą energię. Dochodzi z tamtej konstrukcji. - Powiedziała rudowłosa.
-Idziemy tam. - Odparł Lok i wyszedł z lasu na polanę. Sophie zatrzymała go zezłoszczona.
-Lok! Chcesz zginąć? Musimy zbadać to miejsce. Tu dzieje się coś dziwnego.
-Fanatycy nie będą się użerać z badaniem tego miejsca - Juliette podeszła do nich. - Jeśli będzie im się chciało, to wparują na tą polanę i zniszczą wszystko dla jednego Wendigo.
Juliette miała rację. Sophie zaczęła rozmyślać. Nie było czasu na badanie energii. Jednak był plan.
-Tersly. - Zwróciła się do rudowłosego. - Możesz zostać ze mną? Zbadam tu granicę, a ty będziesz obserwował okolicę. Reszta pójdzie zbadać tę budowlę, dobrze? Potem do was dołączę.
-Jestem za. - Powiedział Montehue za Tersly'ego. - Ja mogę pójść na drugą stronę polany. Powiadomię was o problemach.
Montehue nie czekał na niczyje zdanie i ruszył na drugą stronę. Tersly stanął przy Sophie i wyjął z pod bluzki amulet Venedeka. Lok wyszedł na polanę, po czym rozejrzał się dookoła. Rodzeństwo stało blisko niego w razie ataku, a Den, Harrison i Cherit trzymali się na granicach polany. Łowcy zbliżali się do kamiennej konstrukcji mającej około trzy metry wysokości. Lambert i rodzeństwo przyglądało się jej dokładnie. Na środku konstrukcji był mały zbiorniczek z wodą.
-Skoczku! - Wezwał Tytana Lok. Jeśli on tego nie rozwiąże, to jest jeszcze tylko Skoczek.
Skoczek pojawił się obok zbiorniczka. Tek patrzył na niego zaciekawiony. Nigdy wcześniej nie widział Skoczka w akcji, a jego Tytan zdążył jedynie powąchać Gareona. Skoczek zagwizdał radośnie i zaczął dotykać łapkami kamieni.
-To musi coś oznaczać...
Skoczek już zwrócił łepek w stronę Loka, żeby oznajmić, co odkrył, aż nagle trafiło w niego coś zielonego.
-Pustka! Jedyne, co może oznaczać, to nas!
Tytan wrócił do amuletu, a Lok i pozostali odsunęli się od budowli.
-Myśleliście, że was nie zauważymy? - Fanatyk, który rzucił zaklęcie zeskoczył z drzewa.
Z lasu wyszło kilkunastu jego współpracowników wraz Tytanami: Grabieżcą, trzema Arlekinami, dwoma Szczygłami, Miotaczem Psychopen oraz czwórką Hallixów*.
Sophie odwróciła głowę w stronę Loka, Juliette i Teka. Uniosła rękę do góry.
-Przybądź, Sabrielo! - Tytanka pojawiła się koło niej gotowa do ataku. - Sabrielo, pomóż im!
Sabriela pobiegła w kierunku wrogich Tytanów. Pierwszy rzucił się Hallix, ale Sabriela błyskawicznie przecięła go mieczem. Lok poszedł w ślady Sophie.
-Uderzaj, Żelazny Sługo. - Przywołał go, a Tytan ruszył do boju.
W tym czasie Harrison zdążył przyzwać Jerycho, a jego brat walczył z fanatykami. Den zaatakował przeciwnika ze Smoczej Pięści powalając go na ziemię. Lok obronił go Stalową Sferą przed uderzeniem Pulsu Światła, po czym zabrał się za walkę z resztą wrogów.
Juliette i Tek wycofali się do lasu. Widząc to Harrison w biegu zmarszczył brwi.
Tchórze. Mogliby chociaż wezwać jakiegoś Tytana, a nie od tak uciekać - pomyślał i dołączył się do walki.
Rodzeństwo oddaliło się w miejsce, gdzie miał stać Montehue, lecz go tam nie było. Zauważyło go jednak, gdy zachodził od tyłu fanatyka wraz z jakimś grubym Tytanem u boku. Dzięki temu pozbyli się jednego z przeciwników.
Juliette i Tek podeszli do tyłów konstrukcji. Od początku to było ich planem, gdy wycofywali się z pola walki. Przez całą misję działali sami, więc czemu teraz miałoby tak nie być?
Kiedy byli już przy niej, Tek wezwał swojego Skoczka. Udało się mu odkryć wejście pod spód budowli. Chłopiec i Tytan przyglądali się dziurze. Nagle usłyszeli świst. Coś wielkiego na dwa i pół metra wyleciało w dziury taranując Skoczka i wyrywając kłęby trawy swoimi wielkimi pazurami. Tek uratował się w ostatniej chwili dzięki swojej siostrze. Stworzenie spojrzało się na rodzeństwo i wydało z siebie gardłowy ryk. Juliette oraz Tek zerwali się do biegu.
-Loook! - Krzyknęła dziewczyna machając mu. - Znaleźliśmy go!
Blondyn od razu skierował Żelaznego Sługę na Wendigo i podbiegł do rodzeństwa.
-Co teraz? - Spytał, gdy Sługa odparł atak stworzenia.
-Sprawmy, żeby wrócił do amuletu. - Powiedział Tek.
-Nie pleć głupstw. Wendigo boi się ognia, a ty obecnie nie możesz używać mocy. Jeśli zaatakuje go coś, co go nie posiada, będzie walczył do samego końca. Nie wróci do amuletu. Może spróbujemy jakoś ściągnąć Wendigo w stronę lasu? Wtedy użyjesz ognia za plecami fanatyków.
We troje spojrzeli na Wendigo. Żelazny Sługa blokował ataki stworzenia, dopóki ono same nie pobiegło w stronę lasu. Zbliżało się do Sophie badającej energię. Dziewczyna skuliła się, kiedy usłyszała ryk. Już czuła, że zaraz zginie, ale atak odparł Lok. Jego Stalowa Sfera nie była dość mocna i chłopak został odepchnięty do tyłu. Walnął głową w jedną z sosen. Na szczęście, a może i nieszczęście, stworzenie nie przejmowało się nieprzytomnym Lambertem. Sophie pisnęła ze strachu, a Wendigo ponownie zaatakowało. Casterwill'ka odskoczyła w lewo. Wendigo zdawało się być w niekontrolowanym szale.
Wendigo
Z Tytanów Fundacji zostały tylko Jerycho i Dalahan, którego niedawno wezwał Den. Na jednego Dalahana została wezwana dwójka Kopeshów, więc Fundacja i tak nie zyskała przewagi.
Harrison wysłał na pomoc Sophie swojego Tytana i przyzwał Hitokiri. Niestety kiedy tylko Tytan się pojawił, jego głowę obcięły pazury Szczygła.
Sophie dobiegła do Juliette i Teka.
-Nie macie żadnych ognistych Tytanów, prawda? - Zapytała łapiąc powietrze. Rodzeństwo zaprzeczyło. - To Dimitry. - Powtórzyła. - Stał się Tytanem...
Juliette spojrzała na Wendigo walczącego z Jerycho. Kościotrup starannie zagradzał drogę do Casterwill'ki, lecz był już coraz słabszy. Zdążył jedynie zranić stworzenie w ramię.
-Tek, będziesz potrafił wezwać teraz Dobermana? - Juliette zerknęła na niego z nadzieją.
-Postaram się. - Przełknął ślinę. - Dobermanie!
Trochę to trwało, ale w końcu Tytan się pojawił. Jak na tak lojalnego Tytana, trwało to w sumie dość długo. Juliette uśmiechnęła się i poklepała brata po głowie.
-No! I o to chodzi. - Klasnęła w dłonie. - Powiedz mu, żeby nas chronił. Sophie. - Złapała zaskoczoną rudowłosą za rękę. - Chodźmy do tego ołtarzyka.
Dziewczyny pobiegły w stronę budowli, a Doberman potruchtał za nimi. Tek był teraz sam w środku bitwy. Jego wzrok skierował się na drużyny walczące z fanatykami. Den miał kłopoty - atakował go Kopesh. Chłopiec ruszył w stronę Philsa. W połowie drogi przejście zagrodził mu Arlekin. Tek zawahał się zaatakować stwora zaklęciem, w końcu nie miał tego wyćwiczonego, ale Arlekina trafiło z boku zielone światło. Cherit pomachał mu i opadł na ziemię. Tek wziął go pod swoje ramiona się i dotarł do Dena...
-Mówisz, że mam znaleźć źródło energii? - Spytała się Sophie.
-Tak. Źródło energii w tej budowli. Skoczek Loka coś wcześniej zauważył, ale nie zdążył nam o tym powiedzieć.
-Dobrze... Daj mi się skupić.
Juliette odeszła od Casterwill'ki, po czym spojrzała na Dobermana. Ze swoją włócznią ze stoickim spokojem pilnował okolicę. Nagle Tytan warknął. Z lasu było widać jakąś biegnącą sylwetkę.
-Będziesz musiała tu zostać sama. - Powiedziała Ray do Sophie i pobiegła sprawdzić, co się zbliża. Doberman został na swoim miejscu, tak, jak mu kazano. Grzeczny piesek.
Sylwetka nie wyglądała na Tytana. Człowiek? Juliette przyśpieszyła. W ręce miała już przygotowany Ostry Mróz na wypadek kolejnego fanatyka.
-Juliette?! - Głos należał do kobiety.
Ray zatrzymała się, a błysk w jej ręce zniknął. Księżyc padał na twarz Mary, która stała przed dziewczyną zdyszana. Juliette nie mogła pozwolić, żeby kobieta zobaczyła Tytanów.
-Mary? Co ty tu robisz?
-Nie mogłam siedzieć bezczynnie, jeżeli w grę wchodzi Dimitry. Znaleźliście go?
-Mhm... Ale to nie czas na rozmowę, musisz...
Zza drzew wyłonił się Wendigo skacząc na Juliette i Mary. Ray odciągnęła kobietę na bok, a stwór uderzył w jedną z sosen. Teraz nie było wyjścia. Złamane serce Dimitry'ego skupiało całą swoją uwagę na Mary. Juliette odepchnęła staruszkę, bo stworzenie ponowiło skok. Sama wyciągnęła ręce do przodu, a wiatr przybił Wendigo do drzewa. Ray nie wiedziała, jakim cudem potwór je znalazł, ale używanie mocy było dla niej wybawieniem. W końcu ani śladu fanatyków w pobliżu.
-Mary, leć na polanę i znajdź moich towarzyszy! - Wykrzyknęła Juliette nadal przytrzymując Wendigo. Teraz nie miało znaczenia, czy kobieta zobaczy Tytanów. Już lepsze to niż śmierć przez tego potwora. - Trzymaj się w ich pobliżu. I błagam cię - nie rób nic pochopnie.
Staruszka kiwnęła głową, bo nie miała innego wyjścia. Udała się na polanę ciągle odwracając się za siebie.
Juliette spojrzała na Wendigo i wezwała Ammita Pożeracza. Jej moce powoli się wyczerpywały.
-Zablokuj drogę Wendigo i nie pozwól mu dobiec na polanę. - Powiedziała do Tytana, po czym ruszyła za Mary.
Gdy była już na polanie odszukała wzrokiem Sophie. Akurat się składało, że Mary stała, a raczej starała utrzymać się na nogach koło niej. Po prawej strony polany do walki dołączył Doberman i Vigilante, jednak szala zwycięstwa przechylała się na korzyść fanatyków. Lok nadal leżał nieprzytomny, a Tersly opatrywał jego głowę.
-Odkryłaś coś? - Zapytała Ray wycierając pot z czoła, gdy znalazła się przy Sophie.
-Tak. Ten zbiorniczek z wodą posiada ogromną energię. Próbowałam wylać z niego wodę, ale ciągle jej przybywało, mimo braku otworów. Przełamanie Czaru też nic nie dało. Było coś jeszcze na dnie...
-Wy nie jesteście detektywami, prawda? - Wtrąciła się Mary.
Dziewczyny zignorowały to, a Juliette ominęła Sophie i podeszła do zbiorniczka. Obejrzała go uważnie. Po tej czynności wsadziła ręce do wody. Wyczuła niewidoczną wypukłość na dnie zbiorniczka. Spróbowała wyjąć ją z wody, ale wtedy rozpływała się i wracała z powrotem na dno.
-Też nie mogłaś tego wyjąć? - Spytała, a wtedy rozległ się ryk Ammita.
Wendigo biegło prosto na Mary. Sophie cofnęła się odruchowo, lecz stworzenie nie zwracało na nią uwagi. Monthue pomógł kobiecie uderzając Wendigo Młotem Thora, jednak potwór przeskoczył nad nim i dalej ścigał Mary.
W pewnym momencie, na granicy lasu, Wendigo zostało pchnięte Pustką przez Montehue. Zachwiało się, a jego jedna noga stanęła na czymś, od czego zrobiła się czerwona. Stworzenie ryknęło z bólu. Montehue pognał do niego. Sophie zmarszczyła brwi widząc rozżarzoną do czerwoności łapę Wendigo. Bez zastanowienia rzuciła Ostry Mróz na zbiornik z ołtarzyka, a coś pojawiło się na jego dnie. Zimno spowodowane przez zaklęcie było za słabe, żeby ujawnić rzecz na stałe. Jeszcze jedno zaklęcie i Sophie nie będzie mogła używać czarów. Juliette widząc to, jak źle się czuję Casterwill'ka, podeszła do konstrukcji zamrażając wodę w zbiorniku.
-Amulet! - Podniosła głos, po czym rozwaliła lód kamieniem i wyciągnęła brązowo-niebieski amulet w kształcie serca. Błękitny kryształ okrywały gałązki drzew.
-Dimitry'ego?! - Sophie jeszcze raz spojrzała na Wendigo.
-Nie. Czuję w nim Tytana.
Fanatycy pokonali już Dobermana i Vigilantego. Denowi i Harrisonowi wyczerpała się energia na wezwanie kolejnych Tytanów. Czym prędzej dotarli do Juliette i Sophie. Tek był z nimi. Przeciwnicy zmierzali w ich stronę z krzywym uśmiechem. Było ich co najmniej pięciu i pięciu Tytanów. Sophie zacisnęła pięści.
-Skoro czujesz siłę, to go przyzwij! Cokolwiek. - Uniknęła kolejnej Pustki.
-Widzę, że Fundacja nie ma już takiej formy, jak kiedyś. - Jeden z fanatyków zaśmiał się paskudnie.
Juliette poczuła napływ mocy. Ścisnęła amulet w dłoni. Imię Tytana? Musiała znać imię! Wiele wersji przychodziło jej do głowy, ale żadna nie była poprawna. Fanatycy byli coraz bliżej. Dziewczyna ochłodziła za pomocą swoich mocy krew w prawej ręce i poczuła zimno w sercu.
-Mroźne Serce! - Wykrzyknęła, a z amuletu wyleciało światło.
Trzymetrowy Tytan o wyglądzie białego jelenia przebił włócznią dwójkę Arlekinów i powędrował na Grabieżcę. Kiedy to on ruszył do ataku, łowcy również zaczęli się bić. Sophie była już wyczerpana rzucaniem czarów, więc postawiła na walkę wręcz, aczkolwiek jej przyjaciele używali trochę zaklęć.
W tym samym czasie stało się coś niespodziewanego. Montehue, który jeszcze niedawno bił się z Tytanem, miał przed sobą półnagiego człowieka. Czarnowłosy mężczyzna z brodą leżał na ziemi i rozmasowywał bolącą stopę. Mary, do tej pory stojąca za drzewami, podeszła do człowieka. Łza spadła jej na policzek. Montehue nie wiedział co się dzieje.
-Nie wierzę. - Powiedziała cicho. - Dimitry? - Zapytała, a mężczyzna spojrzał w jej stronę.
-Mary...? Gdzie my jesteśmy?
Dimitry nic nie pamiętał, ale to i dobrze. Mary otuliła go od tyłu. Wyglądali teraz jak kupka nieszczęścia i zdumienia w jednym. Montehue wziął Mary na słowo.
-Nie jesteśmy detektywami, jak już pewnie zdążyła się pani domyślić. Będziemy musieli wymazać ci pamięć z ostatnich zdarzeń. Sprawię, że będziecie myśleć, że to była tylko mała wycieczka do lasu, dobrze?
-Co do wymazywania pamięci - mamy się rozumieć, że te wasze wszystkie potwory były realne?
-Były tylko krótką przygodą. Naiwność. - Powiedział, a oczy Mary i Dimitry'ego zaświeciły się na czerwono. - Jesteście na spacerze w lesie. Widzieliście na polanie stado jeleni. Nie ma i nigdy nie było żadnych potworów. Po wieloletnim rozstaniu wróciliście do siebie i wiedziecie szczęśliwe małżeństwo. Teraz wybieracie się z powrotem do domu...
Mroźne Serce krwawiło z nogi od podrapań Hellixa, lecz Tytan nadal walczył. Jego specjalną umiejętnością była odporność na ataki, jeżeli nie są one z ognia. Po zaciętej walce wszystkie Tytany fanatyków wróciły do amuletów. Z piętnastu fanatyków, jak to udało się przeliczyć Sophie, przeciwników została tylko trójka. Reszta zdążyła się już wycofać lub zemdleć. A skoro mowa o nieprzytomności, to Lok stał na granicy polany opierając się o drzewo. Cherit też zaczął się wybudzać położony na kamiennej budowli. Kątem oka dostrzegł Mroźne Serce odsyłane do amuletu przez swoją właścicielkę. Fanatycy wycofali się do lasu niosąc na rękach swoich nieprzytomnych towarzyszy.
Lok podszedł do swojej grupy. Zaraz po nim przybył Montehue z zdezorientowaną miną.
-Ten wasz cały Wendigo przemienił się w Dimitry'ego. Użyłem Naiwności i skierowałem ich do domu. Sprawa chyba jest zakończona, co nie?
-Więc Dimitry nie był Tytanem... Czy Mroźne Serce zamienia ludzi w potworów? - Spytała się Juliette bawiąc się amuletem w dłoniach.
-Pomyślimy nad tym później, teraz jestem już zmęczona. - Odparła Sophie i przytuliła Loka z uśmiechem.
-Wszystko jest w porządku. - Powiedział blondyn, poprzedzając jej pytanie. - Wracamy do hotelu?
-Lok, może zobaczymy jeszcze statystyki Mroźnego Serca? - Spytał się zaciekawiony Cherit machając nad chłopakiem swoimi skrzydłami. Lok czym prędzej wyjął holotom. Juliette wiedziała już, jak on działa, więc włożyła na niego amulet. Holotom odezwał się swoim robotycznym głosem.
Atak: 4
Obrona: 6
Typ: Gaia-Tytan wojownik
Rozmiar: Duży
Specjalne zdolności: Serce z lodu - Tytan jest odporny na uszkodzenia, jeśli nie są one działaniem ognia lub broni w kształcie słońca. Będzie walczył, dopóki jego właściciel nie każe mu wrócić do amuletu.
-No i teraz możemy wracać. - Gargulec wyszczerzył swoje zęby.
Łowcy ruszyli w drogę mając nadzieję, że uda się tu wynająć taksówkę o północy.
-Nadal zastanawia mnie jedna rzecz. - Zaczął Lok. - Dlaczego przez te 40 lat Wendigo nie atakowało?
-Mam do tego małą teorię. - Odpowiedziała Sophie.
-Hmm?
-Cherit, mógłbyś wznieść się nad polanę?
Stworek poleciał do góry i polatał trochę w kółko.
-I co widzisz? - Krzyknęła do niego rudowłosa.
-Szczerze mówiąc to nic...
-Spróbujemy inaczej... - Wyszeptała do siebie. - Czy granica polany jest podejrzanie dziwna?
-Em... Nie ma na niej trawy. Poczekajcie! Widzę coś. - Łowcy zatrzymali się, a Cherit poleciał w dół i wyrwał jakiś błyszczący kryształ z ziemi. - Znalazłem bursztyn! - Podleciał do drużyn. - Mogę go sobie wziąć?
-Bursztyn. Wiesz, Lok. Bursztyny zawsze przypominały mi słoneczne dni, ciepło, plażę... Myślę, że Wendigo przypominały żeby nie wychodzić poza granicę polany, dopóki ziemia ich nie przykryła z biegiem czasu.
Lambertowi opadła szczęka.
-Tak! To jest to! Ktoś ułożył bursztyny w okrąg przypominający słońce, aby Wendigo nie mógł przez niego przejść. Ale kto?
-Tego się raczej nie dowiemy. - Powiedziała Sophie po czym podeszła do Juliette i Teka. Po tym, jak Juliette uratowała sytuację, należały jej się przeprosiny.
-Przepraszam, że źle was oceniałam. - Powiedziała Casterwill'ka. Wiedziała, że Ray już dawno to zauważyła, bo w końcu kto by nie zauważył?
-Nie ma sprawy. - Mrugnęła do niej oczkiem. Nie miała zamiaru wypominać tego Sophie. Były drużyną i przydałoby się być dla siebie miły. - W końcu razem rozwiązałyśmy sprawę.
Wydawało się, że wszystko skończyło się szczęśliwie. Dimitry został odczarowany, a Sophie przekonała się do rodzeństwa. Ale w Quebecu, kiedy jej zaufanie do Juliette i Teka bardzo się zwiększyło, nie sądziła, że następna noc zupełnie to odmieni...
~~~
Dom Mary i Dimitry'ego, Quebec, Kanada
Dimitry i Mary dotarli bezpiecznie do domu. Przez pierwsze minuty mężczyzna wkurzał się, że nie może znaleźć żadnych swoich ubrań, a przez następne przekręcał się na niewygodnym, jednoosobowym łóżku. Nie wiedział czemu jako małżeństwo miejsca jest tylko dla jednej osoby. W salonie nie znalazł żadnych wspólnych zdjęć.
Dom wydawał mu się dziwnie obcy. W końcu układając się wygodnie do snu, stwierdził, że to żaden problem, jeśli jest ze swoją Mary. Przecież czuł się, jakby nie widział jej kilkadziesiąt lat...
Dimitry i Mary dotarli bezpiecznie do domu. Przez pierwsze minuty mężczyzna wkurzał się, że nie może znaleźć żadnych swoich ubrań, a przez następne przekręcał się na niewygodnym, jednoosobowym łóżku. Nie wiedział czemu jako małżeństwo miejsca jest tylko dla jednej osoby. W salonie nie znalazł żadnych wspólnych zdjęć.
Dom wydawał mu się dziwnie obcy. W końcu układając się wygodnie do snu, stwierdził, że to żaden problem, jeśli jest ze swoją Mary. Przecież czuł się, jakby nie widział jej kilkadziesiąt lat...
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Na poprzedni rozdział czekaliście tak długo, więc ten jest szybko c:
W końcu pierwsza misja się zakończyła. Jak Wam się podobała? Sugerujcie, jeśli mam coś zmienić w swoim stylu pisania.
W końcu pierwsza misja się zakończyła. Jak Wam się podobała? Sugerujcie, jeśli mam coś zmienić w swoim stylu pisania.
Stwierdziłam, że nie będę dodawać wyglądu Mary i Dimitry'ego do postaci, bo są tylko osobami epizodycznymi.
Pozdrawiam, jeśli ktoś teraz też ma ferie ^^
Daję zdjęcia do Tytanów, żebyście nie musieli szukać:
Grabieżca
Atak: 3
Obrona: 3
Typ: Hecto-Tytan
Rozmiar: Średni
Arlekin
Atak: 3
Obrona: 1
Typ: Draco-Tytan
Rozmiar: Średni
Miotacz Psyhopen
Atak: 3
Obrona: 2
Typ: Hecto-Tytan
Rozmiar: Średni
Szczygieł
Atak: 3
Obrona: 3
Typ: Swara-Tytan
Rozmiar: Średni
Hallix
Atak: 2
Obrona: 1
Typ: Yama-Tytan
Rozmiar: Mały
Ten gruby Tytan (Tolivane)
Atak: 2
Obrona: 2
Typ: Gaia-Tytan
Rozmiar: Mały
Kopesh
Atak: 5
Obrona: 4
Typ: Hecto-Tytan
Rozmiar: Średni
Hitokiri
Atak: 4
Obrona: 3
Typ: Yama-Tytan
Rozmiar: Średni
Jerycho
Atak: 3
Obrona: 5
Typ: Hecto-Tytan
Rozmiar: Średni
Dalahan
Atak: 4
Obrona: 3
Typ: Draco-Tytan
Rozmiar: Średni
Nie daję wszystkich Tytanów w opowiadaniu, tylko te, których wygląd mogliście zapomnieć. Bo kto nie pamięta, jak wygląda Sabriela?
Spraw kilka, skoro prosiłaś o sugestie co do stylu:
OdpowiedzUsuń1. Moim zdaniem nie jest to błąd, ale trochę dziwnie brzmi zwrot, że coś jest ,,podejrzanie dziwne''
2. Proponuję unikać powtórzeń
3. Myślę, że lepiej by to brzmiało, gdyby Łowcy ,,rozpoczęli walkę", a nie ,,zaczęli się bić"
A tak poza tym to spoko rozdział, dzięki, że przypomniałaś mi o istnieniu Wendigo, bo zupełnie o nich zapomniałam. I może nie jest to zbyt uprzejme z mojej strony, ale cisne z ,,tego grubego Tytana"
Próbuje unikać powtórzeń, ale słabo mi to wychodzi. Masz miejsce gdzie jest ich dużo? I faktycznie "rozpoczęli walkę " lepiej brzmi, ale nie będę tego zmieniać
OdpowiedzUsuńNie bałdzo... Ale nie martw się, nie tylko ty masz problem z powtórzeniami. U mnie... Kek, rozdział o Serafinie: co trzecie słowo to iluzja. Rozdział o Kamienicy; co czwarte słowo to bariera. Rozdział o Phantaźmie: co trzecie słowo to ból lub parzyć... Kek
OdpowiedzUsuńE tam, nie zwróciłam na to uwagi. Bardziej rzucają się w oczy powtórzenia typu "Czuł się źle, więc poszedł się umyć. Potem stwierdził, że powinien też się położyć"
UsuńFajnie, że misja skończyła się szczęśliwie, jestem ciekawa koncówki. Chyba będzie się działo. Weny.
OdpowiedzUsuń