Łowcy podjechali pod teren winnicy. Tym razem zamówili taksówkę zmęczeni szkoleniem. Juliette powiedziała przyjaciołom, że musi jeszcze coś załatwić z Elizą i Stanisławem. Rodzeństwo miało też szybko się spakować. Już dzisiaj przeprowadzali się do drużyny Loka. Nie chcieli czekać, aż ludzie Henrietty ich odnajdą, martwili się też o ciotkę i wujka. Henrietta zabiłaby ich za przetrzymywanie dzieci.
Juliette i Tek wysiedli z auta. Dziewczyna rozglądała się niespokojnie na boki szukając nieproszonych gości. Na szczęście nikogo nie było. Tek dotrzymywał jej kroku. Poszli szybko w stronę domu.
Otworzyła im Eliza ubrana w domowe ciuchy. Jak zwykle miała włosy związane w gruby kucyk. Rodzeństwo przywitało się z ciotką, po czym prędko poszło na górę, do swojego pokoju. Juliette znalazła w którymś z pomieszczeń niedużą walizkę i zaczęła do niej pakować swoje ubrania. Potem włożyła tam rzeczy brata, ich szczoteczki do zębów, inne pierdoły. Na końcu wcisnęła do walizki laptopa. Odwracając się od jednej z półek prawie strąciła doniczkę z kwiatkiem. Zapomniała, że Sophie przed wyjazdem z biblioteki rzuciła na nie Disperento. Casterwill'ka nie chciała, żeby taksówkarz cokolwiek zobaczył.
Rodzeństwo zeszło na dół. Juliette ciągnęła po schodach walizkę, a Tek miał na sobie jeszcze plecak. Eliza wyszła przejęta z kuchni, gdzie spędzała większość czasu.
-Wyjeżdżacie, tak? - Spytała z prawie niezauważalnym smutkiem w oczach.
Juliette przytaknęła. Eliza przeszła do spiżarni. Nastolatka skrzyżowała ręce. Nie chciało jej się czekać na ciotkę.
-Eliza, no... - Powiedziała do niej, ale ta nie odpowiedziała.
Eliza wróciła dosłownie po minucie. Trzymała w ręce dwa amulety. Jeden szary z niebieskim kryształem w środku, a drugi czarno-biały z zielonym kryształem w środku. Bez ostrzeżenia wcisnęła je w dłonie rodzeństwa. Tekowi Skoczka, Juliette Gareona.
-Nie są mi już potrzebne, oddaje je wam. - Powiedziała Eliza. Juliette i Tek uśmiechnęli się. Wiedzieli, że nie ma się co kłócić z ciotką. Kobieta zrobiła pauzę. -Pamiętasz, co miałaś zrobić?
Rodzeństwo zrozumiało, że to już czas pożegnania. Recordatio było potężnym zaklęciem wymazującym pamięć. Usuwało te wspomnienia, które się chciało. Po trafieniu czarem osoba dotknięta nim na krótką chwilę traciła świadomość. To sama Eliza nauczyła Juliette tego zaklęcia. Rzadkiego zaklęcia dla łowców.
Juliette Ray przymknęła oczy.
-Recordatio...
Stanisław był w stajni. Czyścił tam jedną z gniadych klaczy. Rodzeństwo podeszło do niego. Starszy pan wyszedł z boksu.
-Już wyjeżdżacie?
-Tak. - Odparł Tek patrząc w bok.
-Więc... Żegnajcie.
Juliette podeszła do niego, mężczyzna dobrze wiedział, co dziewczyna chce zrobić.
-Recordatio.
~~~
Dom drużyny Loka, Wenecja, Włochy
Wszyscy wysiedli z taksówki. Kierowca domagał się dodatkowej zapłaty w związku z czekaniem przy w winnicy. Sophie zapłaciła mu z naburmuszoną miną. Zbliżał się już wieczór, mimo to niebo nadal było jasne. Juliette wciągnęła walizkę przez próg domu. Z pomocą brata wciągnęła ją na górę, gdzie znajdował się ich wspólny pokój. Lok wszedł do pokoju, a za nim wleciał Cherit.
-Może wam w czymś pomóc? - Spytał.
Oboje odwrócili się w jego stronę.
-Nie, dzięki. Zejdziemy do was, jak się rozpakujemy.. - Powiedziała Juliette.
Rodzeństwo zeszło do salonu. Juliette i Tek usiedli luźno na kanapie. Sophie była w kuchni i podgrzewała wcześniej ugotowaną zupę. Lok oraz Den oglądali telewizję wraz z rodzeństwem, a Cherit drzemał na jednej z półek. W pewnym momencie Lok zagadał Juliette.
-Co teraz zamierzacie zrobić? Macie plany co do Henrietty?
-Lok, nie sądzisz, że jest za wcześnie na takie pytania? - Krzyknęła Sophie, bo z salonu było wszystko słychać.
Chłopak przygryzł mimowolnie wargę. Może i było za wcześnie, ale ciekawość go zżerała. W końcu kto by nie chciał dowiedzieć się więcej o takich zdarzeniach? Dla Juliette wcale nie było za wcześnie, rozumiała jego ciekawość.
-Szczerze to musimy czekać na Henriettę. Pamiętajcie, nic przy niej nie róbcie pierwsi, bo wpadniecie w pułapkę. Jej iluzja jest naprawdę potężna. - Powiedziała głośniej, żeby Sophie dosłyszała, chociaż generalnie to nie było potrzebne.
Den wtrącił się w rozmowę. Też był zaciekawiony.
-I jaki Henrietta może zrobić ruch?
-Prawdopodobnie niedługo zorientuje się, że jej kochani fanatycy nie żyją i wyśle kogoś tutaj. Głupiutka. - Juliette przewróciła oczami na myśl o egoizmie Henrietty, a Tek skrzywił się przypominając sobie, jak siostra zabiła fanatyków. - Poza tym i tak nic nie zdziała, póki mnie nie znajdzie. A to jej trochę zajmie.
Trójka gadała jeszcze przez chwilę. Tek poszedł bez słowa na górę. Juliette tylko zerknęła na niego i kontynuowała rozmowę z chłopakami. Po chwili Tek wrócił z dwoma amuletami w dłoni. Usiadł na kanapie. Lok i Den spojrzeli na niego zaciekawieni.
-Wypróbujmy naszych nowych Tytanów. - Powiedział ze sztucznym podekscytowaniem. W rzeczywistości nie chciał, żeby jego siostra mówiła o Henriecie. Nienawidził tego tematu tak samo jak czerwonowłosej.
-Jasne. Ty pierwszy jak mniemam? - Pokazała mu język.
Chłopiec uśmiechnął się. Dał jeden z amuletów siostrze i wstał z kanapy, aby łatwiej przyzwać Tytana. Zacisnął amulet w ręce.
-Skoczku! - Wykrzyknął niepewnie. Na jego ramieniu wylądował nieduży Tytan przypominający wiewiórkę.
Tek przybliżył się do siostry. Gareon przekrzywił łeb patrząc na Skoczka. Skoczek powąchał ostrożnie jaszczurkę.
-Rrruk. - Juliette naśladowała Gareona, a ten dziwnie spojrzał na właścicielkę. - Chyba wystarczy. - Położyła Tytana na podłodze. - Gareonie, wracaj.
-Może wam w czymś pomóc? - Spytał.
Oboje odwrócili się w jego stronę.
-Nie, dzięki. Zejdziemy do was, jak się rozpakujemy.. - Powiedziała Juliette.
Rodzeństwo zeszło do salonu. Juliette i Tek usiedli luźno na kanapie. Sophie była w kuchni i podgrzewała wcześniej ugotowaną zupę. Lok oraz Den oglądali telewizję wraz z rodzeństwem, a Cherit drzemał na jednej z półek. W pewnym momencie Lok zagadał Juliette.
-Co teraz zamierzacie zrobić? Macie plany co do Henrietty?
-Lok, nie sądzisz, że jest za wcześnie na takie pytania? - Krzyknęła Sophie, bo z salonu było wszystko słychać.
Chłopak przygryzł mimowolnie wargę. Może i było za wcześnie, ale ciekawość go zżerała. W końcu kto by nie chciał dowiedzieć się więcej o takich zdarzeniach? Dla Juliette wcale nie było za wcześnie, rozumiała jego ciekawość.
-Szczerze to musimy czekać na Henriettę. Pamiętajcie, nic przy niej nie róbcie pierwsi, bo wpadniecie w pułapkę. Jej iluzja jest naprawdę potężna. - Powiedziała głośniej, żeby Sophie dosłyszała, chociaż generalnie to nie było potrzebne.
Den wtrącił się w rozmowę. Też był zaciekawiony.
-I jaki Henrietta może zrobić ruch?
-Prawdopodobnie niedługo zorientuje się, że jej kochani fanatycy nie żyją i wyśle kogoś tutaj. Głupiutka. - Juliette przewróciła oczami na myśl o egoizmie Henrietty, a Tek skrzywił się przypominając sobie, jak siostra zabiła fanatyków. - Poza tym i tak nic nie zdziała, póki mnie nie znajdzie. A to jej trochę zajmie.
Trójka gadała jeszcze przez chwilę. Tek poszedł bez słowa na górę. Juliette tylko zerknęła na niego i kontynuowała rozmowę z chłopakami. Po chwili Tek wrócił z dwoma amuletami w dłoni. Usiadł na kanapie. Lok i Den spojrzeli na niego zaciekawieni.
-Wypróbujmy naszych nowych Tytanów. - Powiedział ze sztucznym podekscytowaniem. W rzeczywistości nie chciał, żeby jego siostra mówiła o Henriecie. Nienawidził tego tematu tak samo jak czerwonowłosej.
-Jasne. Ty pierwszy jak mniemam? - Pokazała mu język.
Chłopiec uśmiechnął się. Dał jeden z amuletów siostrze i wstał z kanapy, aby łatwiej przyzwać Tytana. Zacisnął amulet w ręce.
-Skoczku! - Wykrzyknął niepewnie. Na jego ramieniu wylądował nieduży Tytan przypominający wiewiórkę.
Atak: 1
Obrona: 1
Typ: Meso-Tytan
Mały
-To skoczek! - Krzyknął Lok ucieszony. - Też mam takiego.
Tek pogłaskał Skoczka po głowie. Mały Tytan polizał go w policzek. Chłopiec zaśmiał się.
-Juliette - Powiedział przez śmiech. - Teraz twoja kolej, niech nasze Tytany się poznają.
Dziewczyna wstała uśmiechając się. Stanęła koło Teka
-Gareon. - Powiedziała, a Gareon wylądował na jej głowie. Wydał z siebie dźwięk przypominający burczenie brzucha. Patrzył jej głęboko w oczy. Ray zdjęła Tytana z głowy i trzymała go w rękach jak kota. Od razu jej się spodobał.
Atak: 1
Obrona: 3
Typ: Yama-Tytan
Rozmiar: Mały
Tek przybliżył się do siostry. Gareon przekrzywił łeb patrząc na Skoczka. Skoczek powąchał ostrożnie jaszczurkę.
-Rrruk. - Juliette naśladowała Gareona, a ten dziwnie spojrzał na właścicielkę. - Chyba wystarczy. - Położyła Tytana na podłodze. - Gareonie, wracaj.
Zwierzak na rozkaz wrócił do amuletu. Zaraz potem Tek odwołał swojego Tytana. Sophie wyszła w końcu z kuchni, jednak nie zdążyła zobaczyć nawet amuletów, bo rodzeństwo schowało je do kieszeni.
~~~
Po krótkiej rozmowie i zjedzonych kanapkach, Juliette i Tek wrócili do swojego pokoju. Chcieli iść już spać, byli zmęczeni po tym całym szkoleniu, a dodatkowo umówili się z drużyną, że jeszcze jutro wpadną do biblioteki potrenować. Tek umył się szybko i wprost padł do łóżka.
-Nie idziesz spać? - Spytał cicho.
Dziewczyna pomachała w jego stronę swoją książką.
Kiedy Juliette poczekała i Tek zasnął po kilku minutach, otworzyła duże okno w pokoju. Była dopiero 20, więc inni (nie licząc Cherita) jeszcze nie spali. Juliette wyszła przez okno. Dzięki powietrzu, które nią niosło, nic sobie nie zrobiła. Wyglądała, jakby po prostu delikatnie leciała na dół.
Trzymając w dłoni 10 euro, które dostała od Elizy, skierowała się w kierunku sklepu z kosmetykami. Widziała go po drodze, kiedy wracała taksówką do nowego domu. Na szczęście Henrietta nie zorientowała się jeszcze, że jej ludzie zginęli i w pobliżu nie grasowali żadni fanatycy. Poza tym dziewczyna miała w okół siebie pełno broni - powietrza.
Do sklepu było trochę drogi, więc Ray wzięło na przemyślenia. Przez całe dnie martwiła się, że Henrietta ich znajdzie. Była przez to sztywna i ponura, co kompletnie niszczyło jej samopoczucie. A przecież czerwonowłosa i tak w końcu ich złapie, jednak nie będzie mogła nic zrobić Juliette, bo jest jej potrzebna.
Trzeba chronić Teka... I tak bardzo się nie przejmować. Wyluzuj się, Ray, do cholery.
Otworzyła przeźroczyste drzwi kosmetycznego sklepu. Kasjerka przejechała ją wzrokiem od stóp do głowy.
-Dobry wieczór. - Powiedziała kobieta niechętnie.
-Nie idziesz spać? - Spytał cicho.
Dziewczyna pomachała w jego stronę swoją książką.
Kiedy Juliette poczekała i Tek zasnął po kilku minutach, otworzyła duże okno w pokoju. Była dopiero 20, więc inni (nie licząc Cherita) jeszcze nie spali. Juliette wyszła przez okno. Dzięki powietrzu, które nią niosło, nic sobie nie zrobiła. Wyglądała, jakby po prostu delikatnie leciała na dół.
Trzymając w dłoni 10 euro, które dostała od Elizy, skierowała się w kierunku sklepu z kosmetykami. Widziała go po drodze, kiedy wracała taksówką do nowego domu. Na szczęście Henrietta nie zorientowała się jeszcze, że jej ludzie zginęli i w pobliżu nie grasowali żadni fanatycy. Poza tym dziewczyna miała w okół siebie pełno broni - powietrza.
Do sklepu było trochę drogi, więc Ray wzięło na przemyślenia. Przez całe dnie martwiła się, że Henrietta ich znajdzie. Była przez to sztywna i ponura, co kompletnie niszczyło jej samopoczucie. A przecież czerwonowłosa i tak w końcu ich złapie, jednak nie będzie mogła nic zrobić Juliette, bo jest jej potrzebna.
Trzeba chronić Teka... I tak bardzo się nie przejmować. Wyluzuj się, Ray, do cholery.
Otworzyła przeźroczyste drzwi kosmetycznego sklepu. Kasjerka przejechała ją wzrokiem od stóp do głowy.
-Dobry wieczór. - Powiedziała kobieta niechętnie.
-Bry.
Juliette w końcu znalazła to, czego szukała. Podeszła z niewielkim pudełkiem do lady.
-Cztery pięćdziesiąt.
Ray dała kasjerce zgnieciony banknot.
-Do widzenia. - Odparła Ray, ale kobieta nie odpowiedziała.
Juliette wróciła do domu tą samą drogą i tak samo do niego weszła. Na szczęście nikt nie połapał się, że jej nie było. Szybko przeszła do toalety, nie martwiła się, że ktoś będzie chciał wiedzieć, co robi. Przecież jeszcze się nie myła.
Juliette w końcu znalazła to, czego szukała. Podeszła z niewielkim pudełkiem do lady.
-Cztery pięćdziesiąt.
Ray dała kasjerce zgnieciony banknot.
-Do widzenia. - Odparła Ray, ale kobieta nie odpowiedziała.
Juliette wróciła do domu tą samą drogą i tak samo do niego weszła. Na szczęście nikt nie połapał się, że jej nie było. Szybko przeszła do toalety, nie martwiła się, że ktoś będzie chciał wiedzieć, co robi. Przecież jeszcze się nie myła.
~~~
Nazajutrz rano Juliette zeszła w podskokach na dół. Po wczorajszych przemyśleniach przestała się zamartwiać. Tek jeszcze drzemał i z całą pewnością nie zamierzała go budzić. Usłyszała stukot talerzy w kuchni.
Sophie przygotowuje śniadanie?
To był Den. Stał odwrócony w stronę blatu i robił sobie kanapki. Nie sądziła, że to właśnie on wstanie tak wcześnie, bowiem była dopiero siódma rano.
Sophie przygotowuje śniadanie?
To był Den. Stał odwrócony w stronę blatu i robił sobie kanapki. Nie sądziła, że to właśnie on wstanie tak wcześnie, bowiem była dopiero siódma rano.
-Hej, Den. - Rzuciła beztrosko czekając na jego reakcję.
Chłopak odwrócił się.
Chłopak odwrócił się.
-Juliette... Twoje włosy... Są całe brązowe.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hehe, to zakończenie jest boskie ^^ Widać udalo mi się napisać rozdział przed wyjazdem, ale mam jeszcze niespodziankę... Napisałam też rozdział 7 c:
Wesołych Świąt.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hehe, to zakończenie jest boskie ^^ Widać udalo mi się napisać rozdział przed wyjazdem, ale mam jeszcze niespodziankę... Napisałam też rozdział 7 c:
Wesołych Świąt.
Fajnie podobał mi się ten rozdział, tak jak poprzednie. Dobrze że Juliette wymazała pamięć swoim krewnym i zafarbowała włosy, bo dzięki temu ludzie Henrietty jej tak szybko nie rozpoznają. Super też wyglądało pierwsze spotkanie tytanów rodzeństwa. Jak zawsze życzę ci dużo weny, wesołych świąt, radości, i szczęśliwego nowego roku.
OdpowiedzUsuń