środa, 9 listopada 2016

Rozdział 4. - Tytany Metza

Dom Dantego, Wenecja, Włochy

   Lok wstał dzisiaj wcześniej niż zwykle. Przeważnie spał do 11, ale tego ranka obudził go Metz. Chłopak zszedł zaspany na dół, gdzie była kuchnia połączona z salonem i zaczął robić sobie śniadanie. W salonie siedziała Sophie, która już długo nie spała. Den nadal był w swoim pokoju, a Cherit mógł spać cały dzień jak kot.
   Lok zrobił kanapki i usiadł na kanapie koło Sophie. Dziewczyna czytała jakąś książkę.
-Mam wiadomość od Metza. - Powiedział Lambert. Casterwill'ka spojrzała na niego. - Musimy zabrać Juliette do biblioteki Fundacji. Metz chce z nią porozmawiać, więcej mi nie powiedział.
Sophie westchnęła i odłożyła książkę na stolik.
-To dobrze, może dowiemy się więcej rzeczy. Kiedy ma tam być?
-Metz będzie w bibliotece około 13. Juliette ma wziąć swoje katany i tytanów. Przyjdzie też Klemens.
-Myślisz, że to będzie coś w stylu przesłuchania?
-Nawet jeśli, to ufam Metzowi. Przecież nic złego się nie stanie.

   Den zleżał w swoim łóżku. Obudził się pół godziny temu, ale do tej pory nie wstał. Ciągle myślał o Juliette i jej bracie. To rodzeństwo miało ciężko w życiu, tak samo jak on i Harrison. Dlatego rozumiał w pewnym stopniu charakter Juliette. Starała się chronić Teka przed Henriettą i przez to była taka bezwzględna.
Kiedy Den dołączył do Fundacji Huntik był zagubiony. To jego przyjaciele pomogli mu się odnaleźć w życiu. Wierzył, że Metz zaufa im i przyjmie rodzeństwo do Fundacji, aby poczuli się bezpieczni. W końcu bardzo polubił ich obojga, mimo że znał ich tylko 3 dni.
   Phils usłyszał Sophie. Wołała go na śniadanie. Przerwał rozmyślenia, po czym wstał z łóżka.

~~~

Dom Elizy i Stanisława, obrzeża Wenecji, Włochy

   Lok, Sophie, Den i Cherit właśnie weszli na teren winnicy. Do starego ceglanego domu prowadziła żwirowo-piaskowa droga. Po bokach drogi rosły winogrona. Koło domu znajdowała się mała stajnia, a dalej zagrody ze zwierzętami hodowlanymi. 
Łowcy doszli do budynku, w którym mieszkali Juliette i Tek. Sophie zapukała do drzwi, jednak zaraz potem zobaczyła starszego mężczyznę wychodzącego ze stajni. 
-Dzień dobry! - Krzyknęła mu. 
Staruszek odwrócił głowę i przyłożył rękę do czoła, aby lepiej widzieć łowców. 
-Witam! - Odkrzyknął z uśmiechem i zaczął do nich iść. - Jestem Stanisław, o co chodzi? - Zapytał, gdy już był przy drużynie.
-Przyszliśmy do Juliette i Teka. Jesteśmy ich przyjaciółmi. - Powiedziała Sophie.
Z twarzy mężczyzny zniknął uśmiech. Zrobił się zamyślony. Łowcy czekali na jego odpowiedź, W końcu wydukał coś.
-Juliette mówiła, żeby nikogo nie wpuszczać... Pójdę po nią, poczekajcie.
Kiedy mężczyzna przechodził koło łowców, Den zobaczył, że z jego kieszeni wystaje czarny sznurek.

   Stanisław wrócił po kilku minutach. Otworzył drużynie drzwi.
-Możecie wejść. - Skinął im ręką.
Juliette i Tek siedzieli na kanapie. Juliette miała krótkie białe spodenki, błękitną bluzkę i czarne adidasy. Tek był ubrany w krótkie spodenki moro do kolan, czerwoną bluzkę i również miał adidasy. Dziewczyna uśmiechała się. Stanisław wyszedł dalej pracować. Tek odezwał się z entuzjazmem w głosie.
-No i jak? Przyjęli nas?
-Na razie nie. Metz chce się z wami spotkać w bibliotece Fundacji. Po to tu przyszliśmy. - Powiedział Lok.
-Metz? - Rozległ się głos.  
   Z kuchni wyszła Eliza, która trzymała w rękach talerz i gąbkę. Miała brązowe oczy i długie włosy o kolorze czekolady związane w kucyk. Lok, Sophie i Den nie widzieli jej wcześniej. Kuchnia była połączona z salonem, ale od strony wejścia znajdowała się biała ściana, która ją zasłaniała. Kobieta uśmiechnęła się na widok łowców. Oni odwzajemnili uśmiech.
-Pozdrówcie Metza ode mnie. - Powiedziała i wróciła do zmywania naczyń.
   Lok spojrzał na Juliette. Czekał, aż coś odpowie. Dziewczyna musiała iść, jeśli chciała dołączyć do Fundacji Huntik. Juliette wstała z kanapy.
-To kiedy wychodzimy?
-Em... - Lambert popatrzył na swój zegarek. - Powinniśmy już teraz.
-Zaraz przyjdziemy. - Odpowiedziała.
-Metz jeszcze prosił, żebyś zabrała swoje katany. I zabierzcie tytanów! - Dodał, kiedy wchodzili na górę.
   Juliette i Tek poszli do swojego pokoju. Tek uradowany wbiegł po schodach, a Juliette szła za nim. Wystarczyła minuta, żeby wrócili. Dziewczyna założyła czarną bluzę z kapturem, którą nosiła prawie zawsze, gdy gdzieś wychodziła i katany. Tek założył czerwoną bluzę.
-Mamy ich przy sobie. - Juliette wyjęła amulet Ammita z kieszeni. Zaświecił się. - Ale z katanami będzie problem. Fanatyków może być w Wenecji więcej, a jak zobaczą dziewczynę z katanami, to na pewno mnie poznają.
-Hmm... Mam pomysł. - Powiedziała Sophie i podeszła do dziewczyny. - Ostatnio nauczyłam się nowego zaklęcia. Sprawia ono, że przedmioty stają się niewidzialne, ale tylko na godzinę. Odwróć się, rzucę na twoje katany zaklęcie.
Juliette obróciła się bez wahania.
-Disperento! - Krzyknęła Casterwill'ka dotykając rękami katan.
Juliette podeszła do lustra. Jej mieczy nie było widać, lecz mogła ich dotknąć.
-Nieźle. - Uśmiechnęła się do swojego odbicia.
   Wszyscy ruszyli do biblioteki. Gdy opuścili już winnicę i szli w stronę miasta, Den zaczął rozmawiać z Juliette, która szła beztrosko koło niego.
-W ogóle skąd masz Ammita? - Spytał się nagle.
-Dostałam go od Stanisława. On i Eliza zebrali trochę tytanów dziesięć lat temu. Wtedy jeszcze jeździli na misję, teraz są już na to za starzy.
-To oni powiedzieli ci o Fundacji, prawda?
Juliette zmarszczyła brwi.
-Szczerzę to dowiedziałam się o niej od Henrietty. Kiedy podsłuchiwałam jej rozmowę z Plagiasem, wspomniała coś o, cytując "Tej głupiej Fundacji Huntik - obrońcach uciśnionych." Wtedy chciałam się dowiedzieć, o co chodzi.
Den o mało co się nie zaśmiał. Tekst Henrietty trochę go rozśmieszył, ale starał się zachować powagę. Juliette jednak to zauważyła.
-Co, bawi cię to? - Zapytała Ray z uśmiechem. - Mnie też bawi, jak ludzie okazują złość. To oznaka słabości. - Juliette westchnęła.
-A ty starasz się nie okazywać swoich słabości, hmm? - To było szczere pytanie. - Zauważyłem to.
-Trudno mi z tym. - Powiedziała spokojnie. - Kiedy poznałam Henriettę, powoli się tego uczyłam. Także kiedy walczyłam z tytanami, przestałam okazywać większość emocji. Muszę też się starać chronić Teka. Nie mogę pokazać Henriecie, że jestem przestraszona. - Przerwała na chwilę, po czym spojrzała na chłopaka. - Ale powiem ci szczerze, Den; bardzo się jej boję o moją przyszłość.
   Phils przez resztę drogi próbował pocieszyć dziewczynę. Lok i Sophie nie słyszeli ich, bo rozmawiali o czymś ze sobą, a Tek nie zwracał na nich uwagi.
-Trochę cię rozumiem. - Powiedział Den. Juliette uniosła brwi. - Sam mam brata, który kiedyś przeszedł na złą stronę, Starałem się mu pomóc, chociaż było mi ciężko. Ale się udało.
   Juliette spuściła głowę zamyślona. Do tej pory mogła rozmawiać tylko z Tekiem, a teraz? Miała znajomych w jej wieku i szczerze mówiąc dość trudno było jej prowadzić konwersację. Uśmiechnęła się do chłopaka.
-No to jesteśmy dość podobni... Żółwik? - Wyciągnęła rękę.
-Jasne.

Biblioteka Fundacji, Wenecja, Włochy

   Łowcy i rodzeństwo dotarli w końcu do biblioteki. Był to stary, renesansowy budynek. Lok zapukał do drewnianych drzwi. Otworzył Klemens. Wszyscy weszli do środka. Cherit od razu wyleciał z torby Loka. Juliette śledziła go wzrokiem. Podobał się jej ten tytan, był dość słodki i co ważniejsze - umiał mówić.
-Metz już na was czeka. - Powiedział mężczyzna. - Chodźcie za mną.
Przeszli do dużego pomieszczenia. Miało wiele okien i półek z książkami, jednak teraz okna były pozasłaniane bordowymi zasłonami. Metz siedział na krześle na środku pokoju, lecz gdy łowcy weszli do środka, to od razu wstał. Na stoliku obok krzesła leżała walizka Metza i jego laptop.
   Juliette i Tek weszli ostatni. Juliette stanęła przy ścianie niczym się nie przejmując, a Tek ciągle patrzył się na Metza.
-Witajcie, jestem Metz. - Przedstawił się rodzeństwu. - Przyjechałem tu osobiście, bo muszę wam o czymś powiedzieć.
   Metz zajrzał do swojej walizki i wyjmował z niej kilka amuletów. Juliette i Tek spojrzeli niepewnie na siebie. Mężczyzna zaczął mówić, zanim wyjął wszystkie naszyjniki.
-Przesłuchałem dzisiaj rano nagranie od Guggenheima. Mówiłaś tam, że Henrietta szkoli pozostałych fanatyków na zabójców tytanów. - Juliette pokiwała głową twierdząco. - Tak się składa, że wczoraj podczas zebrania rady dostaliśmy informacje od jednego z naszych łowców na temat takich zabójców. - Metz spojrzał na Loka, bo rodzeństwo nie wiedziało, o kogo chodzi. - Montehue, Tersly i Harisson byli na misji, gdzie w starym irlandzkim lesie ukryto 10 Cienistych Agentów i 10 Ciemnych Driad. Podobno te tytany należały do zapomnianej już grupy nocnych łowców. Montehue i inni mieli zabrać tytany w bezpieczne miejsce, jednak spotkali dawnych spiralowców. Z tego, co mi powiedział, mieli broń i potrafili walczyć z tytanami. Pokonali nawet Fenrisa.

Fenris
Atak: 4
Obrona: 4
Litho-tytan
Duży

Cienisty Agent

Atak: 3
Obrona: 4
Swara-tytan
Średni

Ciemna Driada
Atak: 3
Obrona: 4
Krono-tytan
Średni

-Fenrisa?! - Krzyknął Lok. - To jeden z najsilniejszych tytanów Fundacji...
-Wiem, dlatego przyjechałem do Juliette i Teka osobiście. Juliette, gdzie są twoje katany? 
Dziewczyna obejrzała się za siebie. Disperento nadal działało. 
-Sophie rzuciła na nie zaklęcie. Powinno działać jeszcze kilkanaście minut... - Powiedziała do Metza.
-To nic. - Metz wziął do ręki wszystkie amulety i zaczął wskazywać na nie po kolei palcem. - To jest Wolny Strzelec, Ariel, Meleartis, Grzywacz i Venedek. Kiedy twoje katany się pojawią, chciałbym, żebyś z nimi walczyła...

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Tytany Metza (zdjęcia) pojawią się w następnym rozdziale. Dodam niedługo wygląd Elizy i Stanisława.
Harrison jest u mnie w opowiadaniu w drużynie Montehue. Dołączył do niej, jak tylko pokonano Obłudnika. 


1 komentarz:

  1. directionerka11210 listopada 2016 14:34

    Wczoraj przeczytałam rozdział a dzisiaj komentuję. Ciekawie się robi. Weny życzę.

    OdpowiedzUsuń