-Halo? - Rozległ się gruby głos.
-Hej Guggenheim. Tutaj Lok. Mamy ważną sprawę.
-Co co chodzi? Inni mają teraz naradę w Nowym Jorku. Mogę nagrać waszą rozmowę i jutro przekażę ją radzie.
-Myślę, że to będzie dobry pomysł. - Powiedział Lambert i zrobił krótką pauzę. - Spotkaliśmy ostatnio pewne rodzeństwo. - W tym momencie spojrzał na Juliette i Teka. - Powiedzieli nam, że potrzebują naszej pomocy. Dotyczy to nie tylko ich, ale i całej Fundacji Huntik. Mówią, że jest ktoś, kto jest silniejszy nawet od Obłudnika.
-Co?! - Krzyknął zdenerwowany Guggenheim. - Nie żartujcie sobie...
-Nie żartujemy. - Powiedziała Juliette. Po drugiej stronie dało się usłyszeć ciche "Huh?". - Niech pan włączy nagrywanie.
-Już.
20 lat wcześniej
Ukryłem się za jakimś budynkiem obserwując całe zdarzenie. Ludzie wiwatowali na widok różowowłosej kobiety. Stała na wielkim balkonie i mówiła do nich.
-...A więc to tyle ze zmian! Widzę, że wszystkim się podoba! Żegnam i dziękuję!
Słychać było jeszcze większe oklaski niż wcześniej. Spojrzałem w lewo. Tam był o wiele mniejszy balkon z otwartymi drzwiami. Wleciałem na niego.
-Ugh! Ta suka znowu nie posłuchała moich rad!
Ujrzałem Henriettę chodzącą w kółko po swoim pokoju. Jej krótkie, czerwone włosy były nieułożone, a jej biała sukienka pognieciona. Wychyliłem się trochę zza rogu. Czy to już czas? Dobra, po co zwlekać...
Wleciałem do pokoju.
-Kim ty jesteś?! - Wrzasnęła przestraszona Henrietta.
-Nie krzycz. Nie zrobię ci krzywdy. Chcę pomóc. - Pomachałem przed nią moimi łapami. - Mam dla ciebie propozycję. Obserwowałem cię przez długi czas i wiem, że z całego serca nienawidzisz swojej siostry.
-Więc? - Skrzyżowała ręce. - Nie myśl, że ci zaufam. Jesteś potworem.
-Nie potworem, tylko anulatorem. - Odpowiedziałem spokojnie. - Mogę uczynić cię królową.
Kobieta uśmiechnęła się.
-Hmm?
-Mogę zabić twoją siostrę. W zamian za przysługę.
-O jaką przysługę chodzi?
-Pomożesz mi uwolnić ojca.
-To będzie historia w większości o mnie i Teku. - Zaczęła Juliette. - Całe życie mieszkaliśmy w Anglii. Kiedy miałam 12 lat, a Tek 5, nasi rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Przygarnął nas brat taty - Will. Naprawdę bardzo go lubiliśmy. Mieszkaliśmy z nim rok, aż wujek poznał pewną kobietę. Nazywała się Henrietta. Miała krótkie, czerwone włosy i prawie zawsze nosiła długie, balowe suknie. Po krótkim czasie była razem z wujkiem. Jako małe dzieci polubiliśmy ją. Kupowała nam różne prezenty, szczególnie mi. Potem dostaliśmy od niej wiadomość, że nie musimy już chodzić do szkoły. Tek wtedy dopiero co zaczął naukę, ale i tak był ucieszony. Prawdziwym powodem była przeprowadzka. - Juliette zmarszczyła brwi. - Na inną planetę.
-Co?! - Krzyknęła cała drużyna.
-Na inną planetę? Juliette, to niemożliwe. - Powiedział jej Lok.
-W to też nie wierzycie? A w to?
Juliette była zdenerwowana. Ta cała historia ją bolała, ale zawsze próbowała nie okazywać smutku. Na bolesne rzeczy reagowała złością, tak jak teraz. Wstała szybko i machnęła ręką. Cała woda ze szklanki, która do tej pory stała nietknięta na stoliku, wyleciała z niej. Juliette stanęła przed drużyną i ułożyła wodę lewitującą w powietrzu w długą linię ze szpiczastym końcem. Poruszyła ręką, tak, jakby wkręcała żarówkę. Woda zamarzła.
-Hmm? I co teraz? - Spytała się drużyny.
-Co tam się dzieje?! - Zapytał zdenerwowany Guggenheim.
-Jest okej. - Odpowiedziała mu Sophie, która starała się nie wyglądać na przestraszoną. - Juliette, co to jest?
-To dar. Henrietta mi go dała. Potrafię kontrolować wodę - zamrażać, podgrzewać, poruszać nią, wyciągać z roślin, rzeczy, ludzi... Powietrze też kontroluję. Tek za to dostał moc władania ogniem i ziemią. Musimy tylko mieć te żywioły przy sobie. Tek ma teraz krzemienie... Henrietta była z tej innej planety - Pinus. - Kontynuowała. - Wujek mówił, że to dobra osoba i że nam pomoże. Tak naprawdę był po prostu zahipnotyzowany. Tak jak my władaliśmy żywiołami, tak Henrietta miała moc iluzji i hipnotyzowania. Henrietta zabrała nas później na Pinus. Pamiętam, że powiedziała mi, że jestem wyjątkowa i że mnie potrzebuje. A potem... Ta, nie spodoba wam się to. - Westchnęła. - Mój wujek miał kilka tytanów. Z tego co pamiętam to był Skoczek, Ariel, Grzywacz i Caliban. Henrietta dała mi katany i kazała z nimi walczyć.
Wszyscy łowcy popatrzyli na siebie. Sophie dotknęła ręki, gdzie spoczywała Wszechpotężna Sabriela. Zastanawiała się, po co Henrietta chciała, żeby Juliette walczyła z tytanami.
- Jako trzynastolatka myślałam, że są złe. - Ciągnęła Juliette. - Henrietta wmawiała mi, że to potwory, które zamyka się w amuletach, żeby nie atakowały ludzi na wolności. To dlatego wcześniej tak dobrze poradziłam z tytanami fanatyków. Naprawdę nie wiedziałam, czemu musiałam z nimi walczyć. Na Pinus ludzie nie potrafili przyzywać tytanów. To dlatego Henrietta zaczarowała mojego wujka. Przechodząc do sedna...
2 lata wcześniej
Henrietta prowadziła mnie wąskim korytarzem do jednego z pokoi. Trzymała mnie za rękę jak małe dziecko, a miałam przecież 17 lat. Super...
-Co chciałaś mi pokazać? - Zapytałam jej
-Zaraz zobaczysz. Tylko się nie bój.
Doszliśmy do drzwi z ciemnego drewna. Henrietta puściła mnie i otworzyła mi drzwi. Weszłam do środka.
W rogu stał jakiś potwór. Wyglądał jak biała salamandra meksykańska. Opierał się o ścianę na swoim ogonie. Odruchowo sięgnęłam ręką, żeby wyjąć Lux, ale po chwili zorientowałam się, że Henrietta zabroniła mi wziąć katany. Moje ciało przeszył dreszcz.
-Spokojnie...
Salamandra podeszła do mnie bliżej. Zrobiło mi się niedobrze, lecz nie dawałam tego po sobie poczuć. Stanęła przede mną, a zaraz potem Henrietta weszła do pokoju i zamknęła drzwi.
-To Plagias, mój przyjaciel.
-Witaj Juliette. Henrietta mówiła ci, że jesteś wyjątkowa. I to prawda. Jestem anulatorem. Kiedyś wraz z innymi anulatorami i moim ojcem na czele rządziliśmy tą planetą. Jednak pewien mężczyzna zapieczętował mojego ojca, przez co anulatorzy zostali stąd wygnani. Tylko ty możesz go odpieczętować. Obiecuję, że wraz z moim ojcem, mną i Henriettą będziesz rządzić Pinus , a może nawet Ziemią. Jak tylko będziesz chciała...
-Czyli na Pinus też byli anulatorzy... - Powiedział do siebie Guggenheim. - Wiesz, kto ich wygnał, Juliette?
-Niestety nie...
-To mógł być Lord Casterwill. - Sophie zamyśliła się.
-Też tak myślę. - Odpowiedziała Juliette.
-Wiesz o nim?
-Tak. Moja ciotka i wujek biernie należą do Fundacji. Kilka lat temu postanowili od niej odejść i prowadzić spokojne życie. Teraz mieszkaliśmy u nich i trochę nam opowiedzieli i historii tytanów i Obłudnika. A, właśnie! To zaczęło się 5 miesięcy temu...
5 miesięcy wcześniej
Przechodziłam właśnie jednym z korytarzy w pałacu. Byłam już w piżamie i szłam do pokoju mojego i Teka. Nasz pokój znajdował się w jednej z wież. Pałac Henrietty miał ich 4.
Żeby dojść do pokoju, trzeba było przejść tym samym wąskim korytarzem, którym szłam, gdy pierwszy raz widziałam Plagiasa. Nagle usłyszałam rozmowę. To była Henrietta i ten anulator. Rozmawiali w tym pokoju. Podeszłam do drzwi.
-...Widzisz, mówiłem, że zawiodą. To było pewne. Obłudnik zginął.
Nastąpiła chwila ciszy.
-I co teraz?
Tutaj nie udało mi się czegokolwiek usłyszeć. Henrietta prawie krzyknęła.
-Obydwie?! Plagias, to tak dużo...
-Zbierz jak najszybciej pozostałych fanatyków. Ty zostaniesz tutaj, a ten cały Will będzie ich pilnował na Ziemi.
-A co z Juliette? - Henrietta nie wspomniała o Teku nawet słowa.
-Niech ona i jej brat zostaną na Ziemi. Jest przecież wspaniałą kontrą na tytany, a tam dużo osób jest łowcami. Na pierwszy miesiąc możesz być z nią. Jak już zbierzesz fanatyków, każ Juliette walczyć z ich tytanami. Will będzie ich uczył fanatyków, jak walczyć przeciwko tytanom, a potem zabierzemy ich na Pinus. Kiedy wyszkolimy wszystkich fanatyków, będziemy mogli obudzić Jormunganda. To jest mój plan...
-...Przenieśliśmy się na Ziemię. - Kontynuowała Ray. - Henrietta dzięki pomocy pewnego człowieka... Cholera, nie pamiętam, jak on się nazywał. Pamiętam, że lubił Teka bez wzajemności, bo oboje władali ogniem.
Sophie wzdrygnęła się. To na pewno był Kiel! Przeżył*. Nie wierzyła w to, wcześniej miała tak wielką nadzieję, że Kiel nie żyje.
-Sophie, co się dzieje? - Lok siedzący koło niej położył rękę na jej ramieniu.
-Juliette... Czy on miał na imię Kiel?
Dziewczyna zmarszczyła brwi.
-Tak. Co on ci zrobił? Widać, że to okropny typ.
-On zabił moich rodziców... - Odpowiedziała cicho Casterwill'ka.
Juliette nie wiedziała, co powiedzieć. "Przykro mi" nie było dla niej odpowiednie, bo nawet nie znała dobrze Sophie. Westchnęła tylko głośno i z ponurym głosem opowiadała dalej.
-Do tej pory nie wiem, dlaczego Henrietta szkoli zabójców tytanów. Wiem, że to potrzebne, aby odpieczętować Jormunganda, ale nic więcej o nim nie wiem. To jest nasz główny problem.
Juliette skończyła opowiadać. Łowcy i Guggenheim siedzieli w zamyśleniu. Sophie, mimo wieści, że Kiel żyje, skleiła w swojej głowie wszystko w całość.
-Więc do obudzenia Jormunganda jesteś potrzebna ty i zabójcy tytanów. - Juliette kiwnęła głową.
-A co się stanie, kiedy Jormungand się obudzi? - Spytał Den.
-Pewnie zawładnie całym światem. Pinus i Ziemią.
-Przecież nie chcesz go obudzić, więc co może zrobić Henrietta? - Zapytała się Sophie.
-Nie chcę go obudzić, bo Henrietta jest zła do szpiku kości. Przed Plagiasem czuję niepohamowany strach. Nie wiem dlaczego, ale mnie przeraża. Will jest zahipnotyzowany, a Henrietta mogłaby w każdej chwili zabić Teka, żeby mnie dostać. - Spojrzała smutno na brata. - Ta kobieta naprawdę zrobi wszystko, abym obudziła Jormunganda. Uciekliśmy z jej bazy 20 dni temu...
-Wiesz, gdzie ona jest?
-Powinna być w Polsce, ale Henrietta ma tą moc iluzji i dookoła bazy istnieje inny krajobraz. Przynajmniej tak nam się zdawało, jak uciekaliśmy...
20 dni wcześniej
-Szybko, Tek! - Krzyknęłam do niego.
Biegliśmy szerokimi, kamiennymi korytarzami. Gonili nas fanatycy. Było ich kilkunastu, ale już niedaleko do wyjścia...
Nagle przed wielkimi stalowymi drzwiami pojawiło się kilku fanatyków. To była nasza jedyna droga. Wyjęłam Nox - jedną z moich katan. Jej właściwościami było bardzo szybkie, lecz nieprecyzyjne cięcie i moc przecinania dowolnego materiału.
Rozpędziłam się i wybiegłam przed Teka. Polała się krew. To był pierwszy raz, kiedy zabiłam człowieka... A raczej kilku ludzi.
Wybiegliśmy z korytarza na zewnątrz. Tek użył swojej mocy ziemi, żeby zablokować skałami drzwi. Potem zerwaliśmy się do biegu.
-I jak dostaliście się do Wenecji? - Spytał Lok. - To musiało być trudne...
-Dotarliśmy dzięki pomocy naszych zdolności. Miałam też normalną komórkę. Henrietta po prostu sprawdzała mi ją na jakiś czas. No i oczywiście groziła, że nie mogę nikomu opowiadać o naszej sytuacji. - Juliette wywróciła oczami.
-Mieszkaliście na Ziemi, w Polsce, ale jak dostawaliście się na... Pinus? - Zapytała się Sophie.
-Tak, zapomniałam o tym wspomnieć... - Juliette podrapała podbródek. - Henrietta ma trzy amulety, które otwierają portal w dwie strony. Pierwszy posiada sama ona, drugi ma Will, a trzeci jest gdzieś u niej...
Tek odezwał się pierwszy raz. Jego siostra już dużo się naopowiadała, a on miał jeszcze łowcą coś do pokazania.
-My po prostu chcemy, żebyście powstrzymali Henriettę. Sami nie damy rady. Jeśli znajdzie się miejsce w Fundacji Huntik dla nas...
-Jak to mówiła pewna osoba "Nowych łowców Huntik nigdy nie za wiele." - Powiedział Guggenheim. Tek się uśmiechnął.
-A właśnie! - Krzyknęła Juliette klaszcząc w dłonie. - Tek, pokaż im.
Tek wstał. Nadal był uśmiechnięty. Teraz nawet jeszcze szerzej, kiedy to wyjął amulet z kieszeni.
-Zaszczekaj Dobermanie! - Wykrzyczał na cały dom, a zaraz potem koło niego pojawił się tytan.
Atak: 6
Obrona: 3
(w angielskiej wiki statystki to 2/5, ale są za słabe i mój brat* byłby smutny XD)
Litho-tytan
Duży
Obrona: 3
(w angielskiej wiki statystki to 2/5, ale są za słabe i mój brat* byłby smutny XD)
Litho-tytan
Duży
-Jesteśmy łowcami, potrafimy wzywać tytanów. Chyba nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy zostali przyjęci, prawda?
-Och, Tek. - Zaczął Lok. - To musi przedyskutować Fundacja. Ale nie martw się, jest naprawdę duża szansa, że was przyjmą. - Lambert pocieszył chłopca. Blondynowi wydawało się, że na pewno bardzo się z nim polubi.
-Juliette. - Den zwrócił się do dziewczyny. - A ty jakie masz tytany?
-Mam mojego Ammita. - Pogładziła amulet w swojej kieszeni białych jeansów. - Tek ma jeszcze Calibana, ale nie umie go przyzywać. - Szturchnęła brata w ramie, a on pokazał jej język.
-Serio? Caliban to naprawdę mocny tytan. - Phils spojrzał na chłopca. Tek wyglądał na zadowolonego faktem posiadania tak silnego tytana. Lubił też pochwały. Mimo wspomnień to była dla niego miła rozmowa, kiedy tylko usłyszał, że pewnie zostanie przyjęty do Fundacji.
Atak: 4
Obrona: 5
Hecto-tytan
Średni
Guggenheim powiedział rodzeństwu, że przekaże nagranie samemu Metzowi, by ten omówił je później z radą. Miało to zająć maksymalnie 2 dni, ponieważ wszyscy z rady znajdowali się teraz w Nowym Jorku. Juliette i Tek podziękowali mężczyźnie oraz drużynie Loka za pomoc. Tek prawie skakał z radości. Jego siostra była mało emocjonalna, ale na jej twarzy dało się dostrzec ciepły uśmiech.
Juliette na wszelki wypadek dała Lokowi swój adres i kazała przyjść, gdyby rada dała odpowiedź. Po godzinie siedzenia w domu znajomych, rodzeństwo wróciło do Elizy i Stanisława.
~~~
Loka Lamberta obudził telefon od Metza. Była 9 rano. Chłopak przetarł oczy i odebrał połączenie.
-Halo? - Powiedział zaspany.
-Lok, posłuchaj. Przesłuchałem nagranie od Guggenheima. Musimy natychmiast porozmawiać z tą dziewczyną...
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
*2 - Jakby ktoś nie zauważył; Juliette to ja, a Tek to mój brat cioteczny :v Kiedy na początku pisałam o Huntiku, dawałam w opowiadaniach też jego i tam był moim bratem rodzonym. Jakbym podała słabsze statystyki Dobermana, to wkurzyłby się on, a nie Tek XD
Jest dużo dialogów, ale mam nadzieję, że to nie problem. Rozdział pisałam na szybko, więc jeśli wkradły się jakieś błędy - napiszcie ^^
Jest dużo dialogów, ale mam nadzieję, że to nie problem. Rozdział pisałam na szybko, więc jeśli wkradły się jakieś błędy - napiszcie ^^
Super rozdział naprawdę mi się spodobał a historia Juliette i Teka jest naprawdę interesująca. Jestem ciekawa co Metz chce od Juliette. Pozdrawiam i życzę weny.
OdpowiedzUsuń