Łowcy z Fundacji Huntik i ludzie Henrietty nadal walczyli. Dawni fanatycy powoli przegrywali. Miejsce, w którym nie mogli użyć większości Tytanów oraz zaklęć, trafiło w czuły punkt. Nie znali się na walce wręcz tak dobrze, jak ich przeciwnicy. Wygrana nie była dla nich pisana.
Kiedy Lok załatwił ostatniego z tych "lepszych", reszta postanowiła się poddać. Ktoś z nich krzyknął, że mają uciekać i wszyscy jak szczury zerwali się do biegu.
Zwycięzcy mogli odsapnąć. Cherit sfrunął zmęczony na ziemię, a Lok wziął go w ramiona. Sophie oparła się o ścianę. Tylko Zhalia była niespokojna.
Sophie nie odpoczywała długo. Zaraz wzięła holotom do rąk i nakazała ponownie przeanalizować kamienicę.
- Więc sądzisz, że problemem jest dziura? - Zapytała się Zhalii. Moon wyrwała się z zamyśleń.
- Tak. Czy nie lepiej po prostu to sprawdzić? - I skierowała się w stronę schodów.
Uszkodzenie było duże. Zhalia musiała mocno się schylić, żeby z odległości spojrzeć w głąb dziury. Nie miała pewności, że inne stopnie się nie zapadną.
Na dole widniała woda. Kanały. Moon przekręciła głowę, próbując zerknąć na boki kanałów. Ujrzała w cieniu złote światło połyskujące co sekundę.
- Jest.
- Ale co? - Lok podniósł się z zakurzonego fotela.
- Jakieś światełko, sama nie wiem. Chyba...
Zhalia cofnęła się o krok i zakryła ręką usta. Momentalnie pobiegła do starego wiadra, stojącego w rogu pokoju.
- Zhalia?! Co się dzieje?! - Sophie potruchtała w jej stronę, jednak zaraz zdała sobie sprawę, że jej znajoma zwyczajnie wymiotuje.
- Nic mi... Nie jest. - Odparła ledwo kaszląc. Pooddychała trochę i zabrała się za kontynuowanie. - Chyba będziemy musieli tam zejść. Po bokach widziałam półki, na których można stanąć.
- Ale ty zostajesz, moja panno. - Cherit podleciał do Zhalii i łapką pokierował ją na fotel.
- Cherit ma rację. My to sprawdzimy, a ty tu odpocznij. - Powiedział Lambert.
Zhalia powolutku przeszła na siedzenie. Została sama z Cheritem, reszta zniknęła pod schodami. Czarnowłosa przyłożyła rękę do brzucha w celu uśmierzenia bólu. Zaraz potem wyciągnęła z kieszeni telefon. Dantego nie było dłużej, niż sądziła. Nie mógł na środku Wenecji walczyć z Kielem przez tyle czasu. Skoro nie wracał, to na pewno coś się stało. Moon podniosła się z fotela.
- Ej, nigdzie cię nie puszczę. - Cherit pojawił się przed nią jak widmo.
- Muszę znaleźć Dantego...
Jej głos był słaby, do tego ciągle potwornie bolał ją brzuch. Sama zdała sobie sprawę, że nie będzie potrafiła teraz go szukać. Zmarszczyła brwi. Nadal była nadzieja - jej wierny, maskujący się Tytan.
- Gareonie...
Gad pojawił się przed Zhalią. Zaskrzeczał uradowany tym, że jego pani go wezwała.
- Gareonie, znajdź Dantego. I nie daj się zauważyć.
~~~
W tym samym czasie u Loka i Sophie
- Tu nic nie ma. - Burknęła Casterwillówna. - Żadnego światełka, jak mówiła Zhalia.
- Poszukajmy jeszcze, może je przeoczyliśmy. - Nad ręką Loka jaśniała burza błysków.
- Tu są kraty, tam są kraty! W tak ciasnym miejscu trudno by było coś przeoczyć.
- Właśnie. Co to za kraty? - Lok wskazał palcami na dwie kraty skierowane na przeciwko siebie w odległości około piętnastu metrów.
- To jest stara ochrona zabezpieczająca Wenecję przed zalaniem. Widzisz tę belkę na dole?
- Mhm.
- Gdy poziom wody w kanałach będzie za wysoki, przeleje się przez barierkę i wpłynie do zbiorników na dole. Czyli do miejsca, gdzie teraz jesteśmy. Powinieneś wiedzieć takie rzeczy. - Sophie uniosła brew.
- Heh... Zbiorniczek jest nieźle wypełniony... Widzę, że to dość skuteczne. - Lok spojrzał pod nogi. Na półce, na której stał, widniał napis. - Sophie, to jest głębokie aż na sześć metrów!
- Poziom wody ciągle rośnie. Nic na to nie poradzimy. - Odparła smutno.
- Pójdźmy do drugiego końca. - Zmienił temat. - Tu jest strasznie ciemno, z tej odległości nic nie zobaczymy.
Żwawo przeszli na drugi koniec części kanału. Lok zaczął wpatrywać się w wodę. Może właśnie z niej wydobywało się tajemnicze światło? Nie widział za wiele, musiał sobie pomóc.
- Lok, na ścianie wisi amulet...
- Burza błysków! - Chłopak wystrzelił zaklęcie w wodę. Coś wyłoniło się z głębi.
- Lok! Idioto! - Sophie przeskoczyła przez kanał i odepchnęła chłopaka na bok.
Z wody wynurzył się Tytan, a dokładniej wielki Ammit Pożeracz. Casterwillówna musiała zasłonić się stalową sferą. Tytan odbił się od niej, po czym wpłynął z powrotem do wody.
- Jest tu za mało miejsca, żeby walczyć! - Powiedziała.
- To tylko jeden Tytan, damy sobie radę.
- Musimy wziąć amulet!
Gdy krokodyl podpłynął do Loka, Sophie wykorzystała okazję i przeskoczyła na drugą stronę. Sophie wzięła naszyjnik zawieszony na gwoździu do ręki, ale nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Na końcu korytarza, na kratach wisiało kilkanaście amuletów. Żaden nie wydawał się mieć w sobie Tytana.
- Jest ich więcej, Lok! - Krzyknęła do niego.
W tym czasie Lambert zaatakowany przez stwora, obronił się ostrym mrozem. Sophie postanowiła wezwać Enfluxion, bo ta jako jedyna nadawała się do walki w kanałach.
Lok pobiegł w stronę rudowłosej, by móc skryć się za Tytanką. Razem z Sophie zaczął zabierać amulety z krat, ale wtedy z wody wynurzyły się kolejne Ammity.
- Przydałaby się Juliette i jej moc władania wodą.
- Ta dziewczyna robi nam same problemy, nie chwal jej tak! - Skarciła Loka Sophie.
- Nie mamy miejsca na walkę, tylko mówię, że ona by pomogła...
Sophie zerwała ostatni amulet.
- Okej, wyskakujemy stąd!
Enfluxion na życzenie właścicielki odparła Ammity do tyłu. Wtedy Lok i Sophie wyskoczyli z kanałów przez schody.
Na górze zastali źle wyglądającą Zhalię. Cherit też nie miał się lepiej.
- Co się stało? - Spytała się Casterwillówna.
- Dante nadal nie wrócił. Nawet Gareon nie mógł go znaleźć. - Kobieta szybko zebrała się do pionu. - Słyszałam, że nieźle tam szaleliście. I nadal słyszę...
Ammity pływały zdenerwowane w kanałach. Zabranie amuletów nie sprawiło, że do nich powróciły.
- Mamy kilkanaście amuletów Ammitów Pożeraczy. Widocznie ciążyło na nich jakieś zaklęcie, aby nie mogły powrócić do medalionów... Ale mniejsza z tym musimy poszukać Dantego. - Powiedziała Sophie.
- Odprowadzimy cię do domu, nie możesz iść z nami w takim stanie. - Dodał Lok
- Pff... Niech wam będzie. Jednak jeśli go nie znajdziecie, sama się tym zajmę.
Dwie godziny później, przed domem drużyny Loka Lamberta
- I jak jej powiemy, że po Dantem ani śladu? - Lok przygryzł wargi.
- Będzie trudno, ale musimy jej to uświadomić. Może jeszcze jutro go poszukamy, ale na pewno nie dziś...
We dwójkę weszli do domu. Dochodziła już dwudziesta trzecia, a Dante nie się nie znalazł. Pierwszy raz coś takiego stało się z najlepszym łowcą Fundacji Huntik, więc drużyna obawiała się najgorszego. Do tego jutro mieli wrócić Juliette, Den i Tek. Jak mieliby zareagować na to, że nigdy już nie zobaczą Dantego? A Metz, który sam ma teraz masę problemów na głowie, miałby stracić swojego dawnego ucznia? Lokowi i Sophie nie mieściło to się w głowie.
Na szczęście chociaż Zhalia spała. Cherit powiedział, że nie miała siły nawet czekać. Reszta również postanowiła pójść spać. Mimo że bardzo męczyła ich sprawa Dantego, po całym tym dniu szybko popadli w objęcia Morfeusza...
- Pójdźmy do drugiego końca. - Zmienił temat. - Tu jest strasznie ciemno, z tej odległości nic nie zobaczymy.
Żwawo przeszli na drugi koniec części kanału. Lok zaczął wpatrywać się w wodę. Może właśnie z niej wydobywało się tajemnicze światło? Nie widział za wiele, musiał sobie pomóc.
- Lok, na ścianie wisi amulet...
- Burza błysków! - Chłopak wystrzelił zaklęcie w wodę. Coś wyłoniło się z głębi.
- Lok! Idioto! - Sophie przeskoczyła przez kanał i odepchnęła chłopaka na bok.
Z wody wynurzył się Tytan, a dokładniej wielki Ammit Pożeracz. Casterwillówna musiała zasłonić się stalową sferą. Tytan odbił się od niej, po czym wpłynął z powrotem do wody.
- Jest tu za mało miejsca, żeby walczyć! - Powiedziała.
- To tylko jeden Tytan, damy sobie radę.
- Musimy wziąć amulet!
Gdy krokodyl podpłynął do Loka, Sophie wykorzystała okazję i przeskoczyła na drugą stronę. Sophie wzięła naszyjnik zawieszony na gwoździu do ręki, ale nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Na końcu korytarza, na kratach wisiało kilkanaście amuletów. Żaden nie wydawał się mieć w sobie Tytana.
- Jest ich więcej, Lok! - Krzyknęła do niego.
W tym czasie Lambert zaatakowany przez stwora, obronił się ostrym mrozem. Sophie postanowiła wezwać Enfluxion, bo ta jako jedyna nadawała się do walki w kanałach.
Lok pobiegł w stronę rudowłosej, by móc skryć się za Tytanką. Razem z Sophie zaczął zabierać amulety z krat, ale wtedy z wody wynurzyły się kolejne Ammity.
- Przydałaby się Juliette i jej moc władania wodą.
- Ta dziewczyna robi nam same problemy, nie chwal jej tak! - Skarciła Loka Sophie.
- Nie mamy miejsca na walkę, tylko mówię, że ona by pomogła...
Sophie zerwała ostatni amulet.
- Okej, wyskakujemy stąd!
Enfluxion na życzenie właścicielki odparła Ammity do tyłu. Wtedy Lok i Sophie wyskoczyli z kanałów przez schody.
Na górze zastali źle wyglądającą Zhalię. Cherit też nie miał się lepiej.
- Co się stało? - Spytała się Casterwillówna.
- Dante nadal nie wrócił. Nawet Gareon nie mógł go znaleźć. - Kobieta szybko zebrała się do pionu. - Słyszałam, że nieźle tam szaleliście. I nadal słyszę...
Ammity pływały zdenerwowane w kanałach. Zabranie amuletów nie sprawiło, że do nich powróciły.
- Mamy kilkanaście amuletów Ammitów Pożeraczy. Widocznie ciążyło na nich jakieś zaklęcie, aby nie mogły powrócić do medalionów... Ale mniejsza z tym musimy poszukać Dantego. - Powiedziała Sophie.
- Odprowadzimy cię do domu, nie możesz iść z nami w takim stanie. - Dodał Lok
- Pff... Niech wam będzie. Jednak jeśli go nie znajdziecie, sama się tym zajmę.
~~~
Dwie godziny później, przed domem drużyny Loka Lamberta
- I jak jej powiemy, że po Dantem ani śladu? - Lok przygryzł wargi.
- Będzie trudno, ale musimy jej to uświadomić. Może jeszcze jutro go poszukamy, ale na pewno nie dziś...
We dwójkę weszli do domu. Dochodziła już dwudziesta trzecia, a Dante nie się nie znalazł. Pierwszy raz coś takiego stało się z najlepszym łowcą Fundacji Huntik, więc drużyna obawiała się najgorszego. Do tego jutro mieli wrócić Juliette, Den i Tek. Jak mieliby zareagować na to, że nigdy już nie zobaczą Dantego? A Metz, który sam ma teraz masę problemów na głowie, miałby stracić swojego dawnego ucznia? Lokowi i Sophie nie mieściło to się w głowie.
Na szczęście chociaż Zhalia spała. Cherit powiedział, że nie miała siły nawet czekać. Reszta również postanowiła pójść spać. Mimo że bardzo męczyła ich sprawa Dantego, po całym tym dniu szybko popadli w objęcia Morfeusza...
~~~
Nazajutrz rano, dom drużyny Loka Lamberta
Zhalia obudziła się dość wcześnie przez nasilające się mdłości. Zerwała się z kanapy i pobiegła do toalety na parterze. Gdy tylko weszła do łazienki, uświadomiła sobie, że Dante nie wrócił. Że nie obudziła się przy nim. Wczoraj widocznie zasnęła, a młodsi nawet nie powiadomili jej o powrocie do domu. Była zła i smutna zarazem.
Męczyło ją też jedno pytanie. Wiedziała, że jest to możliwe, więc wyszła z domu i skierowała się do apteki. Weszła do sklepu i popatrzyła na sprzedawczynię.
- Poproszę jeden test...
- Test? Jaki?
- Test ciążowy...
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Zawałów ciąg dalszy i znów zmieniam jakąś nazwę. Nie będzie "dawnego domu Dantego", tylko "dom drużyny Loka Lamberta". Trochę adekwatne do rozdziału :v
I co do tej całej sprawy z Zhalią - planuję trochę takich spraw rodzinnych. Na następny ogień pójdzie Den i Harrison, potem robię love story XD Taki mały spoiler, mam nadzieję, że nie przeszkodzi w czytaniu, bo to przecież Huntik, a nie telenowela :v
Tak czy siak, Tytani będą się teraz przeplatać przy tych wszystkich rodzinnych problemach. To już rozdział dwudziesty i sądzę, że historia będzie się zbliżać do końca przy 60 rozdziale...
To chyba pierwszy rozdział, gdzie nie ma rodzeństwa. Gratulacje dla mnie :v