środa, 28 grudnia 2016
Muzyka
Okej. Dodałam muzykę na bloga, ale coś jest nie tak i na chrome działa z opóźnieniem. O dziwo na mozilli działa normalnie, na explorerze też :/
Rozdział 7. - Pierwsza misja
-Dobrze zrobiłaś farbując włosy. - Odparł Den otrząśnięty po lekkim szoku. Dwójka siedziała na kanapie, czekając, aż reszta się obudzi. - Tylko co z Tekiem? Jego też trzeba jakoś zmienić.
-Już nad tym trochę myślałam. Włosów raczej nie da sobie przefarbować... - Juliette pogładziła się po brodzie. - Pomyślimy nad tym później, teraz i tak nie wychodzimy z domu.
-Możemy wyruszyć już dzisiaj, wtedy dotrzemy tam późnym popołudniem. - Stwierdziła Sophie wyraźnie zainteresowana misją.
-Załatwię wam samolot Funadcji Huntik na dziesiątą... A, Juliette, Tek. - Zwrócił się do rodzeństwa. - To będzie wasza pierwsza misja, lepiej żebyście się nie wychylali na wszelki wypadek.
-Też o tym pomyślałam. - Odpowiedziała Ray, jakby to było oczywiste.
-Nie ma więcej informacji? - Zapytała Sophie.
-Porozmawiajcie z mieszkańcami Quebec'u, to tam dość popularny temat. Mogę wam tylko życzyć powodzenia. - Guggenheim rozłączył się.
-Powinnam poszukać czegoś na ten temat. - Powiedziała Sophie zbierając się z kanapy.
-Znajdź informacje z miejscowych mediów. - Dał jej radę Lok.
-W mediach nie będą pisać o Tytanach. - Zauważył Den. - Powinniśmy sprawdzić to na miejscu.
-Tak czy siak - lepsze to niż nic. - Burknęła Casterwill'ka. - Idę się czegoś dowiedzieć.
Zegar naścienny wskazywał godzinę dziewiątą. Juliette spojrzała na niego, kiedy Sophie przeszła na górę domu. Ray zerknęła na swojego brata, chłopiec ewidentnie to zobaczył.-Tek. - Powiedziała powoli Juliette. - Jaki jest twój ulubiony kolor?
-Czerwony?
-Idziemy po czerwoną czapkę dla ciebie. Soczewek czerwonych nie dostaniesz, bo będziesz wyglądał jak ćpun. Ciesz się, że ci nie farbuję włosów, fireman.
Dziewczyna pociągnęła brata za rękę, ale ten się nie sprzeciwiał. Nie był głupi, od razu połapał się co do zamiarów siostry. Poszli na górę. Ubrani już normalnie, bo wcześniej każdy siedział w piżamie, wrócili na dół.
-Niedługo przyjdziemy. Dajcie nam dziesięć minutek. - Powiedziała wesoło Juliette do Loka i Dena.
Wyszli z domu kierując się do sklepu odzieżowego i optycznego. W centrum Wenecji było dużo sklepów.
-Wyobrażasz sobie? Jedziemy na misję! - Podskoczyła Juliette, kiedy przechodzili obok dużego klonu.
-Mój Doberman będzie mógł się wykazać. W ogóle, wyluzowałaś się. - Chłopiec szturchnął ją w ramię.
-Też to zauważyłam. W końcu - jesteśmy wolni. Z nimi - Wskazała na dom drużyny kciukiem. - jesteśmy bezpieczni. To dobrzy ludzie, czuję to. I nas lubią.
-Przynajmniej mnie.
Siostra spojrzała na niego z sztucznym wkurzeniem.
-Sophie cię nie lubi, bo władasz ogniem. Nie zauważyłeś?
-To głupie, że nie lubi mnie tylko dlatego...
-Czuje odrazę, to normalne. Przekonaj ją do siebie.
-Ty już przyciągnęłaś Dena. Henrieta dała ci jeszcze moc magnesu, czy co? - Tek zaśmiał się.
-Ej! - Krzyknęła wkurzona.
Zanim się zorientowali, dotarli do sklepu. Był on nieduży. Juliette zajrzała do niego przez duże okno.
-Są czapki?
-Ta. Chodźmy.
Gdy weszli do sklepu, Juliette wzięła pierwszą lepszą czapkę z brzegu. Tekowi się spodobała, nie musieli długo wybierać. Wyglądał dobrze w czerwonym. Pasował do niego. Rodzeństwo poszło szybko do optyka, który był niedaleko. Chcieli wyrobić się na samolot. Tek kupił tam zielone soczewki.
-Już nad tym trochę myślałam. Włosów raczej nie da sobie przefarbować... - Juliette pogładziła się po brodzie. - Pomyślimy nad tym później, teraz i tak nie wychodzimy z domu.
Den i Juliette posiedzieli niezręcznie w ciszy. Żadnemu z nich nie chciało się spać. Słońce powoli wschodziło nad horyzontem, widzieli to przez duże okno.
-W ogóle kiedy ostatnio byliście na jakiejś misji? - Zaczęła nagle Ray przekrzywiając głowę.
-Nie wiem. Dwa miesiące temu? Dopóki nie pojawiliście się wy, nie mieliśmy nic do roboty. - Zaśmiał się brunet.
Juliette przytaknęła. Zastanawiała się, kiedy pojedzie na pierwszą misję. Misje jakoś specjalnie nie pomagały w pokonaniu Henriety. Dołączając do Fundacji czekała tylko, aż będzie mogła działać. Jednak życie łowców wydawało się ciekawe i odrobina zabawy nie zaszkodziłaby Juliette.
-Ciekawe, kiedy zacznie się akcja. - Westchnęła Ray.
-Akcja? Na misjach?
-Hah, nie. Chodzi mi o Henrietę. - Juliette machnęła ręką.
-Nie boisz się?
-Już nie. Ona jest przepełniona złością. Dużo nam nie zrobi, poza tym mamy was.
-Ciekawe, kiedy zacznie się akcja. - Westchnęła Ray.
-Akcja? Na misjach?
-Hah, nie. Chodzi mi o Henrietę. - Juliette machnęła ręką.
-Nie boisz się?
-Już nie. Ona jest przepełniona złością. Dużo nam nie zrobi, poza tym mamy was.
W salonie pojawił się Lok. Spojrzał się zakłopotany na Juliette. Dziewczyna parsknęła cicho.
-Musiałam je przefarbować. - Odpowiedziała, jak by znała zamiary Lamberta. I nie myliła się.
-Musiałam je przefarbować. - Odpowiedziała, jak by znała zamiary Lamberta. I nie myliła się.
Potem szedł Tek. Spojrzał na siostrę unosząc delikatnie brwi. Po długim śnie chwiał się lekko, jakby był pijany.
-Spalę cię, jeśli będziesz próbowała mnie przefarbować.
-Mówiłam, że się z nim nie da. - Szepnęła Juliette do Dena ignorując brata.
-Spalę cię, jeśli będziesz próbowała mnie przefarbować.
-Mówiłam, że się z nim nie da. - Szepnęła Juliette do Dena ignorując brata.
Sophie nie była zbytnio zaskoczoną zmianą dziewczyny. Od razu, gdy przeszła do salonu, już wiedziała, dlaczego Ray to zrobiła. Casterwill'ka zapytała tylko co z Tekiem, ale Juliette zostawiła odpowiedź dla Teka. Chłopiec raczej się tym nie przejmował i nie odpowiedział nic Sophie. Juliette miała takie samo podejście jak jej brat.
Po zjedzonym śniadaniu, wstawanie wcześnie dało Juliette złe znaki. Zrobiła się senna. Od dziecka była śpiochem. Nie mogła jednak iść już spać, toteż wypiła sobie kubek kawy.
-O której chcecie jechać do biblioteki? - Zapytał się Lok, gdy Juliette usiadła koło niego z kubkiem.
-Może być...
Nie dokończyła, bo zadzwonił Guggenheim. Na telewizorze wyświetliła się zielona słuchawka. Lambert odebrał przyciskiem na pilocie.
-Guggenheim? - Lok chciał sprawdzić, czy rozmówca go słyszy.
-Witaj, Lok. Mam dla was misję.
-Witaj, Lok. Mam dla was misję.
Juliette założyła ręce za głowę. Idealnie, będzie mogła się wykazać.
-Opowiadaj. - Powiedział Lok jak do starego przyjaciela.
-W Kanadzie, w lasach Quebeck'u zaczęły ginąć młode kobiety. Świadkowie mówili o wielkim stworzeniu poruszającym się na dwóch nogach. Niektórzy zeznawali lokalnym władzą, że to Yeti, jednak myślę, że wiemy o takich sprawach więcej niż policja, a samo Yeti nie żyje w tamtych regionach. Kobiety giną już od 4 miesięcy, ludzie boją się zapuszczać w tamte lasy. Hotele i ośrodki wypoczynkowe straciły też turystów przez tą sprawę. Dlatego proszę was żebyście zajęli się tą sprawą jak najszybciej. To może być Tytan.-Możemy wyruszyć już dzisiaj, wtedy dotrzemy tam późnym popołudniem. - Stwierdziła Sophie wyraźnie zainteresowana misją.
-Załatwię wam samolot Funadcji Huntik na dziesiątą... A, Juliette, Tek. - Zwrócił się do rodzeństwa. - To będzie wasza pierwsza misja, lepiej żebyście się nie wychylali na wszelki wypadek.
-Też o tym pomyślałam. - Odpowiedziała Ray, jakby to było oczywiste.
-Nie ma więcej informacji? - Zapytała Sophie.
-Porozmawiajcie z mieszkańcami Quebec'u, to tam dość popularny temat. Mogę wam tylko życzyć powodzenia. - Guggenheim rozłączył się.
-Powinnam poszukać czegoś na ten temat. - Powiedziała Sophie zbierając się z kanapy.
-Znajdź informacje z miejscowych mediów. - Dał jej radę Lok.
-W mediach nie będą pisać o Tytanach. - Zauważył Den. - Powinniśmy sprawdzić to na miejscu.
-Tak czy siak - lepsze to niż nic. - Burknęła Casterwill'ka. - Idę się czegoś dowiedzieć.
Zegar naścienny wskazywał godzinę dziewiątą. Juliette spojrzała na niego, kiedy Sophie przeszła na górę domu. Ray zerknęła na swojego brata, chłopiec ewidentnie to zobaczył.-Tek. - Powiedziała powoli Juliette. - Jaki jest twój ulubiony kolor?
-Czerwony?
-Idziemy po czerwoną czapkę dla ciebie. Soczewek czerwonych nie dostaniesz, bo będziesz wyglądał jak ćpun. Ciesz się, że ci nie farbuję włosów, fireman.
Dziewczyna pociągnęła brata za rękę, ale ten się nie sprzeciwiał. Nie był głupi, od razu połapał się co do zamiarów siostry. Poszli na górę. Ubrani już normalnie, bo wcześniej każdy siedział w piżamie, wrócili na dół.
-Niedługo przyjdziemy. Dajcie nam dziesięć minutek. - Powiedziała wesoło Juliette do Loka i Dena.
Wyszli z domu kierując się do sklepu odzieżowego i optycznego. W centrum Wenecji było dużo sklepów.
-Wyobrażasz sobie? Jedziemy na misję! - Podskoczyła Juliette, kiedy przechodzili obok dużego klonu.
-Mój Doberman będzie mógł się wykazać. W ogóle, wyluzowałaś się. - Chłopiec szturchnął ją w ramię.
-Też to zauważyłam. W końcu - jesteśmy wolni. Z nimi - Wskazała na dom drużyny kciukiem. - jesteśmy bezpieczni. To dobrzy ludzie, czuję to. I nas lubią.
-Przynajmniej mnie.
Siostra spojrzała na niego z sztucznym wkurzeniem.
-Sophie cię nie lubi, bo władasz ogniem. Nie zauważyłeś?
-To głupie, że nie lubi mnie tylko dlatego...
-Czuje odrazę, to normalne. Przekonaj ją do siebie.
-Ty już przyciągnęłaś Dena. Henrieta dała ci jeszcze moc magnesu, czy co? - Tek zaśmiał się.
-Ej! - Krzyknęła wkurzona.
Zanim się zorientowali, dotarli do sklepu. Był on nieduży. Juliette zajrzała do niego przez duże okno.
-Są czapki?
-Ta. Chodźmy.
Gdy weszli do sklepu, Juliette wzięła pierwszą lepszą czapkę z brzegu. Tekowi się spodobała, nie musieli długo wybierać. Wyglądał dobrze w czerwonym. Pasował do niego. Rodzeństwo poszło szybko do optyka, który był niedaleko. Chcieli wyrobić się na samolot. Tek kupił tam zielone soczewki.
~~~
-Już jesteśmy! - Krzyknęła Juliette. Zobaczyła Loka, który wychyla się z kuchni.
-Pośpieszcie się. - Powiedział, gdy rodzeństwo szło na górę. - A, właśnie! Juliette, bierzesz katany?
-Nie mogę, jeżeli spotkamy ludzi Henriety, to mnie poznają.
-Jasne, nie pomyślałem... Więc nie wychylajcie się zbytnio.
-Hah, Lok. - Zaśmiał się Tek. - Poradzimy sobie, spokojnie.
Juliette i Tek weszli na chwilę do toalety, żeby założyć Tekowi soczewki.
-Trochę boli... - Powiedział chłopiec, przecierając oczy.
-Nie trzyj, musisz wytrzymać. Wszystko dobrze widzisz?
-Tak.
Wychodząc z toalety spotkali Sophie, która pośpiesznie gdzieś szła.
-Ej, mamy brać coś? Jakieś ciuchy? Ile tam zostaniemy?
Casterwill'ka zatrzymała się na chwilę. Próbowała nie patrzeć na Teka.
-Możecie wziąć, pewnie będziemy tam kilka dni, akurat o tej sprawie mało wiadomo Fundacji.
Juliette i Tek zaczęli szybko pakować rzeczy do jednej walizki. Wszyscy się śpieszyli. Minęła chwila, a byli już w taksówce i wyruszali na lotnisko...
Przepraszam za czcionkę tego rozdziału, ale musi taka zostać. Oczywiście inne rozdziały będą w tej czcionce, co zwykle. Kopiuję część opowiadania z poprzedniego bloga, bo chcę pisać to co wcześniej. Trochę też tu nudzę, wybaczcie, hehe.
-Pośpieszcie się. - Powiedział, gdy rodzeństwo szło na górę. - A, właśnie! Juliette, bierzesz katany?
-Nie mogę, jeżeli spotkamy ludzi Henriety, to mnie poznają.
-Jasne, nie pomyślałem... Więc nie wychylajcie się zbytnio.
-Hah, Lok. - Zaśmiał się Tek. - Poradzimy sobie, spokojnie.
Juliette i Tek weszli na chwilę do toalety, żeby założyć Tekowi soczewki.
-Trochę boli... - Powiedział chłopiec, przecierając oczy.
-Nie trzyj, musisz wytrzymać. Wszystko dobrze widzisz?
-Tak.
Wychodząc z toalety spotkali Sophie, która pośpiesznie gdzieś szła.
-Ej, mamy brać coś? Jakieś ciuchy? Ile tam zostaniemy?
Casterwill'ka zatrzymała się na chwilę. Próbowała nie patrzeć na Teka.
-Możecie wziąć, pewnie będziemy tam kilka dni, akurat o tej sprawie mało wiadomo Fundacji.
Juliette i Tek zaczęli szybko pakować rzeczy do jednej walizki. Wszyscy się śpieszyli. Minęła chwila, a byli już w taksówce i wyruszali na lotnisko...
~~~
Kiedy drużyna wysiadła z samochodu, poczuła świeży powiew wiatru. Na lotnisku w Marco Polo było przyjemnie chłodno. Podczas podróży rodzeństwo dowiedziało się, że będzie lecieć prywatnym samolotem Fundacji. Tek poczuł się wyjątkowy. Chociaż już wcześniej latał samolotami do Anglii, latanie prywatnym było bardziej ekscytujące. Przynajmniej dla 11 letniego chłopca.
Juliette te była podekscytowana. Rozglądała się na wszystkie strony, patrząc na ludzi, ich bagaże i wiele innych rzeczy.
Łowcy szybko skierowali się w jednym kierunku - samolot już na nich czekał. Mimo, że Lok i Sophie potrafili sterować takimi samolotami (bo ten był stosunkowo niewielki), to pilotował im jeden z członków Fundacji - Marcel.
Drużyna usiadła na miejscach. Lok i Sophie usiedli razem. Den chciał dosiąść się do nich, jednak Lambert powstrzymał go.
-Chciałbym porozmawiać z Sophie, nie bądź zły, usiądź z Juliette i Tekiem.
Ale Phils nie był zły. Rozumiał przyjaciela i usiadł z rodzeństwem, ponieważ były trzy fotele w jednym rzędzie. Samolot wystartował.
-Sophie... - Zaczął powoli Lok. - Ostatnio jesteś jakaś przybita, co się dzieje?
-Chodzi o Teka. - Powiedziała cicho. - Przypomina mi Kiela, przeraża mnie. Wiem, że to głupie, powinnam się opanować. To mi nie przystoi - nikomu nie przystoi takie zachowanie.
-Rozumiem cię. Na pewno się wkrótce przyzwyczaisz. Tek nie jest jak Kiel.
-Och, wiem! - Casterwill'ka wydęła usta. - Denerwuje mnie już bardziej moje zachowanie, a za nic nie potrafię się opanować.
Lok zaśmiał się. Sophie zawsze taka była. Rudowłosa szturchnęła go w ramię, nie lubiła tego głupkowatego śmiechu.
W tym samym czasie Den pokazywał rodzeństwu swoje Tytany.
-To jest Przeklęty Łucznik. Kiedy walczymy przeciw zwinnym i szybkim Tytanom, wybieram go.
-To dość oczywiste. - Powiedział Tek chcąc w jakiś sposób zabłysnąć inteligencją.
-Mam nadzieję, że jeśli znajdziemy w Quebec'u jakiegoś Tytana, to nie będzie on szybkim typem. Mój Amiś nie należy to takich. - Juliette pogłaskała amulet Ammita, który trzymała teraz w ręce.
-Amiś? - Spytał się Den.
-Ammit Pożeracz. - Dziewczyna uśmiechnęła się głupio, uświadamiając sobie, że nikt nie zdrobnia nazw Tytanów.
Nagle Łowcy usłyszeli komunikat od Marcela.
-Powoli zbliżamy się do Quebecu.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------Juliette te była podekscytowana. Rozglądała się na wszystkie strony, patrząc na ludzi, ich bagaże i wiele innych rzeczy.
Łowcy szybko skierowali się w jednym kierunku - samolot już na nich czekał. Mimo, że Lok i Sophie potrafili sterować takimi samolotami (bo ten był stosunkowo niewielki), to pilotował im jeden z członków Fundacji - Marcel.
Drużyna usiadła na miejscach. Lok i Sophie usiedli razem. Den chciał dosiąść się do nich, jednak Lambert powstrzymał go.
-Chciałbym porozmawiać z Sophie, nie bądź zły, usiądź z Juliette i Tekiem.
Ale Phils nie był zły. Rozumiał przyjaciela i usiadł z rodzeństwem, ponieważ były trzy fotele w jednym rzędzie. Samolot wystartował.
-Sophie... - Zaczął powoli Lok. - Ostatnio jesteś jakaś przybita, co się dzieje?
-Chodzi o Teka. - Powiedziała cicho. - Przypomina mi Kiela, przeraża mnie. Wiem, że to głupie, powinnam się opanować. To mi nie przystoi - nikomu nie przystoi takie zachowanie.
-Rozumiem cię. Na pewno się wkrótce przyzwyczaisz. Tek nie jest jak Kiel.
-Och, wiem! - Casterwill'ka wydęła usta. - Denerwuje mnie już bardziej moje zachowanie, a za nic nie potrafię się opanować.
Lok zaśmiał się. Sophie zawsze taka była. Rudowłosa szturchnęła go w ramię, nie lubiła tego głupkowatego śmiechu.
W tym samym czasie Den pokazywał rodzeństwu swoje Tytany.
-To jest Przeklęty Łucznik. Kiedy walczymy przeciw zwinnym i szybkim Tytanom, wybieram go.
-To dość oczywiste. - Powiedział Tek chcąc w jakiś sposób zabłysnąć inteligencją.
-Mam nadzieję, że jeśli znajdziemy w Quebec'u jakiegoś Tytana, to nie będzie on szybkim typem. Mój Amiś nie należy to takich. - Juliette pogłaskała amulet Ammita, który trzymała teraz w ręce.
-Amiś? - Spytał się Den.
-Ammit Pożeracz. - Dziewczyna uśmiechnęła się głupio, uświadamiając sobie, że nikt nie zdrobnia nazw Tytanów.
Nagle Łowcy usłyszeli komunikat od Marcela.
-Powoli zbliżamy się do Quebecu.
Przepraszam za czcionkę tego rozdziału, ale musi taka zostać. Oczywiście inne rozdziały będą w tej czcionce, co zwykle. Kopiuję część opowiadania z poprzedniego bloga, bo chcę pisać to co wcześniej. Trochę też tu nudzę, wybaczcie, hehe.
sobota, 24 grudnia 2016
Rozdział 6. - Recordatio
Winnica Elizy i Stanisława, obrzeża Wenecji, Włochy
Łowcy podjechali pod teren winnicy. Tym razem zamówili taksówkę zmęczeni szkoleniem. Juliette powiedziała przyjaciołom, że musi jeszcze coś załatwić z Elizą i Stanisławem. Rodzeństwo miało też szybko się spakować. Już dzisiaj przeprowadzali się do drużyny Loka. Nie chcieli czekać, aż ludzie Henrietty ich odnajdą, martwili się też o ciotkę i wujka. Henrietta zabiłaby ich za przetrzymywanie dzieci.
Juliette i Tek wysiedli z auta. Dziewczyna rozglądała się niespokojnie na boki szukając nieproszonych gości. Na szczęście nikogo nie było. Tek dotrzymywał jej kroku. Poszli szybko w stronę domu.
Otworzyła im Eliza ubrana w domowe ciuchy. Jak zwykle miała włosy związane w gruby kucyk. Rodzeństwo przywitało się z ciotką, po czym prędko poszło na górę, do swojego pokoju. Juliette znalazła w którymś z pomieszczeń niedużą walizkę i zaczęła do niej pakować swoje ubrania. Potem włożyła tam rzeczy brata, ich szczoteczki do zębów, inne pierdoły. Na końcu wcisnęła do walizki laptopa. Odwracając się od jednej z półek prawie strąciła doniczkę z kwiatkiem. Zapomniała, że Sophie przed wyjazdem z biblioteki rzuciła na nie Disperento. Casterwill'ka nie chciała, żeby taksówkarz cokolwiek zobaczył.
Rodzeństwo zeszło na dół. Juliette ciągnęła po schodach walizkę, a Tek miał na sobie jeszcze plecak. Eliza wyszła przejęta z kuchni, gdzie spędzała większość czasu.
-Wyjeżdżacie, tak? - Spytała z prawie niezauważalnym smutkiem w oczach.
Juliette przytaknęła. Eliza przeszła do spiżarni. Nastolatka skrzyżowała ręce. Nie chciało jej się czekać na ciotkę.
-Eliza, no... - Powiedziała do niej, ale ta nie odpowiedziała.
Eliza wróciła dosłownie po minucie. Trzymała w ręce dwa amulety. Jeden szary z niebieskim kryształem w środku, a drugi czarno-biały z zielonym kryształem w środku. Bez ostrzeżenia wcisnęła je w dłonie rodzeństwa. Tekowi Skoczka, Juliette Gareona.
-Nie są mi już potrzebne, oddaje je wam. - Powiedziała Eliza. Juliette i Tek uśmiechnęli się. Wiedzieli, że nie ma się co kłócić z ciotką. Kobieta zrobiła pauzę. -Pamiętasz, co miałaś zrobić?
Rodzeństwo zrozumiało, że to już czas pożegnania. Recordatio było potężnym zaklęciem wymazującym pamięć. Usuwało te wspomnienia, które się chciało. Po trafieniu czarem osoba dotknięta nim na krótką chwilę traciła świadomość. To sama Eliza nauczyła Juliette tego zaklęcia. Rzadkiego zaklęcia dla łowców.
Juliette Ray przymknęła oczy.
-Recordatio...
Stanisław był w stajni. Czyścił tam jedną z gniadych klaczy. Rodzeństwo podeszło do niego. Starszy pan wyszedł z boksu.
-Już wyjeżdżacie?
-Tak. - Odparł Tek patrząc w bok.
-Więc... Żegnajcie.
Juliette podeszła do niego, mężczyzna dobrze wiedział, co dziewczyna chce zrobić.
-Recordatio.
Łowcy podjechali pod teren winnicy. Tym razem zamówili taksówkę zmęczeni szkoleniem. Juliette powiedziała przyjaciołom, że musi jeszcze coś załatwić z Elizą i Stanisławem. Rodzeństwo miało też szybko się spakować. Już dzisiaj przeprowadzali się do drużyny Loka. Nie chcieli czekać, aż ludzie Henrietty ich odnajdą, martwili się też o ciotkę i wujka. Henrietta zabiłaby ich za przetrzymywanie dzieci.
Juliette i Tek wysiedli z auta. Dziewczyna rozglądała się niespokojnie na boki szukając nieproszonych gości. Na szczęście nikogo nie było. Tek dotrzymywał jej kroku. Poszli szybko w stronę domu.
Otworzyła im Eliza ubrana w domowe ciuchy. Jak zwykle miała włosy związane w gruby kucyk. Rodzeństwo przywitało się z ciotką, po czym prędko poszło na górę, do swojego pokoju. Juliette znalazła w którymś z pomieszczeń niedużą walizkę i zaczęła do niej pakować swoje ubrania. Potem włożyła tam rzeczy brata, ich szczoteczki do zębów, inne pierdoły. Na końcu wcisnęła do walizki laptopa. Odwracając się od jednej z półek prawie strąciła doniczkę z kwiatkiem. Zapomniała, że Sophie przed wyjazdem z biblioteki rzuciła na nie Disperento. Casterwill'ka nie chciała, żeby taksówkarz cokolwiek zobaczył.
Rodzeństwo zeszło na dół. Juliette ciągnęła po schodach walizkę, a Tek miał na sobie jeszcze plecak. Eliza wyszła przejęta z kuchni, gdzie spędzała większość czasu.
-Wyjeżdżacie, tak? - Spytała z prawie niezauważalnym smutkiem w oczach.
Juliette przytaknęła. Eliza przeszła do spiżarni. Nastolatka skrzyżowała ręce. Nie chciało jej się czekać na ciotkę.
-Eliza, no... - Powiedziała do niej, ale ta nie odpowiedziała.
Eliza wróciła dosłownie po minucie. Trzymała w ręce dwa amulety. Jeden szary z niebieskim kryształem w środku, a drugi czarno-biały z zielonym kryształem w środku. Bez ostrzeżenia wcisnęła je w dłonie rodzeństwa. Tekowi Skoczka, Juliette Gareona.
-Nie są mi już potrzebne, oddaje je wam. - Powiedziała Eliza. Juliette i Tek uśmiechnęli się. Wiedzieli, że nie ma się co kłócić z ciotką. Kobieta zrobiła pauzę. -Pamiętasz, co miałaś zrobić?
Rodzeństwo zrozumiało, że to już czas pożegnania. Recordatio było potężnym zaklęciem wymazującym pamięć. Usuwało te wspomnienia, które się chciało. Po trafieniu czarem osoba dotknięta nim na krótką chwilę traciła świadomość. To sama Eliza nauczyła Juliette tego zaklęcia. Rzadkiego zaklęcia dla łowców.
Juliette Ray przymknęła oczy.
-Recordatio...
Stanisław był w stajni. Czyścił tam jedną z gniadych klaczy. Rodzeństwo podeszło do niego. Starszy pan wyszedł z boksu.
-Już wyjeżdżacie?
-Tak. - Odparł Tek patrząc w bok.
-Więc... Żegnajcie.
Juliette podeszła do niego, mężczyzna dobrze wiedział, co dziewczyna chce zrobić.
-Recordatio.
~~~
Dom drużyny Loka, Wenecja, Włochy
Wszyscy wysiedli z taksówki. Kierowca domagał się dodatkowej zapłaty w związku z czekaniem przy w winnicy. Sophie zapłaciła mu z naburmuszoną miną. Zbliżał się już wieczór, mimo to niebo nadal było jasne. Juliette wciągnęła walizkę przez próg domu. Z pomocą brata wciągnęła ją na górę, gdzie znajdował się ich wspólny pokój. Lok wszedł do pokoju, a za nim wleciał Cherit.
-Może wam w czymś pomóc? - Spytał.
Oboje odwrócili się w jego stronę.
-Nie, dzięki. Zejdziemy do was, jak się rozpakujemy.. - Powiedziała Juliette.
Rodzeństwo zeszło do salonu. Juliette i Tek usiedli luźno na kanapie. Sophie była w kuchni i podgrzewała wcześniej ugotowaną zupę. Lok oraz Den oglądali telewizję wraz z rodzeństwem, a Cherit drzemał na jednej z półek. W pewnym momencie Lok zagadał Juliette.
-Co teraz zamierzacie zrobić? Macie plany co do Henrietty?
-Lok, nie sądzisz, że jest za wcześnie na takie pytania? - Krzyknęła Sophie, bo z salonu było wszystko słychać.
Chłopak przygryzł mimowolnie wargę. Może i było za wcześnie, ale ciekawość go zżerała. W końcu kto by nie chciał dowiedzieć się więcej o takich zdarzeniach? Dla Juliette wcale nie było za wcześnie, rozumiała jego ciekawość.
-Szczerze to musimy czekać na Henriettę. Pamiętajcie, nic przy niej nie róbcie pierwsi, bo wpadniecie w pułapkę. Jej iluzja jest naprawdę potężna. - Powiedziała głośniej, żeby Sophie dosłyszała, chociaż generalnie to nie było potrzebne.
Den wtrącił się w rozmowę. Też był zaciekawiony.
-I jaki Henrietta może zrobić ruch?
-Prawdopodobnie niedługo zorientuje się, że jej kochani fanatycy nie żyją i wyśle kogoś tutaj. Głupiutka. - Juliette przewróciła oczami na myśl o egoizmie Henrietty, a Tek skrzywił się przypominając sobie, jak siostra zabiła fanatyków. - Poza tym i tak nic nie zdziała, póki mnie nie znajdzie. A to jej trochę zajmie.
Trójka gadała jeszcze przez chwilę. Tek poszedł bez słowa na górę. Juliette tylko zerknęła na niego i kontynuowała rozmowę z chłopakami. Po chwili Tek wrócił z dwoma amuletami w dłoni. Usiadł na kanapie. Lok i Den spojrzeli na niego zaciekawieni.
-Wypróbujmy naszych nowych Tytanów. - Powiedział ze sztucznym podekscytowaniem. W rzeczywistości nie chciał, żeby jego siostra mówiła o Henriecie. Nienawidził tego tematu tak samo jak czerwonowłosej.
-Jasne. Ty pierwszy jak mniemam? - Pokazała mu język.
Chłopiec uśmiechnął się. Dał jeden z amuletów siostrze i wstał z kanapy, aby łatwiej przyzwać Tytana. Zacisnął amulet w ręce.
-Skoczku! - Wykrzyknął niepewnie. Na jego ramieniu wylądował nieduży Tytan przypominający wiewiórkę.
Tek przybliżył się do siostry. Gareon przekrzywił łeb patrząc na Skoczka. Skoczek powąchał ostrożnie jaszczurkę.
-Rrruk. - Juliette naśladowała Gareona, a ten dziwnie spojrzał na właścicielkę. - Chyba wystarczy. - Położyła Tytana na podłodze. - Gareonie, wracaj.
-Może wam w czymś pomóc? - Spytał.
Oboje odwrócili się w jego stronę.
-Nie, dzięki. Zejdziemy do was, jak się rozpakujemy.. - Powiedziała Juliette.
Rodzeństwo zeszło do salonu. Juliette i Tek usiedli luźno na kanapie. Sophie była w kuchni i podgrzewała wcześniej ugotowaną zupę. Lok oraz Den oglądali telewizję wraz z rodzeństwem, a Cherit drzemał na jednej z półek. W pewnym momencie Lok zagadał Juliette.
-Co teraz zamierzacie zrobić? Macie plany co do Henrietty?
-Lok, nie sądzisz, że jest za wcześnie na takie pytania? - Krzyknęła Sophie, bo z salonu było wszystko słychać.
Chłopak przygryzł mimowolnie wargę. Może i było za wcześnie, ale ciekawość go zżerała. W końcu kto by nie chciał dowiedzieć się więcej o takich zdarzeniach? Dla Juliette wcale nie było za wcześnie, rozumiała jego ciekawość.
-Szczerze to musimy czekać na Henriettę. Pamiętajcie, nic przy niej nie róbcie pierwsi, bo wpadniecie w pułapkę. Jej iluzja jest naprawdę potężna. - Powiedziała głośniej, żeby Sophie dosłyszała, chociaż generalnie to nie było potrzebne.
Den wtrącił się w rozmowę. Też był zaciekawiony.
-I jaki Henrietta może zrobić ruch?
-Prawdopodobnie niedługo zorientuje się, że jej kochani fanatycy nie żyją i wyśle kogoś tutaj. Głupiutka. - Juliette przewróciła oczami na myśl o egoizmie Henrietty, a Tek skrzywił się przypominając sobie, jak siostra zabiła fanatyków. - Poza tym i tak nic nie zdziała, póki mnie nie znajdzie. A to jej trochę zajmie.
Trójka gadała jeszcze przez chwilę. Tek poszedł bez słowa na górę. Juliette tylko zerknęła na niego i kontynuowała rozmowę z chłopakami. Po chwili Tek wrócił z dwoma amuletami w dłoni. Usiadł na kanapie. Lok i Den spojrzeli na niego zaciekawieni.
-Wypróbujmy naszych nowych Tytanów. - Powiedział ze sztucznym podekscytowaniem. W rzeczywistości nie chciał, żeby jego siostra mówiła o Henriecie. Nienawidził tego tematu tak samo jak czerwonowłosej.
-Jasne. Ty pierwszy jak mniemam? - Pokazała mu język.
Chłopiec uśmiechnął się. Dał jeden z amuletów siostrze i wstał z kanapy, aby łatwiej przyzwać Tytana. Zacisnął amulet w ręce.
-Skoczku! - Wykrzyknął niepewnie. Na jego ramieniu wylądował nieduży Tytan przypominający wiewiórkę.
Atak: 1
Obrona: 1
Typ: Meso-Tytan
Mały
-To skoczek! - Krzyknął Lok ucieszony. - Też mam takiego.
Tek pogłaskał Skoczka po głowie. Mały Tytan polizał go w policzek. Chłopiec zaśmiał się.
-Juliette - Powiedział przez śmiech. - Teraz twoja kolej, niech nasze Tytany się poznają.
Dziewczyna wstała uśmiechając się. Stanęła koło Teka
-Gareon. - Powiedziała, a Gareon wylądował na jej głowie. Wydał z siebie dźwięk przypominający burczenie brzucha. Patrzył jej głęboko w oczy. Ray zdjęła Tytana z głowy i trzymała go w rękach jak kota. Od razu jej się spodobał.
Atak: 1
Obrona: 3
Typ: Yama-Tytan
Rozmiar: Mały
Tek przybliżył się do siostry. Gareon przekrzywił łeb patrząc na Skoczka. Skoczek powąchał ostrożnie jaszczurkę.
-Rrruk. - Juliette naśladowała Gareona, a ten dziwnie spojrzał na właścicielkę. - Chyba wystarczy. - Położyła Tytana na podłodze. - Gareonie, wracaj.
Zwierzak na rozkaz wrócił do amuletu. Zaraz potem Tek odwołał swojego Tytana. Sophie wyszła w końcu z kuchni, jednak nie zdążyła zobaczyć nawet amuletów, bo rodzeństwo schowało je do kieszeni.
~~~
Po krótkiej rozmowie i zjedzonych kanapkach, Juliette i Tek wrócili do swojego pokoju. Chcieli iść już spać, byli zmęczeni po tym całym szkoleniu, a dodatkowo umówili się z drużyną, że jeszcze jutro wpadną do biblioteki potrenować. Tek umył się szybko i wprost padł do łóżka.
-Nie idziesz spać? - Spytał cicho.
Dziewczyna pomachała w jego stronę swoją książką.
Kiedy Juliette poczekała i Tek zasnął po kilku minutach, otworzyła duże okno w pokoju. Była dopiero 20, więc inni (nie licząc Cherita) jeszcze nie spali. Juliette wyszła przez okno. Dzięki powietrzu, które nią niosło, nic sobie nie zrobiła. Wyglądała, jakby po prostu delikatnie leciała na dół.
Trzymając w dłoni 10 euro, które dostała od Elizy, skierowała się w kierunku sklepu z kosmetykami. Widziała go po drodze, kiedy wracała taksówką do nowego domu. Na szczęście Henrietta nie zorientowała się jeszcze, że jej ludzie zginęli i w pobliżu nie grasowali żadni fanatycy. Poza tym dziewczyna miała w okół siebie pełno broni - powietrza.
Do sklepu było trochę drogi, więc Ray wzięło na przemyślenia. Przez całe dnie martwiła się, że Henrietta ich znajdzie. Była przez to sztywna i ponura, co kompletnie niszczyło jej samopoczucie. A przecież czerwonowłosa i tak w końcu ich złapie, jednak nie będzie mogła nic zrobić Juliette, bo jest jej potrzebna.
Trzeba chronić Teka... I tak bardzo się nie przejmować. Wyluzuj się, Ray, do cholery.
Otworzyła przeźroczyste drzwi kosmetycznego sklepu. Kasjerka przejechała ją wzrokiem od stóp do głowy.
-Dobry wieczór. - Powiedziała kobieta niechętnie.
-Nie idziesz spać? - Spytał cicho.
Dziewczyna pomachała w jego stronę swoją książką.
Kiedy Juliette poczekała i Tek zasnął po kilku minutach, otworzyła duże okno w pokoju. Była dopiero 20, więc inni (nie licząc Cherita) jeszcze nie spali. Juliette wyszła przez okno. Dzięki powietrzu, które nią niosło, nic sobie nie zrobiła. Wyglądała, jakby po prostu delikatnie leciała na dół.
Trzymając w dłoni 10 euro, które dostała od Elizy, skierowała się w kierunku sklepu z kosmetykami. Widziała go po drodze, kiedy wracała taksówką do nowego domu. Na szczęście Henrietta nie zorientowała się jeszcze, że jej ludzie zginęli i w pobliżu nie grasowali żadni fanatycy. Poza tym dziewczyna miała w okół siebie pełno broni - powietrza.
Do sklepu było trochę drogi, więc Ray wzięło na przemyślenia. Przez całe dnie martwiła się, że Henrietta ich znajdzie. Była przez to sztywna i ponura, co kompletnie niszczyło jej samopoczucie. A przecież czerwonowłosa i tak w końcu ich złapie, jednak nie będzie mogła nic zrobić Juliette, bo jest jej potrzebna.
Trzeba chronić Teka... I tak bardzo się nie przejmować. Wyluzuj się, Ray, do cholery.
Otworzyła przeźroczyste drzwi kosmetycznego sklepu. Kasjerka przejechała ją wzrokiem od stóp do głowy.
-Dobry wieczór. - Powiedziała kobieta niechętnie.
-Bry.
Juliette w końcu znalazła to, czego szukała. Podeszła z niewielkim pudełkiem do lady.
-Cztery pięćdziesiąt.
Ray dała kasjerce zgnieciony banknot.
-Do widzenia. - Odparła Ray, ale kobieta nie odpowiedziała.
Juliette wróciła do domu tą samą drogą i tak samo do niego weszła. Na szczęście nikt nie połapał się, że jej nie było. Szybko przeszła do toalety, nie martwiła się, że ktoś będzie chciał wiedzieć, co robi. Przecież jeszcze się nie myła.
Juliette w końcu znalazła to, czego szukała. Podeszła z niewielkim pudełkiem do lady.
-Cztery pięćdziesiąt.
Ray dała kasjerce zgnieciony banknot.
-Do widzenia. - Odparła Ray, ale kobieta nie odpowiedziała.
Juliette wróciła do domu tą samą drogą i tak samo do niego weszła. Na szczęście nikt nie połapał się, że jej nie było. Szybko przeszła do toalety, nie martwiła się, że ktoś będzie chciał wiedzieć, co robi. Przecież jeszcze się nie myła.
~~~
Nazajutrz rano Juliette zeszła w podskokach na dół. Po wczorajszych przemyśleniach przestała się zamartwiać. Tek jeszcze drzemał i z całą pewnością nie zamierzała go budzić. Usłyszała stukot talerzy w kuchni.
Sophie przygotowuje śniadanie?
To był Den. Stał odwrócony w stronę blatu i robił sobie kanapki. Nie sądziła, że to właśnie on wstanie tak wcześnie, bowiem była dopiero siódma rano.
Sophie przygotowuje śniadanie?
To był Den. Stał odwrócony w stronę blatu i robił sobie kanapki. Nie sądziła, że to właśnie on wstanie tak wcześnie, bowiem była dopiero siódma rano.
-Hej, Den. - Rzuciła beztrosko czekając na jego reakcję.
Chłopak odwrócił się.
Chłopak odwrócił się.
-Juliette... Twoje włosy... Są całe brązowe.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hehe, to zakończenie jest boskie ^^ Widać udalo mi się napisać rozdział przed wyjazdem, ale mam jeszcze niespodziankę... Napisałam też rozdział 7 c:
Wesołych Świąt.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hehe, to zakończenie jest boskie ^^ Widać udalo mi się napisać rozdział przed wyjazdem, ale mam jeszcze niespodziankę... Napisałam też rozdział 7 c:
Wesołych Świąt.
wtorek, 20 grudnia 2016
poniedziałek, 19 grudnia 2016
Rozdział 5. (2/2) - Szkolenie
Tek czytał uważnie książki zawierające historię Huntika. Były one dość stare i poniszczone, na pierwszy rzut oka zniechęcały do czytania. Tek jednak zaczął przeglądać leniwie pierwsze strony, aby potem całkiem się wciągnąć. W przeciwieństwie do Juliette nigdy nie interesował się historiami opowiadanymi przez Elizę. Jedynymi, które lubił, były te, gdzie Eliza opowiadała o swoich misjach i szukaniu Tytanów.
Juliette przekładała szybko kartki książki, która opisywała pierwsze dzieje Huntika. Jej katany leżały oparte o ścianę. Znalazła wzmiankę o świecie Tytanów, ale nie była ona na tyle długa, żeby dziewczyna dowiedziała się czegoś nowego. Postanowiła, że poczyta jeszcze raz najnowszą książkę dotyczącą Fundacji Huntik napisaną przez Tersly'ego. Mówiła ona o zdradzie człowieka zwanego Profesorem, klątwie Metza, legendarnych Tytanach i zaginięciu Eathona Lamberta - ojca Loka. Juliette nie wczytywała się bardzo w książkę. Wiedziała, że w każdej chwili może o wszystko zapytać swoich przyjaciół. Poczekała jeszcze na Teka, po czym szybko przeszli do sali treningowej. Lok, Den i Cherit zostali w bibliotece, bo nie zamierzali im przeszkadzać.
Sophie uczyła ich zaklęć. Z drużyny to właśnie ona się na tym najbardziej znała. Wybrała kilka zaklęć.
-Zaklęcia zależą od siły woli łowcy. - Zaczęła powoli. - Musicie skoncentrować się, wycelować i następnie zaatakować czarem cel. Wybrałam na dzisiaj Burzę Błysków, Ostry Mróz oraz Puls Światła.
Casterwill'ka wskazała palcem na dwóch manekinów. Bez ostrzeżenia użyła na jednym z nich Burzy Błysków. Manekin zachwiał się porządnie, ale zaklęcie nie było na tyle silne, by go przewrócić.
-No, spróbujcie teraz wy. - Powiedziała do rodzeństwa.
Juliette nadal nie była przekonana co do zaklęć, za to Tek wręcz pchał się do tego. Wyszedł na przeciw manekina i spróbował rzucić zaklęcie. Wypowiedział głośno kilka razy nazwę czaru. W końcu z jego dłoni wyleciał strumień światła. Nie był duży, ale jak na pierwsze zaklęcie to i tak coś.
-Dobrze... - Powiedziała z uśmiechem Casterwill'ka.
Siostra Teka wiedziała, że prędzej czy później Sophie poprosi ją o rzucenie czaru, więc spróbowała rzucić Ostry Mróz. O wiele bardziej lubiła chłód od ciepła i pomyślała, że to zaklęcie będzie dla niej przyjemniejsze. Wycelowała dłonią w manekina.
-Ostry Mróz! - Wykrzyknęła głośno, a zaklęcie od razu się udało. Lalka z hukiem upadła na ziemię.
-Wow. Bardzo mocne zaklęcie. - Zwróciła się Sophie do Juliette. - Próbowałaś już tego kiedyś?
Juliette pokręciła przecząco głową. Czuła, że zaraz upadnie. Czar był silny i zużył jej energię łowcy, która nie była jeszcze rozwinięta. Dziewczyna podeszła do stolika, na którym leżało kilka książek na temat rodzajów broni i oparła się o niego. Lekko dyszała.
-Nie martw się, zaraz ci przejdzie. - Rzekła Sophie troskliwie. - Ja tak mam po rzuceniu kilkunastu czarów, ty kiedyś też się tak wyćwiczysz. - Spojrzała na jej brata. -... No i Tek też.
Sophie, Juliette i Tek poćwiczyli jeszcze trochę. Tek rzucił kilka słabszych zaklęć, lecz za każdym razem były mocniejsze. Jego siostra postarała się użyć Pulsu Światła. Był równie silny jak Ostry mróz i powalił manekina na ziemię.
Po zaklęciach trójka trochę odpoczęła. Juliette i Tek napili się wody, którą przyniósł im Klemens. Wszyscy siedzieli w bibliotece. Ray koło Dena.
-Jak ci poszły zaklęcia? - Spytał się chłopak?
Juliette dopiła wodę.
-A, nawet dobrze... - Powiedziała bez entuzjazmu. - Ty też czujesz mrowienie, kiedy je rzucasz?
-Nie.
-Dziwne uczucie...
Phils zauważył, że dziewczyna nie ma zbytniej ochoty na rozmowę. Nie chcąc być nachalny, nie spytał już o nic.
Lok, Den, Cherit i rodzeństwo przeszli do tej samej sali, gdzie Sophie uczyła zaklęć. Początkujący łowcy mieli się uczyć walczyć. Juliette oparła się o ścianę.
-Już mówiłam, że umiemy się bronić. - Powiedziała ze znudzeniem.
-To nam to udowodnijcie. - Odpowiedział Den z dziarskim uśmiechem.
Dziewczyna zaczęła powoli iść w stronę Phils'a, który stał na środku sali. Zaczęła stopniowo przyśpieszać. Den już wiedział co się święci. Schylił się i zacisnął pięści. Dziewczyna zaczęła biec. Czekał, aż będzie bliżej. Kiedy w końcu zamachnął się, by wyprowadzić cios, Juliette przeskoczyła nad jego ciałem bez najmniejszego wysiłku. Zanim się zorientował, podcięła mu nogę. Den nie upadł, podparł się rękami. Szybko wstał, a Juliette zaatakowała kopnięciem z półobrotu. Chłopak odskoczył w tył, ledwo co unikając ciosu. Ray odsunęła się od niego kończąc walkę.
-Mówiłam. - Powiedziała delikatnie. - Myślicie, że co robiliśmy przez te lata spędzone u Henrietty? - Zapytała Loka i Dena. Chłopaki spuścili wzrok.
-Przepraszam, że ci nie wierzyliśmy. Po prostu chcieliśmy się przekonać, czy naprawdę tak jest. - Powiedział Lok.
-Nie szkodzi. - Odparła.
-Den, a może chcesz jeszcze walczyć ze mną? - Tek był pełen nadziei.
Chłopak się zaśmiał nadal trochę dysząc.
-Nie dzisiaj, Tek.
-To chyba wszystko na dzisiaj? - Przerwał im Lambert. - Wracajmy do domu.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
W końcu jest :D Co do następnego rozdziału... Postaram się go napisać przed 31, bo potem wyjeżdżam i nie będzie mnie do 8 stycznia.
Juliette przekładała szybko kartki książki, która opisywała pierwsze dzieje Huntika. Jej katany leżały oparte o ścianę. Znalazła wzmiankę o świecie Tytanów, ale nie była ona na tyle długa, żeby dziewczyna dowiedziała się czegoś nowego. Postanowiła, że poczyta jeszcze raz najnowszą książkę dotyczącą Fundacji Huntik napisaną przez Tersly'ego. Mówiła ona o zdradzie człowieka zwanego Profesorem, klątwie Metza, legendarnych Tytanach i zaginięciu Eathona Lamberta - ojca Loka. Juliette nie wczytywała się bardzo w książkę. Wiedziała, że w każdej chwili może o wszystko zapytać swoich przyjaciół. Poczekała jeszcze na Teka, po czym szybko przeszli do sali treningowej. Lok, Den i Cherit zostali w bibliotece, bo nie zamierzali im przeszkadzać.
Sophie uczyła ich zaklęć. Z drużyny to właśnie ona się na tym najbardziej znała. Wybrała kilka zaklęć.
-Zaklęcia zależą od siły woli łowcy. - Zaczęła powoli. - Musicie skoncentrować się, wycelować i następnie zaatakować czarem cel. Wybrałam na dzisiaj Burzę Błysków, Ostry Mróz oraz Puls Światła.
Casterwill'ka wskazała palcem na dwóch manekinów. Bez ostrzeżenia użyła na jednym z nich Burzy Błysków. Manekin zachwiał się porządnie, ale zaklęcie nie było na tyle silne, by go przewrócić.
-No, spróbujcie teraz wy. - Powiedziała do rodzeństwa.
Juliette nadal nie była przekonana co do zaklęć, za to Tek wręcz pchał się do tego. Wyszedł na przeciw manekina i spróbował rzucić zaklęcie. Wypowiedział głośno kilka razy nazwę czaru. W końcu z jego dłoni wyleciał strumień światła. Nie był duży, ale jak na pierwsze zaklęcie to i tak coś.
-Dobrze... - Powiedziała z uśmiechem Casterwill'ka.
Siostra Teka wiedziała, że prędzej czy później Sophie poprosi ją o rzucenie czaru, więc spróbowała rzucić Ostry Mróz. O wiele bardziej lubiła chłód od ciepła i pomyślała, że to zaklęcie będzie dla niej przyjemniejsze. Wycelowała dłonią w manekina.
-Ostry Mróz! - Wykrzyknęła głośno, a zaklęcie od razu się udało. Lalka z hukiem upadła na ziemię.
-Wow. Bardzo mocne zaklęcie. - Zwróciła się Sophie do Juliette. - Próbowałaś już tego kiedyś?
Juliette pokręciła przecząco głową. Czuła, że zaraz upadnie. Czar był silny i zużył jej energię łowcy, która nie była jeszcze rozwinięta. Dziewczyna podeszła do stolika, na którym leżało kilka książek na temat rodzajów broni i oparła się o niego. Lekko dyszała.
-Nie martw się, zaraz ci przejdzie. - Rzekła Sophie troskliwie. - Ja tak mam po rzuceniu kilkunastu czarów, ty kiedyś też się tak wyćwiczysz. - Spojrzała na jej brata. -... No i Tek też.
Sophie, Juliette i Tek poćwiczyli jeszcze trochę. Tek rzucił kilka słabszych zaklęć, lecz za każdym razem były mocniejsze. Jego siostra postarała się użyć Pulsu Światła. Był równie silny jak Ostry mróz i powalił manekina na ziemię.
Po zaklęciach trójka trochę odpoczęła. Juliette i Tek napili się wody, którą przyniósł im Klemens. Wszyscy siedzieli w bibliotece. Ray koło Dena.
-Jak ci poszły zaklęcia? - Spytał się chłopak?
Juliette dopiła wodę.
-A, nawet dobrze... - Powiedziała bez entuzjazmu. - Ty też czujesz mrowienie, kiedy je rzucasz?
-Nie.
-Dziwne uczucie...
Phils zauważył, że dziewczyna nie ma zbytniej ochoty na rozmowę. Nie chcąc być nachalny, nie spytał już o nic.
Lok, Den, Cherit i rodzeństwo przeszli do tej samej sali, gdzie Sophie uczyła zaklęć. Początkujący łowcy mieli się uczyć walczyć. Juliette oparła się o ścianę.
-Już mówiłam, że umiemy się bronić. - Powiedziała ze znudzeniem.
-To nam to udowodnijcie. - Odpowiedział Den z dziarskim uśmiechem.
Dziewczyna zaczęła powoli iść w stronę Phils'a, który stał na środku sali. Zaczęła stopniowo przyśpieszać. Den już wiedział co się święci. Schylił się i zacisnął pięści. Dziewczyna zaczęła biec. Czekał, aż będzie bliżej. Kiedy w końcu zamachnął się, by wyprowadzić cios, Juliette przeskoczyła nad jego ciałem bez najmniejszego wysiłku. Zanim się zorientował, podcięła mu nogę. Den nie upadł, podparł się rękami. Szybko wstał, a Juliette zaatakowała kopnięciem z półobrotu. Chłopak odskoczył w tył, ledwo co unikając ciosu. Ray odsunęła się od niego kończąc walkę.
-Mówiłam. - Powiedziała delikatnie. - Myślicie, że co robiliśmy przez te lata spędzone u Henrietty? - Zapytała Loka i Dena. Chłopaki spuścili wzrok.
-Przepraszam, że ci nie wierzyliśmy. Po prostu chcieliśmy się przekonać, czy naprawdę tak jest. - Powiedział Lok.
-Nie szkodzi. - Odparła.
-Den, a może chcesz jeszcze walczyć ze mną? - Tek był pełen nadziei.
Chłopak się zaśmiał nadal trochę dysząc.
-Nie dzisiaj, Tek.
-To chyba wszystko na dzisiaj? - Przerwał im Lambert. - Wracajmy do domu.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
W końcu jest :D Co do następnego rozdziału... Postaram się go napisać przed 31, bo potem wyjeżdżam i nie będzie mnie do 8 stycznia.
sobota, 3 grudnia 2016
Rozdział 5. (1/2) - Szkolenie
Jak na życzenie katany Juliette zrobiły się widzialne. Dziewczyna obniżyła głowę i zmarszczyła brwi. Patrzyła tak przez chwilę na Metza, który wydawał się tym nieprzejęty. Amulety nadal wisiały na jego palcach. Juliette złapała za rękojeści mieczy, po czym zaczęła powoli podchodzić do mężczyzny. On odruchowo cofnął się, jednak zaraz się uspokoił.
-Więc z którym mam zaczynać? - Zapytała nadal ze zmarszczonymi brwiami.
-Venedek?
-Pokonam go zanim się pojawi.
-Spróbuj.
Metz wezwał tytana, a Juliette natychmiastowo wyjęła jedną z katan. Szare światło pochodzące od tytana poleciało na lewo. Dziewczyna śledziła je wzrokiem. Juliette zgięła nogi. Venedek wylądował na podłodze, rozejrzał się, a po chwili został przecięty mieczem. Dziewczyna poprawiła swoją grzywkę.
-Mówiłam. Teraz będzie cierpiał.
-O czym ty mówisz? - Spytał się jej mężczyzna. - Jak to cierpiał?
-Dwie magiczne katany - Lux i Nox. Przystosowane do zabijania tytanów. Te, które raz je poczują, będą je pamiętać do końca życia. Dotyk Lux będzie wspomnieniem twojego Venedeka, ale no cóż, sam tego chciałeś. - Uniosła brwi.
Metz westchnął. Juliette miała rację, nie powinien był dawać jej tak słabego tytana. Ale musiał kontynuować.
-Co powiesz na Wolnego Strzelca?
Był ciekawy, co zrobi z tak twardym przeciwnikiem. Dziewczyna wyjęła drugą katanę i kiwnęła głową. Metz wezwał tytana. Kiedy już się pojawił, jego właściciel wydał mu rozkaz. Wolny Strzelec zaczął iść stronę Juliette, było przy tym słychać wyraźne odgłosy. Juliette czekała, aż tytan się do niej zbliży. Gdy już był blisko i chciał zaatakować, nastolatka uchyliła się, po czym jednym ruchem przecięła jego kopię. Metz mimowolnie otworzył usta z wrażenia. Wolny Strzelec zezłościł się. Spróbował popchnąć Ray swoją tarczą, jednak ta przebiegła za niego, aby wyskoczyć do góry i ściąć mu głowę. Jej katana - Nox nie potrzebowała do tego żadnej siły.
Juliette popatrzyła na Metza. Była coraz bardziej zdenerwowana.
-Możemy już przestać? W ogóle po co to wszystko?
-Chciałem sprawdzić, czy naprawdę jesteś takim zagrożeniem dla tytanów. Wolny Strzelec był najsilniejszy i ty go pokonałaś.
Juliette schowała katany.
-Pokonywałam już silniejsze tytany. Nie mam zamiaru dłużej tego robić, to wcale nie sprawia mi przyjemności.
Metz spochmurniał, po czym schował amulety do walizki. Tek, wiedząc że już wszystko skończone, podszedł do siostry. Ta zerknęła na niego ukradkiem. Nadal była zdenerwowana i nie miała najmniejszej ochoty, żeby się odzywał. Metz skończył chować amulety i oparł się o stół. Rodzeństwo czekało na jakiekolwiek słowa ze strony mężczyzny.
-Juliette, Tek... - Zaczął. - Będziecie pod naszą obserwacją, musicie mnie powiadomić, jak tylko coś się stanie, oraz jak my pomożemy wam - wy musicie pomóc nam. - Na twarzy Teka pojawił się lekki uśmiech. - Od dzisiaj należycie oficjalnie do Fundacji Huntik. Zostajecie przyłączeni do drużyny Loka Lamberta.
-Tak! - Krzyknął uradowany Tek.
-Musicie tylko się nie wychylać i przejść szkolenie dla łowców.
-Jak to szkolenie ma wyglądać? - Wychylił się Tek.
-Poznacie całość historii łowców, nauczycie się posługiwać czarami i nauczycie się również samoobrony.
Juliette złapała się za kark zamyślona.
-Ech, co do zaklęć nie jestem pewna, przecież mamy własne...
-Wiem o tym, ale to obowiązkowe.
-Szczerze mówiąc to na każdej misji będziemy narażeni na spotkanie z ludźmi Henrietty. - Powiedział Tek.
-Nie możemy dać się poznać... Będę musiała schować katany.
-A co z twoimi włosami? - Spytał się stojący z resztą grupy Den.
-O to się nie martw. Kiedy mamy zacząć to całe szkolenie? - Zapytała się po chwili Juliette.
-Jesteście w bibliotece, więc jeśli nie jesteś zmęczona, to możecie już dziś...
Łowcy, rodzeństwo i Klemens pożegnało się z Metzem. Mężczyzna obiecał, że niedługo skontaktuje się z drużyną, aby sprawdzić jak czują się Juliette i Tek. Juliette postanowiła, że zacznie szkolenie już dzisiaj, chociaż Tek nie był zbytnio przekonany. Jednak za namową siostry zaczął czytać książki opowiadające historię Huntika...
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
W przyszłym tygodniu będę miała próbne testy, więc wstawiam na razie połowę rozdziału :(
Typ: Draco-Tytan
Średni
Typ: Meso-Tytan
Duży
Typ: Draco-Tytan
Średni
-Więc z którym mam zaczynać? - Zapytała nadal ze zmarszczonymi brwiami.
-Venedek?
-Pokonam go zanim się pojawi.
-Spróbuj.
Metz wezwał tytana, a Juliette natychmiastowo wyjęła jedną z katan. Szare światło pochodzące od tytana poleciało na lewo. Dziewczyna śledziła je wzrokiem. Juliette zgięła nogi. Venedek wylądował na podłodze, rozejrzał się, a po chwili został przecięty mieczem. Dziewczyna poprawiła swoją grzywkę.
-Mówiłam. Teraz będzie cierpiał.
-O czym ty mówisz? - Spytał się jej mężczyzna. - Jak to cierpiał?
-Dwie magiczne katany - Lux i Nox. Przystosowane do zabijania tytanów. Te, które raz je poczują, będą je pamiętać do końca życia. Dotyk Lux będzie wspomnieniem twojego Venedeka, ale no cóż, sam tego chciałeś. - Uniosła brwi.
Metz westchnął. Juliette miała rację, nie powinien był dawać jej tak słabego tytana. Ale musiał kontynuować.
-Co powiesz na Wolnego Strzelca?
Był ciekawy, co zrobi z tak twardym przeciwnikiem. Dziewczyna wyjęła drugą katanę i kiwnęła głową. Metz wezwał tytana. Kiedy już się pojawił, jego właściciel wydał mu rozkaz. Wolny Strzelec zaczął iść stronę Juliette, było przy tym słychać wyraźne odgłosy. Juliette czekała, aż tytan się do niej zbliży. Gdy już był blisko i chciał zaatakować, nastolatka uchyliła się, po czym jednym ruchem przecięła jego kopię. Metz mimowolnie otworzył usta z wrażenia. Wolny Strzelec zezłościł się. Spróbował popchnąć Ray swoją tarczą, jednak ta przebiegła za niego, aby wyskoczyć do góry i ściąć mu głowę. Jej katana - Nox nie potrzebowała do tego żadnej siły.
Juliette popatrzyła na Metza. Była coraz bardziej zdenerwowana.
-Możemy już przestać? W ogóle po co to wszystko?
-Chciałem sprawdzić, czy naprawdę jesteś takim zagrożeniem dla tytanów. Wolny Strzelec był najsilniejszy i ty go pokonałaś.
Juliette schowała katany.
-Pokonywałam już silniejsze tytany. Nie mam zamiaru dłużej tego robić, to wcale nie sprawia mi przyjemności.
Metz spochmurniał, po czym schował amulety do walizki. Tek, wiedząc że już wszystko skończone, podszedł do siostry. Ta zerknęła na niego ukradkiem. Nadal była zdenerwowana i nie miała najmniejszej ochoty, żeby się odzywał. Metz skończył chować amulety i oparł się o stół. Rodzeństwo czekało na jakiekolwiek słowa ze strony mężczyzny.
-Juliette, Tek... - Zaczął. - Będziecie pod naszą obserwacją, musicie mnie powiadomić, jak tylko coś się stanie, oraz jak my pomożemy wam - wy musicie pomóc nam. - Na twarzy Teka pojawił się lekki uśmiech. - Od dzisiaj należycie oficjalnie do Fundacji Huntik. Zostajecie przyłączeni do drużyny Loka Lamberta.
-Tak! - Krzyknął uradowany Tek.
-Musicie tylko się nie wychylać i przejść szkolenie dla łowców.
-Jak to szkolenie ma wyglądać? - Wychylił się Tek.
-Poznacie całość historii łowców, nauczycie się posługiwać czarami i nauczycie się również samoobrony.
Juliette złapała się za kark zamyślona.
-Ech, co do zaklęć nie jestem pewna, przecież mamy własne...
-Wiem o tym, ale to obowiązkowe.
-Szczerze mówiąc to na każdej misji będziemy narażeni na spotkanie z ludźmi Henrietty. - Powiedział Tek.
-Nie możemy dać się poznać... Będę musiała schować katany.
-A co z twoimi włosami? - Spytał się stojący z resztą grupy Den.
-O to się nie martw. Kiedy mamy zacząć to całe szkolenie? - Zapytała się po chwili Juliette.
-Jesteście w bibliotece, więc jeśli nie jesteś zmęczona, to możecie już dziś...
Łowcy, rodzeństwo i Klemens pożegnało się z Metzem. Mężczyzna obiecał, że niedługo skontaktuje się z drużyną, aby sprawdzić jak czują się Juliette i Tek. Juliette postanowiła, że zacznie szkolenie już dzisiaj, chociaż Tek nie był zbytnio przekonany. Jednak za namową siostry zaczął czytać książki opowiadające historię Huntika...
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
W przyszłym tygodniu będę miała próbne testy, więc wstawiam na razie połowę rozdziału :(
Atak: 3
Obrona: 2
Typ: Yama-Tytan
Średni
Atak: 3
Obrona: 3Typ: Draco-Tytan
Średni
Atak: 5
Obrona: 6Typ: Meso-Tytan
Duży
Atak: 3
Obrona: 2
Typ: Gaia-Tytan
Średni
Atak: 3
Obrona: 2Typ: Draco-Tytan
Średni
Subskrybuj:
Posty (Atom)