środa, 23 listopada 2016

~~

Dobra, miałam dodać rozdział kilka dni temu, a nawet nie jest w połowie napisany. Napiszę coś w weekend. Przeważnie wracam do domu o 18, więc mam teraz mało czasu na pisanie. No cóż, szkoła... Jest teraz wysyp sprawdzianów i kartkówek, mam nadzieję, że to się szybko zmieni.

piątek, 18 listopada 2016

Jak się nazywa japoński złodziej mazaków? Kosimazaki

Przepraszam Was, że jeszcze nie ma rozdziału. Na weekend wyjechałam i nie miałam jak pisać. Postaram się go dodać w niedzielę lub poniedziałek.

środa, 9 listopada 2016

Rozdział 4. - Tytany Metza

Dom Dantego, Wenecja, Włochy

   Lok wstał dzisiaj wcześniej niż zwykle. Przeważnie spał do 11, ale tego ranka obudził go Metz. Chłopak zszedł zaspany na dół, gdzie była kuchnia połączona z salonem i zaczął robić sobie śniadanie. W salonie siedziała Sophie, która już długo nie spała. Den nadal był w swoim pokoju, a Cherit mógł spać cały dzień jak kot.
   Lok zrobił kanapki i usiadł na kanapie koło Sophie. Dziewczyna czytała jakąś książkę.
-Mam wiadomość od Metza. - Powiedział Lambert. Casterwill'ka spojrzała na niego. - Musimy zabrać Juliette do biblioteki Fundacji. Metz chce z nią porozmawiać, więcej mi nie powiedział.
Sophie westchnęła i odłożyła książkę na stolik.
-To dobrze, może dowiemy się więcej rzeczy. Kiedy ma tam być?
-Metz będzie w bibliotece około 13. Juliette ma wziąć swoje katany i tytanów. Przyjdzie też Klemens.
-Myślisz, że to będzie coś w stylu przesłuchania?
-Nawet jeśli, to ufam Metzowi. Przecież nic złego się nie stanie.

   Den zleżał w swoim łóżku. Obudził się pół godziny temu, ale do tej pory nie wstał. Ciągle myślał o Juliette i jej bracie. To rodzeństwo miało ciężko w życiu, tak samo jak on i Harrison. Dlatego rozumiał w pewnym stopniu charakter Juliette. Starała się chronić Teka przed Henriettą i przez to była taka bezwzględna.
Kiedy Den dołączył do Fundacji Huntik był zagubiony. To jego przyjaciele pomogli mu się odnaleźć w życiu. Wierzył, że Metz zaufa im i przyjmie rodzeństwo do Fundacji, aby poczuli się bezpieczni. W końcu bardzo polubił ich obojga, mimo że znał ich tylko 3 dni.
   Phils usłyszał Sophie. Wołała go na śniadanie. Przerwał rozmyślenia, po czym wstał z łóżka.

~~~

Dom Elizy i Stanisława, obrzeża Wenecji, Włochy

   Lok, Sophie, Den i Cherit właśnie weszli na teren winnicy. Do starego ceglanego domu prowadziła żwirowo-piaskowa droga. Po bokach drogi rosły winogrona. Koło domu znajdowała się mała stajnia, a dalej zagrody ze zwierzętami hodowlanymi. 
Łowcy doszli do budynku, w którym mieszkali Juliette i Tek. Sophie zapukała do drzwi, jednak zaraz potem zobaczyła starszego mężczyznę wychodzącego ze stajni. 
-Dzień dobry! - Krzyknęła mu. 
Staruszek odwrócił głowę i przyłożył rękę do czoła, aby lepiej widzieć łowców. 
-Witam! - Odkrzyknął z uśmiechem i zaczął do nich iść. - Jestem Stanisław, o co chodzi? - Zapytał, gdy już był przy drużynie.
-Przyszliśmy do Juliette i Teka. Jesteśmy ich przyjaciółmi. - Powiedziała Sophie.
Z twarzy mężczyzny zniknął uśmiech. Zrobił się zamyślony. Łowcy czekali na jego odpowiedź, W końcu wydukał coś.
-Juliette mówiła, żeby nikogo nie wpuszczać... Pójdę po nią, poczekajcie.
Kiedy mężczyzna przechodził koło łowców, Den zobaczył, że z jego kieszeni wystaje czarny sznurek.

   Stanisław wrócił po kilku minutach. Otworzył drużynie drzwi.
-Możecie wejść. - Skinął im ręką.
Juliette i Tek siedzieli na kanapie. Juliette miała krótkie białe spodenki, błękitną bluzkę i czarne adidasy. Tek był ubrany w krótkie spodenki moro do kolan, czerwoną bluzkę i również miał adidasy. Dziewczyna uśmiechała się. Stanisław wyszedł dalej pracować. Tek odezwał się z entuzjazmem w głosie.
-No i jak? Przyjęli nas?
-Na razie nie. Metz chce się z wami spotkać w bibliotece Fundacji. Po to tu przyszliśmy. - Powiedział Lok.
-Metz? - Rozległ się głos.  
   Z kuchni wyszła Eliza, która trzymała w rękach talerz i gąbkę. Miała brązowe oczy i długie włosy o kolorze czekolady związane w kucyk. Lok, Sophie i Den nie widzieli jej wcześniej. Kuchnia była połączona z salonem, ale od strony wejścia znajdowała się biała ściana, która ją zasłaniała. Kobieta uśmiechnęła się na widok łowców. Oni odwzajemnili uśmiech.
-Pozdrówcie Metza ode mnie. - Powiedziała i wróciła do zmywania naczyń.
   Lok spojrzał na Juliette. Czekał, aż coś odpowie. Dziewczyna musiała iść, jeśli chciała dołączyć do Fundacji Huntik. Juliette wstała z kanapy.
-To kiedy wychodzimy?
-Em... - Lambert popatrzył na swój zegarek. - Powinniśmy już teraz.
-Zaraz przyjdziemy. - Odpowiedziała.
-Metz jeszcze prosił, żebyś zabrała swoje katany. I zabierzcie tytanów! - Dodał, kiedy wchodzili na górę.
   Juliette i Tek poszli do swojego pokoju. Tek uradowany wbiegł po schodach, a Juliette szła za nim. Wystarczyła minuta, żeby wrócili. Dziewczyna założyła czarną bluzę z kapturem, którą nosiła prawie zawsze, gdy gdzieś wychodziła i katany. Tek założył czerwoną bluzę.
-Mamy ich przy sobie. - Juliette wyjęła amulet Ammita z kieszeni. Zaświecił się. - Ale z katanami będzie problem. Fanatyków może być w Wenecji więcej, a jak zobaczą dziewczynę z katanami, to na pewno mnie poznają.
-Hmm... Mam pomysł. - Powiedziała Sophie i podeszła do dziewczyny. - Ostatnio nauczyłam się nowego zaklęcia. Sprawia ono, że przedmioty stają się niewidzialne, ale tylko na godzinę. Odwróć się, rzucę na twoje katany zaklęcie.
Juliette obróciła się bez wahania.
-Disperento! - Krzyknęła Casterwill'ka dotykając rękami katan.
Juliette podeszła do lustra. Jej mieczy nie było widać, lecz mogła ich dotknąć.
-Nieźle. - Uśmiechnęła się do swojego odbicia.
   Wszyscy ruszyli do biblioteki. Gdy opuścili już winnicę i szli w stronę miasta, Den zaczął rozmawiać z Juliette, która szła beztrosko koło niego.
-W ogóle skąd masz Ammita? - Spytał się nagle.
-Dostałam go od Stanisława. On i Eliza zebrali trochę tytanów dziesięć lat temu. Wtedy jeszcze jeździli na misję, teraz są już na to za starzy.
-To oni powiedzieli ci o Fundacji, prawda?
Juliette zmarszczyła brwi.
-Szczerzę to dowiedziałam się o niej od Henrietty. Kiedy podsłuchiwałam jej rozmowę z Plagiasem, wspomniała coś o, cytując "Tej głupiej Fundacji Huntik - obrońcach uciśnionych." Wtedy chciałam się dowiedzieć, o co chodzi.
Den o mało co się nie zaśmiał. Tekst Henrietty trochę go rozśmieszył, ale starał się zachować powagę. Juliette jednak to zauważyła.
-Co, bawi cię to? - Zapytała Ray z uśmiechem. - Mnie też bawi, jak ludzie okazują złość. To oznaka słabości. - Juliette westchnęła.
-A ty starasz się nie okazywać swoich słabości, hmm? - To było szczere pytanie. - Zauważyłem to.
-Trudno mi z tym. - Powiedziała spokojnie. - Kiedy poznałam Henriettę, powoli się tego uczyłam. Także kiedy walczyłam z tytanami, przestałam okazywać większość emocji. Muszę też się starać chronić Teka. Nie mogę pokazać Henriecie, że jestem przestraszona. - Przerwała na chwilę, po czym spojrzała na chłopaka. - Ale powiem ci szczerze, Den; bardzo się jej boję o moją przyszłość.
   Phils przez resztę drogi próbował pocieszyć dziewczynę. Lok i Sophie nie słyszeli ich, bo rozmawiali o czymś ze sobą, a Tek nie zwracał na nich uwagi.
-Trochę cię rozumiem. - Powiedział Den. Juliette uniosła brwi. - Sam mam brata, który kiedyś przeszedł na złą stronę, Starałem się mu pomóc, chociaż było mi ciężko. Ale się udało.
   Juliette spuściła głowę zamyślona. Do tej pory mogła rozmawiać tylko z Tekiem, a teraz? Miała znajomych w jej wieku i szczerze mówiąc dość trudno było jej prowadzić konwersację. Uśmiechnęła się do chłopaka.
-No to jesteśmy dość podobni... Żółwik? - Wyciągnęła rękę.
-Jasne.

Biblioteka Fundacji, Wenecja, Włochy

   Łowcy i rodzeństwo dotarli w końcu do biblioteki. Był to stary, renesansowy budynek. Lok zapukał do drewnianych drzwi. Otworzył Klemens. Wszyscy weszli do środka. Cherit od razu wyleciał z torby Loka. Juliette śledziła go wzrokiem. Podobał się jej ten tytan, był dość słodki i co ważniejsze - umiał mówić.
-Metz już na was czeka. - Powiedział mężczyzna. - Chodźcie za mną.
Przeszli do dużego pomieszczenia. Miało wiele okien i półek z książkami, jednak teraz okna były pozasłaniane bordowymi zasłonami. Metz siedział na krześle na środku pokoju, lecz gdy łowcy weszli do środka, to od razu wstał. Na stoliku obok krzesła leżała walizka Metza i jego laptop.
   Juliette i Tek weszli ostatni. Juliette stanęła przy ścianie niczym się nie przejmując, a Tek ciągle patrzył się na Metza.
-Witajcie, jestem Metz. - Przedstawił się rodzeństwu. - Przyjechałem tu osobiście, bo muszę wam o czymś powiedzieć.
   Metz zajrzał do swojej walizki i wyjmował z niej kilka amuletów. Juliette i Tek spojrzeli niepewnie na siebie. Mężczyzna zaczął mówić, zanim wyjął wszystkie naszyjniki.
-Przesłuchałem dzisiaj rano nagranie od Guggenheima. Mówiłaś tam, że Henrietta szkoli pozostałych fanatyków na zabójców tytanów. - Juliette pokiwała głową twierdząco. - Tak się składa, że wczoraj podczas zebrania rady dostaliśmy informacje od jednego z naszych łowców na temat takich zabójców. - Metz spojrzał na Loka, bo rodzeństwo nie wiedziało, o kogo chodzi. - Montehue, Tersly i Harisson byli na misji, gdzie w starym irlandzkim lesie ukryto 10 Cienistych Agentów i 10 Ciemnych Driad. Podobno te tytany należały do zapomnianej już grupy nocnych łowców. Montehue i inni mieli zabrać tytany w bezpieczne miejsce, jednak spotkali dawnych spiralowców. Z tego, co mi powiedział, mieli broń i potrafili walczyć z tytanami. Pokonali nawet Fenrisa.

Fenris
Atak: 4
Obrona: 4
Litho-tytan
Duży

Cienisty Agent

Atak: 3
Obrona: 4
Swara-tytan
Średni

Ciemna Driada
Atak: 3
Obrona: 4
Krono-tytan
Średni

-Fenrisa?! - Krzyknął Lok. - To jeden z najsilniejszych tytanów Fundacji...
-Wiem, dlatego przyjechałem do Juliette i Teka osobiście. Juliette, gdzie są twoje katany? 
Dziewczyna obejrzała się za siebie. Disperento nadal działało. 
-Sophie rzuciła na nie zaklęcie. Powinno działać jeszcze kilkanaście minut... - Powiedziała do Metza.
-To nic. - Metz wziął do ręki wszystkie amulety i zaczął wskazywać na nie po kolei palcem. - To jest Wolny Strzelec, Ariel, Meleartis, Grzywacz i Venedek. Kiedy twoje katany się pojawią, chciałbym, żebyś z nimi walczyła...

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Tytany Metza (zdjęcia) pojawią się w następnym rozdziale. Dodam niedługo wygląd Elizy i Stanisława.
Harrison jest u mnie w opowiadaniu w drużynie Montehue. Dołączył do niej, jak tylko pokonano Obłudnika. 


czwartek, 3 listopada 2016

Rozdział 3. - Problemy Fundacji

   W pomieszczeniu było słychać sygnał. Lok właśnie dzwonił na telewizorze na prywatny numer Guggenheima. Metz, Dante i inni mogli mieć teraz jakieś zebranie, więc pozostawał tylko Guggenheim. Wszyscy czekali w milczeniu aż mężczyzna w końcu odebrał. Nie było go widać. Na ekranie były tylko trzy szare kropki i zielona słuchawka
-Halo? - Rozległ się gruby głos.
-Hej Guggenheim. Tutaj Lok. Mamy ważną sprawę.
-Co co chodzi? Inni mają teraz naradę w Nowym Jorku. Mogę nagrać waszą rozmowę i jutro przekażę ją radzie.
-Myślę, że to będzie dobry pomysł. - Powiedział Lambert i zrobił krótką pauzę. - Spotkaliśmy ostatnio pewne rodzeństwo. - W tym momencie spojrzał na Juliette i Teka. - Powiedzieli nam, że potrzebują naszej pomocy. Dotyczy to nie tylko ich, ale i całej Fundacji Huntik. Mówią, że jest ktoś, kto jest silniejszy nawet od Obłudnika.
-Co?! - Krzyknął zdenerwowany Guggenheim. - Nie żartujcie sobie...
-Nie żartujemy. - Powiedziała Juliette. Po drugiej stronie dało się usłyszeć ciche "Huh?". - Niech pan włączy nagrywanie.
-Już.

20 lat wcześniej

   Ukryłem się za jakimś budynkiem obserwując całe zdarzenie. Ludzie wiwatowali na widok różowowłosej kobiety. Stała na wielkim balkonie i mówiła do nich. 
-...A więc to tyle ze zmian! Widzę, że wszystkim się podoba! Żegnam i dziękuję!
   Słychać było jeszcze większe oklaski niż wcześniej. Spojrzałem w lewo. Tam był o wiele mniejszy balkon z otwartymi drzwiami. Wleciałem na niego. 
-Ugh! Ta suka znowu nie posłuchała moich rad! 
   Ujrzałem Henriettę chodzącą w kółko po swoim pokoju. Jej krótkie, czerwone włosy były nieułożone, a jej biała sukienka pognieciona. Wychyliłem się trochę zza rogu. Czy to już czas? Dobra, po co zwlekać...
Wleciałem do pokoju. 
-Kim ty jesteś?! - Wrzasnęła przestraszona Henrietta.
-Nie krzycz. Nie zrobię ci krzywdy. Chcę pomóc. - Pomachałem przed nią moimi łapami. - Mam dla ciebie propozycję. Obserwowałem cię przez długi czas i wiem, że z całego serca nienawidzisz swojej siostry. 
-Więc? - Skrzyżowała ręce. - Nie myśl, że ci zaufam. Jesteś potworem. 
-Nie potworem, tylko anulatorem. - Odpowiedziałem spokojnie. - Mogę uczynić cię królową. 
Kobieta uśmiechnęła się.
-Hmm? 
-Mogę zabić twoją siostrę. W zamian za przysługę. 
-O jaką przysługę chodzi?
-Pomożesz mi uwolnić ojca. 

-To będzie historia w większości o mnie i Teku. - Zaczęła Juliette. - Całe życie mieszkaliśmy w Anglii. Kiedy miałam 12 lat, a Tek 5, nasi rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Przygarnął nas brat taty - Will. Naprawdę bardzo go lubiliśmy. Mieszkaliśmy z nim rok, aż wujek poznał pewną kobietę. Nazywała się Henrietta. Miała krótkie, czerwone włosy i prawie zawsze nosiła długie, balowe suknie. Po krótkim czasie była razem z wujkiem. Jako małe dzieci polubiliśmy ją. Kupowała nam różne prezenty, szczególnie mi. Potem dostaliśmy od niej wiadomość, że nie musimy już chodzić do szkoły. Tek wtedy dopiero co zaczął naukę, ale i tak był ucieszony. Prawdziwym powodem była przeprowadzka. - Juliette zmarszczyła brwi. - Na inną planetę.
-Co?! - Krzyknęła cała drużyna.
-Na inną planetę? Juliette, to niemożliwe. - Powiedział jej Lok.
-W to też nie wierzycie? A w to?
   Juliette była zdenerwowana. Ta cała historia ją bolała, ale zawsze próbowała nie okazywać smutku. Na bolesne rzeczy reagowała złością, tak jak teraz. Wstała szybko i machnęła ręką. Cała woda ze szklanki, która do tej pory stała nietknięta na stoliku, wyleciała z niej. Juliette stanęła przed drużyną i ułożyła wodę lewitującą w powietrzu w długą linię ze szpiczastym końcem. Poruszyła ręką, tak, jakby wkręcała żarówkę. Woda zamarzła.
-Hmm? I co teraz? - Spytała się drużyny.
-Co tam się dzieje?! - Zapytał zdenerwowany Guggenheim.
-Jest okej. - Odpowiedziała mu Sophie, która starała się nie wyglądać na przestraszoną. - Juliette, co to jest?
-To dar. Henrietta mi go dała. Potrafię kontrolować wodę - zamrażać, podgrzewać, poruszać nią, wyciągać z roślin, rzeczy, ludzi... Powietrze też kontroluję. Tek za to dostał moc władania ogniem i ziemią. Musimy tylko mieć te żywioły przy sobie. Tek ma teraz krzemienie... Henrietta była z tej innej planety - Pinus. - Kontynuowała. - Wujek mówił, że to dobra osoba i że nam pomoże. Tak naprawdę był po prostu zahipnotyzowany. Tak jak my władaliśmy żywiołami, tak Henrietta miała moc iluzji i hipnotyzowania. Henrietta zabrała nas później na Pinus. Pamiętam, że powiedziała mi, że jestem wyjątkowa i że mnie potrzebuje. A potem... Ta, nie spodoba wam się to. - Westchnęła. - Mój wujek miał kilka tytanów. Z tego co pamiętam to był Skoczek, Ariel, Grzywacz i Caliban. Henrietta dała mi katany i kazała z nimi walczyć.
   Wszyscy łowcy popatrzyli na siebie. Sophie dotknęła ręki, gdzie spoczywała Wszechpotężna Sabriela. Zastanawiała się, po co Henrietta chciała, żeby Juliette walczyła z tytanami.
- Jako trzynastolatka myślałam, że są złe. - Ciągnęła Juliette. - Henrietta wmawiała mi, że to potwory, które zamyka się w amuletach, żeby nie atakowały ludzi na wolności. To dlatego wcześniej tak dobrze poradziłam z tytanami fanatyków. Naprawdę nie wiedziałam, czemu musiałam z nimi walczyć. Na Pinus ludzie nie potrafili przyzywać tytanów. To dlatego Henrietta zaczarowała mojego wujka. Przechodząc do sedna...

2 lata wcześniej 

   Henrietta prowadziła mnie wąskim korytarzem do jednego z pokoi. Trzymała mnie za rękę jak małe dziecko, a miałam przecież 17 lat. Super...
-Co chciałaś mi pokazać? - Zapytałam jej
-Zaraz zobaczysz. Tylko się nie bój. 
Doszliśmy do drzwi z ciemnego drewna. Henrietta puściła mnie i otworzyła mi drzwi. Weszłam do środka. 
W rogu stał jakiś potwór. Wyglądał jak biała salamandra meksykańska. Opierał się o ścianę na swoim ogonie. Odruchowo sięgnęłam ręką, żeby wyjąć Lux, ale po chwili zorientowałam się, że Henrietta zabroniła mi wziąć katany. Moje ciało przeszył dreszcz. 
-Spokojnie...
Salamandra podeszła do mnie bliżej. Zrobiło mi się niedobrze, lecz nie dawałam tego po sobie poczuć. Stanęła przede mną, a zaraz potem Henrietta weszła do pokoju i zamknęła drzwi.
-To Plagias, mój przyjaciel.
-Witaj Juliette. Henrietta mówiła ci, że jesteś wyjątkowa. I to prawda. Jestem anulatorem. Kiedyś wraz z innymi anulatorami i moim ojcem na czele rządziliśmy tą planetą. Jednak pewien mężczyzna zapieczętował mojego ojca, przez co anulatorzy zostali stąd wygnani. Tylko ty możesz go odpieczętować. Obiecuję, że wraz z moim ojcem, mną i Henriettą będziesz rządzić Pinus , a może nawet Ziemią. Jak tylko będziesz chciała...

-Czyli na Pinus też byli anulatorzy... - Powiedział do siebie Guggenheim. - Wiesz, kto ich wygnał, Juliette?
-Niestety nie...
-To mógł być Lord Casterwill. - Sophie zamyśliła się.
-Też tak myślę. - Odpowiedziała Juliette.
-Wiesz o nim?
-Tak. Moja ciotka i wujek biernie należą do Fundacji. Kilka lat temu postanowili od niej odejść i prowadzić spokojne życie. Teraz mieszkaliśmy u nich i trochę nam opowiedzieli i historii tytanów i Obłudnika. A, właśnie! To zaczęło się 5 miesięcy temu...

5 miesięcy wcześniej

   Przechodziłam właśnie jednym z korytarzy w pałacu. Byłam już w piżamie i szłam do pokoju mojego i Teka. Nasz pokój znajdował się w jednej z wież. Pałac Henrietty miał ich 4. 
   Żeby dojść do pokoju, trzeba było przejść tym samym wąskim korytarzem, którym szłam, gdy pierwszy raz widziałam Plagiasa. Nagle usłyszałam rozmowę. To była Henrietta i ten anulator. Rozmawiali w tym pokoju. Podeszłam do drzwi.
-...Widzisz, mówiłem, że zawiodą. To było pewne. Obłudnik zginął. 
Nastąpiła chwila ciszy.
-I co teraz? 
Tutaj nie udało mi się czegokolwiek usłyszeć. Henrietta prawie krzyknęła.
-Obydwie?! Plagias, to tak dużo... 
-Zbierz jak najszybciej pozostałych fanatyków. Ty zostaniesz tutaj, a ten cały Will będzie ich pilnował na Ziemi. 
-A co z Juliette? - Henrietta nie wspomniała o Teku nawet słowa. 
-Niech ona i jej brat zostaną na Ziemi. Jest przecież wspaniałą kontrą na tytany, a tam dużo osób jest łowcami. Na pierwszy miesiąc możesz być z nią. Jak już zbierzesz fanatyków, każ Juliette walczyć z ich tytanami. Will będzie ich uczył fanatyków, jak walczyć przeciwko tytanom, a potem zabierzemy ich na Pinus. Kiedy wyszkolimy wszystkich fanatyków, będziemy mogli obudzić Jormunganda. To jest mój plan...

-...Przenieśliśmy się na Ziemię. - Kontynuowała Ray. - Henrietta dzięki pomocy pewnego człowieka... Cholera, nie pamiętam, jak on się nazywał. Pamiętam, że lubił Teka bez wzajemności, bo oboje władali ogniem.
Sophie wzdrygnęła się. To na pewno był Kiel! Przeżył*. Nie wierzyła w to, wcześniej miała tak wielką nadzieję, że Kiel nie żyje.
-Sophie, co się dzieje? - Lok siedzący koło niej położył rękę na jej ramieniu.
-Juliette... Czy on miał na imię Kiel?
Dziewczyna zmarszczyła brwi.
-Tak. Co on ci zrobił? Widać, że to okropny typ.
-On zabił moich rodziców... - Odpowiedziała cicho Casterwill'ka.
Juliette nie wiedziała, co powiedzieć. "Przykro mi" nie było dla niej odpowiednie, bo nawet nie znała dobrze Sophie. Westchnęła tylko głośno i z ponurym głosem opowiadała dalej.
-Do tej pory nie wiem, dlaczego Henrietta szkoli zabójców tytanów. Wiem, że to potrzebne, aby odpieczętować Jormunganda, ale nic więcej o nim nie wiem. To jest nasz główny problem.
Juliette skończyła opowiadać. Łowcy i Guggenheim siedzieli w zamyśleniu. Sophie, mimo wieści, że Kiel żyje, skleiła w swojej głowie wszystko w całość.
-Więc do obudzenia Jormunganda jesteś potrzebna ty i zabójcy tytanów. - Juliette kiwnęła głową.
-A co się stanie, kiedy Jormungand się obudzi? - Spytał Den.
-Pewnie zawładnie całym światem. Pinus i Ziemią.
-Przecież nie chcesz go obudzić, więc co może zrobić Henrietta? - Zapytała się Sophie.
-Nie chcę go obudzić, bo Henrietta jest zła do szpiku kości. Przed Plagiasem czuję niepohamowany strach. Nie wiem dlaczego, ale mnie przeraża. Will jest zahipnotyzowany, a Henrietta mogłaby w każdej chwili zabić Teka, żeby mnie dostać. - Spojrzała smutno na brata. - Ta kobieta naprawdę zrobi wszystko, abym obudziła Jormunganda. Uciekliśmy z jej bazy 20 dni temu...
-Wiesz, gdzie ona jest?
-Powinna być w Polsce, ale Henrietta ma tą moc iluzji i dookoła bazy istnieje inny krajobraz. Przynajmniej tak nam się zdawało, jak uciekaliśmy...

20 dni wcześniej 

-Szybko, Tek! - Krzyknęłam do niego. 
   Biegliśmy szerokimi, kamiennymi korytarzami. Gonili nas fanatycy. Było ich kilkunastu, ale już niedaleko do wyjścia... 
   Nagle przed wielkimi stalowymi drzwiami pojawiło się kilku fanatyków. To była nasza jedyna droga. Wyjęłam Nox - jedną z moich katan. Jej właściwościami było bardzo szybkie, lecz nieprecyzyjne cięcie i moc przecinania dowolnego materiału. 
   Rozpędziłam się i wybiegłam przed Teka. Polała się krew. To był pierwszy raz, kiedy zabiłam człowieka... A raczej kilku ludzi.
   Wybiegliśmy z korytarza na zewnątrz. Tek użył swojej mocy ziemi, żeby zablokować skałami drzwi. Potem zerwaliśmy się do biegu.

-I jak dostaliście się do Wenecji? - Spytał Lok. - To musiało być trudne...
-Dotarliśmy dzięki pomocy naszych zdolności. Miałam też normalną komórkę. Henrietta po prostu sprawdzała mi ją na jakiś czas. No i oczywiście groziła, że nie mogę nikomu opowiadać o naszej sytuacji. - Juliette wywróciła oczami.
-Mieszkaliście na Ziemi, w Polsce, ale jak dostawaliście się na... Pinus? - Zapytała się Sophie.
-Tak, zapomniałam o tym wspomnieć... - Juliette podrapała podbródek. - Henrietta ma trzy amulety, które otwierają portal w dwie strony. Pierwszy posiada sama ona, drugi ma Will, a trzeci jest gdzieś u niej...
Tek odezwał się pierwszy raz. Jego siostra już dużo się naopowiadała, a on miał jeszcze łowcą coś do pokazania.
-My po prostu chcemy, żebyście powstrzymali Henriettę. Sami nie damy rady. Jeśli znajdzie się miejsce w Fundacji Huntik dla nas...
-Jak to mówiła pewna osoba "Nowych łowców Huntik nigdy nie za wiele." - Powiedział Guggenheim. Tek się uśmiechnął.
-A właśnie! - Krzyknęła Juliette klaszcząc w dłonie. - Tek, pokaż im.
Tek wstał. Nadal był uśmiechnięty. Teraz nawet jeszcze szerzej, kiedy to wyjął amulet z kieszeni.
-Zaszczekaj Dobermanie! - Wykrzyczał na cały dom, a zaraz potem koło niego pojawił się tytan.

Atak: 6
Obrona: 3
(w angielskiej wiki statystki to 2/5, ale są za słabe i mój brat* byłby smutny XD)
Litho-tytan
Duży

-Jesteśmy łowcami, potrafimy wzywać tytanów. Chyba nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy zostali przyjęci, prawda?
-Och, Tek. - Zaczął Lok. - To musi przedyskutować Fundacja. Ale nie martw się, jest naprawdę duża szansa, że was przyjmą. - Lambert pocieszył chłopca. Blondynowi wydawało się, że na pewno bardzo się z nim polubi. 
-Juliette. - Den zwrócił się do dziewczyny. - A ty jakie masz tytany?
-Mam mojego Ammita. - Pogładziła amulet w swojej kieszeni białych jeansów. - Tek ma jeszcze Calibana, ale nie umie go przyzywać. - Szturchnęła brata w ramie, a on pokazał jej język. 
-Serio? Caliban to naprawdę mocny tytan. - Phils spojrzał na chłopca. Tek wyglądał na zadowolonego faktem posiadania tak silnego tytana. Lubił też pochwały. Mimo wspomnień to była dla niego miła rozmowa, kiedy tylko usłyszał, że pewnie zostanie przyjęty do Fundacji.

Atak: 4
Obrona: 5
Hecto-tytan
Średni

   Guggenheim powiedział rodzeństwu, że przekaże nagranie samemu Metzowi, by ten omówił je później z radą. Miało to zająć maksymalnie 2 dni, ponieważ wszyscy z rady znajdowali się teraz w Nowym Jorku. Juliette i Tek podziękowali mężczyźnie oraz drużynie Loka za pomoc. Tek prawie skakał z radości. Jego siostra była mało emocjonalna, ale na jej twarzy dało się dostrzec ciepły uśmiech. 
   Juliette na wszelki wypadek dała Lokowi swój adres i kazała przyjść, gdyby rada dała odpowiedź. Po godzinie siedzenia w domu znajomych, rodzeństwo wróciło do Elizy i Stanisława. 

~~~

   Loka Lamberta obudził telefon od Metza. Była 9 rano. Chłopak przetarł oczy i odebrał połączenie. 
-Halo? - Powiedział zaspany. 
-Lok, posłuchaj. Przesłuchałem nagranie od Guggenheima. Musimy natychmiast porozmawiać z tą dziewczyną...

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

*1 - Naprawdę nie pamiętam, co się stało w odcinku walki z Kielem. I jak umarł/zaginął/czy co tam z nim. Może ktoś mi przypomni :P To trochę pomoże...
*2 - Jakby ktoś nie zauważył; Juliette to ja, a Tek to mój brat cioteczny :v Kiedy na początku pisałam o Huntiku, dawałam w opowiadaniach też jego i tam był moim bratem rodzonym. Jakbym podała słabsze statystyki Dobermana, to wkurzyłby się on, a nie Tek XD

Jest dużo dialogów, ale mam nadzieję, że to nie problem. Rozdział pisałam na szybko, więc jeśli wkradły się jakieś błędy - napiszcie ^^