niedziela, 7 maja 2017

Rozdział 18. - Winda, schody, Dante, rada i szpital - czyli mieszanina rzeczy ważnych i mniej ważnych.

Dom Dantego, Wenecja, Włochy
   Rodzeństwo usłyszało skrzypienie drzwi. Przyszli. Widzieli ich miny, ich samopoczucie.
   Sophie i Den byli kłótnią - stali sztywno, z grymasem na twarzy. Lok był pretensją - starał się nie kłócić z nikim, chciał dobrych relacji, ale nie mógł wyjść z tego bez złości. Cherit po prostu był - lekko posmutniał, miał opuszczoną głowę.
   Na marne szukać w nich przebaczenia.
  - Nic im nie wyjaśniałem. Zostawiłem to dla was. - Odezwał się Den.
  - Powiedzcie mi, co się stało. - Lok zdawał się spokojny.
    Tek wstał z łóżka, po czym wystąpił do przodu. Nikt, kto zna historię, nie chcę czytać jej kolejny raz, więc zatrzymajmy się na momencie, gdy chłopiec skończył wszystko tłumaczyć.
   Co najbardziej ciekawiło Teka? Nie, wybaczenia nadal brak.
   Jednakże zapadła decyzja, i to dość szybka. Zaproponowała to Sophie, którą tak męczyły sprawy z rodzeństwem, że postanowiła oddać je komuś innemu. Wypadło na to, że i tak miała coś do roboty. Na jej szczęście bez tej dwójki.

~~~

Pałac Henrietty, planeta Pinus
   Chociaż Henrietta miała salę tronową, nie często w niej przesiadywała. Ludzie się dziwili, bo w końcu była bardzo władcza, ale nikt nie znał powodu, dla którego woli swój pokój. To tam zawsze otwierała listy, rozmyślała, spędzała wolny czas i robiła masę innych ciekawych (według niej) rzeczy.
   I tym razem, kiedy Kiel zapukał do drzwi, leżała na łóżku w swojej komnacie.
  - Proszę. - Powiedziała leniwie.
   Mężczyzna wszedł do pokoju. Miał na szyi zawieszony naszyjnik z kryształowym amuletem. Pośpiesznie zamknął za sobą drzwi i zaczął mówić:
  - Oddział 3 nie wrócił z Polski, odział 9 nie wrócił z Wenecji. Do tego w Wenecji jest misja do załatwienia.
   Na tę wiadomość Henrietta podniosła się z łóżka. Ale wcale nie była zaintrygowana. Zrobiła to powoli opierając się na łokciach. Kiel przychodził do niej, bo nie miał prawa zrobić czegoś bez jej woli. Ale fakt, jej odpowiedź była eksplicytna.
  - Generalnie, przestałam zasilać już kryształy, więc Juliette i tak się znajdzie. Z drugiej strony mamy Teka, który na pewno jest z nią. Złapcie ich. Są w Polsce lub w Wenecji, to nie oczywiste? A jeżeli zgarniecie do mnie Teka, dziewczyna pójdzie za nim.
   Henrietta skończyła mówić. Kiel czekał na dalsze słowa, bo wydawało się, że ma coś jeszcze do powiedzenia, ale czerwonowłosa jedynie zacisnęła wściekła usta.
  - Coś się stało, moja pani? - Zapytał ostrożnie.
   Kiel był jednym z jej najbardziej zaufanych podwładnych, lecz nawet jemu nie wypadało mówić, że tęskni za Juliette. Nieważne, jak bardzo wykorzystywała Shiro, zawsze czuła do niej coś w rodzaju sympatii.
   Ech, nie potrafiła tego określić. Zadała sobie pytanie: jest królową, czy wrażliwą dziewczynką? Trzeba przełamywać każde lody w drodze do władzy.
  - Nie. Wyjdź.
   Nie musiała długo czekać. Kiel wyszedł, a po sekundzie Henrietta cisnęła głowę w poduszkę.

~~~

Główna baza Fundacji Huntik, Manhattan, Nowy Jork
   Juliette, Tek i Den, wskazany do pilnowania ich, stanęli przed drzwiami oszklonego wieżowca. Do Nowego Jorku dolecieli późnym popołudniem. Na samej górze czekała rada Fundacji Huntik. Żadnych osób pobocznych, tylko najwyżsi członkowie Fundacji. To oni będą oceniać Shiro.
   Wyglądało to niczym sąd ostateczny, ale białowłosa się nie przejmowała. Na razie jej podejście było takie: wyjdzie jak wyjdzie, byle by pokazać się z najlepszej strony.
   Wracając do Henrietty. Sophie swoją decyzją sprawiła, że nieumyślnie uratowała osoby, które tak bardzo jej nie pasowały. Kiedy Kiel wysłał do Wenecji (oraz Polski, co jest inną sprawą) bandę fanatyków, Juliette i Tek już lecieli do Nowego Jorku.
   W budynku znajdowały się schody, jednak każdy używał windy. Każdy prócz Dena.
   Rodzeństwo popędziło w stronę maszyny.
  - Które to piętro? - Spytał się Tek już z palcem na przycisku do otwierania drzwi.
  - Pójdziemy potem na lody? - Dodała Shiro.
  - Nie. Dziewiętnaste, ale idziemy schodami.
  - Co?! Niby dlaczego mamy się męczyć?
  - Mam uraz do jeżdżenia windą. - Odparł z niechęcią. Nigdy o tym nikomu nie mówił, bo nie chciał wyjść na słabego, jednak teraz było to przymuszone.
  - Ty pobiegniesz schodami, my pojedziemy windą. Jeśli będziemy drudzy na dziewiętnastym piętrze, to nie pójdziemy na lody i będziemy grzeczni przez całą drogę powrotną. Ale jeżeli będziemy pierwsi, to idziemy na lody i kropka. - Powiedział Tek.
   Den zaśmiał się ironicznie.
  - To jasne, że będziecie tam pierwsi.
  - Zatrzymamy windę co dwa piętra, ok?
  - Jak chcecie. - Brunet miał pewność, że wygra.
  - Yay! - Shiro uniosła ręce do góry. Pójście schodami było dla niej męczarnią.
    Tek nacisnął przycisk. Winda się otworzyła, a rodzeństwo weszło do środka. Juliette szybko nacisnęła wybrane guziki.
  - W sumie, jak teraz sobie myślę, to mogliśmy od razu jechać na dziewiętnaste piętro. - Odezwał się Tek. - Den by się nawet nie zorientował, że oszukiwaliśmy.
  - I co teraz?
  - Spokojnie. Obliczyłem, że będziemy tam pierwsi.
   Juliette była zadowolona i podśpiewywała sobie cicho autorską piosenkę "lody, lody, lody". Na siódmym piętrze wsiadły dwie osoby. Zapracowana, rudowłosa kobieta oraz mężczyzna o tuszy.
  - Hmm? - Ruda zdziwiła się, gdy podeszła do tabeli z przyciskami. Tek parsknął śmiechem. - Co tu się stało? - Spytała się rodzeństwa.
  - Emm.... Winda jest zepsuta. - Odparła Shiro.
   Nie minęło długo czasu, rudowłosa i mężczyzna wysiedli na dziesiątym poziomie. Juliette i Tek jechali dalej. Przy żadnym przystanku nie zobaczyli Dena.
   Na szesnastym piętrze do windy chciała wejść kolejna osoba, ale Tek uprzedził ją, że jest niby zepsuta, więc zrezygnowała.
  - Wy nie wysiadacie?
  - No bo...
  - My i tak jedziemy na dziewiętnastkę. - Powiedziała Juliette unosząc palec do góry.
   W końcu rodzeństwo dojechało do celu. Drzwi otworzyły się, a przed nimi... Den Phils we własnej osobie.
  - Co?! Widocznie źle obliczyłem.
  - No cóż, wystarczy, że dotrzymacie obietnicy. - Den oparł ręce na biodrach.
  - Ech, po prostu już chodźmy. - Odparła Shiro i pacnęła brata w głowę.
   Na dziewiętnastym piętrze była wielka sala, jedyna na tym poziomie. W środku ogromny, prostokątny stół, a przy nim członkowie Fundacji Huntik. Metz siedział na końcu.
   Juliette, Tek i Den weszli do środka. Den na przodzie, na powitanie, wyjął z kieszeni amulet Mroźnego Serca. Sophie, kiedy już wychodził dała mu go, aby naukowcy Fundacji sprawdzili, czy na pewno nie zmienia ludzi w Tytanów.
   Den przekazał Metzowi amulet.
  - To jest teraz Juliette? - Spytał się lider. Sophie rozmawiała z nim wcześniej na ten temat. Białowłosa spojrzała na niego z wyrzutem. Brzmiało to, jakby była brzydsza niż wcześniej.
  - Co chcecie zrobić? - Tek zamierzał przejść do sedna.
  - Na razie nie możemy puszczać was na żadne misje. Zostaniecie też pod naszą kontrolą w Nowym Jorku.
  - A ja już się cieszyłem, że wrócę szybko do Wenecji... - Dodał Den.
  - Uważam, że powinniśmy zbadać Juliette w naszym szpitalu. - Powiedziała jakaś kobieta. Albinoska spojrzała na nią.
  - Też jestem takiej myśli. - Odezwał się ktoś.
  - Juliette, opowiesz nam, co się stało w twojej wersji? Chcielibyśmy usłyszeć dokładne wyjaśnienia. - Rzekł Metz.
   Shiro i Tek na zmianę, bez sprzeciwu opowiadali swoje zdarzenia. Chłopiec mówił o kryształach, dziewczyna o całej reszcie. Rada słuchała uważnie, choć dało się w ich oczach dostrzec nutkę zmieszania.
  - Tak czy inaczej - czeka cię badanie. - Odpowiedział Metz do Shiro. - Musimy sprawdzić, czy wszystko jest z tobą dobrze.
  - A będą zastrzyki?
  - Raczej tak.
  - To nie chcę. - Skrzyżowała ręce.
  - Niestety będziesz musiała. Inaczej pożegnacie się z Fundacją. Jesteśmy teraz w punkcie bez wyjścia.
  - Proszę pana, ona tylko tak żartuje. - Tek pomachał mu przecząco. - Zrobisz te badania, prawda Shiro?
  - Może za lody... - Odwróciła głowę.
  - Deeen?
  - No dobra, dobra. Sam też mam ochotę na coś słodkiego.
  - Juuupi!

~~~

Dom Dantego, Wenecja, Włochy
  - Dobrze, że teraz możemy zająć się tą misją. - Powiedział Lok. Wraz z Sophie i Cheritem właśnie zbierał się do wyjścia. 
  - Stare kamienice, tak? - Zapytał się stworek. 
  - Tak. - Odparła Casterwill'ka. - Podobno są tam przejścia do kanałów, a w kanałach ma coś być. Tylko tyle wiemy. 
   Holotom w jej rękach otworzył mapę Wenecji  i pokazał wszystkie stare kamienice. 
  - Musimy je przeszukać. 
    Gdy Lok skończył pakować amulety, łowcy wyszli z domu. Skierowali się do najbliższego celu - dawnego salonu fryzjerskiego. Był on stosunkowo blisko, bo kilkadziesiąt kroków od ich mieszkania.
    Drzwi budynku były uchylone. 
  - Hmm, wygląda na to, że ktoś tu był. - Powiedziała Sophie, po czym przymknęła oczy. - Jednak nie wyczuwam żadnej magii. 
  - Tu niestety nic nie ma. Wychodzimy. - Drzwi otwarły się przed rudowłosą, aż odskoczyła, lecz znała ten głos. 
   Przed nią pojawiła się młoda, czarnowłosa kobieta. 
  - Zhalia? 
   Moon patrzyła na nią chwilę.
  - Zhalio, przesuń się. Chcę wyjść. - Ktoś przecisnął się pomiędzy kobietą a framugą drzwi.
  - Dante! - Krzyknął Lambert.
   Mentor uśmiechnął się do niego tym swoim znanym dziarskim uśmieszkiem.
  - Co tu robicie? - Dodała ucieszona Sophie.
  - Jesteśmy na misji, chyba tak samo jak wy. - Odpowiedział Vale. 
  - Jak to? Godzinę temu Gugenheim powiedział nam, że ta misja jest wolna.
  - Prawdę mówiąc, to Dantemu nie chciało się znowu siedzieć u rady Fundacji, więc wyjechaliśmy sobie na wczasy. Dostaliśmy tę misję przed wami. Widocznie Guggenheim chciał wam zrobić niespodziankę. - Zhalia skrzyżowała ręce z lekkim uśmiechem.
  - Przyjemne z pożytecznym. - Zaśmiał się Dante.
  - Czyli będziemy pracować razem? - Zapytał się Lok.
  - Na to wygląda.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Ropuszko, chciałaś rozdział, więc masz XD 
Proszę mnie nie winić za wszelkie błędy związane z działaniem windy. Naprawdę nie umiem obsługiwać tych urządzeń ;-;
Rozdział był troszkę szybko pisany (ogólnie często pisze w zeszycie na lekcji) i może się zdarzyć mała ilość powtórzeń. 
Świetna nazwa rozdziału, polecam.