czwartek, 30 marca 2017

Rozdział 15. - Niespodzianka dla Juliette i Teka

Stara kamienica, Wenecja, Włochy
   Cisza była przytłaczająca. Shiro i Tek nie odzywali się już od dobrych pięciu minut. Jednak kto w takiej sytuacji by się odezwał? Shiro nie chciała usłyszeć odzywek od brata, a on sam wiedział, że jego siostra nie zna odpowiedzi na temat swojej zmiany. Przez czas ciszy robił sobie retrospekcję ich wspólnego życia i szukał prawdziwego wyglądu Shiro.
   Pamiętał ją jako szczupłą dziewczynę z dwukolorowymi włosami i różowymi oczami. Potem przefarbowała swoje włosy na brązowy kolor, ale to nie było dla niego istotne. Juliette, białowłosą Shiro, jest dopiero od... No właśnie, od kiedy? Chciał ją o to spytać, lecz nadal się bał. Nie było wyjścia. Tek musiał zacząć rozmawiać.
  - Juliette? - Odezwał się cichym, przytłumionym głosem.
  - Hmm? Wolę Shiro. - Spojrzała gdzieś w bok.
  - Od kiedy jesteś albinoską?
  - Szczerze, to od kiedy pamiętam. - Podrapała się za uchem. - Ale! Nie, odkąd trafiliśmy do Fundacji... W sumie od kiedy uciekliśmy do Wenecji, to wyglądałam inaczej. Pamiętam resztę mojego życia i w każdej jej części miałam białe włosy i czerwone oczy...
   Dalej się nie odzywała. Czekała na jakieś wiadomości od Teka, bo wyjaśniając mu to, sądziła, że da jej odpowiedź. Z nudów zakręciła się kilka razy na pięcie.
  - Nie wiem, co robić... - Odparł skupiając na sobie uwagę siostry. Dziewczyna odchyliła głowę do tyłu, a jej włosy zsunęły się z ramion.
  - Naprawdę mi wierzysz? Że jestem Juliette?
  - Chyba tak...
  - Mhm... W sumie to byłaby dla mnie najlepsza opcja. - Tek zerknął na nią pytająco. - No bo chciałam ci wmówić, że w tej kamienicy przesiadują fanatycy i chcieli mnie porwać.
   Tek uśmiechnął się lekko. Juliette również. Zupełnie zapomnieli o tym, że mają coraz mniej czasu na swoje wytłumaczenia. Lok, Sophie i Den mogli w każdej chwili wrócić lub, co gorsza, zadzwonić do rady Fundacji i zgłosić (dzięki wnioskom z historyjki Shiro) porwanie przez ludzi Henrietty.
  - To przezwisko. - Kontynuował Tek. - Pamiętam coś. Czy Henrietta tak na ciebie nie mówiła?
  - Chyba masz rację, nie znam nikogo innego, kto by mnie tak nazywał... Właśnie! - Uniosła szybko do góry rękę.
  - Henrietta! - Załapał chłopiec. - Kto by mógł tak manipulować wyglądem, jak nie ona? Ale po co miała zmieniać ci wygląd? W każdej chwili możesz przefarbować włosy, tego na pewno nie pominęła. Nie jest głupia.
  - Musiała mieć jakiś plan.
  - Wiesz, że jej plany polegają wyłącznie na oszukiwaniu i pluciu jadem?
  - I używaniu iluzji! - Dodała głupio Shiro.
  - Może chciała cię tak skrzywdzić?
  - Ej! Nie żartuj sobie, ten wygląd mi się podoba! - Oparła ręce na biodrach. Tek przewrócił oczami. - Poza tym jak już, to zmieniłaby mnie w Juliette brązowo-różowo-włosą, a nie w Juliette białowłosą! Przecież mówię, że moim prawdziwym wyglądem jest bycie albinoską!
  - Zmieniła... - Tek doszedł do jedynego skutecznego wniosku. Wszystko wskazywało na to, że zmieniony wygląd Juliette to sprawa czerwonowłosej. Chłopiec wstał z fotela. - Kryształy!

~~~

Kilka lat wcześniej, pałac Henrietty, Pinus
   Przechadzałem się wzdłuż szerokich korytarzy. W ręku trzymałem nadgryzione jabłko. Spacer po mieście dobrze mi zrobił, teraz chciałem już tylko wrócić do pokoju i odpocząć sobie na łóżku.   
   Juliette znowu ćwiczyła. Miałem dość tego, że moja siostra niańczy tych żołnierzy, a ja nawet nie mogę popatrzeć. No ale cóż - Henrietta tak kazała, to tak musi być. Obiecała mi kiedyś, że też będę ich szkolić. Ale Juliette dostała katany, a ja na swoją broń musiałem poczekać. Mam wrażenie, że gdybym nie słuchał się Henrietty, to bez problemu by mnie zabiła. Taka z niej opiekunka. 
   Skręciłem. To tutaj, w tym korytarzu były drzwi do pokoju Henrietty. Nie zwróciłem na nie uwagi, bo powinno jej teraz w nim być, jednak usłyszałem kobiecy głos. Podszedłem bliżej nadsłuchując.
  - Przyjedzie jutro, przyjedzie jutro! - Czyżby Henrietta dostała nową zabawkę? Jej głos brzmiał tak radośnie, że aż przyprawił mnie o wymioty. - Nie ma co, będą zadowoleni. - Ściszyła się. - Kryształy czterech żywiołów... Jak to pięknie brzmi. Juliette dostanie powietrze i wodę, a Tek ogień i ziemię. Chyba taki podział pasuje? - Zrobiła się krótka przerwa, nikt nic nie mówił, choć wiedziałem, że w pokoju są dwie osoby. Henrietta nie gada do siebie. - Ani słowa, ucieszą się.
   Odszedłem od drzwi, bo miałem wrażenie, że czerwonowłosa niedługo wyjdzie. Więc dostaniemy jakieś moce? Super! Już wcześniej się przekonałem, że świat ma niezliczone ilości ukrytej magii. Źli Tytani, których trzeba zwalczać, inne planety, zaczarowane katany. Moce władania żywiołami to tylko cząstka tego, ale i tak mnie ucieszyły. Tylko czy mówić o tym Juliette? Nie warto, jeszcze będę miał karę, że podsłuchiwałem. Jutro będzie miała niespodziankę.

Następnego dnia, pałac Henrietty, Pinus
   Wieczór, a tu nic. No i gdzie są te wszystkie żywioły? Dochodziła dwudziesta pierwsza. 
   Juliette leżała na swoim łóżku kilka metrów ode mnie. Robiła jakieś fikołki, turlała się... Ona już taka była, nie przeszkadzało mi to, mimo tego, że słyszałem co chwila "Śśśsiuuuu" i "Wrrrahhh". Odkąd straciliśmy rodziców, strasznie się zmieniła, więc musiałem to akceptować. 
   Henrietta weszła do pokoju. W końcu! O pukaniu do drzwi mogłem sobie pomarzyć, ona nigdy tego nie robiła. Juliette podniosła się z łóżka i poprawiła swoje dwukolorowe włosy.
  - Hej Juliette, Hej Tek. Mam dla was niespodziankę! - Uśmiechnęła się. - Pewien czarownik dał nam coś, co pomoże w walce z Tytanami. A że jesteście moimi ulubionymi wojownikami i przyjaciółmi, to do was należy ten prezent. Chodźcie za mną, idziemy do podziemi.
  - Yuupii! - Krzyknęła Juliette. 
   Zeszliśmy na dół. Podziemia pałacu służyły Henriecie do szkolenia zabójców Tytanów i chyba do własnych przemyśleń. Mniejsza z tym, faktem jest, że spędzała tam dużo czasu. 
   Było w nich zimno i wilgotno. Korytarze były jeszcze szersze niż w pałacu. Doszliśmy do jakiegoś pomieszczenia z drewnianymi drzwiami. Rzadko się w podziemiach zdarzały drzwi. Przynajmniej w tych. 
   Widać było, że Juliette się cieszyła. Co chwila energicznie stawała na palcach. Henrietta też to zauważyła. 
  - Juliette. - Siostra spojrzała na czerwonowłosą. - Co powiesz na moc władania powietrzem i wodą? Kiedyś mi się chwaliłaś, że chciałabyś posługiwać się jakimś żywiołem. 
   Juliette podskoczyła. 
  - To nie są żarty? - Wyszczerzyła się. 
  - Jedyne żarty tutaj, to moja iluzja. - Henrietta pstryknęła jej palcem w nos. 
  - Yay! 
  - Tek, poczekaj na nas. Też dostaniesz moce - ziemi i ognia. 
  - Świetnie. - Odparłem trochę zniechęcony. Nie lubiłem, jak Henrietta faworyzowała siostrę. Same moce żywiołów były dobre, ale skoro usłyszałem "Poczekaj, zaraz dostaniesz", to brzmiało to dla mnie jak rozmowa z głodnym psem. 
   Tak czy siak Henrietta i Juliette weszły do pomieszczenia. Czekałem niedługo. Nic nie słyszałem. Żadnych krzyków siostry i oznak radości. Wszystko było szczelne i nie przepuszczało żadnych odgłosów. 
   Kiedy opierałem się o zimną ścianę, Henrietta krzyknęła. To akurat usłyszałem. Potem, zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, zza drzwi wybiegł ktoś nieznajomy. Dziewczyna miała białe włosy sięgające do pępka i czerwone oczy. 
  - Tek, spójrz! - Rzuciła do mnie, wystawiła ręce do przodu, a korytarz przeszył ciepły wiatr. Od razu lepiej, ale kim ona była?
   Zaraz po niej z pokoju wyszła Henrietta. Po Juliette ani śladu. 
  - Wow! Nie sądziłam, że kryształy ją tak zmienią, ale wygląda słodziutko! Ma brak pigmentu, więc jest albinoską. Tak samo jak wiatr jest niewidzialny, ona czegoś nie posiada. - Powiedziała do mnie. 
   Co? To miała być Juliette? 
  - Zmieniła wygląd? - Te moce były prawdziwe, to mi przed chwilą udowodniono, jednak nadal nie mogłem pojąć, że Juliette jest inna. 
  - Tak. Świetnie teraz wygląda. Jak Shiro. 
  - Shiro? 
  - To biały po japońsku. 
   Henrietta uczyła się wielu języków ziemskich. Generalnie na Pinus panował angielski i żaden inny. Nawet na pustynnych krajach był angielski. 
  - Od teraz będę cię nazywać Shiro! Podoba ci się?
   Shiro przytaknęła i wróciła do zabawy z powietrzem. 
  - Czy mi też zmieni się wygląd? - Spytałem po chwili.
  - Zobaczymy. - Odpowiedziała i kazała mi gestem dłoni wejść do pomieszczenia. 
   Przekroczyłem drzwi, a moim oczom ukazały się promieniujące, fioletowe kryształy. Wychodziły z ziemi, albo tak były ustawione. Nie mogłem tego ocenić. W śród nich było siedzenie - jakiś duży, czerwony fotel. Henrietta kazała mi na nim usiąść. Posłuchałem. 
  - Musisz wiedzieć, że chcesz mocy. Inaczej będzie boleć. 
  - Chcę. - Powiedziałem. Mogła mi tego nie mówić, trochę mnie przestraszyła. 
   Henrietta machnęła ręką w prawo. Jeden z kryształów wygiął się. Spojrzała na mnie bez wyrazu i poruszyła się ponownie. Kryształ uderzył w moje serce i zemdlałem.
   Obudziłem się zaraz potem. Nic nie bolało. Henrietta pomogła mi wstać z fotela. 
  - No. Wypróbuj coś. 
   Przeszedłem kilka kroków i zacisnąłem pięści. Zdeformowałem podłogę, robiąc z niej wzniesienie. Spróbowałem też wystrzelić płomieniem z ręki, ale się nie udało. 
  - Co z ogniem? 
  - Musisz go wytworzyć, żeby nim władać. Nie zmieniłeś wyglądu. - Dodała. Wiedziała, co mi chodzi po głowie. - Widocznie twoim przewodnim żywiołem jest ziemia. A masz ciemne włosy i brązowe oczy. To pasuje. 
   Osobiście wolałem ogień, jednak nie kłóciłem się z Henriettą. Wyszliśmy razem w pokoju. Zanim skierowaliśmy się do naszych pokoi, Henrietta powiedziała, że nasze moce będą rosnąć z czasem. 

Kilka miesięcy przed tym, kiedy rodzeństwo trafiło do Fundacji, Pinus
   Z Juliette opanowaliśmy moce bezbłędnie. Ona umiała latać, ja tworzyłem ogień z niczego, nawet umiałem robić magmę! 
   A teraz? Znów podsłuchiwałem. 
  - Kiedy zmniejszę moc kryształów, zdolności otrzymane od nich słabną. - Odezwała się czerwonowłosa. - Testowałam to z Shiro, bo dostałam wiadomość od tego całego Lemminga czy jak mu tam, aby spróbować obniżać ich działanie. Nie uwierzysz, co odkryłam! Wygląd też się zmienia. Shiro traci albinizm. - Tu mnie zaskoczyła, ale słuchałem dalej. - I chyba też na krótko pamięć, bo była jakaś niemrawa, jak skończyłyśmy...
   Więc jesteśmy ciągle pod kontrolą Henrietty? Co teraz z planem ucieczki? Nie było wyjścia, poszedłem do pokoju. 
  - Juliette, musimy pogadać.
  - Shiro! - Poprawiła mnie.
  - Shiro... Co zrobisz z wyglądem, gdy uciekniemy? 
  - O to się nie martw! - Pokazała mi język. - Po prostu przefarbuję włosy czy coś. I tak będę miała moje moce, poradzimy sobie. 
   Wstała i poklepała mnie po ramieniu. Ucieczka była blisko...


~~~

  - Wszystko sobie przypomniałem! To przez te durne kryształy! Henrietta chciała, żeby nasze moce nie były tak potężne, więc robiła coś z tymi kryształami! Ale teraz odpuściła... 
  - To dlatego teraz zmienił mi się wygląd... I dlatego mogłam latać bez problemu, a ty posługiwałeś się ogniem bez ognia w okół, prawda?
  - Bingo. - Pochwalił ją Tek, ale sam był zdenerwowany. - Ona to jest głupia! Przecież zawsze możesz przefarbować włosy. Jeszcze wzmocniła nasze umiejętności. Co, ona chce żebyśmy ją zabili?
  - Ja nie chcę farbować włosów... - Wtrąciła albinoska. - Tek, co teraz z drużyną? Będą źli. - Dodała smutna. 
  - Może o to jej chodziło? Wiedziała, że z kimś jesteśmy i chciała coś z tym zrobić. - Zapytał. - Nie przejmuj się, wyjaśnimy to im. 
   Juliette wywołała wilka z lasu. Lok, Sophie i Den wracali do kamienicy, a rodzeństwo musiało na razie uciekać. Nie mieli im jak tego teraz wytłumaczyć. Woleli poczekać i wszystko jeszcze przemyśleć.
  - Na górze są okna. Widziałam je z zewnątrz. - Powiedziała Shiro, bo łowcy byli już prawie przy drzwiach. - Użyję wiatru i zeskoczymy z nich bez problemu. 
   Skierowali się drewnianymi schodami wyżej. Kiedy Tek nastąpił na jeden stopień, on nagle zarwał się. Chłopiec uniknął upadku, jednak gdy spojrzał w dół, jego oczom ukazał się... Krokodyl? Daleko w dole, w kanałach płynął krokodyl, który patrzył na niego swoimi żółtymi ślepiami. 
   Tek nie miał czasu i dołączył do siostry. Musiał komuś później o tym powiedzieć. Spokojnie dobiegli na drugie piętro i wyskoczyli na zewnątrz z tyłu budynku. Nikomu nic się nie stało. 
  - Co teraz? - Spytał się Tek.
   Białowłosa podrapała się po brodzie. 
  - Po pierwsze... Przydałoby się znaleźć moje katany...

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ach, tak szybko wstawiam rozdział, no ale nie mogłam się powstrzymać :D Poza tym moja komentatorka chciała wyjaśnień ;3 Jakby coś jeszcze było niejasne, to wytłumaczę to w następnym rozdziale, wystarczy, że napiszesz. 
Pod koniec trochę szybko pisałam, więc może być jakiś błąd - wtedy powiedzcie.

środa, 29 marca 2017

Rozdział 14. - Zagadka Shiro

Wenecja, Włochy
Lok, Sophie i Den byli już przy opuszczonej kamienicy. Gdy tylko do niej doszli, skrzywili się na jej widok. Mogli ją spokojnie uznać za jedno z najohydniejszych miejsc w całej Wenecji. Pewnie jedynie mieszkające nieopodal pijaczyny oraz fanatycy, o których mówiła Shiro, uważały ten budynek za zdatny do użytku.
  - Okej... Tylko jak my tam wejdziemy? Drzwi są zabite deskami. - Sophie zwróciła się do Loka.
   Chłopak podszedł do wejścia. Drzwi faktycznie były zabite deskami, jednak jak się okazało, gwoździe nie trzymały i Lambert bez problemu je otworzył. Oczom łowców ukazało się zakurzone wnętrze udekorowane przez żuli kilkoma fotelami i stolikiem.
  - No tak... - Odparła zmieszana Sophie.
  - To co, wchodzimy? - Dodał Den. - Shiro, zostałabyś na tutaj?
   Nikt nie odpowiedział. Den odwrócił się, a Shiro i Teka za nim nie było. Lok i Sophie zrobili to samo. Na ich twarzach malowało się zaskoczenie, na twarzy Casterwill'ki również złość.
  - Na pewno za nami szli... - Powiedział Phils podchodząc do wejścia w wąską uliczkę.
   Rozglądał się przez chwilę, lecz potem bezzwłocznie, w trosce o zagubione osoby, zaczął iść drogą powrotną. Lok i Sophie dołączyli do niego. Wprawdzie mówiąc, gdyby nie Den też by tak postąpili. Przeszukując okolicę, nie wiedzieli, że już dawno minęli uliczkę, w którą Shiro zwiodła Teka.

~~~

   Shiro nadal szła za chłopcem. Okazało się, bo tego białowłosa nie wiedziała, że wąska uliczka, którą szli, prowadziła do centrum opuszczonych i zniszczonych budynków. Może tutaj ulice były dziwnie szerokie i każdy z łatwością mógł ich dostrzec, ale nie w tym miejscu nie było żywej duszy. Dzięki temu plan Shiro się ułatwił. Jednak Tek właśnie chciał zawracać.
  - A co z tym gościem? - Dopytywała. 
  - Zaraz się zgubimy. Znajdziemy resztę i go potem poszukamy... Poza tym głupio to wszystko brzmi. Tu mógł sobie chodzić każdy mężczyzna, a nie jakiś fanatyk! 
  - Fanaco? - Dziewczyna przekrzywiła głowę, przez co sprawiała wrażenie słodkiej idiotki. Sprawiała wrażenie, bo na pewno głupia nie była. No i znała pojęcie "fanatyk". 
   Tek jąkał coś i nie wiedział, jak odegrać swoje ostatnie słowa. Shiro, na szczęście, tylko uśmiechnęła się milutko, więc odpuścił, po czym, jak już planował, zawrócił, żeby znaleźć resztę drużyny.
   Shiro obróciła się na pięcie, jednak nie ruszyła do przodu. Zorientowała się, że prawie poszła za Tekiem, a nie tak miała postąpić. Wydawał jej się teraz dobrym przyjacielem. Ale jej plan, choć prosty i dość głupi, musiał zostać zrealizowany. Już miała pytać Teka swoją kwestią, aż nagle usłyszała głos Loka. To było coś w stylu "Chyba ktoś tam jest" albo "Chodźcie za mną", więc wiedziała, że została w jakimś stopniu zauważona. Dlatego musiała działać...
   Nim na tej szerokiej ulicy dało się zobaczyć sylwetkę Lamberta, Shiro poszybowała w górę z Tekiem, zaciągając go za kilka budynków.

~~~

   Shiro wylądowała. Ta sama zniszczona kamienica wydawała się idealną kryjówką. Była nieuczęszczana (Shiro przecież skłamała i żadnych fanatyków w niej nie było), ponura i odpychająca. A nawet jeżeli Lok, Sophie i Den wróciliby do niej, to białowłosa miała wystarczająco dużo czasu na wykonanie swojego planu.
   Tek się wyrywał. Ogólnie wyrywał się, gdy tylko wznieśli się nad ziemię. Ale Shiro, wbrew pozorom była silna i nie pozwalała mu uciec. Do tego zakryła mu ręką usta, co skutecznie go uciszyło. Typowa próba porwania, pomijając magiczne zdolności albinoski.
   Dziewczyna wparowała do kamienicy, przed wejściem oglądając się, czy nikt jej nie widział. Drzwi zostały zamknięte podmuchem wiatru. Shiro spojrzała na wnętrze pomieszczenia. Z trudem posadziła Teka na jednym z zakurzonych foteli, lecz nadal zakrywała mu usta.
  - Nie wierć się! - Jej głos nie był groźny. Dało się w nim usłyszeć pewien rodzaj smutku. Ten rodzaj, gdy musieliście zrobić coś niedobrego, bo nie było wyjścia. Shiro nie żałowałaby porwania jakiejś osoby dla swoich korzyści, jednak Tek nie był dla niej byle kimś
   Tek powoli przestawał. Tracił siły. Kiedy chłopiec już siedział, mogła zacząć mówić.
  - Chcę ci coś wytłumaczyć. Będziemy musieli rozmawiać, więc zdejmę ci rękę z ust. Ale nie krzycz, bo... Po prostu nie krzycz, to ważne.
  Wzrok Teka pozostał tak samo złowrogi jak wcześniej. Zgodził się, Shiro poznała to w jego oczach.
  - Nikt z tej drużyny, oprócz ciebie... No i może Dena, nie posłuchałby, co mam do powiedzenia. Nie złość się, że akurat ciebie porwałam, to ich wina, że nie można im zaufać... Generalnie Juliette nic nie jest. - Powiedziała to, żeby Tek się trochę uspokoił. Zadziałało. - W sensie: nic złego, bo w sumie bardzo dużo się z nią stało. - Shiro zdjęła w końcu Tekowi rękę z ust. - Nie wiem, od czego zacząć, a ty pewnie masz wiele pytań, więc proszę, mów.
  - Po pierwsze: kim jesteś. Po drugie: co z Juliette. I jak, do cholery, latałaś - Wyparował od razu.
  - Jak to jak? Naprawdę się nie domyśliłeś? A zawsze się przechwalałeś, że jesteś mądry... - Zacisnęła usta, jakby została mocno oszukana.
   Tek, na początku chciał powiedzieć, aby się z nim nie kłóciła, ale zaraz potem analizował jej słowa. Dopiero się poznali, ale rzeczywiście, on zawsze mówił dużo o swojej inteligencji. Czy ona mogłaby być...? Nie, to nie jest możliwe! Choć w sumie skoro Tytani, inne światy i moce żywiołów są realne, to czemu to miałoby nie być? Jednak Tek nie dawał za wygraną, może się mylił.
  - Po prostu powiedz. Skąd masz tę moc? To dla mnie bardzo ważne. I podaj też informacje o sobie, ja cię nie znam. Chcemy chyba do czegoś dojść. Tymi tekstami starasz wydawać się inna? Nie wyróżniaj się.
   Shiro wyraźnie się zadowoliła.
  - Spójrz na mnie. - Odparła pokazując palcami swoje włosy i oczy. - Trudno mi się nie wyróżniać z takim wyglądem.
  - Teraz mówimy o charakterze. Rozjaśnij mi coś w końcu, mieliśmy rozmawiać.
  - A czy to miała być rozmowa po twojemu?
  - Przecież... Przynajmniej niech dąży do jakiś wyjaśnień. Przedstaw się.
  - Shiro. - Mrugnęła oczkiem.
  - Argh... Nazwisko, wiek, cokolwiek!
  - Może jeszcze imię? Zdradzę ci sekret: Shiro to przezwisko. - "No domyślaj się, Tek, domyślaj. Podobno jesteś bardzo mądry" - w jej głowie latały te słowa, a ona była nimi bardzo rozbawiona.
  - Przezwisko? To podaj mi imię, a nie się droczysz!
  - Na J.
  - To nie są zgady...
   I tu się wszystko zatrzymało. Tek powolnie oparł się o fotel, a Shiro rozluźniła mięśnie. Chłopiec zadał ostatnie pytanie:
  - Jaka jest pierwsza litera twojego nazwiska?
  - R.
  - Tak... Juliette Ray.
  - Zgadłeś.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Rozdzialik krótki, ale no cóż, szpital.
Powiedzcie szczerze: ktoś się domyślił, kim jest Shiro?

poniedziałek, 27 marca 2017

Informacja

Nie było rozdziału, bo pojechałam do szpitala. Nie wiem, kiedy go dodam, nadal jestem trochę zmęczona, żeby siedzieć i pisać.

środa, 15 marca 2017

Rozdział 13. - Dwie zguby

Wenecja, Włochy 
    Shiro szła przed siebie bujając się na boki z radości. Pomoc, którą zaoferował Den mocno ją ucieszyła i dziewczyna nie przejmowała się swoimi niedawnymi problemami - omdleniem i zapomnianej broni, która obecnie leżała pod ławką w parku. Prawie zawsze była taka wesoła przy swoim uosobieniu, więc dobry humor nie był czymś niezwykłym.
   Do domu nie było daleko. Kiedy Den i Shiro do niego dotarli, na ulicy zaczynali się pojawiać pierwsi ludzie wychodzący do pracy. Den nie chciał czuć na sobie ich wzroku, bo prawdę mówiąc wraz z białowłosą nie wyglądali za dobrze. Wiecie dziewczyna w piżamie i zaspany nastolatek z rozczochranymi włosami.
   Chłopak wyjął pęk kluczy i otworzył drzwi. Każdy jeszcze spał, co go nie zdziwiło. Rozpatrzył wszystkie możliwości; obudzić przyjaciół teraz, obudzić przyjaciół potem, zabić się aby nie robić nikomu problemów z Shiro... Ostatnią opcją było wypędzenie dziewczyny z domu, ale diabli wiedzą, co by się wtedy z Denem stało. Rozmyślając, usiadł na kanapie, a albinoska kręciła się szczęśliwie wokół własnej osi.
   Ktoś schodził na dół. Den spojrzał nerwowo na zegar. Dochodziła szósta rano. Domyślił się kto to. Tylko jedna osoba z grupy budziła się dobrowolnie tak wcześnie. I nie mylił się. Do salonu przyszła Sophie. Na początku nie widziała Shiro, bo zasłaniała ją ściana. Uśmiechała się dziwnie do Dena jakby chciała powiedzieć "Lubię cię, ale wiem, że coś kręcisz".
  - W lodówce jest lazania. - Powiedziała od tak.
   Lazania? A po co mu była lazania? Sugestia Sophie o mało co nie spowodowała u niego śmiechu, dopóki nie przypomniał sobie o Shiro. Stała w kącie pomieszczenia i nie odezwała się ani słowem. Musiał o niej w końcu powiedzieć, albo zrobi to za niego.
   Casterwill'ka zaczęła schodzić ze schodów. Den musiał o tym powiedzieć. Teraz.
  - Ja jestem głodna. - Odezwał się dziewczęcy głos.
   Shiro zrobiła to przed Denem. Sophie wyjrzała zza rogu ściany. Albinoska pomachała do niej, zupełnie nie przejmując się jej zaskoczeniem. Sophie na moment zignorowała nieznajomą.
  - Kto to jest? - Warknęła do Dena.
   Kolejna nowa osoba nie była od razu problemem, ale Sophie, po całej akcji z rodzeństwem, miała dość. Nawet, jeśli już się z nimi pogodziła, to i tak męczyło ją złe przeczucie. I tego właśnie przeczucia się trzymała.
  - Shiro. - Odpowiedział powoli. Bał się jej reakcji. - Obiecałem jej pomóc, bo się zgubiła.
   Na swoje słowa usłyszał tylko głośne westchnięcie. Zaraz potem Sophie zeszła ze schodów i podeszła do białowłosej.
  - Jestem Sophie Casterwill. - Przedstawiła się, bo tak wypadało.
  - Shiro! - Albinoska zasalutowała, a potem żwawo podała jej rękę. Sophie odchyliła się w tył nieznacznie, ale zignorowała zachowanie dziewczyny. Była na to zbyt zmęczona.
  - Den powiedział, że potrzebujesz pomocy. O co chodzi? - Nacisnęła na drugie zdanie i obrzuciła wzrokiem Dena.
  - Ej, nie patrz tak na mnie! Dla ciebie nawet pomoc jest zła?
   Nie. Tylko w Sophie tkwił problem, nie w chęci pomocy. Jej niepokój nie mijał.
  - Może ja pójdę po resztę i ustalimy co z nią zrobić?
   Casterwill'ka wskazała palcem na Shiro, a ta pokazała jej język. Sophie nie zauważyła tego, w przeciwieństwie do Dena, który ledwo powstrzymywał śmiech. Ale Den nie chciał, żeby inni dowiedzieli się o Shiro. Znaczy chciał, jednak i tak już miał problemy z Sophie. A co pomyśli o tym Lok? Pomachał przed przyjaciółką rękami.
  - Nie... Lok nie lubi wstawać wcześnie, a Juliette wczoraj bardzo źle się czuła.
  - To, że Lok nie lubi wstawać wcześnie, to nie znaczy, że nie musi. Juliette i Tek mogą spać, i tak nie ustalają, co robimy. Są przecież nowi.
   Den darował sobie dalszą rozmowę i włożył ręce do kieszeni. Sophie wiedziała więc, że może iść po Loka.
   Shiro przez całą rozmowę się na nich patrzyła. I tak nie wiedziała, o co chodzi Sophie, toteż tylko podsłuchiwała. Kiedy Casterwill'ka poszła na górę, Shiro wskoczyła na kanapę. Den zerknął na nią.
  - Przepraszam za nią. Ostatnio taka jest.
  - Może ma depresję? - Shiro przekrzywiła głowę na bok.
  - Nie? Nie sądzę... - Den uniósł brew.
  - Więc... Opętały ją mroczne demony. - Zaśmiała się dziewczyna i założyła ręce za głowę.
  - To ja jednak bardziej stawiałbym na depresję.
   Shiro zaśmiała się ponownie. Zaraz potem na dół zeszła Sophie wraz z zaspanym Lokiem.
   Gdy wszyscy się rozsiedli, Sophie zaczęła przepytywać Shiro. Lok prawie zasnął, przez co Sophie musiała powtórzyć mu wszystkie odpowiedzi albinoski. Skończyło się na tym, że łowcy i tak się niczego nie dowiedzieli.
   Najdalszym wspomnieniem Shiro nadal była jej piosenka. Nie wiedzieć czemu, białowłosa nie powiedziała dużo o swoim spotkaniu z Denem. Nie mówiła też o swoich magicznych zdolnościach, którymi posługiwała się przy Philsie. A Den o tym nie wspominał, bo szczerze był tak śpiący, że zapomniał.
   Po skończonej rozmowie Casterwill'ka przeanalizowała w ciszy fakty. Skoro Shiro nawet nie pamiętała, gdzie mieszka, to łowcy nie mogli jej pomóc.
  - Może zostaniesz u nas dopóki sobie czegoś nie przypomnisz? - Odezwał się po raz pierwszy Lok.
  - A będą słodycze? - Uśmiechnęła się szeroko.
   Sophie strzeliła sobie facepalma, a Lok trochę się rozweselił.
  - Coś się znajdzie. - Odpowiedział.
   Zanim Sophie zdążyła dodać swój komentarz, po schodach zszedł Tek. Dopiero co się obudził. Przetarł oczy i zaczął coś mamrotać.
  - Nie ma tu Juliette?
  - Nie. - Powiedział Den.
  - Myślałem, że jest w toalecie... Juliette! - Krzyknął na cały dom, a Lok wyprostował się natychmiastowo.
   Cisza.
  - Sprawdzałeś w jej łóżku? Może przykryła się kołdrą? - Phils zadał dość głupie pytanie, więc Tek tylko puścił mu rozdrażnione spojrzenie.
  - A tak w ogóle, to kto to jest? - Chłopiec wskazał palcem na Shiro.
  - Shiro. - Odpowiedział Sophie. - Den ją dzisiaj przyprowadził i...
   Juliette. Shiro coś mówiło to imię. Kiedy reszta sobie rozmawiała, ona nie słuchała i próbowała sobie cokolwiek przypomnieć. Zamknęła oczy, starając się wyobrazić wygląd postaci. Juliette... Juliette jaka? Nic się nie pojawiło. Wiedziała, że zna tę dziewczynę, ale równocześnie kompletnie o niej zapomniała.
  - Przypomnij mi, który to już raz musimy szukać kogoś z rodzeństwa? - Sophie, która właśnie odezwała się do Loka, wyrwała Shiro z zamyśleń. Białowłosa spojrzała na nią, gdy akurat wstawała z kanapy. Chłopiec i Lok poszli na górę się ubrać. Shiro domyśliła się, że będą szukać Juliette.
  - Sprawdzę jeszcze toaletę na dole. - Rzuciła Casterwill'ka, na co Den przytaknął.
  - Shiro, idziesz szukać z nami? - Zapytał.
   Shiro pokiwała wolno głową. Po tym, jak została sama z Denem, wróciła do rozmyśleń. Więc ta cała Juliette zaginęła. Musi być jedną z ich przyjaciół, jeżeli teraz kompletnie zapomnieli o białowłosej.
   Kiedy reszta osób wróciła, wszyscy od razu ruszyli do drzwi. Cherit został w domu, bo nie mógł pokazywać się albinosce. Poza tym miał ważniejsze rzeczy do roboty, na przykład, według niego, było to spanie.
   Shiro podążyła bezinteresownie za innymi. Minęła chwila, a podszedł do niej Tek. Chłopiec wyraźnie ukazywał zainteresowanie nową znajomą.
  - Jestem Tek Ray, a ty? - Spytał wesoło.
   Dziewczyna popatrzyła na niego. Przez chwilę analizowała jego słowa. On jest... Ray'em?! Poczuła silny napływ gorąca. Jej oczy rozszerzyły się z przerażenia, a wargi lekko zadrżały. Zauważył to tylko Tek, który odsunął się od niej.
  - Co się stało?
   Shiro zerknęła na niego. Dwa słowa, a wszystko stało się jasne. Już pamiętała, dlaczego znalazła się w parku, lecz nie mogła nikomu tego powiedzieć. Nie teraz.
  - Ja.. Przypomniałam sobie coś.
    Lok, Sophie i Den wyszli już z domu. Na schodach stanęła Sophie i kazała się pośpieszyć. Shiro stanęła w progu drzwi.
  - Przypomniałam sobie coś o Juliette. - Powiedziała do wszystkich. Tek, wcześniej stojący dwa lub trzy metry od wyjścia, podbiegł do albinoski.
  - Co? Co sobie przypomniałaś?!
   Dziewczyna odwróciła się w jego stronę, a potem z powrotem w stronę reszty. Zaczęła smutno, jakby chciała wmówić drużynie, że zależy jej na Juliette.
  - Na pewno ostatnio ją spotkałam. Nie wiem, to było... Jakiś tydzień temu. - Nie popełniła pomyłki. Wiedziała, że przez ostatnie dni Juliette Ray była w Quebecu na misji. Że zdobyła Mroźne Serce. - Kojarzycie starą kamienicę niedaleko parku? Tę, która podobno jest nawiedzona? - Sophie pokiwała głową, więc Shiro mówiła dalej. - Spacerowałam tam niedawno. Juliette szła w przeciwną stronę. Powiedziała mi, że mam fajne włosy, kiedy koło niej przechodziłam. Nie rozmawiałam z nią, tylko się uśmiechnęłam, ale gdy trochę się oddaliłam, z tego starego budynku wyszli jacyś dziwnie ubrani ludzie. - Skończyła i czekała na odpowiedź.
  - Rozumiem... - Słowo Dena zabrzmiało, jakby właśnie dowiedział się o śmierci przyjaciela.
  - Musimy natychmiast wychodzić. - Popędził ich Tek. Łowcy ruszyli, a Shiro podążyła roztargniona za nimi.

~~~

Wenecja, Włochy
   Nie dało się zaprzeczyć, że drużyna była zdenerwowana. Po prostu chcieli tego nie ukazywać Shiro, ale dziewczyna i tak to widziała. Nawet małe dziecko by zauważyło. 
   Powoli zbliżali się do wspomnianej kamienicy. Przechodzili wzdłuż jednej z wąskich uliczek. Wokół budynku było ich naprawdę sporo. Ta okolica była również mało odwiedzana. Jej mieszkańcy, to w większości pijaczyny. 
   Shiro i Tek szli na końcu, tak, jak gdy wychodzili z domu. To była jedyna szansa białowłosej. Musiała to dobrze rozegrać. Zobaczyła, że przód przyśpieszył. Kamienicę było widać na końcu ulicy. Teraz nikt nie patrzył, mogła działać. 
  - Tek. - Powiedziała ciszej, tak, żeby reszta jej nie usłyszała. Chłopiec odwrócił się do niej. - Spójrz, tam ktoś chyba szedł. 
   Shiro mówiła na temat, choć trudno było w to uwierzyć, jeszcze węższej uliczki, znajdującej się po jej prawej stronie. Tek podbiegł do niej, a reszta osób nie zorientowała się, że powinni się zatrzymać. Shiro i Tek zostali w tyle. 
  - Tu nikogo nie ma. 
  - Widziałam kogoś na końcu ulicy. Pewnie gdzieś skręcił.
   Tek wszedł w uliczkę i zmarszczył brwi. 
  - Czy to mogła być Juliette? 
  - Nie, raczej jakiś mężczyzna. Nie zawołasz reszty? - Spytała ironicznie, choć nie dało się tego usłyszeć w jej głosie. Znała dobrze Teka. Woli szybko coś sprawdzić, niż użerać się z innymi. Odpowie, że nie zawoła.
  - Nie zawołam. Sprawdźmy to szybko i wracajmy. - Ruszył przed siebie, a rozbawiona w duchu Shiro podążyła za nim.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Może i nie minęły dwa tygodnie, ale jakoś nie mam serca, żeby zostawiać ten piękny rozdział jako projekt :v
Poza tym: koniec z nazywaniem Sophie rudowłosą! Jezu, chyba jestem jakąś daltonistką, żeby tak o niej mówić .-. 
I ostatnia rzecz: zmieniłam trochę... Hmm, styl? Teraz, jak widzicie, stawiam inaczej myślniki przy dialogach. Tak po prostu jest czytelniej, co nie?





poniedziałek, 6 marca 2017

Loffki XD

Dziękuję za ponad 2000 wyświetleń. Jesteście super <3
co z tego, że 1/3 jest moich XD 

Rozdział 12. - Dziko kwitnące kwiaty

Wenecja, Włochy
   Den dobiegł do weneckiego parku. To właśnie stąd dochodził dziewczęcy głos. Dzisiaj ponownie zakwitły dzikie, czerwone hibiskusy. Podobno ich kwiaty rozwijały się tylko na dobę, mimo tego te kwitnęły nieprzerwanie już ponad tydzień. Na środku parku stała duża fontanna, a po jej bokach były poustawiane ławeczki. Chodnik był zrobiony z jasnoszarej kostki brukowej. Na obrzeżach parku rosło wiele drzew najbardziej zielonych właśnie w tę porę roku.
   Phils zatrzymał się. Na ławce przy fontannie ktoś siedział. To ta osoba śpiewała piosenkę. Den zaczął iść w jej stronę...

--->Muzyka<---
Kwitnący dziki kwiecie
Ach, proszę cię, powiedz mi
Dlaczego ludzie walczą
I krzywdzą się nawzajem?

Dostojnie kwitnący kwiecie
Co takiego widzisz ze swojej łąki?
Dlaczego ludzie nie potrafią
Sobie wybaczać?

   Im bliżej był, tym głos wydawał się piękniejszy. Piosenka niosła się z wiatrem. Czuł się, jakby słyszał ją tylko on. Den poszedł w stronę fontanny. Doszedł już do ławeczek, aż głos ucichł, a czar prysnął. Białowłosa dziewczyna w jego wieku uniosła głowę i rozległ się świst. Świst powietrza. Białowłosa prawdopodobnie zamachnęła się ręką w samoobronie, jednak zrobiła to nienaturalnie szybko. Den odskoczył. Co on do diaska wyprawia? 


(na zdjęciu postać ma specyficzny strój, ale jest to bohaterka z anime i nie mam innych obrazku. W opowiadaniu jest normalnie ubrana)

-Nikt nie atakuje Shiro! - Wykrzyknęła groźnie (choć z jej dziecinnym wyglądem wcale to tak nie wyglądało). Den pomachał przed nią rękami odsuwając się kilka kroków.
-Nie zamierzałem cię atakować. - Odpowiedział Den nie spuszczając z niej wzroku
   Shiro uniosła brew. Jej czerwone oczy przeszywały Philsa na wylot niczym strzała łuku. Spojrzenie dziewczyny z nieufnego przeszło w pełne zmęczenia.
-Nic ci nie jest? - Den podszedł zaniepokojony do niej, lecz ta cofnęła się. Potknęła się o nierówność i upadła na chodnik, co musiało być bardzo bolesne, bo miała na sobie tylko letnią piżamę. Nie posiadała nawet kapci.
   Chłopak podbiegł do niej, jednak gdy już przy niej był, machnęła ręką i z fontanny wyleciały lodowe ostrza odgradzając mu drogę. Den ledwo co ich uniknął. Jedno z nich obcięło mu kosmyk włosów.
-Mówiłam... - Odezwał się cichy głos. - Nikt nie atakuje Shiro... - Wyszeptała i opuściła głowę na ziemię.
   Den nie ruszał się przez chwilę. Dziewczyna też. Lodowe ostrza? Przemknął mu przez myśl wygląd Juliette, ale to nie było możliwe. Ostrożnie zbliżył się do czerwonookiej. Wyglądało na to, że zemdlała, a Phils nie wiedział co robić. Szturchnął ją w ramię, żeby się upewnić. Niestety jego obawy potwierdziły się. Był sam w parku z nieznajomą albinoską. Wydawało mu się, że to tylko jakiś kolejny głupi sen.
   Na wszelki wypadek postanowił nie odchodzić z miejsca. Usiadł na ławce i czekał, aż białowłosa się obudzi. Może powinien iść do domu i powiadomić o całej sprawie przyjaciół? Tylko że nie wiedział jakby to wytłumaczyć. A najważniejsze, że nie wiedział kim nawet jest dziewczyna. "Shiro" nie za wiele mu mówiło.
   Mijały godziny. Aż do czwartej nad ranem. Na szczęście nikt oprócz Dena nie był tak głupi, żeby szlajać się w nocy po parku. W końcu albinoska obudziła się wydając z siebie długi jęk. Den upewnił się, że jest na tyle osłabiona, aby nie atakować, po czym podszedł do niej. Nastolatka otworzyła powoli oczy. Gdy tylko ujrzała Dena, zmarszczyła brwi i próbowała się szybko podnieść, ale znowu upadła. Warknęła w geście złości.
   Den usiadł koło niej, lecz w bezpiecznej odległości, żeby nie przestraszyć Shiro. Zgiął kolana i oparł na nich swoje ręce.
-Jak się nazywasz? - Spytał. Próbował się z nią w jakiś sposób zaprzyjaźnić, chociaż wiedział, że to niełatwe zadanie.
-Shiro.
-A nazwisko?
-Wystarczy Shiro.
   Den westchnął głęboko.
-Jestem Den Phils.
-Mhm... Przypominasz mi kogoś. - Usiadła.
-Kogo?
-Sama nie wiem.
   Den nie odezwał się. Trudno się rozmawiało z tą dziewczyną. Phils nie zauważył jeszcze, że Shiro co kilka sekund patrzyła na miecze schowane pod jedną z ławeczek. Chciała je zabrać i uwolnić się od Dena, ale coś jej nie pozwalało. Może... Nie była na tyle nieufna? Mniejsza z tym. I tak nie mogła się przed nim rozklejać.
    Albinoska wstała i nieoczekiwanie wskoczyła na fontannę. To było jak mrugnięcie oka. Den poderwał się na nogi. Shiro siedziała na czubku jakby była gargulcem. Żaden człowiek tak szybko nie wraca do siebie, coś było z tą dziewczyną nie tak.
   Shiro patrzyła spokojnym wzrokiem na Dena. Nie straciła równowagi ani razu, kiedy tak siedziała. Phils nie wiedział, co z nią zrobić.
-Tak w ogóle, to gdzie mieszkasz? - Zapytał się Den. Mógł uciekać lub ją ignorować, ale był niezbyt mądry i nadal się za nią uganiał. Chciał odprowadzić Shiro do domu i mieć problem z głowy.
-Powiem ci za szokolatkę. 
-Szokolatkę...? Co to do cholery jest szokolatka?
-Czekolada. - Odpowiedziała. - Jeśli dasz mi czekoladę, a wiesz, ja bardzo lubię czekoladę, to ci powiem. Skąd mam mieć pewność, że masz dobre zamiary? - Pokazała mu język przykładając palec do dolnej powieki. Dla Shiro "szokolatka" była o wiele więcej warta niż normalna rozmowa.
   Chłopak nie wiedział, co ma odpowiedzieć, jednak Shiro wciąż czekała na jego słowa. Ta dziewczyna go przerażała. Była inni niż wszyscy, pomijając to, że nikt nie jest identyczny. Po prostu była inna. A powód? Może była na coś chora albo po prostu się nie wyspała?
-Nie mam czekolady. - Powiedział starając się uznać jej pytanie za standardowe.
-Więc ci nie powiem.
-To nie mów. - Warknął. - Zamierzasz tu siedzieć przez resztę nocy?
-Zamierzam. - Skrzyżowała ręce nadal utrzymując się na czubku fontanny.
   Den odwrócił się w przeciwną stronę i ruszył przed siebie. Miarka się przebrała. Zwyczajnie wróci do domu i położy się spać.
   Nagle znowu usłyszał świst. Zanim się odwrócił, Shiro stała przy fontannie. Zakręciła na palcu pasmo włosów.
-Ja po prostu się zgubiłam... - Odparła z pokorą. - Ostatnie co pamiętam, to ten park i piosenka. Nie wiem nawet, gdzie byłam wcześniej.
   Shiro się tłumaczyła, ale Den nie wiedział, co ma robić. Uratować dziwną dziewczynę, czy jej nie uratować i wplątać się w kłopoty z jakąś sektą (przecież nikt nie wie, skąd taka osoba może pochodzić). Oto jest pytanie. Z każdą chwilą wydawało mu się, że oczy nastolatki nabierają łez. Ech, trzeba było zostać w domu...
-Mogę cię zaprowadzić do mnie. Z moimi przyjaciółmi pomożemy ci odzyskać pamięć, czy co tam tylko chcesz. - Przełamał się rozmasowując kark, a białowłosa podskoczyła radośnie.
-Jupi!
   Den pogonił ją gestem dłoni. Shiro podbiegła do niego w podskokach zapominając o broni, na której niedawno skupiała całą uwagę i skierowali się w stronę mieszkania chłopaka. A krwistoczerwone hibiskusy kiwały się niespokojnie na wietrze.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Okej, okej, w końcu jest rozdział. Miał być już wcześniej, ale nie mogłam go dokończyć (wiecie, kwestia stylu). 
Jeżeli chodzi o piosenkę śpiewaną przez Shiro - śpiewa ją po japońsku, bo tak XD Jest jeszcze polski i angielski cover, ale głos zupełnie mi nie pasował do postaci. Dałam tłumaczenie, aby można było zrozumieć o czym śpiewa Shiro.
Ps. Raczej będę dodawać rozdziały równo co tydzień lub 2 tygodnie